.
Wszystko, co się dzieje, dzieje się po coś
- Yogri byłaś u mnie w pracy?! - krzyknęłam od razu po otwarciu drzwi.
- Widziałaś mnie?! – usłyszałam przerażenie w jej głosie.
- Nie, nigdzie cię nie widziałam, ale miałam wrażenie, że łazisz za mną krok w krok.
- Ale mnie nie widziałaś? – powtórzyła podchodząc do mnie i zaglądając mi w oczy.
- Już ci mówiłam, że nie!
- To dobrze, to bardzo dobrze… a już się przestraszyłam – wyszeptała jakby sama do siebie.
- Jesteś niemożliwa! Dziewczyno, powiedz mi w końcu kim jesteś! – podniosłam głos, chociaż nie chciałam.
- Anno, wydaje mi się, że nie mogę ci jeszcze powiedzieć. Czuję, że to jeszcze nie ta chwila. Myślałam, że domyślisz się sama… no może nie wszystkiego, ale iż zaczniesz coś podejrzewać.
- Podejrzewam u siebie schizofrenię paranoidalną. Muszę jeszcze się tylko udać na badania, na pewno potwierdzą – patrzyłam na nią nie kryjąc nerwów.
- A może powinnaś się cieszyć, bo nie każdy ma możliwość poznać swoją Yogri.
- Każdy ma swoje dziewuszysko takie jak ty, tak?
- Noooo… - otworzyła jeszcze szerzej te piękne oczyska i wlepiła je w moje.
- To powiedz mi dlaczego nikt w słomianym kapeluszu nie łazi za moimi znajomymi, za współpracownikami, a nawet za Adrianem?
- Nie każda Yogri ma taki piękny kapelusz – uśmiechnęła się – i nie wszystkie Yogri, to dziewczyny.
- Jeszcze lepiej, teraz nie wiem już nic! Nie wiem… nic… zupełnie nic – ostatnie słowa powiedziałam ledwie słyszalnym głosem.
- Wolałabyś mnie nie widzieć? Tak bardzo masz mnie dosyć? – wyraźnie posmutniała.
Co miałam powiedzieć? Polubiłam ją i to bardzo, ale nie wiedziałam kim jest i przerażało mnie to. Nawet mogłaby ze mną zostać, przecież jestem taka samotna… Wtem zdałam sobie sprawę, że odkąd ją poznałam, to miałam wypełniony każdy dzień. Nie miałam już czasu myśleć o tym, czy choroba się nawróci. No tak, ale za to myślałam ciągle o Adrianie i obwiniałam się, jak zawsze, tyle że teraz mogłam coś dla niego zrobić. Postarać się, by choć trochę ułatwić mu niektóre sprawy, wskazać drogę. Robiłam to dla niego, ale i dla siebie.
Nagle przypomniałam sobie o badaniach. Wyjęłam z portfela żółtą karteczkę i usiadłam na kanapie. Nie widziałam Yogri, pewnie kiedy się zamyśliłam, musiała wejść do łazienki,.
Bałam się otworzyć ten świstek papieru. Nie potrzebowałam do interpretacji lekarza. Nauczyłam się odczytywać wyniki sama. Każdy chory chyba tak ma, że poznaje swoją chorobę, by umieć z nią walczyć. Tak, wroga trzeba poznać! Zawsze to sobie powtarzałam. Przeczytałam kilka książek na temat swojej choroby i wiedziałam o niej prawie wszystko. Na nieszczęście w żadnej z nich nie było napisane, jak można się pożegnać z tym cholerstwem na zawsze. Tylko regularne badania mogły coś zaradzić. Najgorsze było to, że to „zaradzić” znaczyło jedynie tyle, iż wykrycie nawrotów choroby w możliwie najwcześniejszym etapie, dawało szansę na dalszą walkę. Tak na walkę! A nie pozbycie się tego świństwa!
Drżącymi rękoma otworzyłam kartkę i … zamarłam. Tak złych wyników nie miałam od operacji usunięcia guzka tarczycy. Tylko dlaczego tak dobrze się czułam i nic mnie nie bolało. Nic nie wskazywało na to, że może być ze mną coś nie tak. - I jak? Źle? – Yogri nachyliła się przez moje ramię i spojrzała na kartkę.
- O matko! Skąd się tu wzięłaś? Myślałam, że jesteś w łazience. Przestraszyłaś mnie!
- Przepraszam, chyba się pospieszyłam, ale chciałam być bliżej ciebie w takiej chwili.
- Skąd się tu wzięłaś?! – prawie warknęłam.
- Cały czas tutaj byłam. Zawsze jestem z tobą, taka moja rola.
- Jaka rola? W co ty dziewczyno grasz? Widzisz, że mam duży problem, a ty mi jeszcze dokładasz kolejny! Mam wrażenie, że zwariowałam.
- Anno, już to przerabiałyśmy – powiedziała spokojnie i usiadła obok mnie – nie jesteś wariatką. Musiałam dać ci się poznać, bo miałam wrażenie, że tracisz poczucie w sens życia, a życie ma sens. Każde życie go ma, i twoje, i Adriana. Twoje nabrało znaczenia dzięki temu chłopcu, a i on wiele zrozumiał, właśnie dzięki tobie, dzięki temu, że żyjesz. Nie poddałaś się wtedy, jak chorowałaś. Wygrałeś walkę z chorobą. Nie poddałaś się po wypadku Adriana, mimo że przechodziłaś traumę i miałaś takie straszne myśli, których się bałam. Dałaś radę, tak? To dzięki tobie Adrian uwierzył w swój talent. Dałaś mu coś, dzięki czemu chce mu się żyć. Nie jest już taki smutny i zaczął patrzeć w przyszłość, a nie tylko żyć przeszłością. Ty też tak powinnaś zrobić – mówiła, jakby ją ktoś nakręcił – zrozum, że wszystko, co się dzieje, dzieje się po coś.
Patrzyłam na nią z przerażeniem. Wiedziała o mnie wszystko. Znała nawet moje uczucia i najstraszniejsze myśli, których wstydziłam się sama przed sobą. Bywały dni po wypadku, że nie chciałam żyć. Nie umiałam poradzić sobie z tym, co zrobiłam małemu chłopcu. A ona to wszystko wiedziała? - Jesteś duchem? – sama nie wierzyłam w to, co wyrwało mi się z ust.
- Raczej nie – dotknęła mojej dłoni.
- Co znaczą słowa, że chciałaś być blisko mnie w takiej chwili? Wiedziałaś, że jestem chora? Skąd, do cholery! – krzyknęłam wyciągając rękę spod jej dłoni.
- Anno, nie wiem skąd wiedziałam. Po prostu poczułam to. Jako twoja Yogri wiem o wszystkim. Nie jest łatwe wszystko wiedzieć. Każdy chciałby mieć taką moc poznania, ale uwierz mi, że dla ludzi dobrze jest tak, jak jest.
- Skoro wszystko wiesz, to powiedz mi czy umrę? Zabierze mnie to choróbsko? Czemu teraz, kiedy chciałam zrobić jeszcze coś dobrego dla tego dzieciaka? Czemu nie wtedy, jak nie miałam sił? – w jej wielkich oczach pojawiły się wielkie łzy i nagle zaczęły spływać po policzkach – odpowiedz!
- Nie mogę z tobą o wszystkim rozmawiać.
- Skąd wiesz, że nie możesz?
- Tak czuję.
- Mówisz, że nie jesteś duchem, to kim jesteś? No kim?! – wstałam, chwyciłam ją za ramiona i potrząsnęłam nią tak mocno, że słomiany kapelusz wylądował na podłodze.
Yogri szybko go podniosła i przytuliła z całych sił do piersi.
.