nie potrafię pisać wierszy o miłości
gdy spełniona drzemie grzejąc moje stopy
każdy wers i strofa niedosytem złości
a czułość się zmienia w podrzędny erotyk
każde słowo stygnie na kartce banałem
zbyt płytkim by mogło moje pióro unieść
i niesmak rutyny na wargach zostaje
której to goryczy nie umiem wytłumić
choć wena natrętnie kopie mnie po kostkach
próżno dyszy w ucho już zniecierpliwiona
ja nie jestem w stanie jej wyzwaniom sprostać
i często w kąt szkice rzucam zniechęcona
potem znów skruszona podnoszę notatnik
tkliwie przepraszając potłuczone wersy
i próbuję wysnuć obraz delikatny
przesączony szczęściem w przekazie najszczerszy
a może tak zamiast kiedy w głowie pustka
bez końca przestawiać nudny szyk wyrazów
wespnę się na palce pocałuję w usta
całą moją miłość zrozumiesz od razu