Pegaz, Jewgienij i Lola, jak zawsze późną jesienią,
płynęli mokrą ulicą, targani porannym kacem.
Czas się wewnętrznie odmienić, kiedy pogody nie zmienią,
więc trafią znów „Pod Jesiony”, bo być nie może inaczej.
W sali, przy kontuarze, owinie ich woń z papierosów.
Sami starzy znajomi, a każdy chce Żeni dziś polać.
Wszak, lirycznym wędrowcom odmówić kielicha nie sposób,
bo mają skopane życie - Pegaz, Jewgienij i Lola.
Zapłonie ogień pieprzówki, łzy zalśnią pod powiekami.
Lola rozepnie guziczek bluzki na lepsze okazje.
Pegaz łyknie coś z wiadra, jak zwykle, szybko pijany,
więc tylko machnie skrzydłami, gdy już nie będzie mógł zarżeć.
Erato obecna tam duchem. A może zajrzy na chwilę?
Zobaczy, że piją wiersze, toczone z przaśnych ziemniaków
i przemknie kółeczkiem dymu, jak wszędobylski motylek.
Pogładzi Żenię po głowie i rzeknie: pij dziś i pracuj.
Pegaz, Jewgienij i Lola, poemat stworzą wspaniały
ze świata, w którym bywają, częściej niż w rzeczywistym,
maczając pióra Pegaza w inkauście polskiej gorzały;
lecz, żeby pisać jak oni, trzeba mieć duszę artysty.
Zaniosą szum ciemnych lasów pod brudny, knajpiany sufit,
ożywią z prochów legendy, zaklęciem wódczanej mocy.
I kiedy tworzą do rana, nikt nie jest w stanie ich ruszyć,
na stole przybywa flaszek, a wiersz sam dalej się toczy.
Bo taka siła poezji, że nawet „Pod jesionami”,
pobici podnoszą głowy, a słudzy powstają z kolan.
Zabiorą wszystkich ze sobą: samotnych i pokonanych,
na swoją prywatną arkę: Pegaz, Jewgienij i Lola.