Jesteś dla mnie muzą – poety natchnieniem,
zdrojem tryskającym szczerością uśmiechu,
ranną rosą, której wyszeptać nie umiem,
zapisanej wierszem, litanii mych grzechów.
Uwięziona w myślach nie szukasz ucieczki,
bo gdy można odejść i jasyr niestraszny.
Chcę, by delikatny kwiat nocy nie przekwitł,
a rozbudzał zmysły subtelne jak kaszmir.
Wyważone słowa układam na szali
obok przeznaczenia – co ma być, to będzie,
by przed zapomnieniem te chwile ocalić,
które, gdy przywołam, odnajdą cię we mnie.
Wtedy, tak jak kiedyś, pójdziemy na spacer.
Dłoń zamknięta w dłoni przy blasku księżyca,
jakby chciała ukryć puls w tempie vivace,
zanim gwiazdy świtem utoną w źrenicach.
Co nam pozostanie? Odliczać westchnienia.
Z utęsknieniem będą podążać do zmroku,
aż niespodziewanie w uczucie się zmienią,
by stan uniesienia na sobie znów poczuć.