.
.
*
odbierając wydrukowane obietnice pamiętam o połączonych naczyniach.
obojętność, czyli nie do końca policzalne szramy na zimnej posadzce,
chaos. pod napuchniętymi powiekami unurzane w cieczy ciało.
to nie my płaczemy, bo nas nie ma.
jest bilet w jedną stronę. los nie narzeka.
bierze, co swoje i wygładza na nowej drodze nierówności.
z wiatrem łatwiej przegapić przystanek. na własne życzenie.
**
na kozetce bywam zgodny.
w kwestii zasadności godnego opuszczania tego padołu
powiedziano wszystko. porozumiewawczo mrużąc oczy szumię.
prawo do chodzenia pod prąd sugeruje napięcie.
zakłócenia na linii. między nami mówiąc raczej bez zmian.
pozwolisz, że ułożę się wygodniej. naprędce
postawię na nieporządek. jestem nieład i pływam w tym,
czym mnie uczyniło oczekiwanie na realizację pięcioletnich planów.
świta. ta bezsenność jest nagrodą za odnajdywanie ukrytych wad.
ten twój marsalis dmucha w niewiarygodne nuty.
lata opatulone w komunę zrobiły swoje. teraz
potrafię docenić dźwięki. nawet te jeszcze nie zagrane.
.
.
.