potrząsając bezrozumnie głową
rozrzucała wokół zamierzchłe słowa
jak perły przed wieprzami
wdeptując w ciepły asfalt na pamiątkę
niech błyszczą pod stopami
rozmarzonych wędrowców
nie zrozumiała napięć
gdy rozplotły się dłonie
i nie przeskoczyła iskra
zamglił się wypuszczając listy
pełne niedoczytanych spojrzeń
milczała bezdomniejąc
wplatała we włosy jagody cisu
zgrabiała dłońmi liście opadłe od smutku
wodziła palcem pod śniegiem
szukając wzoru drogi
nakreślonego smugą cienia
dziś półśniąc z zaszronionymi oczami
czeka tylko aż za nią zasuną
szufladę chłodni