dla kaprysu powielane
takie same schematy
z których rodzi się ból
wylewają złe słowa
powrotami gotują smak łez
oderwanie od gałęzi bo ludzie
poza ramami
przewracają do góry świat
on przecież rozdaje dobre uczynki
współczucie nie było i nie jest priorytetem
tumult zagłuszał urok pór roku
nie czujemy zapachu wiosny
słońca latem złotej jesieni
a zimą płatków śniegu na twarzy
wrzawa zastygła pomiędzy wersami
zupełnie tak jak modlitwa
na ustach drętwa niema
opadają wyblakłe promienie
nadzieja zamknięta w domu bez nazwy
z upragnionym spokojem
nie ma siły już na nic
tylko czas wie co dalej
cisza czy krzyk