Strażnica była stara. W drugim skrzydle budynku mieściło się muzeum straży pożarnej.
Pomiędzy muzeum i strażnicą, w szklanym łączniku wystawiono świetlicę, przerobioną na zaprzyjaźniony lumpeks. Parter strażnicy zajmowały garaże dla samochodów bojowych
gaśniczo - ratownicze i specjalne. Samochody pełne były skrytek .Konserwacja sprzętu i nauka zawartości wozów plus pot na placu ćwiczeń to codzienność. Tuż za bramą zielona oaza. Dla wytchnienia parę rachitycznych rajskich jabłonek i mirabelek. Najważniejsze jednak były ławeczki bliźniaczki. W wieczorne ciepłe dni miło było posiedzieć, porozmawiać. Pewnego razu dyskutowali o pożarach i o innych płomiennych elementach świata. Usłyszeli wrzaski od strony wieżowca obok.
- Ludzie łapcie go on zabił moją matkę. – Słychać było wrzaski.
Zobaczyli dwóch goniących się mężczyzn. Zakrwawiony dryblas nie spodziewał się zatrzymania przez strażaków. Po chwili leżał na ziemi związany w baleron. Zadaniem wieczornym były ćwiczenia z węzłów ratowniczych na linkach. Dyspozytor wezwał patrol niebieskich. Na szczęście dla zatrzymanego szybko przyjechali, bo ręce ich świerzbiły, by zrobić samosąd. Gdy go już zabrano poszli drużyną na miejsce zbrodni. Wybebeszone z zawartości wszystkie meble. Białe ściany zbryzgane krwią denatki. Spod czarnego worka wystawały nogi i wypływał płyn mózgowy. Zapłakany syn pocieszany na klatce schodowej przez sąsiadów
Miesiąc później wezwano ich do Pałacu Mostowskich. Tam sam Komendant Wojewódzki błękitnych, wręczył po encyklopedii i pozłacanym zegarku.
– Gratuluję obywatelskiej postawy. – Uścisnął dłoń, flesze aparatów i brawa.
Po kilku latach Bogdan oddał książkę dla domu dziecka. Zegarek przestał odliczać czas jego epoki. Nie był już młodzieńcem z blond czupryną, ale raz w roku siadał na ich ławeczce.
Wspominał tych których wezwał Florian do siebie i tych co na emeryturze lub u specjalistów od psychicznych problemów