Rozpoczynamy anonimowo konkurs - opowiadanie w temacie: "Zasłyszane opowieści"

W konkursie na najciekawsze drabble zwyciężył utwór "sierota" - Gelsomina

Zapraszamy do głosowania na Wiersz Miesiąca III/24

Hetmańska cz. I

Moderator: Redakcja

ODPOWIEDZ
Irys
Autor/ka
Posty: 607
Rejestracja: 05 września 2021, 13:29
Lokalizacja: Śląsk

Hetmańska cz. I

Post autor: Irys »

- To tutaj! – Wskazał na drzwi komisarz Michalski.
Mirek spojrzał nieco wyżej na szyld w zielono białym kolorze: „Hetmańska” - No cóż - powiedział do siebie, spodziewając zwykłej speluny, gdzie przychodzą jakieś podejrzane typy odruchowo ziejące agresją na wszystko, co znajdzie się w zasięgu wzroku, a tu pełna kultura i niestety morderstwo.

W środku panował lekki chaos, powywracane krzesła, kilku mundurowych poruszających się w różnych kierunkach i facet w białym fartuchu, pochylony nad ofiarą.
- Nóż…? - I zapewne dwadzieścia ran kłutych? – odezwał się Mirek do mężczyzny w białym fartuchu, ni to pytając ni stwierdzając.
- Osiemnaście – odpowiedział tamten.
- No prawie – powiedział Mirek spoglądając na denata.
Zauważył, że w jego spojrzeniu było jeszcze żywe przerażenie. Spojrzał w górę, gdzie wpatrywały się oczy ofiary. - Belka stropowa? - powiedział do siebie, coś na niej dostrzegając.
Stanął na krześle. Był tam mały, niewyraźny wyraz, wyryty być może scyzorykiem albo innym szpikulcem. Pierwszą literą na pewno było „W” ostatnia „y”, pozostałe były nieczytelne. Ktoś je zrył, może to ta sama osoba? Najpierw coś w specyficzny sposób chciała wyrazić, a potem stwierdziła, że lepiej niech będzie to tajemnica. Zapewne chodziło o imię, być może, nieźle wstawiony małolat, ale przecież nie mógł tego zrobić na oczach klientów i personelu?
- Co pan tam zobaczył? – zapytał komisarz Michalski, wyrywając go z zamyślenia.
- Chyba nic istotnego, ale dla kogoś, kto pisze kryminały, mogłoby to stanowić niezłą inspirację – stwierdził z lekkim uśmiechem schodząc z krzesła.
- Co takiego?
- Nie… to kompletnie nie ma znaczenia – odpowiedział Mirek. - Rozumiem, że wszyscy, którzy tu byli łącznie ze sprawcą są już na komisariacie.
- Tak! – odpowiedział komisarz Michalski.
- No to pora poznać szczegóły, dlaczego ktoś komuś zadał tych osiemnaście pchnięć.

***

- Nazwisko!?
- Kazimierska – odezwała się przesłuchiwana – Kazimierska Barbara – dodała.
- Pani jest właścicielką lokalu, w którym doszło do morderstwa? – Kontynuował Mirek.
- Tak… - odpowiedziała kręcąc głową, jakby nie mogła uwierzyć w to co się stało.
Widać było, że jest bardzo zdenerwowana, na czole miała dużego krwiaka, cała dygotała, trudno było jej odpowiadać na pytania.
-Wiem, że to dla pani horror, ale to już minęło, jest pani bezpieczna – powiedział do niej cieplejszym głosem. – Czy ten…? Zamordowany był stałym klientem? Czy widziała go pani pierwszy raz?
-Byłym facetem kelnerki – odpowiedziała drżącym głosem.
- No, tak podejrzewałem… zapewne nie potrafił bez niej żyć?
- No chyba tak, byli ze sobą… jakieś dwa lata. Na początku było wszystko okej, ale z czasem bywał o nią coraz bardziej zazdrosny. Chciał, żeby rzuciła tę pracę. Pół roku temu z nim zerwała, on oczywiście nie mógł się z tym pogodzić, przychodził tu, prosił. Z dwa miesiące temu coś znowu między nimi zaiskrzyło, ale na bardzo krótko, uderzył ją, bo uśmiechnęła się do klienta. No i w końcu, kompletnie mu odbiło...
- Jak do tego doszło?
- Przyszedł mniej więcej około dwudziestej, był już trochę wypity. Aśka nie chciała do niego podchodzić, więc ja podeszłam, zamówił setkę, potem drugą. Siedział chwilę spokojnie, potem zawołał mnie i zażądał, żeby obsługiwała go Aśka. Powiedziałam mu, że za dużo już wypił i w ogóle nie będzie obsługiwany. Wstał i szedł w kierunku wyjścia, jednak przed drzwiami zatrzymał się i ruszył w kierunku Aśki. Uderzył w twarz, zaczął szarpać. Podbiegłam do nich, złapałam go za włosy, odwrócił się w moją stronę i popchnął z ogromną siłą. Upadłam na podłogę, chciał mi jeszcze dołożyć, ale dwóch klientów powstrzymało go, nie dali mu jednak rady, powywracał ich. Byłam jak sparaliżowana nie mogłam wstać, a on ruszył w kierunku baru... no a potem, to już pan wie.
- Osiemnaście pchnięć?
- No cóż… ale to on chciał ją zabić! – odpowiedziała stanowczo.
- No tak, walczyła o życie – stwierdził spoglądając na zegarek - To wszystko – powiedział nie mając sumienia dalej jej męczyć.
- Czy jeszcze będę wzywana?
- Raczej tak, ale dzisiaj już wystarczy, jest pani wolna, proszę tylko podpisać zeznanie.
- A…? Coś mi się przypomniało - powiedział spoglądając na sufit, Mirek.
- Co takiego!? -Spojrzała na niego z lekkim niepokojem.
- On… patrzył z przerażeniem na belkę stropową, na której ktoś wyrył wyraz…? To taki szczegół, raczej nie do rozszyfrowania. Tylko pierwsza i ostatnia litera, zostały. "W" i "y", resztę ktoś zrył, być może ten sam koleś. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że to słowo brzmiało „Winny”.
- Nie mam pojęcia… Mówi pan na belce stropowej?
- Tak, ale to na pewno jakiś dziwny zbieg okoliczności. On miał takie przerażające spojrzenie, dlatego to mnie zaciekawiło i zauważyłem ten nieczytelny wyraz.
- Hm... nie wiem, kto mógłby coś takiego zrobić. Do mojej restauracji przychodzą raczej zrównoważeni ludzie, no... nie licząc tego psychopaty - odpowiedziała zmęczonym głosem, mając już dość pytań.
- Jeszcze raz dziękuję pani – Mirek również nie miał ochoty dłużej jej męczyć.

Przyszła kolej na główną bohaterkę, tego tragicznego zajścia.
Joanna Bogacka, lat trzydzieści pięć i osiemnaście pchnięć, które wysłały na tamten świat jej byłego faceta, który okazał się być niebezpiecznym świrem. Opowiedziała mniej więcej to samo, co jej szefowa, nie pamiętała tylko zdarzeń, które wydarzyły się za barem. Mirkowi rzucił się w oczy jej spokój, mówiła o tym wszystkim, bez żadnych emocji, zupełnie inaczej niż jej szefowa. Być może, po tym wszystkim, było jej zupełnie wszystko jedno, co będzie dalej.
- Pójdę siedzieć? – zapytała trochę od niechcenia.
- Nie, nie sądzę, działała pani w obronie własnej, są świadkowie. To trochę potrwa, ale, będzie dobrze – odpowiedział uspokajająco Mirek.



***

Minęło sześć miesięcy od tamtej sprawy. Mirek po skończonej służbie, wracał piechotą do domu. Był piątek i kiedy miał wolny weekend, lubił sobie tak bez większego celu pospacerować po mieście. A wrzesień jest idealnym do tego miesiącem. Dzień jest jeszcze długi, a temperatura idealna, nie za ciepło, nie za zimno. No i powiewa takim delikatnym wietrzykiem melancholii, w sam raz by wspominać, stare, nie zawsze dobre, czasy.
Od dwóch lat mieszkał w Raciborzu, małym miasteczku na terenie Śląska i jak na razie był z tego faktu zadowolony, wszędzie blisko, spokój, którego wcześniej mu bardzo brakowało. Warszawa dała mu nieźle popalić. Zorganizowana przestępczość, bezwzględni gangsterzy, codzienny stres i jego zawzięty charakter, sprawiały, że rosła liczba osób, życzących mu wszystkiego najgorszego. W końcu podczas obławy na jeden z miejscowych gangów, jakaś zabłąkana kula trafiła go w lewy bark i sprawiła, że powiedział: Wystarczy! Na jego prośbę, przeniesiono go na prowincję i może teraz spokojnie spacerować po mieście, bez obawy, że jakiś zły ktoś chciałby go odstrzelić.

Idąc w niezupełnie określonym kierunku i rozmyślając o swojej niespokojnej przeszłości, zauważył, że znalazł się na ulicy „Długiej”. Rzadko tu bywał, a jak się trafiło, to przemieszczał się po niej zbyt szybkim krokiem. A ona miała swój urok, była jedynym w tym mieście deptakiem. Zabytkowe kamienice z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Jedna jej połowa, była tarasem pełnym kolorowych kwiatów, rosnących w ogromnych kwietnikach. Znajdowało się tam również, kilka kawiarenek i restauracji. Na tej niższej połowie przeważały sklepy, małe banki i kilka złotniczych pracowni.
Przy jej końcu, zobaczył zielono biały szyld z napisem „Hetmańska” i przypomniała mu się ta makabra sprzed pół roku. Z czystej ciekawości postanowił wejść i zobaczyć jak wygląda w środku, kiedy nikt tam nikogo nie zabija.

Usiadł przy barze, obok niego siedziało dwóch mężczyzn, a przed nim barmanka wsłuchiwała się w ich rozmowę.
- Słucham? - zapytała trochę od niechcenia.
- Hm… zaraz, zaraz? – Mirek zastanawiał się patrząc na półki z alkoholem
- To pan?! – stwierdziła szefowa, patrząc z lekkim niepokojem na niezdecydowanego klienta.
- Bez obawy, jestem tu zupełnie prywatnie – odpowiedział, trochę rozbawiony jej wystraszoną miną.
- Czego by pan sobie życzył? – zapytała już z lekkim uśmiechem.
- Piwo… nie, whisky, czarny Walker – stwierdził po krótkim zawahaniu.
- Już się robi, przepraszam, że tak na pana zareagowałam, ale to był odruch, myślałam, że…
- Nic nie szkodzi, ludzie często reagują na mnie, z co najmniej lekkim niepokojem. Jak widzę, interes kręci się dalej – stwierdził zmieniając temat.
- No jakoś kręci – odpowiedziała podając mu szklankę z whisky.
Chwile potem, ktoś ją zawołał z zaplecza i musiała go przeprosić, przerywając rozmowę.

Siedział przez dłuższą chwilę sącząc whisky, w tle grała jakaś muzyka, po jakimś czasie, zaczęła docierać do niego rozmowa, dwóch mężczyzn, siedzących obok.
- Więc mówisz, że Kafka w Procesie chciał nie tyle przedstawić bezradność jednostki względem systemu, a przede wszystkim uzmysłowić czytelnikowi, że każdy jest winny i musi ponieść tego konsekwencje? – powiedział jeden z nich, poprawiając okulary.
Wyglądał trochę dziwnie, długie siwiejące włosy spięte w kucyk, okulary lenonki i krótki wąsik. Ubrany we flanelową koszulę, zupełnie nie pasował do eleganckiego wnętrza.
- Tak, zawsze jest przyczyna i skutek. Za kradzież karą jest więzienie, za życie, śmierć- odpowiedział jego rozmówca.
Ten z kolei był łysy o wychudłej twarzy z mocno wystającymi kośćmi policzkowymi i dużych wyłupiastych oczach. Oboje sprawiali wrażenie jakby urwali się z choinki. No i ta rozmowa, Kafka?
- Czyli każdy kto się urodził jest winny? – zapytał z lekką ironią w głosie ten o wyglądzie podstarzałego hipisa.
- Tak, jedyne co można zrobić to się odraczać – odpowiedział stanowczo łysy.
- Hm… no w sumie racja, ale w życiu jest coś jeszcze głębszego, jakaś tajemnica, którą trzeba odkryć. Człowiek szuka w nim jakiegoś spełnienia? – stwierdził hipis.
- Tak i stąd brama – odpowiedział sięgając po kufel, łysy.
- Uważasz, że za nią jest spełnienie? Może i tak, ale może tam być tylko pustka… - ni to zapytał ni to stwierdził podstarzały hipis.
- Być może, ale zawsze warto walczyć – odpowiedział łysy.
- Nawet jak to nie ma sensu?
- Przede wszystkim, bo walka nadaje czemuś sens i pozwala zapomnieć, że wszystko jest bez sensu.
Mirek chcąc nie chcąc przysłuchiwał się rozmowie, która go z jednej strony trochę zaciekawiła, z drugiej była trochę denerwująca.
- Ha…Ha...Ha… Wciągnęła pana dyskusja - odezwała się z za baru szefowa.
Nawet nie zauważył, kiedy tam weszła.
- To dwaj panowie „M” moi stali klienci, uwielbiam wsłuchiwać się w ich rozmowy, choć zazwyczaj nie wiem, o co chodzi.
- Niech pani nie przesadza! Pani Basiu, zazwyczaj dyskutuje pani razem z nami – odezwał się łysy.
- Dlaczego panowie „M”? – zapytał Mirek.
- Dwa Marki, pan Marek – wskazała na tego z długimi włosami - jest polonistą. Drugi pan Marek – wskazała na łysego. – Filozofem. Są tutaj co weekend i zawsze dyskutują na ambitne tematy.
- Bardzo mi przyjemnie –powiedział Mirek i w tym momencie zauważył tę od osiemnastu pchnięć. Szła do któregoś ze stolików. – Joanna! Pamiętał. – W jej ruchach był jakaś dostojność, nic z tych głupawych małolat z wymuszonym uśmiechem, poruszających się na anorektycznych nóżkach, wywołujących u nie jednego mężczyzny poczucie lekkiego przerażenia. Zapewne pracowała już długo w tym fachu. Miała w sobie to coś i mogłaby mieć każdego - stwierdził nie mogąc oderwać od niej wzroku. Długie czarne włosy spięte z tyłu, czarne spodnie, biała koszula z muszką niby typowa kelnerka, ale ona wyglądała w tym naprawdę pociągająco, nie da się koło takiej kobiety przejść obojętnie. Podczas przesłuchania miała taką bladą i obojętną twarz, że wręcz odstraszała swym widokiem, a teraz…
- Co pan się tak zamyślił? – odezwała się szefowa przerywając jego zauroczenie.
- A… tak jakoś – odpowiedział trochę speszony.
- Joanna… zawsze ktoś do niej zagaduje.
- A jak zniosła to, co się stało?
- Całkiem dobrze, ze mną było trochę gorzej, musiałam wziąć dwa tygodnie wolnego, byłam trochę poobijana no i ten facet... do teraz zdarza się, że we śnie widzę jego twarz. Z Aśką nigdy potem o tym nie rozmawiałyśmy, nie miałam odwagi, ona chyba też.
Podeszła do baru z zamówieniem.
– Pani Basiu, trzy piwa, dwa drinki wódka z colą. – Potem spojrzała na Mirka.
– O!? Znajoma twarz, czułam, że kiedyś nas pan odwiedzi – powiedziała z uśmiechem.
Sprawiała wrażenie jakby znała go zupełnie z jakiejś zdecydowanie przyjemniejszej historii.
- Jestem tu trochę przypadkiem, spacerowałem sobie po mieście, no i jakoś znalazłem się przed drzwiami Hetmańskiej.
- No cóż w tej mieścinie wszystkie drogi prowadzą do Hetmańskiej – powiedziała i poszła z zamówieniem do stolika.
-Czy jeszcze panu coś nalać? – odezwała się szefowa.
- Nie… – Spojrzał na zegarek, była dwudziesta pierwsza. –Będę się zbierał – powiedział dopijając whisky.
- Jeszcze młoda godzina.
- Siedzę tu już zdecydowanie za długo, ale na pewno znowu tu zajrzę.
- No to do znowu – powiedziała z uśmiechem szefowa.


***
Siedział przed telewizorem, co chwilę zmieniając kanały. Nie mógł nic dla siebie znaleźć. Wreszcie na którymś ze sportowych trafił na boks – No zobaczymy? – powiedział do siebie, odkładając pilot na stolik. Lubił popatrzeć na dobry boks, szczególnie na starych mistrzów takich jak Tyson czy Holyfield. Ci, którzy walczyli teraz, byli mu zupełnie nieznani, ale tłukli się całkiem nieźle.
Po pierwszej walce, mimo, że była bardzo emocjonująca, zaczęły zamykać mu się oczy. W pewnym momencie usłyszał dzwonek do drzwi. – Co jest? – Zerwał się z fotela. Spojrzał w wizjer – to niemożliwe!? – Nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył.

- Skąd pani…? Skąd pani wie, gdzie mieszkam? – wydusił z siebie widząc szefową „Hetmańskiej” stojącą przed drzwiami.
- Zamiast pytać mnie o takie nieistotne szczegóły, może wpuści mnie pan do środka.
- Proszę, niech pani wejdzie – odpowiedział.
Potem pomógł ściągnąć jej płaszcz i zaprosił do pokoju.
- Ma pani ochotę na drinka – zapytał.
- Tak, napiła bym się czegoś – odpowiedziała z uśmiechem.
- Mam tylko wódkę z colą – oznajmił zaglądając do lodówki.
- Może być – odpowiedziała.
Przyszedł z drinkami usiadł koło niej i dalej ta niecodzienna, a raczej nieconocna wizyta zaczęła przebiegać już typowo jak na takie odwiedziny. Najpierw położył rękę na jej kolanie, potem zbliżył usta do jej ust, zaczęli się całować, obejmować z coraz większą dozą namiętności. Szybko pozbyli się ubrań, ona usiadła na niego, objęła dłonią jego męskość i kilkoma ruchami postawiła go na baczność. Po czym powoli na nim swoją najbardziej intymną częścią. Ich ciała zaczęły pracować w szybkim rytmie coraz głębszych doznań, wydając z siebie od czasu do czasu tłumione jęki.
Prawie już dochodząc, poczuł na szyi jej dłonie, które się coraz mocniej zaciskały.
- Niebezpiecznie jest pożądać, szczególnie jej – powiedziała zaciskając jeszcze mocniej dłonie.
- Co…!? – wydusił z przerażeniem Mirek i złapał jej ręce w nadgarstkach próbując zerwać uścisk.
Zaczęła się szamotanina, zrzucił ją z siebie i zaczął okładać pięściami, coraz mocniej i mocniej.
- Cholera!!! – Obudził się w fotelu, spojrzał na zegarek, była trzecia trzydzieści. – Ten boks, naprawdę szkodzi! – stwierdził wyłączając telewizor. Potem poszedł do łóżka, mając nadzieję, że tym razem, żaden koszmar nie zakłóci mu snu.
Kiedy się znowu obudził, dochodziła dziesiąta, to jak na niego późna pora, zazwyczaj wstawał o ósmej, oczywiście jak miał wolną sobotę, potem poranna kawa, śniadanie i weekendowe zakupy? Tym razem, najpierw trzeba było zacząć od zrobienia zakupów.



Wychodząc ze sklepu usłyszał, gdzieś za plecami – Dzień dobry – wydawało mu się, że to nie do niego, dopiero gdy usłyszał ten sam głos po raz drugi, odwrócił głowę.
- A!? To pani, dzień dobry – odpowiedział, widząc przed sobą Joannę.
-Weekendowe zakupy? – zagadnęła.
- Tak, zazwyczaj, wcześniej odwiedzam sklepy w sobotę, ale, dzisiaj zaspałem.
- O!? Ciężka musiała być noc ha…ha…ha
- Zdecydowanie, przed telewizorem oglądając boks.
- Eee… a ja już myślałam, że...?
- Że, co?
- Że, to jakaś, zgrabna i powabna wyssała z pana wszystkie siły ha...ha…ha
- Niestety, tym razem był to telewizor, a po nim straszny koszmar.
- O!? Jak się ogląda boks, to potem śnią się koszmary, więc kto chciał w nim pana zabić?
- Hm… trochę mi głupio o tym mówić…
- Gonił pana śnieżny potwór, chciał pan uciekać, ale nie mógł się ruszyć i…
- Nie, to była pani szefowa.
- Słucham!? To niesamowite, chciała pana zabić?
- Tak, ale nie dała mi rady i to ja zabiłem ją.
- O! To faktycznie koszmar, muszę opowiedzieć o tym szefowej, uśmieje się.
- Może lepiej nie.
- Dlaczego, ona ma duże poczucie humoru, no ale zapewne ten koszmar, zaburzył panu cały rytm dnia. Na pewno bez śniadania, kawy i tych wszystkich leniwych myśli w sobotni poranek, kiedy ma się świadomość, że nie trzeba wstawać do pracy.
- Oj tak, ale jakoś to przeżyję.
- Ja również dzisiaj jeszcze nie piłam kawy, więc może teraz jest dobry moment?
Trochę zdziwiła go ta propozycja, tak od razu, po prostu, niemniej była to bardzo kusząca propozycja.
- Czemu nie – odpowiedział uśmiechając się do Joanny.
Weszli do najbliższej kawiarni, którą dostrzegli idąc w kierunku rynku.
Usiedli naprzeciwko siebie. Ona zaczęła opowiadać o kupnie nowej bluzeczki w jej ulubionym kolorze, fioletowym, on udawał zainteresowanego, ale niespecjalnie mu wychodziło.
- A jaki jest pana ulubiony kolor? – zapytała trochę rozbawiona jego zakłopotaniem.
- Hm…? Tak naprawdę to nie wiem, może niebieski – odpowiedział niepewnym głosem.
Kelnerka przyniosła kawę.
– Nareszcie! – stwierdziła Joanna podenerwowanym głosem. Zrobiła łyka. – No nie, co to ma być!
Mirek spojrzał na nią z lekkim zażenowaniem, zaskoczony jej reakcją.
- Chodźmy stąd! – powiedziała wstając z fotela. - Knajpie, która podaje taką kawę nie wróżę długiej przyszłości.
Mirek również wstał od stolika, nawet nie zdążył spróbować, a teraz już nie wypadało. - Chyba jednak nici z porannej kawy – powiedział półgłosem.
- O! Nic z tych rzeczy! Zapraszam pana do siebie, mieszkam tu niedaleko – oznajmiła parząc z wyrzutem na speszoną kelnerkę.
- Bardzo pani miła, ale nie wiem czy…? – Mirka kompletnie zaskoczyła ta propozycja i poczuł się tak samo jak ta speszona kelnerka.
- Wypada, ja to wymyśliłam, więc muszę to doprowadzić do końca – powiedziała stanowczo, ale zaraz potem się uśmiechnęła.
Nigdy taka sytuacja mu się nie przytrafiła, ktoś prawie nieznajomy zaprasza go do domu na kawę? Z jego punktu było to bardzo nierozważne, no wiedziała, że jest policjantem i może dlatego mógł się jej wydawać bezpieczny…

Położyła filiżanki na stoliku i usiadła obok niego, zrobiła mały łyczek, on zaraz za nią.
- No i jak? - zapytała.
- Wyśmienita – odpowiedział.
Zaczęli rozmawiać na różne tematy od dzisiejszej pogody do swoich zainteresowań. On jej powiedział, że jest amatorem nurkowania, ona, że namiętnie czyta kryminały. Po krótkim czasie, Joanna przejęła inicjatywę, zaczęła mu opowiadać o swojej wczesnej młodości, chłopakach, dyskotekach, które kiedyś uwielbiała. Potem zaproponowała coś mocniejszego. Mirek nieśmiało zgodził się na jednego drinka, niespecjalnie mając ochotę na alkohol o tej porze. Potem był drugi, atmosfera coraz bardziej zaczęła się rozluźniać. Pierwszy całus w usta, drugi już bardziej namiętny. Najpierw z ciała opadła koszula, potem bluzka, biustonosz i tak do samej nagości. Ześliznęli się z sofy na podłogę i zaczęli przetaczać z pleców na plecy, zatrzymując przed półką z telewizorem. Spojrzała na niego lekko agresywnym wzrokiem, złapała za włosy i przejechała językiem po jego twarzy. Chwile potem zobaczył ją, jak idzie na czworaka w stronę okna. Podniosła się, oparła ręce na parapecie, potem spojrzała na Mirka, puściła mu oczko i pokręciła pupą. Po chwili był już w niej, ściskał jej biodra i nacierał, coraz szybciej i mocniej. No i stało się, cały ten błogostan wytrysnął i rozlał się na pupie Joanny, a potem mogła już tylko nastać cisza łapiąca spokojny oddech. Tym razem to nie był sen. Po takim erotycznym koszmarze, teraz coś przyjemnego i o dziwo prawdziwego.
- Powiedz coś – odezwała się po dłuższym milczeniu.
- Coś.
- Ha…ha...ha… No cóż. Powiedz coś o sobie?
- Jestem mężczyzną w średnim wieku, łapię bandytów i od czasu do czasu uprawiam nieziemski seks.
- No to całkiem interesujące życie, od czasu do czasu też bym chciała złapać jakiegoś bandytę.
- A ty?
- Co ja?
- Jaka jesteś?
- Nie myśl sobie, że idę z pierwszym lepszym do łóżka i to na pierwszym spotkaniu.
- Oczywiście, że nie! – powiedział uśmiechając się. – To muszą być bardzo wyjątkowi mężczyźni.
- Oczywiście! No to już wiesz, że zaliczam się do tych porządnych.
- Tak…
- I to nie ja ich podrywam, tylko oni, nawet jak sami nie zdają sobie z tego sprawy.
- Ha...ha…ha…
Walnęła go poduszką i również zaczęła się śmiać.
- A… jeżeli chodzi o…
- Bywali, ale okazywali się strasznymi nudziarzami – odpowiedziała wchodząc mu w zdanie.
- A tamten? Byłaś z nim trochę dłużej, a przecież to był…
- Tak wariat, ale było w nim coś, co przyciągało, uwielbiał mnie i nienawidził. Potrafił być naprawdę słodki, ale też bardzo brutalny.
- No tak… rozumiem.
- Chyba nie! Ale nie ważne – odpowiedziała.
Posmutniała. Mirkowi zrobiło się głupio, niechcący zaczął ten temat, nie wiedząc teraz jak z tego wybrnąć. Spojrzał na nią, była gdzieś bardzo daleko. Trudno było znieść tą chłodną ciszę. Szybko wrzucił na siebie ubranie, znowu na nią spojrzał, wpatrywała się w to samo miejsce.
Powiedział – Cześć. – odpowiedziała obojętnie, nie zwracając na niego uwagi.
Wyszedł delikatnie zamykając drzwi, strasznie zły na siebie, że wszystko spieprzył tym jednym niepotrzebnym pytaniem.
Ostatnio zmieniony 11 października 2021, 17:57 przez Irys, łącznie zmieniany 7 razy.
Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18207
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Re: Hetmańska cz. I

Post autor: elafel »

Tym razem podzieliłeś na dwie części, chociaż nadal są przydługawe.
Irys pisze: 14 września 2021, 17:27 No cóż - powiedział do siebie, spodziewając jakiejś speluny, gdzie przychodzą jakieś podejrzane typy
Już od samego początku, masz w jednym zdaniu aż dwa razy słowo "jakieś". Ten wyraz dominuje przez całe opowiadanie. Osobiście poszukałabym zamiennika, lub lekko przeredagowała zdania tak, żeby się pozbyć powtórzeń.
Są zdania, które powinieneś przeredagować, bo jakby brakowało w nich słowa. To jeden taki przykład.
Irys pisze: 14 września 2021, 17:27 Najpierw coś w specyficzny chciała wyrazić, a potem stwierdziła,
Uważam, że powinieneś jeszcze raz ze spokojem przeczytać, a przy okazji uzupełnić brakujące przecinki.
Mam nadzieję, że nie uraziłam.
Pozdrawiam :)

Ela

Irys
Autor/ka
Posty: 607
Rejestracja: 05 września 2021, 13:29
Lokalizacja: Śląsk

Re: Hetmańska cz. I

Post autor: Irys »

Dzięki za komentarz, tak, przeczytam i poprawię, często coś tam zmieniałem i być może faktycznie brakuje w niektórych zdaniach jakiś wyrazów.
Irys
Autor/ka
Posty: 607
Rejestracja: 05 września 2021, 13:29
Lokalizacja: Śląsk

Re: Hetmańska cz. I

Post autor: Irys »

Coś tam poprawiłem.
Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18207
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Re: Hetmańska cz. I

Post autor: elafel »

Jest jeszcze bardzo wiele "się", może spróbujesz kilka wymienić lub usunąć. Wiem, że to trudne, ale pisanie to wyzwanie. Trzymam kciuki.

Ela

Irys
Autor/ka
Posty: 607
Rejestracja: 05 września 2021, 13:29
Lokalizacja: Śląsk

Re: Hetmańska cz. I

Post autor: Irys »

Ok. spróbuję, ale powiedz mi jeszcze co sądzisz o samej treści, bo nie wiem czy się podoba czy nie?
Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18207
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Re: Hetmańska cz. I

Post autor: elafel »

Treść opowiadania może zaciekawić tego co lubi kryminały. Jest jakaś tajemnica i trochę erotyki, (może nawet więcej jak trochę, z tym trzeba bardziej ostrożnie, bo można przesadzić, a nie wszyscy to lubią), treść stopniowo się rozwija. Doczytałam do końca pierwszej części i nie ukrywam, zaciekawiłam się, co będzie dalej.

Ela

Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19776
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: Hetmańska cz. I

Post autor: Dany »

W opowiadaniu wątek kryminalny zaciekawia, zaraz przeczytam cz. II. Erotyka mniej.





- No cóż - powiedział do siebie, spodziewając zwykłej speluny, gdzie przychodzą jakieś podejrzane typy odruchowo ziejące agresją na wszystko co znajdzie się w zasięgu wzroku, a tu pełna kultura i niestety morderstwo.
- przecinek przed "co" (w zdaniu orzeczenia oddzielamy od siebie przecinkiem)
Chciał, żeby rzuciła tą pracą.
- "tę pracę"
Rzadko tu bywał, a jak się trafiło to przemieszczał się po niej, zbyt szybkim krokiem.
- przed "to" postawiłabym przecinek, by oddzielić czasowniki "trafiło" i "przemieszczał. Natomiast "po niej" nie stawiałabym przecinka.
-
Dwa Marki, pan Marek – wskazała na tego z długimi włosami. - Jest polonistą, drugi pan Marek – wskazała na łysego. – Filozofem, są tutaj co weekend i zawsze dyskutują na ambitne tematy.
- jakoś to zagmatwane.
Dwa Marki. Pan Marek – wskazała na tego z długimi włosami - jest polonistą.
Drugi pan Marek – wskazała na łysego – filozofem. Są tutaj co weekend i zawsze dyskutują na ambitne tematy.


-
Bardzo mi przyjemnie –powiedział Mirek i w tym momencie zauważył tą od osiemnastu pchnięć.
- "zauważył tę"
Z Aśką nigdy potem o tym, nie rozmawiałyśmy, nie miałam odwagi, ona chyba też.
- niepotrzebny przecinek po "tym"
Potem poszedł do łóżka mając nadzieję, że tym razem, żaden koszmar nie zakłuci mu snu.
- przecinek przed "mając" (wyrazy zakończone na "ąc", "wszy" i "łszy" oddzielamy przecinkiem, wraz z określeniem)
- "zakłuci" - błąd ortograficzny powinno być "zakłóci"
Wychodząc ze sklepu usłyszał, gdzieś za plecami – Dzień dobry – wydawało mu się, że to nie do niego, dopiero, gdy usłyszał ten sam głos, po raz drugi, odwrócił głowę.
Ostatnio zmieniony 04 października 2021, 17:22 przez Dany, łącznie zmieniany 1 raz.

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
jaga
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 3021
Rejestracja: 19 października 2019, 10:36
Lokalizacja: lubuskie
Złotych Pietruch: 5
Srebrnych Pietruch: 6
Brązowych Pietruch: 10
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 7

Re: Hetmańska cz. I

Post autor: jaga »

Przeczytałam, dość długa opowieść, wolę bardziej zwięzłe
Nie przepadam za kryminałami, ta mnie jednak zainteresowała.
Puenta - nie za bardzo mnie zadawała
jaga
ODPOWIEDZ