Rozpoczynamy anonimowo konkurs - opowiadanie w temacie: "Zasłyszane opowieści"

W konkursie na najciekawsze drabble zwyciężył utwór "sierota" - Gelsomina

Zapraszamy do głosowania na Wiersz Miesiąca III/24

O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXVII)

Moderator: Redakcja

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5933
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXVII)

Post autor: Gelsomina »

Rozdział XIV

I nadszedł dzień, kiedy nareszcie mogłam zabrać Zygmunta do domu. Na szczęście, wbrew przewidywaniom doktora, obyło się bez angioplastyki. Po ocenieniu drożności tętnic zalecono Zygmuntowi leczenie zachowawcze, czyli branie leków, dieta, ruch i oczywiście pozostawanie pod stałą kontrolą lekarską. Miałam ochotę krzyczeć ze szczęścia, ściskać wszystkich wokół, śpiewać i tańczyć. Hura! – wykrzykiwałam w duchu. O mało nie rzuciłam się na szyję lekarzowi, który przeprowadzał zabieg Zygmunta. Ogólnie na widok białego fartucha cierpnie mi skóra i mam ochotę wiać, gdzie pieprz rośnie, ale tym razem czułam jedynie radość i wdzięczność. Hanna czekała na nas w domu. Wróciła wczoraj wieczorem i teraz przygotowywała małą uroczystość powitalną dla swojego ukochanego. Powoli, ale jeszcze niecałkowicie wyparowywała ze mnie zazdrość o Hannę. Przecież Zygmunt kocha nas obie, tylko każdą inaczej, ale nie znaczy, że mnie słabiej. Nadal będziemy przyjaciółmi, tylko niestety na odległość. Pewnie zaznam czegoś w rodzaju syndromu pustego gniazda. Zawsze to jakieś doświadczenie, które przyda się na przyszłość.

– Mam prośbę, Olguś – powiedział Zygmunt, kiedy pomagałam mu usadowić się w samochodzie.
– Spełnię każdą – odpowiedziałam z zapałem.
– Nie traktuj mnie jak obłożnie chorego. Przecież słyszałaś, co mówił pan doktor. Jestem nie do zdarcia.
– Nie traktuję. Skąd ci to przyszło do głowy? – żachnęłam się. – Wygodnie ci? A może chcesz pić? Kupiłam mineralną, tę, którą lubisz najbardziej. Wiesz, że musisz dużo pić.
– Olga!
– No co?
– Nic. Jedźmy, ale najpierw do jubilera i kwiaciarni.
– Co?
– Chcę się Hani oświadczyć jak należy i to jeszcze dzisiaj.
– Dopiero wyszedłeś ze szpitala, daj sobie trochę czasu.
– Nie, dziecko. Nie chcę już z niczym zwlekać. Los dał mi wiele szans, ale wszystkie zmarnowałem.

Przypomniałam sobie jego opowieść o Beacie.

– I tak mam dużo szczęścia – ciągnął – bo zobacz... piłem, nie dojadałem, niejednokrotnie spałem na gołej ziemi, a jednak nie jest ze mną tak źle. I jeszcze mam ciebie. – Uśmiechnął się. – I kobietę, z którą chcę spędzić resztę życia, jaka mi jeszcze została. Nie mogę dłużej czekać.
– Masz rację – powiedziałam i zaczęłam szukać w Internecie adresów najbliższych sklepów jubilerskich. Znalazłam dwa na znanym mi już placu Kościuszki. – A znasz rozmiar? – spytałam, kiedy ruszyliśmy.
– Nie, ale ty przymierzysz. Macie podobne dłonie.
– Aha. Widzę, że już wszystko sobie obmyśliłeś. Dlatego kazałeś mi do szpitala przywieźć najlepsze ubranie, spryciarzu. Na pewno wiesz też, gdzie zamieszkacie.

Zygmunt spojrzał na mnie z niezwykłą czułością. Łzy napłynęły mi do oczu.

– Nie płacz, prowadzisz przecież.
– Nie płaczę. – Pociągnęłam nosem i odchrząknęłam. – Czyli w Inowłodzu?
– Tak.

Cóż... Spodziewałam się tego, ale miałam nikłą nadzieję, że postanowią inaczej, jak widać płonną.

– Widzisz, dziecko, Haneczka Inowłodza nigdy nie opuści, nawet dla mnie, więc ja muszę iść za nią.
– Rozumiem. Tak mi się tylko ciut smutno zrobiło, ale zaraz przejdzie.
– A jak Wojciech? Nie zakręcisz się wokół niego?
– Wojciech? W życiu. Po pierwsze – gbur jakich mało, a po drugie – zajęty. Już prędzej Idzi.
– Naprawdę? – Zygmunt aż podskoczył na siedzeniu.
– Spokojnie. Tak tylko gadam. No, jesteśmy na miejscu. I ostrzegam cię, że jeśli będziesz wybierał pierścionek tak samo długo jak ostatnio prezent, wracasz do Inowłodza busem. Bóg mi świadkiem.

Wybuchnęliśmy perlistym śmiechem. Jak dobrze było widzieć Zygmunta w świetnej formie.
Po pół godzinie przebierania i przymierzania, zdecydował się na pierścionek z żółtego złota z szafirem i małymi brylantami.

– Podoba ci się, Olguś.
– Jest piękny. Masz znakomity gust.

Cmoknęłam przyjaciela w policzek i jeszcze raz spojrzałam na dłoń, na której pierścionek prezentował się jak marzenie. Sprzedawczyni, dziewczyna mniej więcej w moim wieku, patrzyła na nas jakby lekko zmieszana. Nietrudno było zgadnąć, że uważa nas za parę. Mrugnęłam do Zygmunta. Oboje zrozumieliśmy się bez słów.

– Jestem taka szczęśliwa, kochanie – powiedziałam, przytulając się do ramienia Zygmunta. – To najpiękniejszy dzień w moim życiu.
– Najpiękniejszym, aniele, to będzie nasz ślub.
– Och, tak, tak... – westchnęłam. – Już nie mogę się doczekać.
– Ja też. – Zygmunt uniósł moją dłoń do ust i z namaszczeniem ucałował.

Ledwo powstrzymałam się od śmiechu, widząc zdegustowaną minę sprzedawczyni. Gdyby wiedziała, jaki Zygmunt jest wspaniały, nie obchodziłaby jej różnica wieku. A tak, pewnie pomyślała, że lecę na kasę. To prawda, że pierścionek do tanich nie należał. I tu ukłon dla Wiesławy, która dodała przyjacielowi pewności, ułatwiła życie. Pieniądze szczęścia nie dają. Dopiero zakupy – powiedziała Marylin Monroe i trudno nie przyznać racji. Ze sklepu wyszliśmy, trzymając się za ręce i gruchając jak gołąbki. Bujałam elegancką papierową torebką, na której dnie w ozdobnym pudełeczku na aksamicie leżał pierścionek dla Hanny.

Poszliśmy jeszcze do kwiaciarni po ogromny bukiet czerwonych róż i w znakomitych humorach ruszyliśmy do Inowłodza. Zygmunt odebrał telefon od ukochanej i zapewnił ją, że lada moment będziemy. Spoglądałam na przyjaciela z przyjemnością. Nareszcie był szczęśliwy, więc nie pozostawało mi nic innego, jak cieszyć się razem z nim. Inowłódz to nie koniec świata, będę częstym gościem w domu państwa Biernacików, a i oni na pewno nie omieszkają mnie co najmniej kilka razy do roku odwiedzić.

Psy na widok Zygmunta po prostu zwariowały, wiły się wokół jego nóg, lizały po rękach, piszczały, a Kaprys ze szczęścia nawet się posikał. Musiałam je przytrzymać, żeby Zygmunt mógł spokojnie wejść do domu. Pierścionek i kwiaty zostawiliśmy w samochodzie. Dopiero na znak dany mi przez Zygmunta, miałam przynieść je do domu. Hanna wyglądała zachwycająco. Zresztą oboje tworzyli piękną parę. Miłość ich rozpromieniła i odjęła lat. Usiedliśmy przy elegancko nakrytym stole i, miło gawędząc, posilaliśmy się daniami przygotowanymi przez Hannę. Zauważyłam, że na półmiskach były jedynie zdrowe potrawy, otoczone wiankiem warzyw i owoców. Widać, że przyszła pani Biernacikowa wzięła sobie do serca zalecenia lekarzy. Kiedy po chwili nas przeprosiła, by udać się do łazienki, Zygmunt dał znak do akcji. Pobiegłam zatem do samochodu. Byłam prawie tak samo podniecona, jakby to mnie zaraz miał się ktoś oświadczyć. Podałam Zygmuntowi bukiet i pudełeczko z pierścionkiem, a sama usiadłam na krześle. Serce biło mi jak oszalałe, a co dopiero musiał czuć Zygmunt. Oby te emocje mu nie zaszkodziły – przemknęło mi przez myśl. Hanna na widok stojącego na środku pokoju Zygmunta z czerwonymi różami w dłoni zatrzymała się w progu i głośno westchnęła.

– Kochanie, Haneczko moja jedyna, wyjdziesz za mnie? – zapytał łamiącym się głosem.

Podszedł do ukochanej, podał jej kwiaty, a następnie pudełko, które wcześniej otworzył. Pociekły mi łzy, kiedy Hanna powiedziała tak, a Zygmunt lekko drżącymi dłońmi wsunął na jej palec pierścionek. Przytulili się do siebie, zaczęłam bić brawo, a psy radośnie ujadać i tańczyć wokół narzeczeństwa psi taniec radości. Nareszcie poczułam, że zazdrość opuściła mnie na dobre.

***
Zaróżowiona z emocji i uradowana Hanna postanowiła natychmiast zadzwonić do synów, aby z każdym podzielić się swoim szczęściem. Wyszłam z Zygmuntem na podwórko, psy oczywiście nie odstępowały nas na krok.

– Kiedy ślub? – zapytałam, trącając przyjaciela łokciem.
– Jak najszybciej.
– Tak myślałam.
– A co? Jak to mówią... W starym piecu diabeł pali.
– No, aż żar od ciebie bucha. – Przyłożyłam palec do jego ramienia, po czym odskoczyłam, krzycząc: – Ajć, parzy!

Śmialiśmy się w najlepsze, kiedy dobiegło nas nawoływanie stojącej na ganku Hanny. Energicznie machała do nas ręką, w której dzierżyła telefon.

– Zygmuś! Chodź, dziewczyny chcą nam pogratulować.

Oboje szybko zniknęli w domu, a ja zdecydowałam, że pójdę z psami na spacer. Kiedy weszłam do przedpokoju po smycze, usłyszałam rozradowane, wręcz przekrzykujące się głosy. Na pewno rozmawiali przez Messengera. Hanna w zeszłym miesiącu ukończyła kurs obsługi smartfonów, organizowany przez gminę z myślą o seniorach, więc używanie wszelakich komunikatorów nie stanowiło dla niej problemu. Super, że dzieci Hanny dobrze zareagowały na wiadomość o zaręczynach. Przyznam, że trochę bałam się ich reakcji. Różnie to w rodzinach przecież bywało. Córki Hani mogły na przykład pomyśleć, że Zygmunt to jakiś łowca majątków. Jednakże one miały przede wszystkim na względzie szczęście matki, a może przekonała ich opinia brata, który miał przyjemność już wcześniej poznać przyszłego ojczyma i pewnie przekonał się, że jest on dobrym człowiekiem. Zygmunt potrafił zjednywać sobie ludzi i nawet nie musiał jakoś specjalnie się starać. Po prostu wzbudzał zaufanie i sympatię. Co prawda mnie od pierwszego wejrzenia nie bardzo przypadł do gustu, ale na swoje szczęście szybko zmieniłam zdanie.

– Chodźcie, psiaki. Będzie mi brakowało spacerów z wami. Oj będzie – westchnęłam.

Doszliśmy do Spalskiej, później skręciliśmy w lewo w Tuwima, a po paru minutach w prawo w św. Idziego. Przy schodach prowadzących do kościółka zarządziłam postój. Chętnie bym je pokonała i zobaczyła Inowłódz z lotu ptaka, ale z Kajtkiem taka wspinaczka odpadała. Uniosłam tylko głowę, aby chwilę pokontemplować widok górującego nad okolicą zabytku. Niesamowite, że ten kościół został zbudowany około dziewięciuset lat temu. Szmat czasu. Spojrzałam jeszcze raz na strome schody i zobaczyłam schodzącego Wojciecha. Ja to mam szczęście, gdzie się nie ruszę wpadam na faceta od krów. Miałam nadzieję, że jeszcze mnie nie zauważył, więc pociągnęłam psy w stronę Zakościela.

– Niech nie ucieka, nie gryzę.

Nie przystanęłam jednak. Wyprostowana jak struna maszerowałam do przodu, ale po chwili zaczęły mi się plątać nogi. Już tak mam, kiedy czuję, że ktoś mnie obserwuje.

– Niech uważa, bo kulasy połamie.

Wojciech wybuchnął głośnym śmiechem. Super. Przyszło mi robić za klauna. A niech to szlag. Po przejściu kilkunastu metrów odwróciłam głowę, żeby upewnić się, że kowboj już sobie poszedł. Niestety stał tam nadal i na dokładkę jeszcze mi pomachał. Jak pech to pech. Nim doszłam do pomostu na Pilicy, ze sto razy ubliżyłam sobie od idiotek. Dopiero widok rzeki uspokoił nieco moje myśli. W sumie co się takiego stało? Rozbawiłam go? Okej. Lepsze to, niż gdybym jeszcze raz potraktowała go gazem. Poza tym ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. O! W drodze powrotnej wbrew sobie cały czas myślałam o facecie od krów; co odgoniłam jedną myśl, przelatywała następna i obrazy: Wojciech w białej koszulce siedzący na Ławeczce Tuwima, Wojciech z obnażonym torsem uśmiechnięty od ucha do ucha, Wojciech nonszalancko oparty o karoserię mojego samochodu... Dość, dość, dość!

Wróciłam do domu porządnie roztrzęsiona. Od razu poszłam na górę i nalawszy sobie wina do kieliszka, usiadłam na kuchennym balkonie. Co naprawdę czuję i do kogo? W kim jestem zakochana i czy w ogóle jestem? Dlaczego myślę nie o tym bliźniaku co trzeba? – zarzucałam się pytaniami, na które nie umiałam odpowiedzieć. Niedługo stąd wyjadę. Obaj zejdą mi z oczu przynajmniej na jakiś czas. Ochłonę, nabiorę dystansu, a może w międzyczasie poznam kogoś innego. Wszystko sobie ułożę. Przecież to nie jest takie trudne – przekonywałam się i pewnie robiłabym to dalej, gdybym nie usłyszała dzwonka telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Szef? Czego mógł chcieć? Może, żebym wróciła...

– Olga Zarę.. Szymczak. – Nie mogłam jeszcze się przyzwyczaić, że wróciłam do panieńskiego nazwiska. – Słucham.
– Jak pani śmie nasyłać na mnie matkę. To wariatka. Nie dam się jej szantażować – wrzeszczał.
– Nie wiem, o czym pan mówi. Poza tym moja matka nie jest wariatką. Jak pan śmie?!
– Ja śmiem?! Ja śmiem, tak?
– Niech pan się uspokoi i powie mi, co się stało.
– Pani matka mnie szantażuje, że jeśli nie przyjmę pani z powrotem do pracy, pozwie mnie do sądu i stracę pół majątku.
– Słu... Słucham? – Ledwo wydukałam. – To niemożliwe.
– A jednak to prawda.
– Przecież ona nie ma żadnych podstaw.
– Mówi, że ma. Podobno jest pani moją siostrą.

Kieliszek wypadł mi z ręki. Odłożyłam telefon na parapet i poczłapałam na dół. Z tym, co usłyszałam, nie dam sobie rady sama. Muszę do Zygmunta – mamrotałam. Po chwili jednak dotarło do mnie, że nie mogę go denerwować. Poza tym jest taki szczęśliwy... Co robić? Przyszedł mi do głowy Idzi. Wróciłam na górę i wybrałam jego numer.

– Hej, super, że dzwonisz. Właśnie o tobie myślałem.
– Możesz przyjechać? – powiedziałam smutnym, lekko drżącym głosem.
– Coś z Zygmuntem?
– Nie.
– O, Boże! Z Marią?!
– Nie. Z nikim. Po prostu chcę pogadać. Przyjedziesz?
– Jasne. Niedługo kończę. Postaram się być za godzinę.
– Dzięki.

Pomyślałam, że jednak powinnam zadzwonić do mamy. Może to po prostu jakieś nieporozumienie... Szef coś przekręcił. Tak, na pewno coś przekręcił. Zamknęłam się w pokoju i po chwili wahania wybrałam jej numer.

– Witaj, córeczko.

Wesoły ton głosu mamy upewnił mnie, że zaszła jakaś pomyłka.

– Dzwoniłaś do mojego szefa? – spytałam spokojnie.
– Tak – odpowiedziała bez wahania. – Prosiłam go, aby cię nie zwalniał.
– Dlaczego? Przecież mówiłam ci, żebyś się nie wtrącała w moje sprawy.
– Musiałam. To, co zrobił, było niesprawiedliwe.
– Czy masz mi jeszcze coś do powiedzenia?
– Nie. To wszystko. Powiedział, że się zastanowi, więc czekam na jego odpowiedź.
– Na pewno nic mi nie powiesz? Na przykład to, że Jan Starski był twoim kochankiem? – wycedziłam przez zęby.
– Co ty mówisz, córeczko? Janek był moim najlepszym przyjacielem.
– Jestem jego córką?
– Co ci przyszło do głowy?
– Szef mi powiedział, więc przestań kłamać.
– A to palant. Miał nic ci nie mówić. Taka była umowa.
– Umowa?
– No tak. Zagroziłam mu, że jeśli cię zwolni, udowodnię, że jesteś jego siostrą i należy ci się spadek po ojcu. Natomiast, jeśli wycofa zwolnienie, nie będzie miał żadnych kłopotów, a ty o niczym się nie dowiesz.
– I mówisz to tak spokojnie? – Czułam, że za chwilę wybuchnę. Ledwo opanowałam się, żeby nie rzucić telefonem o ścianę.
– Chciałam dobrze.
– Czyją jestem córką? – zapytałam wyraźnie i powoli, wypowiadając każde słowo.
– Moją i taty.
– Którego?
– Przecież miałaś tylko jednego tatę – Mariusza.
– Do tej pory też tak myślałam. Mów prawdę, bo przysięgam, że zaraz wsiądę do samochodu i przyjadę do Sopotu. To tylko kilka godzin jazdy. I wtedy... I wtedy nie ręczę za siebie. Narobię ci takiego wstydu, że będą o nas trąbić w wiadomościach, a Karolowi...
– Nie wiem.
– Czego nie wiesz?
– Powiem ci, ale nie przez telefon. To zbyt poważna sprawa.
– Mów! Muszę wiedzieć teraz.
– Przepraszam.
– Zwariuję przez ciebie albo dostanę udaru. Coś naprawdę zaraz mi się stanie.
– Córeczko...
– Spałaś w jednym czasie z dwoma mężczyznami i nie wiesz kto cię zapłodnił, tak?!
– Tak.
– Dlaczego tego nie sprawdziłaś? Dlaczego nie przyznałaś się tacie?
– Mariusz o wszystkim wiedział. To on zabronił mi zrobić badania na ojcostwo.

Miałam mętlik w głowie, przez który przebijała myśl, że zostałam perfidnie oszukana przez najbliższe mi osoby. Bolało, bolało jak cholera. Chciałam jednak poznać prawdę i mama mi ją w końcu opowiedziała. O ile była to prawda, ale nie miałam wyjścia, musiałam zaufać.

Wiktoria nie była zakochana w Janie, wesołym, energicznym chłopaku, z głową pełną marzeń i pomysłów na przyszłość. Owszem, bardzo go lubiła, podobał się jej, wzbudzał pożądanie, ale uważała, że nie jest wystarczająco dojrzały, by założyć z nim rodzinę. Szukała kogoś spokojnego, starszego i trzeźwo patrzącego na życie, kogoś, przy którym będzie bezpieczna. I znalazła. Mariusz właśnie taki był. Jan, gdy mu powiedziała, że zamierza ułożyć sobie życie z innym, wyjechał. Wrócił dopiero po siedmiu latach. Rodzice Wiktorii, którzy czuli do niego sympatię, bez oporów powiedzieli mu, gdzie mieszka córka. Wiktoria była już wtedy szczęśliwą mężatką z pięcioletnim stażem, a do pełni szczęścia brakowało jej jedynie dziecka. Mariusz zwlekał z decyzją o powiększeniu rodziny, choć też marzył o ojcostwie. Najpierw przecież musieli skończyć studia, znaleźć dobrą pracę, zbudować dom, więc cierpliwie czekała. Teraz już to wszystko mieli, nic zatem nie stało na przeszkodzie. Z zapałem zaczęli starać się o dziecko.
Przyjazd Jana obudził w Wiktorii wspomnienia ich wspólnych wypadów pod namiot, rozmów pełnych śmiechu i przekomarzania, szalonych wycieczek rowerowych, z których wracali zmęczeni, ale szczęśliwi. Uświadomiła sobie, że brakowało jej obecności dawnego chłopaka. Ponieważ Mariusz był zazdrosny i wcale tego nie ukrywał, zaczęli spotykać się z Janem w tajemnicy. Nagle przestały im wystarczać uściski dłoni, pocałunki w policzek na przywitanie. Znów poczuli do siebie pożądanie i mu ulegli. Była to niezwykła chwila namiętności, do której we wspomnieniach Wiktoria będzie później wracała niejednokrotnie. Kochanek namawiał ją, żeby odeszła od nudnego męża, ale ona nie chciała. Kochała Mariusza. To, co było między nią a Janem, nazywała w myślach po prostu zaspokojeniem żądzy, jakby w ten sposób chciała usprawiedliwić swoją zdradę. Wtedy Jan znów wyjechał, nagle i bez słowa, a Wiktoria po kilku tygodniach zorientowała się, że jest w ciąży. Powiedziała mężowi, a jego radość wzbudziła w niej wyrzuty sumienia. Wyznała prawdę, jednocześnie zapewniając go o miłości i przywiązaniu. Nigdy wcześniej nie widziała męża tak zrozpaczonego. Najgorsze było jednak to, że nie wiedziała, czyje dziecko urodzi. Wyrzucała sobie w myślach głupotę. Miała dwadzieścia sześć lat, a zachowała się nieodpowiedzialnie jak nastolatka. Mariusz chciał od niej odejść, ale błagała go, aby został; przekonywała, że to co zrobiła, było błędem, że nigdy nie powinno się zdarzyć. On też ją kochał, więc wybaczył, choć nie od razu. Wiedzieli jedno – dziecko musi przyjść na świat, a dopiero wtedy zdecydują, co dalej. Wspierał żonę przez całą ciążę, a kiedy w końcu wziął w ramiona maleńką dziewczynkę, poczuł, że to on jest jej ojcem, on, a nie Jan. Wiktoria namawiała go, aby zrobili badania, ale Mariusz nie potrzebował potwierdzenia. Olga była jego córką. Nie mogło być inaczej. Wiktoria, mimo wątpliwości, przyznała mężowi rację i nigdy więcej nie wspomniała o swoich rozterkach, ale dostrzegała w córeczce podobieństwo do Jana, co nie dawało jej spokoju.


– Powinniście byli zrobić badania – stwierdziłam cicho.
– Tak. Tym bardziej, że później, po wypadku twojego taty, dowiedziałam się, że obaj mają grupę krwi ORh+. Ty też taką masz, więc nie rozwiało to moich wątpliwości.
– Boże – westchnęłam. – Jak możesz tak spokojnie o tym mówić?
– Ojciec cię uwielbiał. Czy to ci nie wystarczy?

Zignorowałam jej pytanie i zapytałam:

– Jeśli tak długo utrzymywałaś to w tajemnicy, dlaczego nagle z tym wyskoczyłaś?
– Nie wiem. To był impuls. Byłam wściekła na Jana. Najpierw nie powiedział mi, że ma syna, a teraz ten syn śmiał wyrzucić moją córkę z pracy. To było dla mnie za wiele.
– A dla mnie? Nie pomyślałaś, że kiedy się dowiem, będzie to dla mnie cios?
– Przepraszam. Co mogę więcej powiedzieć? Wybacz, córeczko.
– Muszę to sobie przemyśleć.
– Przemyśl. Jeśli chcesz to przyjadę.
– Nie – rzuciłam ostro. – Nie chcę.
– Wybaczysz mi?
– Muszę kończyć.
– Nie zostawiaj mnie tak.
– A i jeszcze coś. Natychmiast zadzwoń do mojego szefa i przeproś za szantaż. Natychmiast.

Przerwałam połączenie.

Kim ja właściwie jestem? I czy w ogóle ma to jakieś znaczenie?
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
jaga
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 3007
Rejestracja: 19 października 2019, 10:36
Lokalizacja: lubuskie
Złotych Pietruch: 5
Srebrnych Pietruch: 6
Brązowych Pietruch: 10
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 7

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXVII)

Post autor: jaga »

To się narobiło - szef Olgi jej bratem, cóż za ironia losu.
A wracając do Pana Zygmunta - to ma facet szczęście, że spotkał na swojej drodze te trzy kobiety.
które zmieniły jego życie.
Nie jeden w jego położeniu skończyłby jak bezdomny bez szans
na jaką kol wiek poprawę swojego bytu, a tak ma dwie kochające i wspierające go osoby.
Czekam na cd...
jaga
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5933
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXVII)

Post autor: Gelsomina »

Dziękuję, Jago, że czytasz, że dajesz oddech moim bohaterom🤗
Ano porobiło się i jeszcze porobi, jak na powieścidło przystało - wszystkie chwyty dozwolone 😉

A Zygmunt jest moim ulubieńcem. Wspaniały człowiek.
Ostatnio zmieniony 30 stycznia 2023, 11:34 przez Gelsomina, łącznie zmieniany 1 raz.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18196
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXVII)

Post autor: elafel »

Fajnie, że z Zygmunta zdrowiem już lepiej. Teraz tylko niech korzysta w pełni z życia.
Olgę uwielbiam, a jej matkę to jakoś nie mogę nawet polubić. Stale miesza w życiu Olgi, myśląc tylko o sobie. Mam nadzieję, że i Olga wreszcie znajdzie drugą połówkę, ale jak znam Ciebie, to będę musiała poczekać.
Niby długi urywek, a przeczytałam bardzo szybko, a to za sprawą dobrze napisanego tekstu.
Czekam na ciąg dalszy.

Ela

Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19764
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXVII)

Post autor: Dany »

A nie pytałam się Ciebie, czy Olga nie jest córką Jana? Już jedno przypuszczenie się sprawdziło.
Teraz poczekam na cd., bo bardzo, ale to bardzo mnie ciekawi.


Wojciech dziwnie mówi, w trzeciej osobie: "Niech nie ucieka, nie gryzę.", "Niech se kulosów nie połamie." W sumie chyba, będzie dobry z niego szwagier...



Znów poczuli do siebie pożądanie i mu ulegli.
- Tu chyba coś opuściłaś, kopiując?

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5933
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXVII)

Post autor: Gelsomina »

Elu, bardzo dziękuję, że trwasz przy powieścidle i cieszę się, że uwielbiasz główną bohaterkę. To bardzo ważna dla mnie informacja 😘
Długie, bo teraz daję po całym rozdziale, żeby nie wstawiać do końca świata i jeden dzień dłużej 😉
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5933
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXVII)

Post autor: Gelsomina »

Dany pisze: 30 stycznia 2023, 19:44 A nie pytałam się Ciebie, czy Olga nie jest córką Jana? Już jedno przypuszczenie się sprawdziło.
Teraz poczekam na cd., bo bardzo, ale to bardzo mnie ciekawi.


Wojciech dziwnie mówi, w trzeciej osobie: "Niech nie ucieka, nie gryzę.", "Niech se kulosów nie połamie." W sumie chyba, będzie dobry z niego szwagier...



Znów poczuli do siebie pożądanie i mu ulegli.
- Tu chyba coś opuściłaś, kopiując?
Danusiu, miałam nadzieję, że przeczytasz przed wyjazdem nad morze i się spełniło 🤗
Pytałaś mnie, ale nie mogę puścić pary z gęby, bo wiadomo😉
Co do stylizacji mowy Wojciecha, wspomniałam wcześniej, że on tak na pokaz, można powiedzieć, że dla jaj.

Co do wskazanego fragmentu, to nic nie opuściłam, mam tak napisane. Poczuli pożądanie i mu ulegli, znaczy temu pożądaniu. A masz jakiś pomysł na zmianę, jeśli coś nie gra?
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18196
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXVII)

Post autor: elafel »

Gelsomina pisze: 30 stycznia 2023, 20:16 Długie, bo teraz daję po całym rozdziale, żeby nie wstawiać do końca świata i jeden dzień dłużej
To mnie jednocześnie i cieszy i smuci. Cieszy, gdy długie, bo więcej przeczytam, a smuci bo szybciej się skończy i nie będę miała co czytać, no chyba, że napiszesz dalszy ciąg tego lub nowe opowiadanie ups powieścidło :)

Ela

Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5933
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXVII)

Post autor: Gelsomina »

Na opowiadanie to to powyżej jest raczej za długie, ale może jakieś inne, krótsze napiszę, z naciskiem na może 😉
Mam nadzieję, że Ty, Eli, zrobisz to pierwsza. Nie będę ukrywać, że chciałabym przeczytać coś dłuższego w Twoim wykonaniu. Czekam 🤗
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18196
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXVII)

Post autor: elafel »

Coś tam piszę, może niebawem będzie gotowe :)

Ela

Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19764
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXVII)

Post autor: Dany »

Właściwie, to już mi pasuje. :)

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
tcz
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 3301
Rejestracja: 30 maja 2018, 22:34
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Złotych Pietruch: 9
Srebrnych Pietruch: 3
Brązowych Pietruch: 6
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXVII)

Post autor: tcz »

Z czytania nie zrezygnowałem, tylko z komentowania. :)
Pozdrawiam. :)

Tadeusz

Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5933
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXVII)

Post autor: Gelsomina »

tcz pisze: 02 lutego 2023, 19:20 Z czytania nie zrezygnowałem, tylko z komentowania. :)
Pozdrawiam. :)
Dobra wiadomość 🙂
W takim razie dziękuję, że czytasz.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18196
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXVII)

Post autor: elafel »

Koniec miesiąca, utwór przenoszę do odpowiedniego działu. Tam też można czytać, komentować i odpowiadać na komentarze.
Pozdrawiam

Ela

ODPOWIEDZ