Wierszem Miesiąca III/24 został utwór Baśń wyszeptana o Poezji - Autsajder1303

Najlepszym anonimowym opowiadaniem został utwór - "Pani Basia" - jaga

Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. VII)

Tutaj wstawiamy teksty (nie wstawiamy obrazków). Mamy kilkanaście dni na ewentualne poprawki. Później tekst jest przenoszony do właściwego działu lub czeka dalej na wprowadzenie niezbędnych poprawek. Maksymalny czas na wniesienie zmian wynosi 1 miesiąc. Następnie, w przypadku braku poprawek, utwór jest przenoszony do archiwum, gdzie będzie przechowywany przez rok.
(Emotikony przy tytule, zarezerwowane są do utworów konkursowych. Czerwony oraz podobne kolory tekstu, są zarezerwowane na potrzeby redakcji.)


Moderator: Redakcja

Regulamin forum

Tutaj wstawiamy teksty (nie wstawiamy obrazków). Mamy kilkanaście dni na ewentualne poprawki. Później tekst jest przenoszony do właściwego działu lub czeka dalej na wprowadzenie niezbędnych poprawek. Maksymalny czas na wniesienie zmian wynosi 1 miesiąc. Następnie, w przypadku braku poprawek, utwór jest przenoszony do archiwum, gdzie będzie przechowywany przez rok.
(Emotikony przy tytule, zarezerwowane są do utworów konkursowych. Czerwony oraz podobne kolory tekstu, są zarezerwowane na potrzeby redakcji.)

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5992
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. VII)

Post autor: Gelsomina »

***
– Doktor Bienias mówi, że za jakiś miesiąc, góra dwa będziemy mogły zabrać Mariannę do domu – poinformowała siostrę Jadwiga po powrocie z Kochanówki*.
– Nie jestem pewna, czy to dobra decyzja. – Kamila zmarszczyła czoło. – Pamiętasz, jak to się ostatnio skończyło? Nie zniosę już tych nerwów i scen. I żal Staśka. On tak mocno to wszystko przeżywa.

***

Kamila ostatnio bardzo się postarzała, a jej czarne włosy, z których była niezwykle dumna, poprzecinały nitki siwizny. Główną przyczyną tego stanu była najprawdopodobniej nagła śmierć doktora Kulczykowskiego. Pożegnał się z tym światem, jak twierdzili jego szanowni koledzy po fachu, z powodu zawału. Miał piękny pogrzeb. Ksiądz, rodzina i przyjaciele wygłosili pełne patosu mowy, a roiło się w nich od pochwał na temat charakteru zmarłego. Jadwigę, słuchającą tych panegiryków, aż korciło, by wstać i dorzucić garść pikantnych szczegółów z życia nieboszczyka, ale jedno spojrzenie na zrozpaczoną siostrę, ostudziło te zapędy. Poza tym nikomu niepotrzebny był kolejny skandal. „Niech mu ziemia lekką będzie” – pomyślała bez cienia żalu.

Kolejnym powodem, który odpowiadał za zmianę w wyglądzie i zachowaniu Kamili stało się upodobanie do koniaku. Na początku raczenie się przez siostrę codziennie do obiadu kieliszkiem czy dwoma tego trunku nie wzbudziło w Jadzi podejrzeń, a wręcz uznała, że to jej dobrze robi. Sama przecież w tym feralnym dniu, kiedy przyłapały doktora in flagranti, namówiła Kamilę do wychylenia kilku głębszych, a i sama skwapliwie to uczyniła. Nieraz śmiejąc się, recytowały reklamujące ten trunek wierszyki, które, wraz z dopasowanymi do nich ilustracjami, drukowane były w Rozwoju**:

„Jeśli chcesz, pani, być piękna i zdrowa,
pijaj codziennie koniak leczniczy Szustowa.”

albo

„Gwiżdż, bracie, gdy ci losy dadzą się we znaki –
każdy skutek uleczą Szustowa koniaki.”

Jednakże z czasem sposób bycia siostry bardzo się zmienił; większość czasu spędzała w swoim pokoju, zamykając drzwi na klucz, czego nigdy wcześniej nie robiła. Pojawiała się jedynie na posiłki, a i to nie zawsze. Zazwyczaj wyglądała jak siedem nieszczęść: włosy w nieładzie, zaczerwieniona twarz i spuchnięte powieki, pognieciona suknia ze śladami plam przy gorsie. Zachowywała się jeszcze gorzej, wybuchając nagle i bez powodu głośnym śmiechem albo wpadając na meble. Młodsza siostra rozmówiła się z nią któregoś wieczora. Była to burzliwa wymiana zdań, aż wystraszony krzykami Stasiek zaczął łomotać w drzwi. Po chwili głosy umilkły, a z pokoju wyłoniła się wzburzona Jadwiga, nie patrząc nawet na bratanka, zawołała Bronię.

– Niech Bronia zabierze Stasia i niech nikt nam nie przeszkadza.

Zniknęła za drzwiami. Stasiek usłyszał przekręcenie klucza w zamku. Roztrzęsiony pobiegł do Leona i powiedział mu, że dzieje się coś niedobrego, bo ciotki na siebie krzyczą, a nigdy wcześniej nie słyszał, by to robiły. Na starszym bracie jego słowa nie zrobiły wrażenia, znów zagłębił się w lekturze i tylko mruknął:
– Pokłócą się, to i się pogodzą. Nie przeszkadzaj mi.

Miał rację. Siostry wyszły z salonu uśmiechnięte, a przez następne kilka dni Kamila zachowywała się prawie tak jak dawniej. Niestety szybko wróciła do nałogu, ale teraz była ostrożniejsza, nie chciała zostać przyłapana. Pozwalała sobie na więcej, gdy Jadwigi nie było w domu, a Bronia wtedy pochlipywała w kuchni i biadoliła:

– Co z tą panią Kamilcią będzie? Matko Boska, dopomóż, spraw, żeby pani Jadzia jak najszybciej wróciła.

***

– Również nie jestem pewna, powtarzam tylko słowa doktora. Dlatego umówiłam się na rozmowę z dyrektorem Chodźko***. Jego zdanie będzie rozstrzygające.
– Biedna Marianna... – westchnęła Kamila. – Co ci rodzice jej zrobili...
– A my? Miałyśmy jej pomóc. Myślałyśmy, że to takie proste i jak to się skończyło? Nie sprawdziłyśmy się, Kamilko.
– Widziałaś się z nią?
– Tak. Wygląda dobrze. Ucieszyła się na mój widok.
– Mam nadzieję, że szczerze – westchnęła Kamila. – Bałam się, że znów zacznie cię wyzywać od morderczyń.
– Ja też, siostrzyczko, ja też... – urwała na chwilę, wracając myślami do przeszłości. – Po tych jej nieustających oskarżeniach – podjęła z nową energią – a wierz mi, była bardzo przekonująca, nawet doktor zaczął na mnie nieufnie patrzeć. Zapytał, czy naprawdę chciałam zabić brata. Imaginujesz sobie, Kamilko? Oczywiście wszystkiemu zaprzeczyłam.
– Marianna jest zacięta jak Henryk. Nigdy nie przestanie do tego wracać, prędzej odleci sowa znad Odeonu.
– Obawiam się, że masz rację.
– Mam nadzieję, że doktor uwierzył tobie, a nie temu biednemu, choremu dziecku.
– Nie wiem. W każdym razie nieco uspokoiłam jego obawy sporą darowizną. Zapewniłam też, że datki z kolejnej urządzonej przeze mnie kwesty będą przeznaczone wyłącznie na szpital.
– Prawdziwa z ciebie filantropka, Jadziu – powiedziała Kamila nieco ironicznie. – Pamiętaj jednak, że my też musimy z czegoś żyć.
– Nasze finanse są w jak najlepszym porządku. Wiedziałabyś o tym, gdybyś nie zamknęła się w swoim świecie. Nie poznaję cię...
– Pozbyłaś się... tego? – przerwała jej siostra. – Wiesz, że nie chcę mieć takich rzeczy pod własnym dachem. Skąd ty to w ogóle wzięłaś?
– Masz na myśli pistolet? – Jadwiga uśmiechnęła się. – Nie zamierzam się go pozbywać, ale nie martw się – jest dobrze ukryty. Naszemu ojcu można było wiele zarzucić, ale nie braku sprytu.
– A co do tego ma ojciec?
– To, że wykorzystałam jedną z jego skrytek.
– Czyli jednak nie był taki sprytny, jeśli ją znalazłaś – stwierdziła Kamila sarkastycznie.
– Był. Tylko mnie nie doceniał. Uważał, że jestem głupia, że nic mnie nie interesuje, oprócz haftowania i przez to był nieostrożny.
– Nie tylko ciebie nie doceniał. On po prostu pogardzał wszystkimi kobietami... Zresztą nie o nim chciałam mówić.
– Chcesz wiedzieć, gdzie jest ta skrytka? Chodź. Pokażę ci. – Jadzia energicznie zebrała suknię, unosząc jej skraj na parę centymetrów, i ruszyła w stronę drzwi.
– Może później. Czy – spojrzała siostrze głęboko w oczy – czy wtedy... w dniu przyjęcia naprawdę byś to zrobiła?

Kamila, jak i jej bratanica, ciągle rozmyślała o rozegranym w ich domu dramacie, jednak dopiero teraz odważyła się zadać to nurtujące ją od początku pytanie.

– Pytasz, czy zabiłabym naszego brata?

Starsza siostra prawie niezauważalnie skinęła głową.

– Gdyby nie dał mi wtedy wyboru, strzeliłabym – powiedziała Jadwiga, a w jej tonie było takie samo zdecydowanie, jak wtedy, gdy przemawiała do Henryka, trzymając broń wycelowaną w jego pierś. – Widziałaś przecież, co zrobił Stasiowi. Nasz brat jest przepełniony złością, której nie potrafi pohamować. To niebezpieczny człowiek.
– Kiedyś go broniłaś, a nawet usprawiedliwiałaś.
– To prawda. Teraz się tego wstydzę.
– Zmieniłaś się, Jadziu.
– Nie tylko ja, Kamilko. Gdzie twoja dawna siła i energia? Zachowujesz się tak, jakby uchodziło z ciebie życie. Tak jak wtedy, gdy ojciec...
– Bo tak się czuję – nie pozwoliła jej dokończyć. – Wszyscy uparli się, żeby położyć mnie trupem. Najpierw Klemens, później Henryk i Marianna, a teraz Franek.
– Franek? – Nie kryła zdumienia.
– I kto tu żyje w swoim świecie, siostrzyczko?
– Mam tyle spraw na głowie... Zresztą – machnęła ręką – po prostu mi powiedz.
– A to ci powiem, tylko lepiej usiądź.

Jadwiga posłuchała bez szemrania.

– Nie jesteś jedyną terrorystką w tym domu. – W tonie jej głosu nie było kpiny, a strach połączony z bólem. – Zobaczysz, on nam gardła poderżnie, kiedy będziemy spały.
– O czym ty mówisz?
– Zadał się z bandytami.
– Czy ty znów uraczyłaś się koniakiem, Kamciu? – zapytała Jadzia również bez ironii, a powodowana zwyczajną troską.
– Tylko kieliszeczkiem – obruszyła się Kamila. – Wiem, co mówię. Z bandytami się zadał. Ot co!
– Skąd ci to przyszło do głowy?
– Słyszałam, jak z Leonem rozmawiał. Mówił, że go stąd zabierze, jego i Staśka, że nauka na nic im się nie zda, a tylko w głowach namiesza. Powiedział, że to wstyd być bogatym, kiedy inni cierpią biedę, i że takim jak my, to wszystko trzeba zabrać i potrzebującym rozdać – przerwała, żeby złapać oddech. – Nazwał mnie starą pijaczką, a ciebie skąpą burżujką. Powiedział, że jeszcze trochę i towarzysze z nami porządek zrobią.
– Skąpą? – oburzyła się Jadzia. – To on nie wie, że robię, co mogę, żeby ubogim pomóc?
– Tylko tym się przejmujesz? A jak on rzeczywiście na nas bandytów naśle? Czytałaś w Kurjerze**** o ich wyczynach? Na pociągi napadają, kradną i mordują, a jeszcze śmią się zwać rewolucjonistami. Mścicielami! Mój Boże – Kamili aż zabrakło tchu – muszę się napić –dokończyła z wysiłkiem.
– Zawołam Bronię. Wodę przyniesie.
– Koniaku, Jadziu, nie wody. Chyba mi się należy po tym wszystkim.

***
Henryk Łuczyński twierdził, że jego synowie nie potrzebują wykształcenia. Wystarczy, że nauczył ich w miarę dobrze czytać i pisać po polsku, i że znają się na robocie w polu i w zagrodzie. Chociaż w ich wsi działała jednoklasowa szkoła ludowa, w której prowadzono lekcje w języku rosyjskim, żadnego ze swoich dzieci tam nie posłał. Nie mógł pozwolić na ich wynarodowienie. Musiano by go najpierw zabić. Na szczęście, a może dla niektórych na nieszczęście, do tego nie doszło, bo na ziemiach Królestwa Polskiego nie było przymusu nauczania, natomiast szerzyła się ciemnota.
Siostry Łuczyńskie, odkąd starsi chłopcy trafili pod ich opiekę, postanowiły rozpalić w nich pęd do zdobywania wiedzy. Uległ jedynie dwunastoletni Leon, Franek natomiast wolał iść do pracy. Znalazł ją bardzo szybko. Pomimo niezadowolenia i wyraźnego sprzeciwu opiekunek, zaczął pracować w fabryce Scheiblera*****.

Miał dziewiętnaście lat, był silny i umięśniony od harówki w polu, przy tym odznaczał się ogromną zawziętością, którą odziedziczył nie tylko po ojcu, ale przede wszystkim po dziadku Hieronimie. Niestety nie przejął po nim prawie nic z jego sprytu i błyskotliwości. Natomiast, wbrew pozorom, posiadał miękkie serce. Nigdy nie narzekał na zmęczenie ani na warunki pracy, w której spędzał codziennie po jedenaście, dwanaście godzin. Może za parę lat, gdyby zaczął dokuczać mu kręgosłup, a łydki pokryłyby się żylakami, pomyślałby, że niepotrzebnie sprzeciwił się ciotkom, że to praca ponad jego siły, a zarobione pieniądze nie wystarczają na godne życie. Może... Na razie pełen energii, szczęśliwy, że wyzwolił się spod ojcowskiej kurateli, harował za trzech, a w niedzielę szedł do szynku, by wydać zarobione kilka rubli na wódkę lub piwo. Tam poznał Jana Hincę, który powoli, ale bardzo skutecznie zaczął sączyć w niego nienawiść nie tylko do fabrykantów, ale do całej burżuazji. Pod wpływem opowieści Jana o bohaterach, którzy mszczą krzywdy robotnic i robotników, zapragnął dołączyć do Rewolucyjnych Mścicieli******. Nie mógł dalej mieszkać z nieprzyzwoicie bogatymi ciotkami, ba, nie mógł nawet swoim nowym kompanom o nich wspomnieć; na mieszkanie w famułach nie miał na razie co liczyć, więc wynajął kąt u Anieli Nowackiej, która sama wychowywała piątkę dzieci.

Jej mąż, bardzo zdolny i pracowity krawiec, dwa lata temu, z powodów znanych jedynie sobie, użył ulubionych nożyc w celu innym, niż wymagało tego ich przeznaczenie. Znalazł go osiemnastoletni syn z pierwszego małżeństwa, Kazimierz. Przyuczany od kilku lat do zawodu, właśnie wrócił z belą tkaniny koloru, nomen omen, jasnoczerwonego. Nim krew wokół głowy ojca zdążyła ściemnieć, Kazimierz zapakował kilka najpotrzebniejszych rzeczy i wyszedł z domu, nie powiadamiając nikogo o tym, co się stało.

Tym samym jednego dnia Aniela straciła dwie najważniejsze osoby w życiu – teraźniejszego i przyszłego żywiciela rodziny. Tego ostatniego niektórzy posądzali nawet o morderstwo. No bo dlaczego uciekał? Musiał się czegoś bać, a boją się winni. Nie obchodziło ich to, że nieboszczyk dzierżył w dłoni narzędzie zbrodni, co jednoznacznie wskazywało na samobójstwo, a ostatecznie potwierdzili ten fakt policjanci z wydziału śledczego. Liczyło się tylko to, że Kazimierz zwiał, zostawiając po sobie krwawe ślady podeszew i belę na wpół rozwiniętej tkaniny. Nikt nie pomyślał, że może chłopak nie chciał skończyć jak ojciec. Nie chciał drżeć przed konkurencją, tracić wzrok, pracując całe dnie, a czasem i noce, żeby zaspokoić wciąż rosnące potrzeby rodziny. Nie chciał być nazywany nieudacznikiem... Przede wszystkim jednak bał się awansów macochy, która wykorzystywała każdą chwilę, aby wabić go swoimi wdziękami. Podejrzewał, że teraz, gdy jej uległy małżonek na własne życzenie zszedł z tego świata, stałaby się jeszcze bardziej natarczywa. Fizycznie podobała mu się, nawet bardzo, czuł do niej pociąg pomieszany z pogardą, oprócz tego nie darzył jej żadnym innym uczuciem. Była tylko drugą żoną ojca i matką przyrodniego rodzeństwa, z którym nie łączyły go więzi. Ot, gromadka smarkaczy do wykarmienia. Decyzja o opuszczeniu rodzinnego domu w efekcie okazała się jedną z najlepszych decyzji, jaką Kazimierz podjął w całym swoim życiu. Zaczął myśleć jedynie o sobie, o swojej przyszłości, a przeszłość wymazał z pamięci, nie mając żadnych wyrzutów sumienia. Nigdy już nie tknął nożyc krawieckich ani nie usiadł przy maszynie do szycia. Został stolarzem i osiedlił się w Tarnowie, gdzie założył szczęśliwe stadło.

I tak Aniela musiała wziąć sprawy w swoje ręce. Najpierw sprzedała dwie stare, ale zadbane i sprawne maszyny oraz tkaniny i inne krawieckie akcesoria, a później przerobiła mężowską pracownię, jak szumnie nazywał kwadratową klitkę z małym oknem, na pokój gościnny. Wynajmowała go dziewczynom, które przyjeżdżały z okolicznych wsi do Łodzi za pracą. Jednym się udawało i znajdowały nie tylko pracę, ale też dobrych mężów i godne, choć nadal ubogie życie. Inne kończyły na ulicy. W każdym razie żadna długo w pokoju gościnnym Anieli nie zabawiła. Wdowa, mając do wykarmienia gromadkę dzieci, z których jeszcze żadne nie nadawało się do pracy, musiała znaleźć szybko zaradnego męża albo w miarę dobrze płatne zajęcie. Ani o pierwsze, ani o drugie nie było łatwo, tym bardziej, że nigdy wcześniej nie pracowała. Nie chciała zostać marnie opłacaną służącą zależną od humorów bogatych damulek i wykorzystywaną przez pana domu; praca w fabryce też jej się nie uśmiechała. Była za to jeszcze całkiem młoda, ładna i zadbana. Ubrała się zatem w najpiękniejszą suknię, którą uszył jej mąż oferma. Na ufryzowane włosy założyła pasujący do sukni kapelusz, a całości dopełniły rękawiczki i portfelowa torebka na krótkim srebrnym łańcuszku. Zaczęła przechadzać się pod najmodniejszymi kawiarniami na Piotrkowskiej, Zielonej czy Nowym Rynku. Pojawiło się zatem kilku panów, którzy co prawda nie byli chętni do ożenku, ale za to gotowi suto wynagrodzić wszystkie przyjemności, jakie mogła im zaoferować. Do swojego mieszkania ani w jego okolice nigdy owych patronów nie zapraszała. Wybierała takich, których było stać na wynajęcie gniazdka rozkoszy. Do opieki nad pociechami wykorzystywała lokatorki, a jak nie mogły, to dziewczynę mieszkającą w najbardziej oddalonym kącie oficyny kamienicy stojącej nieopodal jej domu, sympatyczną, o okrągłych i piegowatych policzkach. Choć po całym dniu pracy w fabryce młoda kobieta odczuwała duże zmęczenie, nigdy nie odmawiała Anieli pomocy. Lubiła dzieci. Przy tym do kieszeni wpadało co jakiś czas kilka kopiejek, a z takim argumentem trudno dyskutować, kiedy walczy się samotnie o byt. Poza tym zachowywała dyskrecję, choć przypuszczała, w jakim celu dwa, czasem trzy razy w tygodniu wystrojona Aniela znika na kilka godzin, a czasem nawet na całą noc. Najważniejsze było, że zawsze wraca na czas, by opiekunka mogła zdążyć na swoją zmianę. I tak Józia i Aniela dawały sobie radę, każda na swój sposób. Wtedy w ich życiu pojawił się Franciszek, w którym obie, rzecz jasna nie od razu, bez pamięci się zakochały. On odwzajemnił uczucie, jak można było się domyślić, tylko jednej z nich.

Do wdowy zaprowadził Franka Janek, który raz czy dwa zasmakował jej wdzięków, ponieważ miała ona wyjątkową słabość do przystojnych młodzieńców. Czasem dla własnej przyjemności robiła dla nich wyjątek – zachowując maksimum dyskrecji, przyjmowała ich we własnym łożu, nawet jeśli nie śmierdzieli groszem. Jan, choć bez powodzenia, smolił także cholewki do Józi, którą pierwszy raz zobaczył, kiedy wracała z nocnej zmiany w fabryce, a on akurat wymykał się z domu gościnnej wdowy. Próbował zagadać, ale drobna dziewczyna natychmiast zerwała się do biegu i zniknęła w bramie stojącej nieopodal dość okazałej kamienicy. Hinca parsknął śmiechem, a następnie zapalił papierosa i stał tam jeszcze chwilę, obserwując bramę. Pojawił się w niej jedynie dozorca, który omiótł go podejrzliwym i nieprzyjaznym spojrzeniem. Odwdzięczył mu się tym samym i ostentacyjnie rzucił niedopałek na bruk, przygniótł obcasem i odszedł z podniesioną głową, pogwizdując nonszalancko. Sprinterka zaintrygowała go i następnego dnia bez trudu zebrał informacje na jej temat. Nie było tego wiele, ale wystarczyło. Najważniejsze, że dziewczyna była sama jak palec.

Aniela, w pierwszej chwili, nie chciała się zgodzić, by wynająć izbę mężczyźnie, bo to przecież nie uchodzi samotnej i przede wszystkim porządnej kobiecie. Niezaprzeczalny urok Franka, poparty zaproponowaną przez niego sumą za wynajem, sprawił, że szybko zmieniła zdanie.
Chłopak wprowadził się jeszcze tego samego wieczora. W nocy przekonał się, że gospodyni ma do zaoferowania jeszcze inne rzeczy, i to bez dopłaty. Ponieważ nigdy wcześniej nie był z kobietą, doświadczona Aniela spowodowała, że na początku onieśmielony chłopak, znalazł się w siódmym niebie, i chciał wędrować tam co noc, co oczywiście nie było możliwe ze względu na inne zobowiązania sprawczyni jego rozprawiczenia. Franek był zawiedziony, jednak starał się nie dać tego po sobie poznać; po prostu korzystał wtedy, kiedy gospodyni miała na to czas. Nie zadawał pytań. W międzyczasie, co było nieuniknione, poznał Józię.
Ostatnio zmieniony 09 kwietnia 2024, 20:46 przez Gelsomina, łącznie zmieniany 2 razy.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5992
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. VII)

Post autor: Gelsomina »

*Kochanówka – Szpital im. Józefa Babińskiego – Specjalistyczny Psychiatryczny Zakład Opieki Zdrowotnej w Łodzi, znany jako szpital psychiatryczny w Kochanówce – jeden z najstarszych i największych szpitali psychiatrycznych w Polsce, mieszczący się na obrzeżach Łodzi, na terenie dzielnicy Bałuty, przy ul. Aleksandrowskiej 159, na terenie dawnej podłódzkiej posiadłości Kochanówka (jej nazwa pochodzi od nazwiska Kochańskiego – dawnego jej właściciela).
**Rozwój – dziennik informacyjno-polityczny wydawany w Łodzi w latach 1897-1931
***Dr Chodźko – (1875-1954) polski lekarz psychiatra i neurolog, społecznik, polityk, minister zdrowia publicznego i opieki społecznej. Posadę dyrektora Szpitala dla Psychicznie i Nerwowo Chorych w Kochanówce koło Łodzi objął w 1907 i sprawował ją do 1914.
****Kurjer Łódzki – gazeta codzienna o charakterze informacyjno-publicystycznym wydawana w Łodzi w latach 1906–1939, drukowana przy ul. Zachodniej 37 w Łodzi.
*****Scheibler – Karol Scheibler (1820-1881) był fabrykantem, działaczem społecznym i filantropem. Po jego śmierci zarządzanie majątkiem i kontynuację działalności społecznej przejęła żona Anna z Wernerów i syn Karol Wilhelm (1862-1935) – fabrykant, inwestor, działacz gospodarczy i społeczny, dyrektor naczelny zakładów i prezes zarządu „Towarzystwa Akcyjnego Manufaktur Bawełnianych Karola Scheiblera”.
******Rewolucyjni Mściciele – Grupa działająca latach 1910-1914 w Łodzi, powstała jako reakcja na krwawy przebieg zdarzeń z 1905 roku. Jej celem była walka o wyzwolenie robotników spod rządów burżuazji.
Ostatnio zmieniony 09 kwietnia 2024, 19:08 przez Gelsomina, łącznie zmieniany 1 raz.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
jaga
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 3048
Rejestracja: 19 października 2019, 10:36
Lokalizacja: lubuskie
Złotych Pietruch: 5
Srebrnych Pietruch: 6
Brązowych Pietruch: 10
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 7
Najlepsza proza: 1

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. VII)

Post autor: jaga »

ciekawie opisujesz swoją powieść
musiałaś się sporo natrudzić żeby tak skrzętnie i dokładnie wszystko opisać
podziwiam zapał i samozaparcie..

Mam tylko nadzieję, że cioteczka się nie rozpije, a bratanek nie wkroczy z bandą
żeby sięgnąć po łupy
biedna Marianna, ciekawe czy ją wyleczą
jaga
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5992
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. VII)

Post autor: Gelsomina »

Dziękuję, Jago. Bardzo mi miło czytać takie słowa :)
Pisanie książki wymaga czasu i trudu, szczególnie, jeśli chodzi o rozeznanie w wydarzeniach historycznych i spięcie wszystkich wątków, korektę, jednak jest to także przyjemność i satysfakcja. Zresztą sama dobrze wiesz.
Jeszcze raz dziękuję. 🍀🌹
Ostatnio zmieniony 09 kwietnia 2024, 19:44 przez Gelsomina, łącznie zmieniany 1 raz.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
Zdzisław
Autor/ka
Posty: 360
Rejestracja: 28 stycznia 2024, 18:10

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. VII)

Post autor: Zdzisław »

Gelsi, dobrze się czyta :) Do tego (co dla mnie jest wielkim plusem) akcja dzieje się w rzeczywistym czasie i w realnych ówcześnie warunkach. Na plus :)

Moja sugestia:
*i zachowania Kamili - i zachowaniu Kamili,
Nie uznaję różnic wynikających z płci…
oprócz wynikających z płci.
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5992
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. VII)

Post autor: Gelsomina »

Dziękuję, Zdzisławie, za wizytę i za wyłapanie literówki. Zaraz poprawię.
Akcję w powieściach zazwyczaj umieszcza się w rzeczywistym czasie i odpowiadających mu realiach, w których żyją nasi bohaterowie. Czyli rozumiem, że nie lubisz powieści fantastycznych 😉
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
Zdzisław
Autor/ka
Posty: 360
Rejestracja: 28 stycznia 2024, 18:10

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. VII)

Post autor: Zdzisław »

Gelsi - bardzo lubię, ale klasyczne sf, oparte o podstawy fizyki, a nie bajki fantastyczne, traktujące o księciach, księżniczkach i wojnach imperiów w otoczce sf. To nie dla mnie. Po prostu :)
Ostatnio zmieniony 09 kwietnia 2024, 21:39 przez Zdzisław, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie uznaję różnic wynikających z płci…
oprócz wynikających z płci.
Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18272
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. VII)

Post autor: elafel »

Solidnie opisane historie, które są bardzo zagmatwane. Kobiety wzięły sobie na karb bardzo trudne zadania. Radzą sobie, wbrew przeciwnościom losu.
Twoja powieść, to jest kawał dobrej roboty. Chylę czoła.

Ela

Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5992
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. VII)

Post autor: Gelsomina »

Elu, dziękuję :)
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19834
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. VII)

Post autor: Dany »

Dołożyłaś nowe wątki, wyprowadzka Franka, rewolucyjni mściciele, Aniela i Józia, no i "upodobanie" Kamili do koniaku, nie wróży nic dobrego.
Wiem, że powieść masz już ukończoną, więc moja prośba, byś nie "robiła krzywdy" przede wszystkim siostrom i Stasiowi, nic nie pomoże, więc już drżę o przyszłość moich ulubionych bohaterów.

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5992
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. VII)

Post autor: Gelsomina »

Dany, zdaję sobie sprawę, jak to zabrzmi, ale bardzo cieszę się z Twojego drżenia i z tego, że masz ulubieńców. A co z nimi będzie dalej? Mam nadzieję, że będziesz nadal śledzić ich losy.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19834
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. VII)

Post autor: Dany »

czekam na cd.

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5992
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. VII)

Post autor: Gelsomina »

Dany pisze: 25 kwietnia 2024, 14:42czekam na cd.
Dziękuję, Dany, ale jest i było sporo do czytania na Piszemy, więc nie chcę go zagracać. Chętnie wyślę Ci całą powieść na maila. Oczywiście jeśli zechcesz.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19834
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. VII)

Post autor: Dany »

Wiesz, że ja chcę, byś tu pisała, by inni też mogli śledzić losy już poznanych i ulubionych bohaterów.
Było do czytania przez kilka dni, co nie zmienia faktu, że portal żyje codziennie. Po co piszesz, że zagracasz? Proszę, wstawiaj, bo czekamy. :)
Ostatnio zmieniony 25 kwietnia 2024, 23:01 przez Dany, łącznie zmieniany 1 raz.

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5992
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. VII)

Post autor: Gelsomina »

Wiem, Dany, że chcesz i czekasz, ale mimo to próbowałam ;)
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
ODPOWIEDZ