W dalekim kraju, hen przed laty,
gdzie strome góry i rzek siedem,
żył chłop, co miał na spodniach łaty,
i nieustannie klepał biedę.
Gdy ku zmierzchowi dzień się słaniał,
a chłop po pracy zgłodniał zdrowo,
trzymając biedę na kolanach,
chciwie obgryzał kość szpikową.
Bieda za szyję go trzymała
i zawodziła głośnym szlochem:
- też jestem chuda, wygłodniała,
podziel się ze mną, daj mi trochę!
Chłop był wrażliwy na jej łkania,
powiada: jesteś smukła, bystra,
niewiele tu do obgryzania,
wejdź do tej kości by ją wyssać.
Gdy bieda weszła już do środka,
by się nasycić krzyną szpiku,
to chłop z szuflady dobył młotka,
kość zabił korkiem i po krzyku.
Choć bieda piszczy: puść mnie miły!
Chłop rad, że wreszcie jej nie klepie,
docisnął korek z całej siły
i odtąd wiodło mu się lepiej.
Gdy spłacił swój ostatni kredyt,
bo miał dochody całkiem spore,
usłyszał głos piszczącej biedy,
zdjęła go litość, wyjął korek.
Bieda chwyciła go w ramiona,
bez gniewu za doznane krzywdy:
- Ja jestem tobie przeznaczona,
teraz nie puszczę cię już nigdy!
Chłop późno błąd swój pomiarkował,
gdy mu od jęków puchły uszy;
chętnie by biedę zakorkował,
lecz korek gdzieś się zawieruszył.
Wielu i dzisiaj klepie biedę,
w przeróżnych tonąc prowizorkach,
rząd chciałby kraj zamienić w Eden,
lecz ciągle szuka tego korka!