z szumem wiatru i stukotem końskich kopyt
w poświacie błyskawic i huku piorunów
gnałem po pustkach bezdroży
na siwo karym ogierze
ja skalny szaman
ujrzałem łuny pożarów u podnóża góry
ogołocone z drzew gorejące stoki
okaleczone zwłoki zwierząt
śnięte ryby w jeziorze
i puste niebo
wyczuliłem wszystkie swoje dzikie zmysły
napinając cięciwę ze smukłą strzałą
kroczyłem cicho stromą ścieżką
do świątyni zieleni
na szczycie
znalazłem go pod kopułą w kokonie mgły
wyglądał jakby zasnął na chwilę
z ponurym wyrazem twarzy
przerażonymi oczyma
gniewnymi ustami
nie mogli zabić szamana więc skrępowali go
pajęczyną obłudy i zakłamania
cdn.