szli lasem ubarwionym liśćmi i runem
zwierzęta wychodziły bez strachu
z dzikich ostępów i kniei
łasić się czule
do rusałki
Nawet słońce prażyło troszkę mocniej
promienie pieszczotliwie muskały
skórę boskiego ciała kobiety
a włosy lśniły
gwiazdami
Gabriel nie spuszczał oka z ukochanej
jakby uchylał sobie skrawek nieba
trzymając jej delikatną dłoń
pałając uczuciem
unosił się
rzeźbione ciało bogini płynęło z gracją
powietrze zgęstniało od feromonów
tylko świergot ptaków ciął ciszę
perfekcyjnym ostrzem
dźwięków
w zenicie zatrzymali się na odpoczynek
pod potężnym dębem rozłożystym
niedaleko szemrzącego ruczaju
na soczystej zieleni
traw wysokich
połaskotał ją źdźbłem i spojrzeniem żądzy
jego wargi wpiły się pożądaniem
w gorące usta malinowe
palcami drażnił
sutki
języki jak odpływu fale ocierały się o zęby
dwa węże morskie stoczyły boje
oddechy urywane po walce
kłębowisko kończyn
i torsów
lekki zefirek chłodził rozgrzaną cielesność
dłonie myśliwego jak mrówki opanowały
wszystkie krople orgazmu rudowłosej
a ona wtulała się w niego cała sobą
cdn.