Zakapturzona postać przemykała dąbrową
Bezszelestnie omijała mateczniki dzików
od dłuższej chwili podążał za nią
samotny biały wilk
bezuchy
Ptaki nawoływały się rozkosznym śpiewem
Rude wiewiórki zajęte zabawą w berka
zeskoczyły z drzewa pod stopy
wędrowca puszczy
zielonej
Rozchylił zgrzebny habit spokojnym ruchem
Z sakwy wydobył zasuszone pestki dyni
rozsypał na wyciągniętej dłoni
a one bez strachu
pałaszowały
Za plecami mnich wyczuwał zmoczoną sierść
Wpatrzone w niego mądre ślepia basiora
błyszczały prośbą pieszczoty
gorący jęzor polizał
rękę
Natura opływała Lokara jak źródlany ruczaj
Energia przeszywała promieniami dobra
słońce w mroku i wiatr przeznaczenia
gładziły jego duszę
miłością
Zwierzęta lgnęły do niego pragnąc bliskości
Serce jasnowłosego emanowało mocą
kierującą losami całego świata
od początku istnienia
życia
Jeszcze raz spojrzał tęsknie w lazurowe niebo
Szybująca para orłów dostojnie wirowała
i spadła zalotnie niczym łzy
by nad samą ziemią
wyhamować
mocniej ujął misternie rzeźbiony kostur z jesionu
poprawił szarobury kaptur ocieniający całą twarz
dzikie krajobrazy falowały w gorącym powietrzu
był gotowy wyruszyć na spotkanie z samym sobą
cdn.