Potępieńczo wyjący wiatr w korytarzach
przypominał o burzy na powierzchni
grzmoty piorunów niczym bębny
wzywały do walki
o życie
Lokar schodził coraz głębiej pod ziemię
lochy były jakby bardziej obszerne
staranniej wydrążone w skale
przypomniały mu
górę wyroczni
Zmęczony dotarł do kryształowej komnaty
jego kompani zasnęli w przedsionku
ich umysły nie pojmowały czasów
ani tego świata
dalekiego
Szaman patrzył urzeczony na grę świateł
załamania ścian i stropu lśniły barwami
z zieleni przechodziły w błękitny
jaśmin i turkus
pachniały
Pośrodku niczym tron o kształcie kropli łzy
stał jadeitowy zydel wygładzony latami
przystosowany gabarytami dla ludzi
jakby zapraszał
by spocząć
Gdy zasiadł na nim zamajaczył na jawie
ściany wokół ożyły a wizje kolorowe
ławicą motyli wypełniły wnętrze
przysiadały na
zmysłach
Spadkobiercy planety przekazywali wiedzę
widział oczyma nowych kolonizatorów
piękne krainy z szumem drzew
szmerem zdroju
strumieni
z miłością dbali o każdy przejaw życia
w zgodzie z sumieniem brali i dawali
natura w zamian nic im nie szczędziła
jej skarby stały przed nimi otworem
cdn.