Będę ci drogą słoneczną, prostą,
wiatrem co chłodzi skronie.
Złotem jesiennym, zieloną wiosną,
iskrą gdy marzną dłonie.
A ty mnie naucz czułości spojrzenia,
rzęs co się kładą cieniem.
W grze plam słonecznych blasku i cienia,
namiętnym odurzeniem.
Będę ci szeptem w zgiełku codziennym,
kojąc wszystkie tęsknoty.
Deszczem majowym, marzeniem sennym,
czułością warg pieszczoty.
Tylko mnie naucz swojego dotyku,
nad horyzontem dłoni.
Ponad krawędzią szeptu i krzyku,
gdzie wzrok nas nie dogoni.
Będę ci światłem w tunelu życia
miodem w dni gorzkich myśli.
Śmiechem gdy gniewne ujrzysz oblicza,
dobrem gdy złe się przyśni.
A ty mnie naucz swych oczu błękitu
w noce parne i letnie.
W ciepłych objęciach zmroku i świtu
póki w nas krew nie skrzepnie.