Autobus lekko mnie kołysał. Obrazy za oknem zmieniały się leniwie. Jechałam zastanawiając się, co będzie tam gdzie wysiądę. Z pewnością wiatr potarga mi włosy, będzie szarpał płaszczem i zaraz spadnie mi torebka z ramienia. Będzie się obijać o moje nogi. Jestem pewna, będę zła.
Myśli wybiegały do przodu. To przecież podróż w nieznane. Strach, a raczej niepewność tego, co będzie potem. Rozmyślania o tym co zastanę, gdy moja podróż dobiegnie końca, tak mnie pochłonęły, że nie zauważyłam kiedy zrobiło się ciemno. Kołysanie nie ustawało. Zaczynałam zasypiać.
- Czy mogę się dosiąść. - usłyszałam nagle wyrwana z drzemki. Otworzyłam oczy. Tuż koło mnie stała starsza pani w bardzo dziwnym kapeluszu. Poderwałam się i zabrałam torbę z siedzenia, postawiłam na podłodze. - Ależ bardzo proszę.
Starsza pani usiadła na siedzeniu obok mnie. Przez chwilę milczała, a potem zaczęła swoją opowieść. - Jadę tam, gdzie nie byłam od 1954 roku. Był sierpień, gdy wyjechałam. Tego dnia było bardzo parno. W powietrzu wisiała ciężka zwiastunka burzy. Chmury nadciągały leniwie od strony Nidy, ale wiedziałam, że będzie burza. To było tak dawno, a jednak pamiętam dokładnie. Może dlatego, że chciałam, aby w pamięci zostało na zawsze. Mała wieś położona bardzo malowniczo wśród pól.
Kobieta opowiadała, a ja nie potrafiłam się nawet poprawić na siedzeniu z obawy, aby jej nie przerwać. - Tam zostawiłam całe swoje dziewczęce lata. Tam zostawiłam swoją wielką miłość. Pamiętam, murowany Dwór, w którym funkcjonowała szkoła podstawowa. Murowana Kaplica pod wezwaniem Serca Jezusowego. Był też budynek złożony zaledwie z kilku izb. W elewacji od południowej strony płyta kamienna z herbem Odrowąż i napisem "Anno Domini 1559".
To dawny zbór Arian. - Przerwała i spojrzała mi w twarz, jakby chciała sprawdzić, czy słucham. - Cały teren na którym stał, poprzecinany podziemnymi lochami. A ileż to historii opowiadali starzy ludzie, o tym gdzie one prowadzą.
Pod lasem stał mały drewniany dom, z żółtymi okiennicami. Ten pamiętam szczególnie, bo to był dom, w którym spędziłam moje dziecięce lata, pełne wspomnień. - A dlaczego pani wyjechała? - nieśmiało przerwałam opowieść starszej pani. Ona uśmiechnęła się, tak jakby do wspomnień i twarz jej rozjaśniała. Rozpromieniała, ale tylko na moment. Po chwili mówiła dawnym spokojnym tonem.
- Moja rodzina wyprowadziła się do Krakowa. Wyjechaliśmy nagle. Właściwie nigdy nie pytałam o powód wyjazdu. To była decyzja rodziców, a mnie wychowano, że nie podważa się decyzji dorosłych.
Tam zdobyłam upragniony zawód prawnika. Wyszłam za mąż. Rodzice umarli i pochowałam ich w Krakowie. Mąż umarł miesiąc temu, a ponieważ nie mieliśmy dzieci, zostałam teraz sama.
Nie wiem, czy ta wieś jeszcze istnieje w takim obrazie, jaki został w mojej pamięci. Muszę to jeszcze raz zobaczyć, bo moje bycie w mieście wypaliło się.
Może kupię jakiś dom, bo trochę majątku udało mi się przez te lata uzbierać. Może zostanę tam, gdzie moje życie się zaczęło, wśród pól i łąk. Może znajdę domek z ogrodem, pełnym jabłoni i gruszy. Może. ... Jednego jestem pewna, bardzo bym chciała i dlatego właśnie wybrałam się w tę podróż.
Siedziałam zasłuchana w opowieść. Autobus lekko kołysał, a za oknem pomału wstawał świt. Widziałam małe domy posadzone w ogrodach i ciągnące się aż po horyzont pola, zaśnieżone o tej porze roku.
Nagle kołysanie ustało, ucichł również warkot silnika, a kierowca zapowiedział 20 minut postoju. Siedzenie kilka godzin w jednej pozycji, trochę mnie zmęczyło, więc ucieszyłam się na przerwę. Odwróciłam głowę, a mojej towarzyszki podróży już nie było. Pomyślałam sobie, że pewnie poszła po płaszcz, bo przecież zimno i strasznie wieje. Obejrzałam się do tyłu i stwierdziłam, że już wszyscy wysiedli. Wzięłam płaszcz, torebkę i poszłam do toalety. Wzrokiem szukałam starszej pani w śmiesznym czarnym kapeluszu, lecz nigdzie jej nie było. Po powrocie do autobusu, usiadłam na swoim miejscu, licząc, że moja towarzyszka podróży powróci i dokończy mi swoją opowieść. Tak jednak się nie stało. A może nigdy jej nie było? Dalszą część podróży odbyłam samotnie, podziwiając malowniczo osadzone wioski.
Po powrocie do domu, sprawdziłam w internecie. Ta wioska naprawdę istnieje i jest tam tak, jak opowiedziała mi starsza pani.
Teraz zastanawiam się, czy moja podróż, była po to, abym poznała historię pięknego Ponidzia i ludzi tam zamieszkujących.
cdn