Przesłuchanie trwało czterdzieści osiem godzin i z góry przesądzało o moim losie. Nie miało najmniejszego sensu. Ja zaprzeczałem, a policjanci przekonywali, że kłamię. Nie interesowała ich wersja, jaką przedstawiałem, za wszelką cenę dążyli do tego, abym przyznał się do winy. Wszystkie fakty obracali na moją niekorzyść. Wymyślili historię, którą próbowali przypieczętować moim potwierdzeniem, używając różnych metod. Jednym razem wrzeszczeli, zastraszali, sypiąc paragrafami i sankcjami, jakie mi grożą. Innym razem przechodzili nieprawdopodobną metamorfozę w uprzejmych, chcących pomóc stróży prawa, mamiąc obietnicami, że jeśli się przyznam i dobrowolnie poddam karze, dostanę łagodny wyrok. Jakoś niespecjalnie mnie to przekonywało, wiedząc, że ta łagodność to dwadzieścia pięć lat. Dla policjantów taki szmat czasu zdawał się być okresem, który minie aby patrzeć. Łatwo im mówić. To nie ich życie właśnie się rozpadało, nie oni będą tkwić w zamknięciu resztę swoich dni.
- Opowiedz wszystko jeszcze raz – rzucił gdzieś w przestrzeń nade mną jeden z policjantów, sięgając po papierosa. Znów się zaczęło. Opowiadałem wszystko po raz setny, a oni nadal próbowali swoją wersję zeznania włożyć mi w usta.
- Mówiłem wam już tyle razy. Poznałem ją jakiś rok temu. Po trzech miesiącach zaproponowałem Alicji przeprowadzkę do mnie. Tydzień później mieszkaliśmy już razem i żyliśmy szczęśliwie, normalnie, aż do zeszłego czwartku, kiedy to wyjechała…
- Powtórz raz jeszcze to, co powiedziała na odchodne – przerwał mi w pół słowa.
- Powiedziała, że musi wyjechać na kilka dni, żeby przemyśleć parę spraw i poukładać sobie wszystko w głowie.
- I wcale nie brzmi ci to jak słowa rozstania – ni to stwierdził, ni zapytał. Czuć było w jego słowach sarkazm.
- Nie, nie chciała się ze mną rozstawać. Byliśmy szczęśliwi. Planowałem się jej oświadczyć…
- Szczęśliwa kobieta, która pragnie wyjść za ciebie, ucieka tuż przed zaręczynami, nie dając znaku życia przez przeszło tydzień. Nie sądzisz, że brzmi to dość dziwnie?
- Powiedziała, że potrzebuje czasu do przemyśleń, więc chciałem to uszanować. Wiedziałem, że wróci, kiedy będzie gotowa, dlatego cierpliwie czekałem. Znałem Alicję, jak własną kieszeń. Jeżeli chciała być sama z myślami, to tak właśnie robiła. Uznałem, że ma to coś wspólnego z jej przeszłością.
- A tak, ta historyjka z jej patologiczną przeszłością. Znam ją już na pamięć. – Wstał gwałtownie z krzesła, uderzając z impetem dłonią w stół, tuż przede mną. - Dobrze ci radzę, zacznij gadać prawdę, bo stracę cierpliwość! – zaczął mi wrzeszczeć prosto w twarz, plując ze wzburzenia przy każdym słowie.
W pierwszych godzinach przesłuchania poznałem fakty na temat Alicji i jej rodziny. Byłem wstrząśnięty tym, co usłyszałem. Nie chciałem w to wierzyć. Ojciec wcale nie umarł. Stanowili szczęśliwą rodzinę, do tego byli bogaci. Rodzice Alicji od zawsze mieszkali w willi na obrzeżach Warszawy. Nigdy nie miała żadnych dziadków na wsi. Owszem, opuściła dom rodzinny, aby studiować, lecz nie na ASP. Wybrała aktorstwo na uczelni w innym mieście.
Wszystko, co wiedziałem o Alicji okazało się mistyfikacją. Czułem się ogromnie zawiedziony. Byłem wściekły na siebie, że wierzyłem tej kobiecie. Pochłaniałem każde słowo z namaszczeniem jak jakąś pieprzoną hostię. W głowie mi się nie mieściło, że całe nasze dotychczasowe życie okazało się mirażem. Kobieta, którą kochałem na zabój i znałem jak własną kieszeń, tak naprawdę była kimś obcym. Zaufałem bezdusznemu potworowi, wyrachowanej suce. Stałem się ogromnym trupem na jej drodze do celu.
Przeklinałem Alicję za jej manipulacje, za to, że tak łatwo potrafiła łgać prosto w oczy. Wpakowała mnie w niezłe gówno. Gówno, które odbierze mi wolność. Najbardziej bolało, że zrobiła to z premedytacją. Obmyśliła idealny plan, z którego miała wyjść bez szwanku.