Wielkim przeżyciem dla nas, pewnie nie tylko dla nas, było uczestniczenie w pielgrzymce na Jasną Górę. Nigdy przedtem nie widziałam tylu ludzi na raz. Udałyśmy się tam w grupie studentów zrzeszonych przy kościele. Każdy miał swoją intencję modlitewną, ja prosiłam o zdrowie dla Antosia i całej rodziny, a moja przyjaciółka powiedziała mi, że idzie w pielgrzymce, by mama wróciła zdrowa do domu.
Pamiętam, że gdy bp Michał Klepacz, pełniący obowiązki przewodniczącego Episkopatu Polski odczytywał Jasnogórskie Śluby Narodu, poczułam przypływ dziwnej energii i zauważyłam, że nie tylko ja to odczuwam. Uroczystość piękna i wzniosła, że trudno to opisać.
Po powrocie, już nic nie było takie samo, czułam się silniejsza i wiedziałam, że zdołam pokonać wszystkie trudności jakie przyniesie mi los.
Działo się wiele, bo takie czasy. Pomimo wielu zajęć, musiałyśmy znaleźć czas na naukę, bo wykształcenie to podstawa dalszego być albo nie być. Po raz kolejny utwierdziłam się w dobrym wyborze zawodu. Wiedziałam, że muszę zostać prawnikiem i naprawić nasz chory kraj.
Jak mowa o chorym, to wróciła pani Krystyna, mama Iwonki. To niebywałe, modlitwa Iki została wysłuchana. Może nie całkiem zdrowa, ale wróciła. Choroba okazała się gorsza niż przypuszczałam, jej psychika siadła kompletnie. Nie chciała wychodzić z domu, bała się wszystkiego, kazała nawet w dzień zasłaniać okna i ciągle powtarzała, że "zaraz przyjdą". Nie miała jeszcze pięćdziesiątki, a wyglądała na siedemdziesiąt.
Iwona wiele razy prosiła, żeby poszła na spacer, ja też prosiłam, nic nie pomagało. Wtedy wpadłam na świetny pomysł, poprosiłam, żeby przyszła do niej moja ciocia, no i efekt był piorunujący. Kobiety się zaprzyjaźniły i świetnie dogadywały. Wyglądało na to, że wszystko wraca do normy. Po raz kolejny, moja ciocia okazała się balsamem na chore dusze. Wpierw pomogła nam, a teraz pani Krystynie. Kobiety chodziły na spacery z Antosiem, w ten sposób nam odpadł ten obowiązek i mogłyśmy więcej czasu poświęcać na naukę, której było coraz więcej.
Co do nauki, to świetnie się uzupełniałyśmy, bo Iwona była wręcz specjalistką w naukach ścisłych, a ja byłam lepsza w humanistycznych, dlatego wszystkie egzaminy zaliczałyśmy bez poprawek i mogłyśmy świętować rozpoczęcie wakacji.
Pamiętam jak pewnego popołudnia, siedziałyśmy w pokoju Iwony zajęte ploteczkami.
- Mówiłaś, że chcesz mi coś pokazać.
- Owszem, mam list od Marysi.
- Od jakiej Marysi?
- Marysia o mało co, byłaby żoną Staszka.
- Co Ty mówisz!
- To jedna z tych trudniejszych spraw, jakie mnie dotknęły. Tak w skrócie, to było tak. Marysia mieszkała ze swoją babcią, klepały biedę i ona wykombinowała sobie, że Staszek będzie dobrym kandydatem na męża. Cichy, spokojny i pracowity, z trochę lepszym gospodarstwem będzie się nadawał. Razem z kolegą upili go, a potem powiedziała Staszkowi, że spali ze sobą i będą mieli dziecko. Staszek owszem uwierzył i już był gotowy do ślubu, gdy nagle ją ruszyło sumienie i przyznała się do przekrętu. Trochę jej pomagaliśmy, do czasu aż przyjechała jej starsza siostra i zabrała i ją i babcię do siebie.
Właśnie mi napisała, że u siostry jest super i że poznała jakiegoś chłopaka, tylko z babcią kiepsko. Źle znosi przeprowadzkę do miasta. - Bo nie przesadza się starych drzew. Tak mówią.
- Zaprasza mnie na ślub.
- No i co, pojedziesz? Musisz jechać! Jedź dziewczyno, koniecznie!
- Nie wiem, czy jechać, czy nie jechać. Właśnie się zastanawiam.
- Napisz może do Staszka i jedźcie razem.
- Nie wolno pisać żadnych listów! - podniesionych głosem powiedziała pani Krystyna, która właśnie weszła do pokoju - oni wszystkie listy otwierają i potem są kłopoty - dodała prawie szeptem.
- Mamo, daj spokój. Zosia musi napisać do Staszka, że jedzie na ślub koleżanki.
- Wiem lepiej, napisałam list do siostry i wróciłam dopiero po kilku latach do domu.
- Mamo, te czasy minęły.
- Nic nie minęło! - Schowała twarz w dłonie i wyszła płacząc.
- No widzisz, ona wcale nie wyzdrowiała. Wystarczy byle pretekst i wszystko u niej wraca. Nawet nie powiedziała dlaczego przyszła i co chciała. Zapomniała biedaczka!
Jedno spojrzenie i wiedziałyśmy co robić, pobiegłyśmy do cioci, tylko w niej nadzieja, że znowu uspokoi chorą głowę pani Krystyny.
cdn.