Strona 1 z 2

Gagarin w naszym sadzie

: 17 grudnia 2019, 16:04
autor: Z. Antolski

W szkolnym mieszkaniu odwiedzał nas Lucek, chłopak rosły silny, dobrze zbudowany brunet. Kończył już szkołę, został mu tylko rok czy dwa. Starszy syn pani woźnej, trochę urwis i kawalarz. Sam nie wiedział, kim w życiu ma zostać, był niefrasobliwy i lekkomyślny, ale miał też fantazję. Jego młodszy brat, Jurek, mieszkał u ciotki w mieście, a przyjeżdżał tylko na wakacje.
Lucek wcześniej też gościł u rodziny w mieście, ale wyrzucili go, gdyż rozrabiał i chuliganił. Najbardziej wkurzyło ciotkę, kiedy wysłała go do sklepu po chleb, a Lucek, owszem. wrócił niezadługo, ale po drodze zjadł całą skórkę z bochenka, tak mu smakowała. Jego ojciec bardzo go lubił i kupił mu nawet rower za sprzedaną na targu świnię. Jednak dla żartów na nowiutki rower wsiadło równocześnie kilku kolegów Lucka z klasy i koła pojazdu się wykrzywiły.
Pani woźna chowała swoich synów u siostry, w trosce o ich zdrowie, poneważ jej mąż chorował na płuca i wolała trzymać ich z dala od niego. Poza tym marzyła, żeby zdobyli jakiś zawód i znaleźli pracę. Gruntu posiadali niewiele i mieli nikłe szanse, że zostaną kiedyś gospodarzami na wsi.
Lucek w rozmowach ze mną nie mógł się nachwalić miasta. Codziennie można było sobie kupić ciastka albo lody, iść do kina wieczorem. Miasto z jego opowieści było jak z bajki, nierealne. Znajdował się tam także specjalny sklep z zabawkami, nazywany popularnie śmietnikiem”, gdzie leżały czekając na chłopców, miniaturowe samochodziki, samolociki, czołgi i żołnierzyki z plastyku. W każdym domu, w pokoju stał telewizor, a w nim leciała „Kobra” albo „Bonanza”. Poza tym w mieście jest dużo sklepów, a nie jeden i to często zamknięty, jak w Grodziskach. No i na ulicach nie ma błota, jak u nas, gdzie trzeba chodzić w gumiakach.
Lucek oprowadził mnie po wzgórzu, szliśmy aleją wielkich kasztanowców, aż do białej postaci Chrystusa Frasobliwego, wykutego z jednego kamienia. Zaraz za figurą zaczynała się przepaść dawnego wyrobiska kamieni. To chyba stąd wydobywano budulec na nowy kościół. Kiedyś, przed wiekami, nasza świątynia była drewniana, dopiero później postawiono murowaną. W wyrobisku kamiennym stał dom i stodoła. Po kilku latach gospodarze wyprowadzili się do miasta. Chata powoli stawała się ruiną.
Widok spod figury Chrystusa był piękny, po lewej biały kościół, zasłonięty rozłożystymi drzewami, przed nami szkoła z dwoma gankami, od północy i południa, a na końcu drogi dwa domy, w pierwszym mieszkali państwo Turkowscy, a w drugim Piwowarczykowie. Po prawej ziemia opadała niemal pionowo, staliśmy bowiem na długim wzgórzu, a w dole, w dolinie, widać było słomiane dachy chałup, a wokół nich sady. Tylko kilka domów, w tym remiza strażacka, z syreną na dachu, miały dachówki. Droga u podnóża była biała, wapienna, a całe wzgórze było z kamienia.
Weszliśmy po schodach za mur kościelny. Patrzyłem z podziwem na kościół. Na jego bocznej ścianie wyryty był zegar słoneczny. Dziwnym trafem dzwonnica była otwarta i Lucek poprowadził mnie, choć bardzo się bałem, po skrzypiących, ostrych schodach, do trzech wielkich dzwonów. Uwiesił się na grubym, szarym sznurze, który podnosił Lucka uczepionego rękami i nogami i opuszczał go z powrotem. Po pewnym czasie dzwon rozkołysał się i wydał z siebie potężny dźwięk. Pan kościelny, który sprzątał na dole, wbiegł po schodach aż zadudniło, zdyszany, zdenerwowany i przegonił nas kijem od szczotki na dół i na drogę za murem.
Ale już w najbliższą niedzielę, Lucek wziął mnie na mszę do kościoła, na chór i pokazał jak się kalikuje na organach za pomocą drewnianej dźwigni, wystającej z boku instrumentu. Pan Wiewiór, organista, lubił Lucka, cały czas uśmiechał się do niego. Wiedział, że żaden chłopak z kawalerki nie machał drążkiem z takim zapałem jak on.
Po mszy poszliśmy więc do naszego szkolnego sadu na gruszki, a Lucek rzucał ogryzkami w niebo śmiejąc się, że to są statki Gagarina, który niedawno fruwał nad globem ziemskim. Nawet miałem w swoim pokoju egzemplarz czasopisma „Kraj Rad’, z kolorowym portretem kosmonauty.


: 17 grudnia 2019, 17:00
autor: jaceksenior

Zdzisławie :) Kolejny fajny kawałek historii :).

Mam dwa pytania:

  1. Napisałeśb.długie zdanie:
    "Odwiedzał nas Lucek, w szkolnym mieszkaniu, chłopak rosły silny, dobrze zbudowany brunet, który już kończył szkołę, został mu tylko rok czy dwa, starszy syn pani woźnej, trochę urwis i kawalarz."

Czy nie lepiej brzmiałoby tak. (Ale tak być nie musi:) )

W szkolnym mieszkaniu odwiedzał nas Lucek, starszy syn woźnej. Chłopak rosły, dobrze zbudowany. Trochę urwis i kawalarz, który już kończył szkołe. Został mu tylko rok.

  1. "Pan Wiewiór, organista, lubił Lutka, cały czas uśmiechał się do niego, bo żaden chłopak z kawalerki z takim nie machał drążkiem z takim zapałem jak on."

Chyba powtórzyłeś "z takim" :)

Przepraszam za zamieszanie . Treść na 5 !!!!! :) :)

Pozdrawiam Jacek


: 17 grudnia 2019, 17:05
autor: Z. Antolski

Dzięki za korektę, ale ja tak lubię długie zdania :) :)


: 17 grudnia 2019, 17:13
autor: jaceksenior

Nie jestes jedynym , dla którego ma to znaczenie :) :) :)


: 17 grudnia 2019, 20:47
autor: Gelsomina

Jak zwykle przeczytałam z zainteresowaniem :)

Z. Antolski pisze:

Kończył już szkołę, został mu tylko rok czy dwa. Starszy syn pani woźnej, trochę urwis i kawalarz.

Zamieniłabym te zdania miejscami.

Z. Antolski pisze:

Jego młodszy brat, Jurek, mieszkał u ciotki w mieście, a przyjeżdżał tylko na wakacje.
Lucek wcześniej też mieszkał w mieście u ciotki

Dwa razy to samo.

Z. Antolski pisze:

Jego ojciec bardzo go lubił i kupił mu nawet rower za sprzedaną na targu świnię.

Ojciec Lucka? Jakoś dziwnie brzmi, że ojciec lubi, a nie kocha.

Z. Antolski pisze:

Lucek w rozmowach ze mną nie mógł się nachwalić miasta, gdzie kiedyś mieszkał u ciotki: Codziennie

Darowałabym sobie, "gdzie kiedyś mieszkał u ciotki", ponieważ już o tym wspominałeś.

Z. Antolski pisze:

W każdym domu, w pokoju stoi telewizor, a w nim leci „Kobra” albo „Bonanza”.

Tu nagle przechodzisz z czasu przeszłego na teraźniejszy.

Z. Antolski pisze:

Po kilku latach gospodarze wyprowadzili się do miasta, chata zamieniła się w ruinę.

2 x się*

Z. Antolski pisze:

aż zadudniło, zdyszany, zdenerwowany i przegonił nas kijem od szczotki na dół, aż za mury.

2 x aż*

Z. Antolski pisze:

lubił Lutka

literówka.

Pozdrawiam :)


: 17 grudnia 2019, 21:03
autor: Z. Antolski

Dzięki za uwagi, bo pisane na gorąco :)

Bobu rzeczywiście nadmiar. :)


: 17 grudnia 2019, 21:06
autor: Gelsomina

Fajnie:) Na gorąco najlepiej się pisze:)

A i jeszcze zapomniałam, ze sporo bo*


: 17 grudnia 2019, 21:29
autor: Z. Antolski

bo poprawione :)


: 17 grudnia 2019, 21:38
autor: Gelsomina

Ale błyskawica:))))


Re: Gagarin w naszym sadzie

: 17 grudnia 2019, 22:51
autor: Z. Antolski

pomyłka


: 18 grudnia 2019, 22:09
autor: Motysia

niesamowita historia.... wciągająca i hipnotyzująca...
pozdrawiam nadmorsko :)


: 19 grudnia 2019, 07:17
autor: Z. Antolski

Dziękuję, pozdrawiam z Gór Świętokrzyskich :)


Re: Gagarin w naszym sadzie

: 21 stycznia 2020, 15:19
autor: Dany

Tylko kilka domów, w tym remiza strażacka, z syreną na dachu, miały dachówki.

  • Wydaje mi się, że "kilka domów- miało dachówki."
    Gdybyś napisał- "Niektóre domy", wtedy powinno byś- miały, ale kilka domów- miało.

Lubię Twoje wspomnieniowe opowiadania, a te z dzieciństwa są tak opisane, jakbym patrzyła okiem dziecka, jakbym tam była. Widzę i słyszę śmiech i zabawy, i psoty tych chłopaków. Widzę też okolicę, tak jak widzi ją "Chrystus Frasobliwy". Ten Chrystus frasobliwy widział nie tylko okolicę, ale i Wasze zabawy i "grzeszki". Pisałeś kiedyś, że pod tą rzeźbą paliliście w ukryciu papierosy.


: 21 stycznia 2020, 15:31
autor: Z. Antolski

Racja "miało".

Dziękuję za miły komentarz :)


: 21 stycznia 2020, 16:18
autor: Dany

Zdzisławie, nie rozumiem, po co skopiowałeś opowiadanie do komentarza? Poprawki należy nanosić w temacie wstawionym, a nie w komentarzu.
Nikt nie będzie czytał tego w komentarzu i opowiadanie nadal jest niepoprawione.


: 21 stycznia 2020, 17:01
autor: Z. Antolski

Pomyłka:)


: 22 stycznia 2020, 01:27
autor: Dany

Ok. :)


: 22 stycznia 2020, 09:07
autor: Rafał Bardzki

Ach, ta dziecięca fantazja wydaje się nieograniczona. Ogryzkiem sięgać kosmosu.
Przyjemnie się czytało.


: 22 stycznia 2020, 13:54
autor: Dany

Koniec miesiąca, utwór przenoszę do odpowiedniego działu. Tam też można czytać, komentować i odpowiadać na komentarze.
Pozdrawiam :)


: 26 stycznia 2020, 13:33
autor: elafel

Bardzo lubię Twoje wspomnienia.
Pozdrawiam :)