Rozpoczynamy anonimowo konkurs - opowiadanie w temacie: "Zasłyszane opowieści"

W konkursie na najciekawsze drabble zwyciężył utwór "sierota" - Gelsomina

Zapraszamy do głosowania na Wiersz Miesiąca III/24

Zamówienie

Krótkie utwory dziennikarskie.


Moderator: Redakcja

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Owsianko
Autor/ka wielce zasłużony/a
Posty: 732
Rejestracja: 15 września 2010, 00:13
Lokalizacja: Bydgoszcz
Brązowych Pietruch: 1
Najlepsza proza: 3
Najciekawsza publicystyka: 5

Zamówienie

Post autor: Owsianko »

Przez długi czas nie mogłem rozgryźć sprawy; krążyłem wokół niej i nic mi nie przychodziło do głowy. Byłem zawiedziony, bo kiedyś zajmował stanowisko zbliżone do mojego. Nie takie samo, lecz porównywalne: wówczas wyrzucał z siebie heterogeniczne sądy, burzycielskie mniemania, wtedy coś nas łączyło, choćby wspólna membrana.

Mogliśmy przerzucać się przekonaniami, a nasze dyskusje kończyły się, zanim na dobre zaczęły. Bo o czym mieliśmy gadać, gdy oboje zachwycaliśmy się tymi samymi książkami, tą samą lekturą wymagającą skupienia, dokładnego obeznania w dziejach literackiej ciągłości, gdy zdawało się nam, że jesteśmy otrzaskani w tej wibracji znaczeń, w jej przypływach i odpływach, nawrotach i poniechaniach.
*
Byłem rozczarowany jego zmianą, bo przecież dawniej wierzyliśmy razem, ufaliśmy sobie wzajem, zakładaliśmy wspólne pisanie. Jednak nic z tego nie wyszło, bo nasze kontakty i myślowe drogi straciły sens: rozjechaliśmy się, on rzucił się w amoki szukania pracy, ja co rychlej ruszyłem w pogoń za mirażem początkującej, lecz już zmanierowanej poetki.

Na próżno łaziłem za nią trop w trop, starałem się jej przypodobać, wkraść w łaski, postępować tak, by zwróciła na mnie uwagę. Zrazu planowałem zostać jej totumfackim, eunuchowatym dworzaninem, bym później, gdy już oswoi się ze mną, gdy przywyknie i zacznie mnie tolerować, tym śmielej mógł wejść w sam środek otaczającego ją wianuszka przyszłych luminarzy, zwyczajnych bufonów przekonanych o swojej niepowtarzalności. By siedzieć z nimi w kawiarni i pić espresso wśród ożywionych dysput.

Bez powodzenia; traktowała mnie z góry. A choć na prawo i lewo serwowałem aprobujące uśmiechy i potakiwania, wszystkie te mimiczne wtręty, spełzały na niczym, odnosiłem więc wrażenie, iż między tymi pajacami sterczę na doczepkę: jak persona non grata, drewniany kołek lub niepotrzebny mebel.
*
Niekiedy korespondowaliśmy. Przebijaliśmy się niepowodzeniami, donosiliśmy sobie, co i jak. On, że mu ciężko, że tyra za trzech, a zarabia ledwie na połówkę bez korniszona, ja, że nic się nie dzieje i nie ma o czym gadać. Nic o czytaniu, gasnącej i systematycznie odwlekającej się przyszłości naszych arcydzieł, jakby te tematy przestawały być dla nas ważne. I fakt: przestawały. Mnie, odepchniętego przez poetkę, wessało w stronę felietonowego przekomarzania, w zbieranie owoców podróży po sobie, w częste przebywanie poza domem, spędzanie czasu w delegacjach, hotelach i na walizkach, w poznawanie tego i owego: bez robienia romantycznych planów; spontanicznie, ad hoc.

Z nim natomiast stało się inaczej: gdy w trakcie jednej z delegacji odwiedziłem go, zauważyłem, że utknął w codzienności. Zamarzyły mu się domowe obiadki, zapolował więc na coś urodziwego do leżakowania. A po dokonaniu technicznego przeglądu awaryjnych bab, wybrał najmniej szkaradną i ochajtnął się po kryjomu. W wyniku czego wyłysiał na intelekcie, bo od kiedy przestał być singlem, zapadł się w sobie. Jednego dnia drałował po nieszczęściach i uciekał w milczenie, drugiego, przeszkadzała mu słona zupa, ale przed kamratami udawał zadowolonego i twierdził z uporem, że jest szczęśliwy do bólu.

Ostatniego dnia, kiedy żegnaliśmy się i wyglądało na to, że rozmawiamy po raz ostatni, powiedział: wybacz, ale choć śledzę, co publikujesz, to sądzę, że tak się nie mówi! Tego nie sposób czytać! Za dużo belferskich pouczeń, do bicia po łapkach i stawiania do kąta. Dodał, że jak już piszę te swoje smęty, choćby o upadku kultury, to powinienem zaznaczyć, o jakiej kulturze mowa. Parafialnej czy zagranicznej. Powinienem zejść na ziemię i nudzić prościej, bo kiedy mnie sylabizuje, to mu się kitwaszą pojęcia z wyobrażeniami i nigdy nie wie, w imieniu kogo plotę trzy po trzy. Lub czy dworuję z niego, i czy na serio podniecają mnie ciemne strony życia.

Poza tym wytknął mi, że stosuję za dużo metafor i słów nawalonego pochodzenia, uprawiam żonglerkę, językowe zbytki, barokowe pląsy, a na dodatek używam przedawnionych fraz, które są ni w pięć ni w dziewięć, co przyzna większość literatów. I na koniec powiedział: jak chcesz, to pisz tą metodą, ale nie narzucaj jej innym. Może komuś podchodzą tego typu numery, lecz na ogół jest to nudziarstwo bez przyszłości i głębszej wymowy. Im prędzej dam sobie siana i przejdę na owies, tym łacniej przyjdzie mi się uporać z faktem, że na własne życzenie skazałem się na frustrację und brak zrozumienia.

Udzielił mi też rady, bym przestał nawijać o cierpieniach i rozterkach, bo to go dołuje, nie ma ochoty myśleć o nich, a ja na grandę wpycham mu te poparzone refleksje. Za wszelką cenę, zmuszam go do męczących namysłów, gdyż, jak po dniu w korporacyjnych kamieniołomach zasiada do lektury, to nie chce mordować sobie czaszki jakimiś przerostami formy nad treścią, jakimiś supozycjami, niuansami, egzystencjalnymi anoreksjami, tylko od razu i konkretnie pragnie mieć jasność, o co biega. Chce wiedzieć, że jest tak, a tak, tu poszedł, tam zaszedł. Bez opisów przyrody, kawa na ławę jeno. Domaga się precyzyjnego określenia sytuacji: jakiejś instrukcji zachowania, totalnej podpowiedzi: ma płakać czy śmiać się niczym wampir nad pustą trumną.

Czego ode mnie oczekuje? Mam mu spłodzić jakiś poczciwy kawałek do spożycia. Coś przyjemnego i niech to będzie dla ludzi. To ich kręci, tego chcą w obiad, na kolację i zamiast mleczka do kawy. A nie wzniosłych bajań o skomplikowanej rzeczywistości. Chcą wytchnienia, zapomnienia o Bożym półświatku. Ich marzenie, to uchachać się po całości, bo kiedy od bladego świtu muszą zasuwać przy taśmie, kiedy od rana wiedzą, że znów czeka ich filozoficzna młócka, to ani sił, ani ochoty nie mają na brandzlowanie powietrza.

Ja na to, że już Feynman rzekł: Bardzo łatwo krytykować to, co ktoś już zrobił i wyrokować, co powinien był zrobić. I, wystaw sobie, miał cholerną rację, gdyż dzieło literackie nie jest szczegółowym raportem policyjnym, a tekściarz nie pełni w nim roli stójkowego, cicerone, protokolanta czy innego nawigatora. Nie ma przepisu, by autor podawał wszystko „na tacy”, wpychał czytelnikowi namiary na prawidłowe pojmowanie treści. Musi zostawić mu jakiś niełopatologiczny margines. Uwierzyć, zaufać mu, że ma wyobraźnię zdolną do samodzielnego rozszyfrowania utworu.

Jednocześnie przyznałem mu częściową słuszność, a mianowicie powiedziałem, że skoro klient ma zawsze rację, to trudno i darmo, niech będzie, co ma być, wezmę problem na klatę i jako firma usługowa, postaram się dociec, co można z tym fantem zrobić. Zatem, kiedy nawiedziły mnie transy i olśnienia, nadałem sprawie bieg. Z impetem staranowałem klawiaturę i na ośle pożyczonym od Muzy, pojechałem po bandzie: ułożyłem zdanie grzeczne, poprawne i oczyszczone z refleksji. A zachęcony jego lakonicznością, poszedłem za ciosem i strumień krótkich zdań wykolebał mi się z globusa. Były zgodne z jego zamówieniem: na golasa i zrozpaczone niczym podmiot wyzuty z orzeczenia; bez przydawek, wolne od opisów przyrody, wartkie i potoczyste jak bobslejowa jazda bez trzymanki.

Byłem dla siebie pełen podziwu, bo ów tak byczo rozpoczęty tekst nabrał pod moimi palcami cech zero jedynkowych. Ale już po pierwszym jego akapicie straciłem zapał do dalszego pitolenia: oblazły mnie poprzednie wątpliwości, bo choć czytelnik mógł być usatysfakcjonowany, to mnie zemdliło.
Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19815
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: Zamówienie

Post autor: Dany »

Ale już po pierwszym jego akapicie straciłem zapał do dalszego pitolenia: oblazły mnie poprzednie wątpliwości, bo choć czytelnik mógł być usatysfakcjonowany, to mnie zemdliło.

- Z pisaniem, to tak jak z kinematografią. Jedni idą do kina na romansidło, inni kryminał, horror lub fantastykę. A piszący? Powinni pisać, co im leży na sercu, a nie pod publikę, bo przecież publika jest różna. Wszystkim i tak się nie dogodzi, a w sumie każdy znajdzie coś dla siebie.

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
Autsajder1303
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 4517
Rejestracja: 12 października 2015, 12:05
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 2
Brązowych Pietruch: 2
Kryształowych Dyń: 2
Wierszy miesiąca: 7

Re: Zamówienie

Post autor: Autsajder1303 »

"tym śmielej mógł wejść w sam środek otaczającego ją wianuszka przyszłych luminarzy, zwyczajnych bufonów przekonanych o swojej niepowtarzalności. By siedzieć z nimi w kawiarni i pić espresso wśród ożywionych dysput."

Fakt, nie ma w tym żadnej poezji.
Ciekawy tekst. Popieram wypowiedź Dany o piszących.
Lewicowość to rodzaj fantazji masturbacyjnej, dla której świat faktów nie ma najmniejszego znaczenia
-George Orwell-
Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19815
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: Zamówienie

Post autor: Dany »

Koniec miesiąca, utwór przenoszę do odpowiedniego działu. Tam też można komentować i odpowiadać na komentarze.
Pozdrawiam :)

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

ODPOWIEDZ