Motto:
Ja połową myśli jestem złem
drugą połową tym co jest piękne
(Przemysław Mańka ; z wiersza „Nazajutrz”)
Gdyby mnie ktoś spytał, o czym pisze kielecki poeta, Przemysław Mańka, odpowiedziałbym, że są dwa najważniejsze tematy jego wierszy: miłość i schizofrenia, koniecznie w takiej właśnie kolejności. W jego życiu i pisaniu również miłość była przed chorobą. Pisać wiersze zaczął właśnie pod wpływem uczucia, a potem wybuchła choroba i ona zdominowała Przemkowe pisanie na czas jakiś
Potem i ten temat przycichł, bo choroba weszła w stan remisji, została spacyfikowana przez lek - Rispolept, co jest o tyle ważne dla czytelników, że jego nazwa stała się pseudonimem Mańki w Internecie, głównie na portalu Liternet. A czemu temat choroby przycichł? Otóż dlatego, że poeta rzadko wraca do przeszłości, żyje chwilą, łapie dzień, jak radzili starożytni, nie lubi snuć refleksji, interesuje go raczej zapis tego, co aktualnie się dzieje i co sam w chwili obecnej odczuwa. Można go przypisać do kierunku literackiego autentystów, którego głównymi teoretykami byli: Stanisław Czernik i Jan Bolesław Ożóg. Głosili oni, że poeta powinien pisać tylko o tym, czego sam doznał, co sam przeżył.
Otóż, trzeba stwierdzić, że Mańka pisze swoje wiersze jak kronikarz, czyli niemal codziennie. Tematem tych utworów zawsze jest aktualny stan jego ducha, a w tle występuje panująca właśnie pora roku, pogoda i nawet wydarzenia polityczne, czy inne. Jest to więc jakby poetycka autobiografia, czy może kronika życia, dziennik. I nie chodzi tu wcale o zapis konkretnych wydarzeń, ale właśnie o stan ducha i przemyślenia na dzień dzisiejszy. Nazwałem go kiedyś „poetą totalnym”, właśnie dlatego, że codziennie zamienia swoje życie na poezję, mniej lub bardziej udaną. Na przykład taki opis poranka:
Mgła skrada się wokół okien
drzewa coraz bardziej rozebrane
od jesiennego tchnienia
coraz bliżej listopad
ciemna noc
narodziny (…)
(W październikowej mgle)
Poziom tych wierszy jest bardzo różny, trafiają się wiersze całkiem dobre, ale też powstają okropne gnioty, bo jakby autorowi mniej zależało na opinii czytelników niż na własnej pasji tworzenia nowych tekstów. Własna satysfakcja z pisania jest dominująca. Trzeba jednak przyznać, że do tomików dokonuje selekcji i te słabe teksty zostają usunięte, a pozostają na papierze tylko wiersze dobre, albo przynajmniej „drukowalne”. Ale Mańka uodporniony jest na ataki różnej maści hejterów, trolli i toczy z nimi w internecie boje, gdzie tzw. grube słowa ścielą się gęsto. Choć w wierszach nie pochwala chamstwa:
Najłatwiej w życiu przychodzi przemoc
rzucić paroma chujami rano
udusić parę kurew
i z zadowoleniem zaparzyć kawę
skopać kota może psa
jebnąć czymś o ścianę
jakimś epitetem
lub zdechłym zwierzęciem (…)
najlepiej wychodzą
złe i krwawe
wiersze
(Na wspak)
Przemek nie uznaje takich starych instytucji, jak kosz czy szuflada, gdzie wiersze dojrzewają powoli. Nad tekstami nie zastanawia się, po napisaniu, nie „pracuje” nad nimi, jak wielu poetów; albo wiersz się uda, albo nie. Swoimi nowymi utworami dzieli się natychmiast z czytelnikami w internecie.
A oto wiersz jakby programowy, mówiący o jego stosunku do choroby:
Przed nienormalnością
Byłem kiedyś poza granicą nienormalności
tam pracowałem i studiowałem
zakochałem się
napisałem pierwszy miłosny wiersz
Później zaczęły mnie odwiedzać coraz częstsze bezsenności
aż przestała mnie męczyć noc
nad głową poruszała gwiazdami
szepcząc w mroku
W niej upadłem trzy razy
przed ukrzyżowaniem
na szpitalnym łóżku
wszystkimi wenflonami i zastrzykami
Kroplówki zmieniały skład chemiczny
zastrzyki powyginały ręce
jakiś starzec klęczał przed moim łóżkiem
modlił się twierdząc że zmartwychwstałem
Był jeden co wyjmował żyletki z jednorazówek
kolekcjonując je na wypadek
gdy zaatakują
drugiego przywieźli z jednostki – jak mnie
krzyczącego że gdy wyjdzie
to go rozstrzelają
A ja korytarzem w tę i z powrotem
w wojskowych trampkach
uczyłem się maszerować
twierdząc ze jestem zdrowy
A oto drugi ważny utwór z tego zbiorku pt. „Maskarada życia”
Nie kalkulujmy – krzycząc – milcząc – płacząc
zajebiście nasze urodzenie dało nam czasu
by wygrzeszyć się po ostatni grzech
doganiają nas choroby – jak mnie
Ludzie wokoło mówią olej go
jest chory psychicznie podobno
potrafi rozmawiać z samym bogiem
do tego za kołnierz – więcej niż dobę – nie wylewa
Nie szufladkujmy się – mądrością – zazdrością – uczuciem
przecież doskonale wiemy że z każdym powrotem poranka
słońce przybija nas coraz mocniej do przeminięcia
zastanawia się kiedy w końcu odejdziemy
niosąc ten życiowy krzyż na poranionym ciele
Dawno nauczyliśmy się chodzić choćby brakło nóg
oddzielać i tworzyć życie
kolejny raz zapadając w przybity gwóźdź
Tak więc taniec życia i śmierci odbywa się w masce metafory. Gdyby mnie ktoś spytał, jaki jest bohater, a może i autor tych wierszy, to odpowiedziałbym, że to człowiek, który pragnie szczęścia, ale takiego zwyczajnego, radości z deszczu i ze śniegu, z wiatru i słońca. Choć jest to raczej egocentryk, skupiony na sobie i swoim odczuwaniu świata. Niestety, życie przynosi pewne komplikacje w postaci chorób i niespełnionych miłości.
Pojawiają się też źli ludzie, którzy mówią nam przykre rzeczy, krytykują nas. My sami mamy czasem złe myśli, chcemy walczyć ze światem o swoje racje. Ale ten bohater nie poddaje się i co rano, kiedy się budzi, odradza się w nim dziecko i pragnie osiągnąć to proste, zwyczajne szczęście i niewinną radość oraz zachwyt nad światem. Stąd nieustający optymizm Mańki i opiewanie miłości.
Miłość jest najważniejszym tematem tych wierszy. Jest to miłość pełna radości, miłość pierwszego zauroczenia, która nie przewiduje jeszcze konfliktów między kochankami albo odrzucenia. Opuszczenie, rozstanie, tęsknota, to już nie wchodzi w zainteresowanie poety, pisze o pierwszych zachwytach, porywach, euforii. Może i dobrze? Nie mnie to oceniać.
Język poetycki Mańki jest prostym, kolokwialnym, językiem człowieka z ulicy. Nie szuka kunsztownych strof, barokowych obrazów. Mówi dosadnie, czasem używa wulgarnych słów, a nawet popełnia błędy językowe. Niektóre z nich pasują do wiersza i stają się, na zasadzie licentia poetica świadomą formą, niekiedy odkrywają jakąś nową myśl, ale inne trzeba poprawiać.
„Maskarada” to już trzeci zbiorek w dorobku Mańki, a drugi, jaki wydała mu krakowska oficyna „Miniatura”. Współpraca między redaktorem Mieczysławem Mączką, prowadzącym to wydawnictwo, a Przemkiem Mańką układa się wyjątkowo dobrze.
……………………………………………………………………………………..
Przemysław Mańka Maskarada, „Wyd. „Miniatura, Kraków 2015, ss. 63