Nawet Petrarka, autor najpiękniejszych w historii światowej literatury, wierszy miłosnych do Laury, kiedyś się swoją namiętnością znudził, a nawet ją przeklinał, z tego powodu, że wykoślawiła mu życie i zatruła je obłędem. Nie dotyczy to Przemysława Mańki, który w swoich utworach skupia się na opiewaniu miłości, zakończonej rozstaniem. Jednak ta miłość utracona uczyniła go lepszym, szlachetniejszym. Na dobrą sprawę nie znamy nawet przebiegu i okoliczności ich znajomości, ani zerwania, choć w tym przypadku trudno mówić o rozstaniu, jeśli ta miłość jest ciągle obecna w wierszach Mańki, a nawet stanowi fundament jego światopoglądu poetyckiego.
Na podstawie wierszy, jakie Mańka umieszcza niemal codziennie na portalu internetowym, a następnie w zbiorkach książkowych, można nawet odtworzyć jego dzień. Otóż poeta wstaje około 5-6 rano, patrzy przez okno i zachwyca się światem, następnie zaparza sobie kawę, je śniadanie, przegląda w komputerze najnowsze wiadomości z kraju i ze świata, aby zasiąść do pisania kolejnego wiersza poświęconego swojej miłości sprzed lat, która wcale mimo upływu czasu, nie wygasła, a nawet staje się jakby jeszcze bardziej płomienna.
Nie znamy imienia jego wybranki, poeta nazywa ją skrótowo „A”, pisząc do niej liryczne listy. Nie znamy jej fizjonomii, koloru oczu ani włosów, wyglądu i figury. To są dla poety jakby sprawy mniej istotne. Bardziej interesuje go galaktyczny wymiar jego miłości, która teraz żyje tylko w nim, we wnętrzu jego psychiki i rozrasta się jak Wszechświat.
Nie znamy bowiem reakcji jego wybranki, nie wiemy co mówiła, a co mogłaby mówić do niego obecnie. Poeta o tym głucho milczy. Mańka, jak rasowy poeta – egotysta, nie dba o to, pielęgnując uczucie, które w nim tkwi nadal, daje mu radość i chęć do życia oraz siłę do działania i przede wszystkim – do pisania. Miłość, która mieszka w nim, jest dla niego najważniejsza, mniej interesuje go druga osoba. Czy jest to miłość urojona? Mój Boże, a która miłość nie jest urojona? Wszak są psychologowie, którzy uważają, że miłość to rodzaj choroby psychicznej.
Na dobrą sprawę podmiotowi lirycznemu tych wierszy jest obojętne albo nieistotne, czy jego wybranka odwzajemnia jego miłość, czy nie. Ba, może jest nawet w pewnym sensie zadowolony, że są oddaleni, bo dzięki temu, jego ukochana nie zaznaje negatywnych efektów jego skoków emocjonalnych i różnych humorów wynikających także z choroby, schizofrenii i porywczego charakteru. Wystarcza mu, że sam kocha, że wypełniony jest miłością, również do życia. Wtedy to kwestia, kim jest kobieta, która spowodowała taką eksplozję uczuć, nie jest najważniejsza, ta sprawa blednie, wobec wszechświatowej, galaktycznej miłości. Jej osoba staje się mniej ważna, bo na dobrą sprawę wykonała już swoje zadanie – wzbudziła wielką, kosmiczną miłość, czyniąc bohatera tych wierszy równego bogom, stwarzającym nowe światy. To wielkie uczucie nadal jest dla niego ważne z tego względu, że czerpie z niego nieustające inspiracje życiowe i literackie.
Mańka w swoich wierszach już nie tylko buja w obłokach, jak mówi popularne powiedzenie, ale wręcz buja w galaktykach. Wyobraźnią przemierza za swoją miłością krańce Wszechświata, odległe gwiazdozbiory i planety. Poeta zdaje sobie sprawę, że jego miłość ma pewien związek z drugą nieodłączną towarzyszką jego życia – schizofrenią. Być może jedna wynika z drugiej, jedna drugą warunkuje, a może jest jeszcze inaczej, trudno to pojąć, a tym bardziej jednoznacznie rozstrzygnąć.
Wiedz że stałem się nikim
mniejszym od anionu
dryfując po utracie miłości (…)
wyrwałbym przecież dla ciebie
nie złość a kwiaty które byśmy nie zerwali
potrząsłbym chmurami by wyrosły
tam ponad i w galaktyce
nie – nie w tobie
w oczach – w naszych łzach
(Bez wstydu)
Ta miłość ma zaiste boskie aspekty: Potrafi wszystko, jak w dziecięcej bajce, czy w ludowej legendzie. Ma magiczne moce i ofiarowuje czarodziejskie doznania, jest rodzajem narkotyku, paliwem napędzającym chęć i radość życia.
dryfujemy – unosimy się – twierdzenie Pitagorasa
zakrzywiamy czas – Einstein
usta przy ustach
rozszczepienie atomów
ponad świetlnie
chcę być w ramionach
(W nauce)
Rozszczepienie atomów, kojarzy się z rozszczepieniem osobowości przy schizofrenii. Taką etymologię ma zdaje się tytuł tego zbiorku wierszy. Rozszczepieniu kochanków (atomów), towarzyszy rozszczepienie psychiki. Czytałem, że w przebiegu schizofrenii choremu towarzyszą raczej przykre uczucia i obrazy, należy się więc cieszyć, że Mańka miał takie szczęście w nieszczęściu, że nawiedzają go radosne uczucia kosmicznej miłości.
Wydaje się, że poecie mniej zależy na cyzelowaniu słownym swoich wierszy, a bardziej chce zatrzymać, utrwalić, zapisać uciekającą chwilę, która znika w bezczasie kosmosu. Ten pośpiech widać w wierszach, które przypominają szybkie notatki podczas egzotycznej podróży, kiedy mamy mnóstwo nowych wrażeń i boimy się, że nie zdążymy ich zanotować. Wiersze ze zbiorku „Rozszczepieni”, pisane są trochę „na kolanie”, bo ważniejsze jest utrwalenie chwili, emocji, niż filozoficzna czy językowa refleksja. Potoczna polszczyzna przeplata się z metaforami, trochę w manierze Mirona Białoszewskiego, ale przyprawiona romantycznym patosem.
Tomik wydano w krakowskim wydawnictwie Miniatura, Mieczysława Mączki, ze świetnym doborem reprodukcji romantycznych obrazów, których autorem jest wiktoriański malarz, John Atkinson Grimshaw, na dobrym papierze, w płóciennych okładkach. Jest to już czwarta książka poetycka Przemysława Mańki, opublikowana w tej oficynie.
………………………………………………
Przemysław Mańka ROZSZCZEPIENI, ss 104. Kraków 2016