Zapraszamy do głosowania na Wiersz Miesiąca II/24

Rozpoczynamy anonimowo konkurs - opowiadanie w temacie: "Zasłyszane opowieści"

Rozpoczynamy anonimowo konkurs- DRABBLE - w temacie "Telefon"

Vera Drake

Omówienia dzieł i wydarzeń artystycznych.


Moderator: Redakcja

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Naczelna
Emeryt/ka
Posty: 1545
Rejestracja: 02 listopada 2006, 00:37
Lokalizacja: Częstochowa

Vera Drake

Post autor: Naczelna »

Film, który chciałabym gorąco tym razem polecić, nie jest nowy - został nakręcony w 2004 roku przez Mike'a Leigh, brytyjskiego reżysera, często poruszającego w swych dziełach trudne społeczne tematy. I nie dlatego polecam film, że w 2005 dostał trzy Oscary (za reżyserię i scenariusz oryginalny dla Mike'a Leigh i dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej, Imeldy Staunton), w pełni zasłużone. Film wrył się w moją wyobraźnię i pamięć osobą Very Drake.

Kim jest więc tytułowa bohaterka, że potrafi zapaść w pamięć tak dalece? Nikim szczególnym, chciałoby się powiedzieć. Kobieta w średnim wieku, może nawet troszkę bardziej niż średnim. Miła, pracowita, niezbyt inteligentna, raczej niezamożna. Ma rodzinę, kochającego męża i dwójkę dorosłych już dzieci. Zarabia na życie sprzątając, dba o rodzinę, oprócz tego znajduje jeszcze czas, żeby pomagać innym kobietom. Czy z czegoś, co wymieniłam powyżej, można zrobić zarzut skierowany przeciwko Verze? Czy może być coś niewłaściwego w pracowitości? W dbaniu o rodzinę? W pomaganiu kobietom?

Mistrzostwo tego filmu polega na tym, że nie dostajemy jasnej odpowiedzi. Widz musi odpowiedzieć sam: czy Vera zrobiła coś złego? Czy pomoc człowiekowi, który został ze swoim problemem sam, który nie widzi żadnego rozwiązania swojego problemu (a zauważmy, że rzecz dzieje się w Wielkiej Brytanii w latach powojennych, nie wspólcześnie - współcześnie raczej można byłoby w miejsce UK wstawić Polskę) a pozostawianie problemu do rozwiązania (nomen omen) nie wchodzi w rachubę, czy więc pomoc takiemu człowiekowi to rzecz dobra czy zła? Oczywiście, że dobra, chciałoby się powiedzieć, pomoc człowiekowi jako dobro to oczywistość. Kiedy jednak pod słowo człowiek podstawimy kobieta, odpowiedź (jakąkolwiek) może poprzedzić wahanie.

Film opowiada o dwóch światach: świecie kobiet i świecie mężczyzn. Świat mężczyzn jest prosty: praca, utrzymanie rodziny, czasem jakaś przygodna znajomość, ale bez angażowania się i bez konsekwencji. Świat kobiet jest niczym szkatułka włożona w szkatułkę, którą wkładamy w jeszcze jedną. Praca, dbanie o rodzinę, czasem jakaś przygodna znajomość (albo jedna z wielu nocy z mężęm), a potem płacz, płacz, ból i krew. I tajemnice. Podawane szeptem nazwisko, świstek papieru z adresem. Kto ma pieniądze, ma szczęście - to łączy świat Wielkiej Brytanii sprzed pół wieku z Polską i wieloma innymi miejscami na świecie. Kto nie ma wielu pieniędzy, może cieszyć się tym, że ktokolwiek zechce mu pomóc.

Mike Leigh swoim filmem mówi: try to walk in her shoes. Postaw się na jej miejscu. Spróbuj, widzu, przez chwilę poczuć się jak jedna z tych kobiet - zdesperowana, pozostawiona sama sobie, cierpiąca. I zdecydowana, że zrobi wszystko - dosłownie wszystko - żeby rozwiązać problem po swojemu. Spójrz oczami nie prawników, demagogów, dyskutantów - spróbuj poczuć jak czuła się któraś z tych kobiet. I spróbuj odpowiedzieć, czy Vera Drake pomagając im, zrobiła coś złego.

Największą siła filmu jest mistrzowska rola Imeldy Staunton. Przyzwyczajeni do kobiecych gwiazd ekranu wysokich i szczupłych, mogących konkurować z modelkami, w pełnym makijażu i oczywiscie w wieku najlepiej poniżej czterdziestu lat, w obrazie tym obcujemy z kobietą zupełnie inną - bez makijażu, trochę zaniedbaną, starszą panią w byle jakich ciuchach. Nie epatuje Vera inteligencją, pewnością siebie czy życiowymi ambicjami - łatwo ją przestraszyć, braj jej wzniosłych celów, cieszy się drobiazgami. Ale kamera wyciąga z jej twarzy wszystkie uczucia, jakich tylko może doświadczyć człowiek: kiedy się boi, widać, że strach ten nie muska jej tylko powierzchownie, że siedzi głęboko w niej i paraliżuje ją. Kiedy jest przygnębiona, to jak gdyby zapadała się w siebie. Vera wzrusza, dlatego właśnie tak bardzo zapamiętałam ten film. Tyle filmów, a coraz rzadziej zdarza się na nich płakać. Przy tym filmie można płakać, napięcie towarzyszące przedstawianym scenom jest tak mocne, że łzy wydają się jedynym jego rozładowaniem.

Zastanawiałam się, dlaczego ten film wydaje mi się tak uniwersalny. Chyba dlatego, że można w nim odkryć jedną z prawd o świecie: światem rządzem mężczyźni, kobietami rządzą mężczyźni, kto w świecie mężczyzn pomoże jakiejś kobiecie? Żeby pomóc, trzeba byłoby zrozumieć, móc się utożsamić, a to przecież niełatwe. Znacznie łatwiej jest ustalać reguły niż zastanawiać się, dla kogo one są dobre. Znacznie łatwiej jest rządzić, niż zastanawiać się, czy coś co jest dobre dla mnie, jest także dobre dla innego człowieka. Przepraszam, kobiety.

Warto zobaczyć film. Po to, by odpowiedzieć sobie samej na pytanie: czy Vera Drake zrobiła coś złego? I zachęcam, aby odpowiedzieć sobie na to pytanie samej/samemu, mimo że są tysiące ludzi, którzy chcieliby odpowiedzieć na to pytanie za nas w naszym imieniu.

tytuł: Vera Drake
reżyseria: Mike Leigh
produkcja: Wielka Brytania, Francja, Nowa Zelandia, 2004
scenariusz: Mike Leigh
występują: Imelda Staunton, Richard Graham
muzyka: Andrew Dickson

Zwiastun.

Naczelna w stanie spoczynku

Marek Ken
Emeryt/ka
Posty: 1200
Rejestracja: 01 marca 2008, 21:31
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Marek Ken »

A zatem Vera Drake. Nie znałem tego filmu, a teraz dzięki Tobie obejrzałem z ciekawością. Napisałaś piękną recenzję, w której wszechstronnie naświetliłaś i zanalizowałaś nagrodzony Oscarami obraz brytyjskiego reżysera. Dałaś przy tym piękną charakterystykę bohaterki i w zupełności zgadzam się z Twoimi słowami:

Największą siłą filmu jest mistrzowska rola Imeldy Staunton. Przyzwyczajeni do kobiecych gwiazd ekranu wysokich i szczupłych, mogących konkurować z modelkami, w pełnym makijażu i oczywiście w wieku najlepiej poniżej czterdziestu lat, w obrazie tym obcujemy z kobietą zupełnie inną - bez makijażu, trochę zaniedbaną, starszą panią w byle jakich ciuchach. Nie epatuje Vera inteligencją, pewnością siebie czy życiowymi ambicjami - łatwo ją przestraszyć, brak jej wzniosłych celów, cieszy się drobiazgami. Ale kamera wyciąga z jej twarzy wszystkie uczucia, jakich tylko może doświadczyć człowiek: kiedy się boi, widać, że strach ten nie muska jej tylko powierzchownie, że siedzi głęboko w niej i paraliżuje ją. Kiedy jest przygnębiona, to jak gdyby zapadała się w siebie.

W pełni podzielam Twój pogląd co się tyczy strony artystycznej filmu. Doskonały warsztat i świetna gra aktorów nie tylko z pierwszego planu, zadbanie o szczegóły i wyraz plastyczny. Ale to poniekąd norma kina brytyjskiego, jakkolwiek zawsze warta podkreślenia.

Mogę się jedynie nieco różnić z Tobą w spojrzeniu na wymowę moralną i społeczną filmu. Wiemy, że Vera Drake była zwykłą kobietą o pospolitej urodzie i skromnych ambicjach. Jednak to, co ją wyróżniało i czyniło mniej anonimową, to dobroć serca. Zarabiała na chleb sprzątaniem. Była osobą niezwykle ciepłą i uczynną. I te właśnie cechy charakteru sprawiły, że wrażliwa na los drugiego człowieka pomagała ludziom jak mogła. Potrafiła na przykład zaprosić na obiad sąsiada z kamienicy, o którym wiedziała, że mu się nie przelewa i jego stałym posiłkiem jest chleb ze smalcem. Ale przede wszystkim niosła pomoc młodym kobietom, które zaszły w niechcianą ciążę. Krótko mówiąc, pokątnie i chałupniczo, przy pomocy niewyszukanych „instrumentów medycznych”, które sporządziła własnym sumptem, spędzała płód u kobiet chcących tego. Z całą mocą należy podkreślić, że robiła to bezinteresownie, nie biorąc za usługę ani przysłowiowego centa. Jak umiała pragnęła wyjść naprzeciw i ulżyć kobietom oczekującym takiej właśnie pomocy. Pomagała w ten sposób przez okres około dwudziestu lat, dopóki nie zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. Sztuczne poronienie za jej sprawą u jednej z młodych kobiet omal nie skończyło się śmiercią tejże. Młoda kobieta trafiła do szpitala, natomiast Verą Drake zajęła się policja, a następnie postawiona została przed wymiarem sprawiedliwości.

Doszliśmy w tym punkcie do miejsca, w którym nie będzie już mowy o jednomyślności, spojrzenia różnych osób przyglądających się sprawie będą się różnić. Różnić często bardzo radykalnie. Aborcja – jak wiadomo nie od dziś – jest problem niezwykle drażliwym, który ma wiele aspektów i wiąże się z takim czy innym światopoglądem. Mówiąc wprost z religią. Z jednej strony są zwolennicy nieograniczonej aborcji, z drugiej zaś radykalni przeciwnicy, niechcący słyszeć o niej nawet w takich przypadkach, jak ciąża w wyniku gwałtu, kazirodczego zbliżenia czy też wiążąca się z zagrożeniem życia kobiety. Jedna i druga strona przez dziesiątki czy nawet setki lat wypracowała dla siebie po milionie argumentów, ale sęk w tym, że w pyskówce każdy słyszy jedynie swoje przesłanki, widzi własne racje i praktycznie nie ma nadziei, by kiedykolwiek doszło do prawdziwego zbliżenia stanowisk. Upraszczając nieco obraz, na obu skrajnych skrzydłach, może to być dyskusja pomiędzy ortodoksyjnymi katolikami, obrońcami życia i ludźmi niewierzącymi. Nawiasem mówiąc, dziecko, w dzisiejszych czasach, dość łatwo staje się przeszkodą dla kobiety. Bo albo za młody wiek osóbki, która zaszła w ciążę, albo nie ma środków materialnych potrzebnych na wychowanie, albo też niedoszła matka ma na uwadze przede wszystkim karierę zawodową, itd., itp. Stąd też zapotrzebowanie na panie typu Very Drake będzie wciąż duże, a może nawet z tendencją wzrostową. I pod tym względem film Mike`a Leigh może jedynie zyskiwać na aktualności, zwłaszcza że zostało trochę tych bastionów katolicyzmu na świecie, a więc krajów, gdzie prawo nie nadąża za nowoczesnością. Zresztą nasz zakątek też należy do tych zaścianków.

Piszesz w swojej recenzji, że „film opowiada o dwóch światach: świecie kobiet i świecie mężczyzn.” Formułujesz też tezę, że „można w nim odkryć jedną z prawd o świecie: światem rządzą mężczyźni, kobietami rządzą mężczyźni, kto w świecie mężczyzn pomoże jakiejś kobiecie?”

Nie wydaje mi się, żeby kobiety i mężczyźni aż tak bardzo różnili się między sobą. Jeśli jednak przyjmiemy Twój punkt widzenia i uznamy te „dwa światy” jako realnie istniejące, to w konsekwencji przyjdzie zgodzić się nam z poglądem, że „dwa światy” z natury rzeczy są różne i będą walczyć ze sobą. Coś w rodzaju „gwiezdnych wojen” się tu rysuje. A więc bezpardonowa walka o władzę. W każdej wojnie liczy się siła. Przede wszystkim siła fizyczna. I dzięki właśnie sile fizycznej mężczyźni na przestrzeni wieków zyskali przewagę nad kobietami. Czy należy się dziwić, że ani myślą zrezygnować ze swojej dominacji? Przecież doskonale wiedzą, że jeśli nie będą rządzić oni, to będą rządziły kobiety. Każdy zaś woli rządzić sam niż być rządzonym. To swoiste być albo nie być. Jak na prawdziwej wojnie. Jeśli ja nie zastrzelę Ciebie, to Ty mnie zastrzelisz. A po co mi to?! Wolę żyć dopóki mogę.

Zresztą na przestrzeni wieków raz tylko rządziły kobiety. Kiedy panował ustrój matriarchalny. Szkoda, że po tamtych czasach nie zostały żadne zapiski, bo byśmy wiedzieli, czy świat rządzony przez kobiety był rzeczywiście lepszy. I czy lepiej żyło się w nim mężczyznom.

Masz rację. Globalnie faktycznie rządzą światem mężczyźni. Aktualnie z jednej strony Barack Obama, z drugiej zaś – Władimir Putin. Schodząc niżej w hierarchii władzy przewagę mają mężczyźni. Parlamenty przecież zdominowane są przez mężczyzn. Jednak schodząc jeszcze nieco niżej wcale nie jest aż tak źle. Kobiety zajmują wysokie stanowiska państwowe, w bankach, firmach itd. Portalem literackim Piszemy.pl zarządza kobieta, z czego ja na przykład jestem bardzo zadowolony. I nie wyobrażam sobie na tym miejscu kogoś innego. Zresztą dawałem temu wyraz przy innej okazji.

Wracając do Very Drake, to oczywiście smutne, że skutkiem drakońskiego prawa na dwa i pół lat więzienia skazana została kobieta z gruntu dobra, o gołębim sercu. Jeśli już, w zupełności wystarczyłby wyrok w zawieszeniu. Jednak zauważmy, że nie można całkiem tolerować pokątnego działania osób pokroju Very Drake. Nawet z tak dużym stażem prowadzenia usług (około dwudziestu lat) jej się akurat udało. Miała dużo szczęścia. Dwie spośród współwięźniarek już takiego szczęścia nie miały. Ciążył na nich zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci dwóch młodych kobiet. Oczywiście ciążył skutkiem prowadzenia nielegalnej „kliniki aborcyjnej”. Poza tym już chyba nie były tak święte jak Vera Drake i swoje chałupnicze kliniki prowadziły dla celów zarobkowych. Jednak tu znowu pojawia się problem. Ktoś powie: Prowadziły dla celów zarobkowych, ponieważ musiały z czegoś żyć. Nie zajmowały się aborcją dla samej przyjemności.

Krótko mówiąc, nie rozstrzygniemy sensownie tego problemu, jakim jest aborcja.

Waldemar Kubas

Awatar użytkownika
Naczelna
Emeryt/ka
Posty: 1545
Rejestracja: 02 listopada 2006, 00:37
Lokalizacja: Częstochowa

Post autor: Naczelna »

Uwaga, będą spojlery (uprzedzam, jeśli ktoś nie oglądał a chciałby).

Marek Ken pisze:

Nie wydaje mi się, żeby kobiety i mężczyźni aż tak bardzo różnili się między sobą. Jeśli jednak przyjmiemy Twój punkt widzenia i uznamy te „dwa światy” jako realnie istniejące

Pisałam, że w filmie pokazane są dwa światy. Mąż Very (mimo że pokazani są jako kochająca się, dobrze żyjąca ze sobą) nie wie, czym zajmuje się jego żona. Kobiety, które usuwają ciążę przy prymitywnej pomocy Very też robią to w tajemnicy - w męskim świecie problem kończy się wraz z końcem stosunku, w kobiecym często dopiero się zaczyna - bo może być ciąża, a jeśli to ciąża niechciana, to właśnie kobieta musi się jej pozbyć. Nie mówi mężczyźnie, bo on albo ma żonę, albo była to przelotna znajomość i pójście po pomoc do mężczyzny skończy się wyśmianiem, albo ciąża to dzieło pijanego męża, który - jeśli o ciąży dowiedziałby się - miałby powód, żeby kolejny raz kobietę pobić.
Teraz jest troszkę inaczej - nieślubna ciąża rzadko kiedy bywa przyczyną wykluczenia społecznego kobiety, są badania krwi i DNA, można dochodzić swoich praw sądownie. Światy się zbliżyły - czy stanowią jeden? Nie wiem, czasem tak, czasem nie, jak sądzę.

Marek Ken pisze:

A więc bezpardonowa walka o władzę. W każdej wojnie liczy się siła. Przede wszystkim siła fizyczna. I dzięki właśnie sile fizycznej mężczyźni na przestrzeni wieków zyskali przewagę nad kobietami. Czy należy się dziwić, że ani myślą zrezygnować ze swojej dominacji? Przecież doskonale wiedzą, że jeśli nie będą rządzić oni, to będą rządziły kobiety. Każdy zaś woli rządzić sam niż być rządzonym. To swoiste być albo nie być. Jak na prawdziwej wojnie.

Tu się z Tobą zgodzę, częściową przynajmniej. Lepiej być rządzącym niż rządzonym. Trudno zrezygnować ze zdobytych przywilejów, można więc zrozumieć, skąd bierze się niechęć (niektórych) mężczyzn do rezygnowania z dominacji.
Z drugiej strony, od dawna już widać, że zmiany są nieuniknione - kobiety powoli wyszarpują sobie samodzielność i zdolność do samostanowienia o sobie. Dominacja przerasta mężczyzn, walka o władzę i sama władza jest przyczyną frustracji, zawałów serca, depresji.
Może rzecz w tym, żeby zrezygnować z walki i prowadzić rzeczowe, pokojowe negocjacje - w końcu nie chodzi o to, żeby kobiety rządziły mężczyznami, tylko żeby obie płcie współrządziły. Optymistycznie myślę, że jest to możliwe, to kwestia czasu.

Naczelna w stanie spoczynku

Marek Ken
Emeryt/ka
Posty: 1200
Rejestracja: 01 marca 2008, 21:31
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Marek Ken »

W zupełności zgadzam się z tym, co napisałaś. Czy może prawie w zupełności. I jest mi z tego powodu miło. Jedna tylko drobnostka być może wymaga jakiegoś komentarza. Otóż to, że mąż Very nie wie, czym zajmuje się jego żona, chociaż ta pełni swoje usługi aborcyjne już prawie dwadzieścia lat, nie musi być winą jej męża. Niekiedy kobiety potrafią być bardzo tajemnicze i zarazem przebiegłe. Inna rzecz, że mężczyźni też często nie grzeszą bystrością i zmysłem obserwacyjnym. Owszem, są ślepcami.

Jeśli pozwolisz e-N, w tym miejscu zareklamuję film Vera Drake. Otóż 28 bm. (czwartek) na Ale kino! będzie szedł ten film. Zaraz chyba po 20-tej.

Waldemar Kubas

Awatar użytkownika
Naczelna
Emeryt/ka
Posty: 1545
Rejestracja: 02 listopada 2006, 00:37
Lokalizacja: Częstochowa

Post autor: Naczelna »

Cieszę się, że podałeś datę i godzinę emisji. Dobre filmy warto reklamować. Zachęcam do obejrzenia.

Marek Ken pisze:

Niekiedy kobiety potrafią być bardzo tajemnicze i zarazem przebiegłe.

Owszem, bywają i takie. Ale czy nazwałbyś Verę tajemniczą i przebiegłą?

Marek Ken pisze:

Otóż to, że mąż Very nie wie, czym zajmuje się jego żona, chociaż ta pełni swoje usługi aborcyjne już prawie dwadzieścia lat, nie musi być winą jej męża

I tak, i nie. Jego ślepota jest jego winą, natomiast ten rozdział światów na kobiecy i męski jego winą nie jest. Są dobrym małżeństwem, a mimo to nie zna ważnej części życia swojej żony. Wina świata, losu, uwarunkowań społecznych i... mężczyzn?

Naczelna w stanie spoczynku

Marek Ken
Emeryt/ka
Posty: 1200
Rejestracja: 01 marca 2008, 21:31
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Marek Ken »

To prawda, Verę Drake trudno byłoby nazwać tajemniczą i przebiegłą. A jednak o jej pokątnym zajęciu nie tylko nie wiedział mąż, ale i syn, notabene dość zbulwersowany, jak to mężczyzna, gdy się dowiedział o wszystkim. I chyba również nie wiedziała córka? Zatem Vera Drake musiała naprawdę pilnie strzec swojej tajemnicy.

Oczywiście nie zmierzam w tę stronę, by ją obciążać winą za to, że najbliżsi nie wiedzieli. Mimo wszystko tak chyba było lepiej. Być może przez to jej rodzina nie ucierpiała wcześniej z powodu różnicy zdań, konfliktów?

A prawdziwą winą obarczmy ewentualnie uwarunkowania społeczne, może mężczyzn?, zaś na wyższym planie urządzenie świata, nieuchronny los.

Waldemar Kubas

ODPOWIEDZ