Zapraszamy do głosowania na Wiersz Miesiąca II/24

Rozpoczynamy anonimowo konkurs - opowiadanie w temacie: "Zasłyszane opowieści"

Rozpoczynamy anonimowo konkurs- DRABBLE - w temacie "Telefon"

Riverside, Anno Domini High Definition

Omówienia dzieł i wydarzeń artystycznych.


Moderator: Redakcja

ODPOWIEDZ
Ominous
Autor/ka
Posty: 35
Rejestracja: 28 września 2010, 17:36
Lokalizacja: Riverside
Wierszy miesiąca: 1

Riverside, Anno Domini High Definition

Post autor: Ominous »

Riverside, Anno Domini High Definition (LP) czas: 44:44.

Kod: Zaznacz cały

  CD: 1. Hyperactive [5:45]
         2. Driven To Destruction [7:06]
         3. Egoist Hedonist: I - Different; II - Hedonist Party; III - Straw Man Dance [8:57]
         4. Left Out [11:00]
         5. Hybrid Times [11.44]
 
   Moment, w którym przeintelektualizowanie spotyka się z patetyzmem, powinien być jednym z wyznaczników swoistego „zjadania ogona”. Szerokie pola popisu, jakie od ładnych paru lat penetruje Riverside, naraża czasem twórców na artystyczne nadymanie i niekiedy śmieszność. Rock progresywny to niebezpieczny rejon, subiektywny w odbiorze, wymagający cierpliwości i skupienia. To muzyka wybitnie nie-do-odkurzania. 
Anno Domini High Definicion zawiera dźwięki totalne. Od początku do końca nasączone ulotnością, doskonałym tłem klawiszowym, które nie irytuje ale wzbogaca i buduje klimat utworów. Gitara Piotra Grudzińskiego swobodnie penetruje rejony progresji, wzbogacając konstrukcje kawałków raz o sympatyczną szarpaninę, raz bluesujące pasaże, podbite klawiszowym tłem. Nad wszystkim unosi się napakowany emocjami wokal Mariusza Dudy – od natchnienia, „zamyślonego śpiewu”, szeptów, aktorskich sztuczek słownych, poprzez krzyk, rockowe „wydziery” i wrzask. Nowa płyta Riverside hipnotyzuje. I co niezwykle istotne w tego typu produkcjach, nie nudzi. Zwarty konglomerat absolutnych dźwięków fruwa poprzez umysł i właściwie wyłącza myślenie. Ale to bardzo przyjemny stan nie-myślenia, obecności i jednocześnie biernej nirwany. Warto zwrócić uwagę na (w końcu) ciepłe, selektywne brzmienie całości i napędzającą wszystko, selektywną perkusję niegdysiejszego pałkera warszawskiej hordy Hate, Piotra Kozierackiego. Wszystko to, prozaiczne instrumentarium, plus klawisze, które gdzieś tam przywodzą na myśl klasyczny feeling latch 60-tych i 70-tych, tworzą PŁYTĘ, godną stawać w szranki ze światowcami.
Zwróciłem uwagę na ten zespół dopiero, po, skądinąd, świetnym Secendary Life Syndrome, później lekko zawiedziony mdłym i pełnym dźwiękowych sprzężeń Panic Room, przerwałem zaznajamianie się z muzyczną krainą Riverside. Teraz, jestem ukontentowany i dumny, że ten zapadły, ksenofobiczny grajdoł dochował się muzyków skubiących leciwe piętki takich tuzów jak Porcupine Tree, czy Anathema.  
Ciężko opisywać muzyczną zawartość tych długich, czasem kilkunastominutowych utworów, ciężko pisać o emocjach tam upakowanych, bez ubierania w nuty każdego słowa. Przemierzając zaśnieżone miasto, z pulsującym na uszach dokonaniem Riverside, nagle zdałem sobie sprawę, że do moich zachowań wkracza automatyzm, a świadomość i duch ulatują razem z dźwiękami gdzieś obok. Niebezpieczne. Ale pociągające i magiczne. I tak jest ta płyta.
ODPOWIEDZ