Jest to najlepsza książka Stefana Pastuszewskiego*. Moim zdaniem oczywiście, ponieważ zdaję sobie sprawę, że jej treść obudzi niejeden sprzeciw i z pewnością powstanie wiele głosów obłudnego oburzenia. Ale niechęć zainteresowanych, to reguła przy tego rodzaju rozliczeniowych tematach, więc raczej by mnie zdziwiło, gdyby nikt nie wyjechał z protestem. Ponieważ:
a) jak się uderzy w stół, nożyce się odezwą.
b) sztukę demagogicznego gardłowania mamy opanowaną do perfekcji.
Poeta, prozaik, polonista, animator bydgoskiej kultury, założyciel literackiego miesięcznika „Akant” i Instytutu Wydawniczego „Świadectwo” dał się poznać, jako twórca niesłychanie wydajny w pozytywnym sensie tego słowa. Polemista, inicjator i uczestnik niejednej dyskusji popularyzującej czytelnictwo, a także odbiór sztuki, zajmuje się nie tylko pisaniem wierszy (przeważnie lirycznych, adresowanych do kobiet). Nie tylko opowiadań zaczerpniętych z własnych obserwacji i doświadczeń, ale jako że jest również dziennikarzem i nieobce mu są zagadnienia natury społecznej, napisał demaskatorską powieść o dzisiejszych problemach politycznych w Polsce. O przefujarzonych nadziejach szarych obywateli, skazanych na codzienne wyciąganie ręki z nocnika. Jednak nie jest to utwór prozatorski ograniczający się tylko i wyłącznie do mechanizmów politycznych.
Po mistrzowsku maluje obraz obecnej, złachmyconej rzeczywistości. Otaczającego nas świata blichtru, pozorów i mentalnego prestidigitatorstwa. Przedstawia środowisko finansowych gangsterów, moralnych cinkciarzy, prymitywnych karierowiczów, koniunkturalnych spryciarzy, wyrachowanych cwaniaków zespolonych w mafijną strukturę. Opisuje machinę powiązań ludzi szemranego biznesu. Karykaturuje swoistą więź panującą w tym towarzystwie wzajemnej adoracji. Ich bezceremonialną współzależność i przymusową lojalność nazywaną "układem". Odtwarza istniejący świat gospodarczych przekrętów i miałkich postaci. Tajnych wiadomości i jawnych szantaży. Małostkowych podchodów i egoistycznych rozgrywek. A jednocześnie mówi o straconych szansach na normalność.
Autor maluje przed czytelnikiem znane sceny z życia prowincji, ale odbiorca jego książki orientuje się wkrótce, że nazwa mieściny "B", w której mają miejsce opisane wypadki, jest metaforą; nic nie znaczy, tak samo jak występujący w niej bohaterowie, bo zarówno miasteczko, jak i kukiełki zaprezentowane w tym dziele, stanowią pretekst, fabularną przyczynę powiedzenia, że rezygnując z własnych ideałów, zrobiliśmy się w konia.
Po przeczytaniu „Dnia” nasunął mi się wniosek: po jednej i po drugiej stronie barykady są niewinni, bezgrzeszni, nic niemogący zjadacze chleba, przemienieni w upadłe anioły.
Proza Pastuszewskiego dotyczy sumienia wszystkich, bo każdy z nas jest uwikłany w kolejny, karłowaty system. A system powstał z naszego przyzwolenia i zastąpił poprzedni, który miał zniknąć. Okazuje się, że został udoskonalony, zaś komuchowata ekipa powiększyła się o kadry nowych szyderców. O prekursorskie stado patriotów za mamonę.
* Stefan Pastuszewski - Instytut Wydawniczy „Świadectwo” – „Dzień” - Str. 263 - 2010 r. - ISBN 978-83-7456-176-1