Piła -Wyższa Oficerska Szkoła Samochodowa (WOSS).
Koleżanka miała tam kolegę, którego chciała odwiedzić, ale sama nie
miała ochoty jechać, więc pojechałam z nią.
Dla towarzystwa. Przypadek?
Tam go poznałam. Od razu coś zaiskrzyło.
Trzymał mnie za kożuszek, żebym nie odjeżdżała. Całował i płakał.
Na siłę wepchnęłam go do taksówki, w szkole musiał być o 20.00, mój pociąg odjeżdżał dużo później.
Nie zdążyliśmy nawet wymienić nr telefonów, ani adresów.
Dla niego łamałam swoje żelazne zasady.
Teraz się śmiejemy, że połamałam wszystkie "zapałki".
Napisałam o tym wiersz "Zaklęta aleja".
Złamałam swoją zasadę, pierwsza napisałam list.
Odpisał, potem pisaliśmy, często i coraz cieplej.
Któregoś dnia zadzwonił o 00.05, że jest w Szczecinie i żebym przyszła
po niego. Pomyślałałm-żart, a on przyjechał, uciekł z tej szkoły na "lewiznę".
Potem dostał ZOMZ (Zakaz Opuszczania Miejsca Zakwaterowania).
Moja mama nie znosiła żadnych moich mężczyzn, nawet kolegów z klasy, nie
mówiąc o sympatiach.
Nie wiedziałam co robić, gdzie się spotkać? Poratowała mnie koleżanka.
U niej nie było rodziców w domu, więc zgodziła się go przenocować.
Mieszkałyśmy na jednym podwórku.
Rano pobiegłam na "skrzydłach" do niego.
Na początku było trochę niezręcznie.
Zabrałam go do Puszczy Bukowej, nad jezioro Szmaragdowe na spacer.
Znowu złamałam, kolejną "zapałkę".Nie całuję się na pierwszej randce.
Ale kto wie kiedy przyjedzie kolejny raz?
Całował jakby świat miał się skończyć. Ale czas mijał nieubłaganie. Trzeba było się rozstać.
Nie mogłam wsadzić go do pociągu, bo ciągle wysiadał, zaklinał, że nie odjedzie.
Prosiłam-zrezygnuj z wojska, przenieś się na inne studia.
To był 1983 rok, Jaruzelski, ja w podziemiu solidarności (myślałam, że "zmienię świat").
Bibuła,pracowałam tak,że miałam dostęp do wszystkich wiadomości z KW i
Komendy Milicji.
Gdybym ja wpadła, on też.
Znajomi internowani mówili mi „ co ty robisz”?
Ty w podziemiu, a on wojskowy, zniszczysz go, jak wpadniesz.
Ciebie może wyciągniemy, ale jego nie damy rady!!!
Zaklinałam, zrezygnuj z wojska, nie wiedział co robię.
Tego wtedy nie można było mówić. Teraz się dziwi,że nic nie wiedział.
Kochaliśmy się, jeździłam do Piły, chociaż mama mi zabraniała, uciekałam
z domu, zamieniałam dyżury żeby do niego pojechać.
Miałam 22 lata.
On przyjeżdżał, albo legalnie na przepustkę, albo uciekał do mnie przez płot na lewiznę. Połączenie kolejowe koszmarne, niby tak blisko, a 3 przesiadki.
Dzwonił, „Muszelko” jestem, biegłam jak szalona, bo tramwaje w nocy już nie
jeździły.
Oświadczył się. Odmówiłam.
Powiedziałam, będziesz miał poligony, będą cię ściągać w nocy, nie będę
wiedziała gdzie jesteś? Będą Cię rzucać po całej Polsce, bez przerwy trzeba będzie zmieniać zamieszkanie, to nie dla mnie.
Jaruzelski, takie czasy.
Dalej się kochaliśmy.
Jeździliśmy do siebie.
We wrześniu po pierwszym roku miał urlop. Brałam za koleżanki po kilka dyżurów dni i noce, żeby mieć wolne i być z nim. One pomagały jak mogły.
Przyjechał po mnie do Szczecina, żeby zabrać mnie do Bielska Białej i
przedstawić rodzicom. Znowu uciekłam z domu, bo mama się nie zgadzała.
Jego rodzice i siostra, od razu mnie polubili. Traktowali jak synową. Znowu przy rodzicach się oświadczył. Ponownie odmówiłam.
Powiedziałam, nawet siatki z ziemniakami nie będziesz nosił i wózka z
dzieckiem prowadził, bo będziesz "kalał" mundur.
Tak wtedy było. Zrezygnuj.
Nie.
Poszliśmy w góry. Bielsko Biała, Beskid Żywiecki.
Byliśmy na Hali Miziowej nadeszła noc, pogubiliśmy się, w górach już był mróz, myślałam,że zamarzniemy, a on mi na to, że tu są wilki. W ostatniej chwili usłyszeliśmy szczekanie psa, byliśmy 500 metrów od schroniska, na hali Chchołowskiej. Wcześniej powiadomiony GOPR już nas szukał. Jak przyszliśmy do schroniska to wszyscy nas wyściskali.
Taka jest głupota młodości. Potem byliśmy w Ujsołach, na Rysiance itp.
Kochaliśmy się, tak już "kochaliśmy się".
Prosił, "nabroimy", tak Cię zatrzymam.
Nie miałam warunków, na sublokatorkę nie było mnie stać, on miał jeszcze 3 lata do ukończenia szkoły.
Jak ja utrzymam dziecko?
Powiedziałam nie, uszanował, zrozumiał.
Był październik jak przyjeżdżał do mnie. Nie mieliśmy się gdzie podziać, moja
mama nie zgadzała się, żeby przyszedł do mnie.
Zmieniłam pracę, tam zaczęłam dobrze zarabiać.
Pomyślałam, nareszcie wynajmę sublokatorkę, będziemy mieli się gdzie
spotykać, i mama przestanie się wtrącać.
Przyplątał się kolega,umówiłam się.
Szczyt mojej głupoty, po 6 miesiącach wyszłam za niego za mąż.
Napisałam list o rozstaniu.
Może żeby uciec z domu, tam bajki nie miałam.
To była pomyłka. Rozwiedliśmy się po 9 latach, ale już 2 byliśmy w
separacji.
Mirek skończył tą swoją szkołę. Miał praktykę w Szczecinie.
Szukał mnie, zmieniłam adres, nazwisko, pracę.
A jednak odnalazł mnie, pomogła mu moja koleżanka, zaklinał ją,że się nigdy
nie dowiem od kogo ma adres.
Nie mam do niej żalu, może dobrze zrobiła?
Byłam w siódmym miesiącu ciąży.
Pukanie do drzwi, pamiętam, że był nic więcej, nawet nie wiem
kiedy wyszedł.
Był czas ,że nie wiedziałam jak się włącza komputer. Wszyscy mówili o Naszej Klasie.
Kolega mnie zalogował. Wpisałam imię i nazwisko, zbladłam.
Napisałam :"czy mnie jeszcze pamiętasz".
Katastrofa-poszło.
Napisał, że "nigdy nie byłam jego koleżanką z klasy, że jestem jego
jedyną miłością".
Pomyślałam upił się, gada głupoty.
Na drugi dzień napisał to samo.
Teraz wiem od niego ,że jednym ruchem palca chciał skończyć,(pistolet w
wojsku).
Potem 10 lat zabijał miłość do mnie. Może zabrakło nam roku, może nic by
z tego nie wyszło?
Może...
Już po szkole wojskowej w Bielsku , palił moje listy, deptał.
Zostało tylko moje zdjęcie.
Nie ruszamy tego tematu, chyba zbyt bolesny.
Wieczorem zadzwonił, czy wypiję z nim kawę.
Oczywiście, myślałam,że to tak wirtualnie on tam, ja tu, zadzwoni
pogadamy.
A on rano dzwoni,że za godzinę jest w Szczecinie!!!!
Byłam, blada, zielona, niebieska i trzęsłam się jak meduza.
Spotkać się po 27 latach, jak w bajce, a on ciągle mnie kocha.
W Szczecinie na 22 piętrze jest kafejka,widać cały Szczecin, lało,
wiało, pogoda jak nigdy okropna.
Poszliśmy jak kiedyś na Wały Chrobrego, to najpiękniejsze nabrzeże w całej Europie, tak mówią marynarze..
Znowu połamałam moje "zapałki".
Bo mamy niepisaną umowę. Ja nie dzwonię-dzwoni on.
Teraz się śmiał, że przez ten jeden dzień wykonałam 3 letni limit
telefonów do niego, ale musiałam go kierować jak ma wjechać do Szczecina.
Teraz pudełko z zapałkami jest puste.
Powiedział,że umierał ze strachu przed tym spotkaniem, tak jak ja (wiersz
"Spotkanie").
Baliśmy się siebie, gdzieś ta miłość ciągle jest.
Co będzie????
Znowu chwila rozstania.
I jak 27 lat temu on do mnie mówi "Muszeleczko" czy ja muszę odjeżdżać???
Musisz.
Trzy razy już miałam jechać do Bielska, hotel, w samym centrum, na rynku.
Odwołałam bilet.
Dzwoni „Muszelko” tylko 10 godzin i będę.
Chociaż patrzy na zdjęcie sprzed 27 lat.
Teraz tęsknimy inaczej.
To taka krótka historia