Chadzam jakoś zawsze ludnymi ulicami, zawsze pełno podobnych właśnie tam, gdzie zwykłem chadzać. Wzorzyści panowie i panie papugom podobne zwykli natrętnie zastępować mi drogę. Ja im mówię w myślach, żeby się odsunęli, bo zawsze mówię rzeczy niemiłe w myślach samych. Nie zwykłem wzorzystym panom ani paniom papugom podobnym psuć dni na kołowrocie spraw, które ważą i zajęć, które się palą. Ja nie miewam ani zajęć, które się palą ani spraw, które ważą i ja w ogóle mało miewam, bo przekradam się cieniami i przekradam się nimi dobrze. Nie wiem, kto nauczył mnie takiego przekradania się cieniami dobrze ale na pewno ta osoba musiała być mądra i wiecznie zajęta nauczaniem, a takie osoby pamiętam najmniej, tylko ich nauki.
Kiedy tak chadzam, jakoś zawsze tak ludnymi ulicami i zawsze pełno podobnych jest właśnie tam, gdzie ja chadzać zwykłem, przekradając się cieniami podobnych, żeby mnie nie zatłukli zajęciami i nie sprali sprawami to myślę dużo o niej, i że widywać podobnych to nie to samo, co ją widywać. Wtedy panowie wzorzyści i panie podobne papugom zupełnie mi nie przeszkadzają, bo kiedy o niej wyszywam myśli przed oczyma to dobrze przekradam się cieniami. Zawsze przekradam się dobrze ale wtedy to chyba najlepiej, bo wtedy mam natchnienie i nawet nie mówię w samych myślach nikomu, żeby się odsunął, bo nie potrzeba.
Chadzam tak zwykle wśród lasów wzorzystych i borów papugom podobnych do niej. Do niej tak chadzam, bo do kogo innego chadzać, przekradając się cieniami to nie umiem. Ona daleko, chadzanie zajmuje długo i dużo papierosów M z miękkiej paczki, i wtedy myśli do niej wędrują, kiedy ja zaszywam się między wszystkimi cieniami i idę. Pustynia strasznie wielka, boże, ale zawsze jakoś ostatkiem sił i ostatnim cieniem, święty boże, do niej docieram, całkiem już brudny od przekradania się.
(To było 07.01.08. bo dziś to już bolą mnie plecy i płuca i już nie umiem chodzić wcale.)