Nie wychodziło to z Ciebie przez kilka lat,
Przyszło teraz bose i pokraczne.
Nie odwracam wzroku, ale też nie chcę widzieć.
Wyplułaś to coś.
Owoc zbyt dojrzały na przetwory,
Popatrzymy wspólnie jak gnije, potem przez moment na siebie.
Zasiejesz to uporczywe spojrzenie w mojej myśli,
A ja zagryzając wargi udam, że to wymowne.
Pomyślisz, że zbierzemy plony.
Poczujesz to...
Rozewrzesz swoje źrenice na cztery strony świata,
Wpierw łakomie chwycisz mnie za rękę, potem spoliczkujesz.
Zaczniesz pełzać po suficie w poszukiwaniu gwiazd,
Czołgać się po chmurach z nadzieją na kolejny owoc.
A ja?
A ja zagryzę wargi. Poczuję słodką posokę naiwności,
Będziemy nadal udawać, że ja nie jestem Tobą, a Oni mną...