Nie ma dworu.
Kiedy się urodziliśmy, zostały tylko piwnice.
Ale o jednych mówią - dworscy, ale o drugich mówią - fornale.
Jest kapliczka, z prochami dziedziców, na końcu cmentarza.
Można iść w nocy o zakład. I załomotać na dowód odwagi.
W dzień wpuścić do środka lusterkiem słonecznego zajączka.
I patrzeć, jak drży ze strachu, biegając po ścianach.
Szumią wysokie drzewa.
Szeleszczą listki wysuszonych wieńców.
Spętana łańcuchem brama bije skrzydłami o wiatr.
Na schodach duże krople rdzy.
Dziwna kapliczka, jak strącony ptak.