W literackich wędrówkach po Historii, w trakcie spoglądania w przeszłość, natykamy się na różnorodne dzieła. Niektóre – melodramatyczne, przesadnie ckliwe, napompowane patosem i ociekające powierzchownym religianctwem, patriotyczne i nadmiernie rozmodlone, lektury obowiązkowe, narzucone, przez co nudne i piłowate, zaprezentowane w sposób zniechęcający, „rekomendowane” przez gombrowiczowskich belfrów z nieprawdziwego zdarzenia.
I na te szczególnie dla nas ważne, czytane bez nakazów, dobrowolnie, nocami, kosztem snu, które dotąd wywierają wpływ na nasze odczucia. Towarzyszą nam stale i nie pozwalają zasklepić się w inercji, przeciwnie: rozwijając osobowość, pobudzają zaciekawienie światem.
O ile od literatury normalnej oczekujemy duchowego wzbogacenia, to od spożywczej, opartej na „etyce ekonomicznej” możemy spodziewać się tylko zrogowacenia doznań.