Zapraszamy do głosowania na Wiersz Miesiąca II/24

Rozpoczynamy anonimowo konkurs - opowiadanie w temacie: "Zasłyszane opowieści"

Rozpoczynamy anonimowo konkurs- DRABBLE - w temacie "Telefon"

O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XVIII)

Moderator: Redakcja

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5844
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XVIII)

Post autor: Gelsomina »

Rozdział VIII


Byłam zbulwersowana uczynkiem mamy. Gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, że może ona postąpić tak lekkomyślnie, po prostu bym go wyśmiała. Okej, zakochała się w ekspresowym tempie w Karolu i równie szybko wyraziła zgodę, aby zostać jego żoną – powiedzmy, że to jestem jeszcze w stanie zrozumieć, ale żeby zdrada? Tego nie. Usiadłam przy stole obok Zygmunta i z wdzięcznością przyjęłam kubek z parującą kawą.

– Nie denerwuj się, dziecko i broń Boże, nie wtrącaj. Oni sami muszą dojść ze sobą do ładu.
– Jak mogła całować się z dobrym znajomym Karola? Jak mogła całować się z kimkolwiek? I to jeszcze pod bokiem narzeczonego!
– Przecież wytłumaczyła ci, że to on...
– Już jestem. – Mama stanęła w progu. Wyglądała nienagannie. – Olgo, przedstawisz nas? – zapytała słodkim głosem i zerknęła na Zygmunta.

Wyraźnie go kokietowała. Miałam ochotę ją udusić. Pewnie Fraszkę też uwodziła, a teraz udaje świętą. Niech to szlag. Zaczęłam źle myśleć o rodzicielce. Niechętnie dokonałam prezentacji, a wtedy Zygmunt zaproponował mamie kawę, na którą bardzo chętnie przystała. Pogadaliśmy trochę o pogodzie i o perypetiach Zygmunta z sernikiem, a później nastała niezręczna cisza, którą przerwał sygnał mojego telefonu. Poszłam odebrać, ale przedtem rzuciłam mamie ostrzegawcze spojrzenie w stylu – mam cię na celowniku, więc uważaj. Okazało się, że dzwonił zaniepokojony nieobecnością Wiki, Lolek.

– Skąd masz mój numer?
– Nieważne. Co z Wiki?
– Teraz cię to obchodzi, a sam rozpętałeś burzę?
– Ja? Ja się całowałem z tym palantem?
– Tłumaczyła ci jak było. Jest niewinna, tylko nie wie, jak to udowodnić – powiedziałam podniesionym głosem.
– Spokojnie... Wczoraj byłem trochę, no wiesz... Dzisiaj zdecydowanie trzeźwiej myślę i zaczynam wierzyć Wiki.
– A co z Karolem? Odezwał się do ciebie?
– Ojciec? Skąd. Następny stary palant.
– Słuchaj, nie ma nad czym się zastanawiać. Musimy ich pogodzić. Dzwoń do ojca, odkręcaj sprawę i przyjeżdżajcie, jak najprędzej, do mnie.

W słuchawce zapanowała cisza i pomyślałam, że Lolek odmówi, jednak po chwili powiedział:

– Zobaczę, co da się zrobić, a teraz daj mi Wiki.
– Okej.

Rozmawiali dość długo. Mama wróciła w bardzo dobrym humorze i poprosiła o kolejną filiżankę kawy oraz o rogalika, którego potraktowała solidną warstwą masła i dżemu jagodowego i pałaszowała z wielkim apetytem. Na ten widok też poczułam głód. Zygmunt nie ukrywał radości z tego, że smakują nam jego wypieki.

– Zrobiłem bigos – pochwalił się. – Pani ulubiony, z dużą ilością mięsa.

***

Po obfitym posiłku mama poszła się zdrzemnąć do mojej sypialni, a ja zabrałam Kajtka i Kaprysa na spacer do parku. Rzucanie im piłek odstresowało mnie, uspokoiło myśli. Później usiadłam na ławce przy stawie, a psy położyły się u moich stóp i z ciekawością obserwowały kaczki. Słoneczko przygrzewało, wiał lekki wiatr... Boże – pomyślałam. – List! Zostawiłam go na nocnym stoliku. Jeśli mama go przeczyta, załamie się.
Zapięłam smycze i biegiem ruszyłam w stronę domu. Po kilkunastu metrach musiałam jednak zwolnić, bo Kajtek zaczął niepokojąco dyszeć. Jeszcze tego byłoby potrzeba, żeby jemu coś się stało. Pełna wyrzutów, że zmusiłam go do zbyt dużego wysiłku, przystanęłam. Pies musiał odpocząć. Dalszą drogę pokonaliśmy w żółwim tempie. Na zewnątrz na pewno wyglądałam spokojnie, ale w środku wszystko we mnie drżało z emocji. Modliłam się, żeby mama nie przeczytała listu. Nie powinna przecież ruszyć cudzej korespondencji. Nie powinna i już.

– Masz mi coś do powiedzenia? – Przywitała mnie w progu, machając przed nosem listem od Wiesławy.
– To nie do ciebie. Jak mogłaś przeczytać? To nieetyczne.
– Nieetyczne? A etyczne jest to, co robił twój ojciec i ta...
– O zmarłych źle się nie mówi – przypomniałam jej.
– Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? Czy w ogóle zamierzałaś?
– Oczywiście. Tylko nie chciałam ci psuć przedślubnego nastroju. Byłaś taka szczęśliwa.
– Czytałaś, co ona napisała? Że niby byłam oziębła, że ojcu brakowało seksu. To nieprawda. Byłam i jestem...
– Przestań. Nie chcę tego słuchać. Poza tym to przeszłość i najlepiej o niej zapomnieć.
– Łatwo ci mówić.
– Wcale niełatwo. Zapomniałaś, co zrobił Jacek?
– Nie zapomniałam. – Mama ciut spuściła z tonu. – Przepraszam, ale zrozum, że jestem w szoku.
– Rozumiem. Teraz skup się przede wszystkim na tym, żeby odzyskać Karola – powiedziałam stanowczo.
Twój ojciec miał kochankę! – ryknęła. – Rozumiesz? Kochankę! I robił z tą...

Spojrzałam na mamę wymownie.

– I robił z tą... z nią te wszystkie świństwa pod moim nosem. Nigdy mu tego nie wybaczę. Nigdy. – Rozpłakała się.

Chciałam ją przytulić, ale mnie odepchnęła. Kiedy przestała szlochać, poszłyśmy do salonu, gdzie zastałyśmy Zygmunta, chrapiącego w najlepsze na sofie. Nie byłam zaskoczona, że w końcu padł jak neptek i nawet wrzaski mamy nie zdołały wyrwać go ze snu. Przecież od samego rana działał na wysokich obrotach. Wycofałyśmy się po cichutku do kuchni, gdzie kontynuowałyśmy rozmowę. Mama była kategorycznie przeciwna temu, żebym przyjęła spadek po Wiesławie i kiedy uświadomiłam jej, że to już postanowione, znów się wściekła. Nazwała mnie zdrajczynią, sprzedawczykiem, żmiją wyhodowaną na własnej piersi. Jasny gwint. Ile jeszcze będę musiała znieść...

– Jakoś musisz to wszystko odkręcić – wypaliła po chwili błogiej ciszy. – Inaczej wyrzeknę się ciebie, wyjadę, gdzie oczy poniosą, i tak już nic mnie tu nie trzyma.
– Mamo, zrozum, robię to przede wszystkim dla dobra Zygmunta. Niedługo przeprowadzi się do domu Wiesławy. Wiesz, w jakich warunkach dotychczas mieszkał? Ten dom to dla niego błogosławieństwo.
– To przepisz go na niego.
– Chciałam tak zrobić, ale on się na to nie godzi. Nie ma rodziny i po jego śmierci dom przeszedłby na własność gminy.
– Ze względu na mnie nie możesz przyjąć tego siedliska zdrady.
– Już przyjęłam.
– To go sprzedaj i pieniądze rozdaj biednym.
– Dopóki będzie w nim mieszkał Zygmunt, nie zamierzam tego robić. Przykro mi. Masz prawo być zła i rozgoryczona. Rozumiem. Lecz kiedy się uspokoisz, spojrzysz na to zupełnie inaczej.
– Zdania nie zmienię. Nie dość, że ukradła mi męża, teraz na swoją stronę przeciąga córkę.
– Ona nie żyje.
– I zza grobu manipuluje ludźmi. Jędza.

To była najtrudniejsza rozmowa, jaką kiedykolwiek przeprowadziłyśmy i być może przeprowadzimy. Miałam jednak nadzieję, że mama w końcu, choć odrobinę zrozumie, dlaczego tak postąpiłam i mi wybaczy.

***

Mój przyszły – a teraz prawdopodobnie już niedoszły – ojczym nie odbierał telefonów od syna ani nie skontaktował się ze swoją narzeczoną. Cóż... Mama nie miała innego wyjścia. Musiała zabrać swoje rzeczy z domu Karola. Niestety stanęło na tym, że na razie wprowadzi się do mnie. Nadal miała pretensje o przejęcie spadku po Wiesławie i na każdym kroku to podkreślała, ale przerażało ją bycie samej w tak trudnej chwili życia. Wybrała zatem mniejsze zło i postanowiła dzielić niedolę ze zdrajczynią.
Zgodziłam się niechętnie, ponieważ pamiętałam doskonale, jak złe były nasze stosunki, gdy żyłyśmy pod jednym dachem. Mama ciągle wtykała nos w moje sprawy, a nawet próbowała za mnie decydować. Często dochodziło do sprzeczek, a wtedy tata występował w roli rozjemcy. Odetchnęłam z ulgą, kiedy nareszcie zamieszkałyśmy oddzielnie. Z czasem zaczęło się między nami coraz lepiej układać. Dużo rozmawiałyśmy i nawet w wielu kwestiach dochodziłyśmy do porozumienia. Nie ukrywała radości, kiedy wyszłam za mąż. Miałam do niej jedynie trochę żalu o to, że prawie zawsze brała stronę Jacka, uważając go za wspaniałego, bogobojnego, a zatem dobrego i uczciwego mężczyznę. Przy każdej nadarzającej się okazji, przypominała, że takiego drugiego ze świecą szukać. Niestety w duchu też tak uważałam i to mnie zgubiło.

Po tygodniu od niefortunnego zdarzenia, które miało miejsce w domu Karola, odwiedził nas Lolek. Niestety nie miał dobrych wieści.

– Rozmawiałem z tym adwokaciną. Dałem mu do zrozumienia, że nie dla psa kiełbasa. – Spojrzał znacząco na mamę. – Może sobie tylko pomarzyć. I przede wszystkim grzecznie go poprosiłem, żeby powiedział ojcu prawdę.
– I co? – Mama uwiesiła się ramienia Lolka.
– I nic. Spuścił mnie na drzewo. Gadane ma. Jak to papuga, no i dużo może, a mnie z psiarnią nie po drodze.
– To po co w ogóle do niego szedłeś? – spytałam ironicznie.
– Chociaż próbowałem. A ty co zrobiłaś?
– Nie kłóćcie się. Trudno. Jeżeli Karol nie ma do mnie zaufania, lepiej, że się rozstaliśmy.
– To przeze mnie. Mogłem wywalić gościa za drzwi, a ojcu nic nie mówić. Przykro mi, Wiki. Przepraszam. Fajnie było mieć taką mamę.

Następnie rzucili się sobie w ramiona i obiecali, że już na zawsze zostaną przyjaciółmi.
Doprawdy wzruszająca scena. Zygmunt poczuł się bardzo skrępowany zaistniałą sytuacją i uciekł do swojego pokoju. Przez ostatnie kilka dni często napomykał o przeprowadzce do domu Wiesławy. Uważał, że tu zawadza i nic nie pomagały moje gorliwe zaprzeczania. Rozumiałam go jednak całkowicie. Mama potrafiła być irytująca. Na szczęście dla niego nadal pracowała, więc chociaż przez pierwszą część dnia mógł czuć się w miarę komfortowo.
Poszłam za Zygmuntem.

– Mogę wejść? – zapytałam, uchylając lekko drzwi.
– Oczywiście, dziecko.
– Wiem, że to dla ciebie trudna sytuacja. Dla mnie zresztą też, ale musimy to przeczekać. Mama na pewno niedługo się wyprowadzi. – Nie wiedziałam, czy chcę przekonać jego, czy bardziej siebie.
– Twoja mama to cudowna kobieta, ale dla mnie zbyt... zbyt...
– Apodyktyczna – podpowiedziałam. – Wiem, zawsze lubiła rządzić.

***

Minął miesiąc, później następny, a mama ani myślała wrócić do siebie. Jedyna pociecha, że ostatnio była mniej absorbująca. Zaczęła wychodzić wieczorami i wracać o nieprzyzwoicie późnej porze. Nieraz nie mogłam zasnąć, bo się o nią martwiłam. Nie wypomniałam jej jednak tych eskapad ani słowem, ponieważ bałam się, że w odwecie znów zacznie mieć do mnie pretensje o dom Wiesławy, a trzeba przyznać, że sprawa jakby przycichła. Ciekawe z kim mama się spotyka – myślałam. – Może z Fraszką... W każdym razie na pewno nie z Karolem, bo przysięgła na wszystkie świętości, że nawet, jeśli będzie ją błagał na kolanach o wybaczenie i powrót, za nic się nie zgodzi. I bardzo dobrze. Swój honor trzeba mieć.

W międzyczasie zostałam rozwódką i wróciłam do panieńskiego nazwiska, a Zygmunt przeprowadził się do domu Wiesławy. Mimo tego, że miałam go tuż za płotem, przez pierwsze dni było mi smutno i nieswojo. Najgorzej jednak jego przeprowadzka wpłynęła na psy. Nie wiedziały, czy mają zostać ze mną, czy iść za nim. Nie chciały nas opuszczać ani się rozdzielać. Przede wszystkim z ich powodu, ale również zgodnie z obietnicą, jaką w myślach złożyłam Wiesławie, wynajęłam robotników, którzy zrobili furtkę w murze. Pozostawała cały czas otwarta. Psy w końcu zrozumiały, że nas nie straciły, a zyskały dwa domy i większy teren do przeczesywania. Nocowały raz u mnie, raz u Zygmunta, ale ciągle musiały być razem. Byłam wzruszona ich wzajemną miłością i przywiązaniem. Niektórzy ludzie powinni się od nich uczyć.

Przejrzeliśmy z Zygmuntem rzeczy Wiesławy. Na szczęście nie była typem zbieracza albo, wiedząc, że umiera, rozprawiła się ze wszystkimi przydasiami. Zdjęcia, o których wspomniała w liście, wywołały we mnie wiele emocji. Wyglądała na nich zupełnie inaczej, niż ją zapamiętałam – rozpromieniona wewnętrznym światłem, ze śmiejącymi się, błyszczącymi oczami. Po prostu zakochana kobieta. Na kilku byli razem – ona i tata. Dziwnie było patrzeć na ojca obejmującego Wiesławę. Był taki męski, biła od niego siła i szczęście. Musiałam przyznać, że wyglądali pięknie i pasowali do siebie. Te zdjęcia nie mogły trafić w ręce mamy. Nigdy. Nie potrafiłam ich jednak wyrzucić, więc dałam je Zygmuntowi na przechowanie.

Niestety nie pojechaliśmy we wrześniu do pani Hanny na grzybobranie. Dzwoniłyśmy jedynie do siebie co jakiś czas. Gdy Zygmunt był obok, zawsze włączał się do rozmowy, w innym wypadku przekazywałam gospodyni pozdrowienia od niego. Po tonie głosu można było od razu poznać, że sprawiało jej to przyjemność. Natomiast, kiedy schodziła na temat Wojciecha, nie ukrywała zaniepokojenia losem wiejskiego Casanovy. Aktorka nie wywietrzała mu z głowy, a wręcz przeciwnie. Był coraz bardziej zakochany. Często przyjeżdżał do Łodzi, żeby się z nią zobaczyć. Gospodarstwo zostawiał pod opieką Staszka lub brata, który mieszkał w Tomaszowie i przyjeżdżał zawsze, kiedy Wojciech go potrzebował. Pani Hania mówiła, że są niezwykle sobie oddani. W takich chwilach żałowałam, że nie mam rodzeństwa. Fajnie byłoby mieć brata czy siostrę i móc zawsze na nich polegać. Ostatnio, mimo obecności mamy, Zygmunta i czworonożnych przyjaciół, czułam osamotnienie. Co prawda poszłam kilka razy na spotkanie ze znajomymi, ale nie było tak, jak kiedyś. W nasze relacje wkradła się sztuczność, a może to ja nie potrafiłam wyluzować...
Większość wieczorów spędzałam w towarzystwie Zygmunta. Obejrzeliśmy wszystkie filmy z Bondem, Indianę Jonesa i Rockiego. Niejednokrotnie też byliśmy w teatrze i w kinie. Przed zaśnięciem słuchałam muzyki albo czytałam książki. Po ostatniej lekturze pod tytułem Dobra świnka, dobra. Niezwykłe życie Christophera Hogwooda* wyrzuciłam z jadłospisu mięso wieprzowe. Wołowiny też nie jadłam, odkąd przyjechałam z Inowłodza, gdzie co krok widywałam te sympatyczne stworzenia, a to za płotem, a to kąpiące się w Pilicy czy prowadzone na pastwisko. W postanowieniu utwierdziła mnie informacja, że Wojciech ochrzcił jedną z jałówek moim imieniem. Zygmunt na początku śmiał się ze mnie. Stwierdził, że z czasem mi przejdzie, jednak później, gdy przeczytał wspomnienie o Chrisie, uszanował moją decyzję. Niestety nie potrafiłam w ogóle zrezygnować z mięsa, o co miałam do siebie ogromne pretensje. Kurczaki pałaszowałam, aż mi się uszy trzęsły, a w czym one były gorsze od krów czy świnek? Stworzenie jak stworzenie. To ja byłam zakłamana. Może gdybym przeczytała wzruszającą książkę o niezwykłych kurach... Kto wie...



*Dobra świnka, dobra. Niezwykłe życie Christophera Hogwooda powieść autorstwa Sy Montgomery
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18138
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XVIII)

Post autor: elafel »

Mamuśka ma charakterek, oj ma. Ciekawe jak długo zostanie u Olgi.
Przyjaźń pomiędzy psami już jest, a pomiędzy Olgą i panem Zygmuntem, pomalutku się tworzy.

Ela

Awatar użytkownika
jaga
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 2964
Rejestracja: 19 października 2019, 10:36
Lokalizacja: lubuskie
Złotych Pietruch: 5
Srebrnych Pietruch: 6
Brązowych Pietruch: 10
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 7

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XVIII)

Post autor: jaga »

Ciekawie opisujesz, z przyjemnością czyta się takie powieścidła.
Dzieje się dzieje wokół Olgi, pomimo, że otacza ją krąg ludzi i zwierząt
czuje się osamotniona.
Coś czuję, że pani Hanna poczuła więcej niż nić sympatii do Pana Zygmunta.
A mamusia, zapewne spotyka się z tym adwokatem, chociaż przychodzi mi na myśl
niedoszły pasierb.
Jak to mówią: „Miłość nie pyta o lata, nie patrzy jaki masz włos. Zjawia się jak nimfa skrzydlata i wtedy serce ma głos”
Ostatnio zmieniony 07 listopada 2022, 15:36 przez jaga, łącznie zmieniany 1 raz.
jaga
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5844
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XVIII)

Post autor: Gelsomina »

Elu, Jago, bardzo lubię czytać Wasze komentarze, domysły, opinie na temat bohaterów i fabuły 🤗
Dziękuję Wam 💙💙
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
tcz
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 3261
Rejestracja: 30 maja 2018, 22:34
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Złotych Pietruch: 9
Srebrnych Pietruch: 3
Brązowych Pietruch: 6
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XVIII)

Post autor: tcz »

Fajnie , że wstawiłaś dwie części. Nie czekając, mogę przejść do następnej. :)

Tadeusz

Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5844
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XVIII)

Post autor: Gelsomina »

tcz pisze: 07 listopada 2022, 07:37 Fajnie , że wstawiłaś dwie części. Nie czekając, mogę przejść do następnej. :)
Dziękuję, Tadeuszu 🙂
Miłej lektury.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19638
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XVIII)

Post autor: Dany »

No to teraz wszystko rozumiem, przegapiłam jedną część...
Zastanawiam się tylko, kiedy odsłonisz nam poplątane stosunki między Karolem a Lolkiem. Coś czuję, że Lolek odbił kiedyś tatusiowi kobietę, i ten nie może synowi tego wybaczyć. Może bał się, że i teraz zamiast zaakceptować Wiki, jako przyszłą macochę, podrywa ją? Zresztą Wiki dziwnie reagowała za każdym razem, kiedy widziała Lolka.

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5844
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XVIII)

Post autor: Gelsomina »

Dzięki, Dany 🌷
Na niektóre wyjaśnienia trzeba będzie trochę poczekać, bo to dopiero jedna czwarta powieścidła 🤭
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19638
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XVIII)

Post autor: Dany »

Koniec miesiąca, utwór przenoszę do odpowiedniego działu. Tam też można czytać, komentować i odpowiadać na komentarze.
Pozdrawiam :)

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
Autsajder1303
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 4468
Rejestracja: 12 października 2015, 12:05
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 2
Brązowych Pietruch: 2
Kryształowych Dyń: 2
Wierszy miesiąca: 6

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XVIII)

Post autor: Autsajder1303 »

a życie toczy się dalej własnym tempem.
Lewicowość to rodzaj fantazji masturbacyjnej, dla której świat faktów nie ma najmniejszego znaczenia
-George Orwell-
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5844
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XVIII)

Post autor: Gelsomina »

Autsajder1303 pisze: 24 kwietnia 2023, 13:25 a życie toczy się dalej własnym tempem.
Ano...
Jaka róża taki cierń
Nie dziwi nic
Jaka zdrada taki gniew
Nie dziwi nic
Jaki kamień taki cios
Nie dziwi nic
Jakie życie
Taka śmierć


Dziękuję, Aut 🤗
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
ODPOWIEDZ