Zapraszamy do głosowania na Wiersz Miesiąca II/24

Rozpoczynamy anonimowo konkurs - opowiadanie w temacie: "Zasłyszane opowieści"

Rozpoczynamy anonimowo konkurs- DRABBLE - w temacie "Telefon"

Bałagan (cz. 5)

Moderator: Redakcja

ODPOWIEDZ
KHelbig
Autor/ka
Posty: 21
Rejestracja: 12 stycznia 2018, 13:43
Lokalizacja: Northampton

Bałagan (cz. 5)

Post autor: KHelbig »

Zdał relację ze stanu i kondycji kota, próbując odgadnąć tożsamość kobiety. Metafizyczna obecność jej głosu, rodziła absurdalne teorie, mieszając wizje anielskich zastępów, z potrzebą regularnego nadzoru. Niewiasta zbliżała się, dużymi krokami, do salonu kosmetycznego, w domu pogrzebowym. Szukała słów wśród tysięcy wspomnień, pogubionych po czarno-białym krajobrazie pamięci. Bliska więź ze zwierzęciem, była jedyną rzeczą, która łączyła zmysły z rzeczywistością. Spotkanie cnej damy musiało dojść do skutku, w dodatku jak najszybciej.
Kiedy kobieta o niszczącym lęki głosie zrozumiała, że od pojednania z pupilem dzieli ich tylko pół godziny, ochoczo podała adres. Nie mogła się doczekać, a jej podniecone struny głosowe, drżały z zachwytu nad własnym dźwiękiem. Obrotowa tarcza telefonu trafiała w cyfry, napędzana zesztywniałymi palcami Detektywa. Niecałe pięć minut później pojawiła się umorusana błotem taksówka, gotowa do wyprawy za miasto.
Postanowił odstawić, na pewien czas, bursztynową ciecz. Nie mógł pozwolić na kolejną zapaść, która od dzisiaj mogła być ostatnią. Osaczony stresem uciekał do spokojnych dni, wierząc, że tego poranka nie będzie potrzebował reanimacji. Zamykając drzwi do biura, zgarnął niezadowolone zwierzę z podłogi. Ruszył w dół schodów zagryzając wargi. Znowu nie wiedział czego się spodziewać, a już na pewno co osiągnie, zgrywając remizowego bohatera. Był zmęczony, wciąż borykając się z pseudo zawałową czkawką.
Wychodząc na ulicę, poczuł zimne krople deszczu, spływające po czole. Zaczęło się od spokojnych, losowych uderzeń, które momentalnie nabrały tempa wystraszonego stada. Dusząca chłodem kurtyna runęła na wstające miasto, łamiąc karki słonecznym promieniom. Chmury, objuczone hektolitrami wody, sunęły po niebie niczym pogrzebowy kondukt pogodnego dnia. Nie czekając na wielki finał, wskoczył do taksówki, przeklinając meteorologiczne proroctwa.
Ruszyli powoli, zjeżdżając na główną ulicę przy pierwszych światłach. Równoległe i prostopadłe chodniki tworzyły nierozłączną parę z drogą, przystając często pod latarniami. Białe linie, rysowały bojowe smugi przepisów, wzdłuż asfaltowej czerni. Prowokowały niewinnością, której odebranie groziło konsekwencjami od srogich stróżów.
Kiedyś był jednym z nich. Ganiał drobnych złodziejaszków po wąskich alejkach i wlepiał mandaty za złe parkowanie. Nie zaczynał jako jeden z kadeckich geniuszy, którzy kończyli akademię z wyróżnieniem, a potem zostawali niebieskimi herosami. Zupełnie przez przypadek zaszedł tak daleko. Chociaż to inna historia.
Niechcący zasnął na tylnym siedzeniu, perfumowanym nasieniem niecierpliwych bawidamków. Ucięta drzemka nie była długa, chociaż wystarczyła na odsunięcie parszywych myśli. Po dwudziestu minutach dotarli do celu. Roztrzęsionymi dłońmi podał kierowcy parę banknotów, przed opuszczeniem pojazdu, prosząc, by taksówkarz cierpliwie zaczekał przed wejściem. Na zewnątrz wciąż szalała ulewa, przerażająca sodomitów.
Pod podanym adresem znalazł dokładnie to, czego się spodziewał: nieciepiące zwłoki, powolne, niedomagające ciała czasowych bankrutów. Dom starców dla bogaczy, którzy nie potrafili już przeżuwać wykwintnych potraw, wspomagać się Viagrą czy siedzieć wygodnie w Bentleyach. Porzuceni przez chciwe rodziny pogrywali w szachy, obrażając zdystansowany personel, cierpliwie znoszący ich zachcianki i wyzwiska. Wysokie wynagrodzenie odgrywało kluczową rolę w sprawach etyki zawodowej oraz profesjonalizmu.
Było wcześnie. Nastoletnia, znudzona społeczeństwem recepcjonistka, obrzuciła go ciężkim spojrzeniem, prawie zwalając Detektywa z nóg. Duży hol ekskluzywnej willi roznosił aromat złocistych migdałów w miodzie, krzyżując się z odorem olejnym farb starych mistrzów. Obwieszone i obstawione arcydziełami ściany zapraszały na długie, dębowe schody prowadzące na pierwsze piętro. To właśnie tam rezydenci cieszyli się ostatnimi latami ekskluzywnego życia. Wszystko dookoła miało im przypominać, ile luksusowych dekad kosztowała podróż ponad stan.
Chojna, jednorazowa inwestycja w weekendową przyszłość recepcjonistki przekonała białogłową, że godziny wizyt dzisiaj zaczynają się wcześniej. W sekrecie pozwoliła Detektywowi zajrzeć do księgi gości, a potem namiętnie wyszeptała mu numer pokoju starowinki. Musiał zachowywać się cicho, ponieważ część rezydentów budziła się dopiero po południu. Pewien procent, nie miał obudzić się wcale.
Zamiast wspinaczki po balowych schodach, postanowił użyć przestronnej windy, zdolnej pomieścić fortepian. Obite kosztownymi dywanami stopnie, pogardliwie ignorowały takich jak on. Zawsze należało spodziewać się najgorszego od przedmiotów, których wartość przewyższa zadłużenie niewielkiego miasteczka. Wyłożone lustrami ściany odbijały nieskończony bezmiar sylwetek, poruszających się jak jeden mąż. Subtelnymi ruchami głowy, każdy chciał zajrzeć za siebie. Zobaczyć, co czai się za plecami, które tak wiele razy obrywały z zaskoczenia.
Windowe pudło płynnie ruszyło do góry, zostawiając pod sobą solidne fundamenty rezydencji. Delikatnym podmuchem, zdradzającym nienaturalną anomalię grawitacyjną, przyciągnęło Detektywa trochę bliżej nieba - na wysokość drugiego piętra. Nie czuł Boga, tylko drogie perfumy i torsje. Wyważona, klasyczna muzyka pobrzmiewała w tle, komponując cierpliwość z przeżytkiem. Bez trudu odrzucał tę perfekcję tak, jak świnia odrzuca przeszczep od nieboszczyka.
Opuścił windę, głupkowato uśmiechając się pod nosem. Było ku temu tysiąc powodów i żaden nie miał sensu. Sunąc korytarzem nie rozglądał się dookoła, nie podziwiał obrazów, nie przystawał przy wazach. Chciał dostać się do pokoju starowinki, zostawić kota, a przede wszystkim - rozrzedzić mgliste wątpliwości. Pogoda już raz zdążyła dzisiaj zawieść.
Zdobione ornamentami drzwi, sprawiały pozór solidnie lekkich. Mocne pchnięcie byłoby gwałtem na strukturze, którą tak misternie pielęgnowało dłuto. Prawdziwi artyści to kochankowie własnego rzemiosła. Nie pukając wszedł do środka.
Siedziała przygarbiona w bujanym fotelu, który z każdym ruchem groził złamaniem sędziwego karku. Uśmiechnięta pod nosem, emanowała brakiem świadomości. Elegancka suknia balowa, kiedyś uszyta na miarę, teraz zwisała z wysuszonego ciała. Pogniecionymi, wyblakłymi fałdami, gromadziła puste przestrzenie między materiałem, a skórą. Kolekcja była niekompletna, chaotyczna, pozbawiona białych kruków finezji. Kiedyś na pewno brylowała wśród wykwintnych potraw oraz rozmów o polowaniach. Przyciągała uwagę magnatów czy baronów, jak kurtyzany mnicha.
Za jej plecami wiekowy gramofon wydrapywał niekończącą się melodie młodości. Uwięzione w wyżłobieniach dźwięki, zabawiały nasłuchujące zasłony i drętwe półki. Ona pozostawała sztywna, wciąż poddając się rytmice fotela. Niechętnie ulegała starości, próbując zamaskować zmarszczki ostrym jak brzytwa makijażem. Czerwone od szminki usta powtarzały słowa piosenki, dopóki kot nie miauknął na przywitanie.
Ostrożnie położył zwierzę na kolanach damy. Powoli, siadając na łóżku, spojrzał w jej wymalowane, schnące oczy. Od wielu lat widziały tylko nicość. Nie potrafiła już patrzeć w przyszłość, jak za czasów świetności, kiedy była wizjonerką podziemnego świata przestępczego. Aktualnie nie należała do żadnego świata, bujając nad krawędzią bytów. Błyszczącymi jak wilgotne stalaktyty paznokciami, pieściła pupila po karku. Ciche mruczenie smagało atmosferę, czającej się w zakamarkach śmierci. Mogli unikać podatków, ale kostucha zawsze zbierała należności.
Oczywiście, że znała Eligiusza P. Kochający wnuk właśnie skończył siedem lat. Na przyjęciu urodzinowym cieszył się, siedząc na kucyku. Szczerząc białe zęby kazał wszystkim dookoła patrzeć na siebie. Tłum klaskał, wiwatował i skandował jego imię, a rówieśnicy zerkali z zazdrością, nienawidząc skąpstwa własnych rodziców.
Skakał na trampolinie umorusany czekoladą. Nienawidził śliwek, orzechów i skórki od chleba. Kochał pomarańcze, kolor niebieski, a na Dzień Babci, zrobił dla ukochanej seniorki wspaniały naszyjnik z makaronu. Na te wspomnienia staruszka śmiała się do rozpuku, proponując obejrzenie zdjęć, które trzymała w obszernym albumie. Odmówił - nie przepadał za fotografiami kryminalistów.
Wyszedł z budynku nieco zrezygnowany. I tak niskie oczekiwania sięgnęły dna, które można określić tylko w jeden sposób: bezdenność. Nietrafnym byłoby stwierdzenie, że naturą Detektywa, było unikanie niebezpiecznych ludzi. Mimo wszystko istniała wąska grupa indywiduów, których starał się omijać łukiem naprawdę refleksyjnym. Bez wątpienia, Eligiusz P., spełniał warunki członkostwa z wyróżnieniem. Ów osobnik cieszył się złą sławą od dłuższego czasu.
Trzydziestotrzyletni mężczyzna, rasy białej, borykał się z wieloma trudnościami, w trakcie swojego burzliwego niczym Trójkąt Bermudzki życia. W dorobku posiadał liczne morderstwa, zastraszenia, gwałty, pobicia, napaści, nadużycia, podpalenia, a nawet przypadki znęcania się nad zwierzętami i niszczenia miejskiej zieleni. Odległość jaka dzieliła go od zwykłego obywatela, mierzono w milach, zawstydzających lata świetlne.
Cna dama utknęła w wieku niewinności wnuka. Nie dopuszczała obrazu przestępcy, udając, że nie ma jej w domu. Czy na pewno postradała zmysły, czy po prostu knuła kolejną makiaweliczną intrygę – nieważne. Ktoś chciał, żeby Detektyw spotkał się z obojgiem. Pech stawał się opcją, która w całym bałaganie, istniała jako przykrywka. Podróż zaczynała dobiegać końca. Zostało jeszcze piętnaście godzin, do rozwiązania zagadki.
Priorytetem było dostarczenie listu. Niedługo telefon zacznie wydzwaniać, miotając piorunami pytań na temat samochodu, broni, powiązań, brakujących ogniw i wiarygodności. Głosy zaczną domagać się odpowiedzi, których był pozbawiony. Mówiąc prawdę skomplikowałby bieg wydarzeń, dlatego postanowił milczeć. Wyjął kartę z urządzenia, ciskając je w stronę idealnie przystrzyżonego trawnika.
Schowane za chmurami słońce, bezskutecznie próbowało przedrzeć się przez barykadę ciemnych chmur. Deszcz ustał. Pozostawiając po sobie plamy asfaltu, ciął jego powierzchnie brzytwą wartkich potoków, niosących opadłe liście i smród gnijących wartości. Fetor niepokoju zaczynał górować nad bajorami kałuż, które niechętnie odbijały przygnębiające przestworza między rozumem, a marzeniami.
Zawieszony w tym marazmie odpalił papierosa. Był zmęczony. Zaciągając się po raz ostatni, wsiadł do taksówki i podał swój domowy adres. Musiał odetchnąć chociaż na chwilę. Zamknął drzwi i poprosił kierowcę, aby zabrał go do najbliższego sklepu. Zbliżała się dziesiąta. Sen zaczynał swoje losowe występy, mrużąc powieki pod naciskiem światła dnia. Wcześniejsze, szarpiące Detektywem konwulsje, odeszły daleko, spotykając się ze wspomnieniami starowinki. Normalni ludzie marzą w takich sytuacjach o śniadaniu, gorącej kawie, bliskich osobach czy ambicjach. Znajdując się w tak nienormalnej sytuacji, ciężko myśleć o normalnych rzeczach.
Bez wahania otworzył pierwszą flaszkę, wlewając pół butelki prosto do gardła. Nie oczekiwał poklasku ze strony kierowcy. Wróciła chwilowa chęć do życia, gubiąca gdzieś po drodze nadzieję. Jego żywot krzątał się po pustych pokojach umysłu, szukając drzwi, które posiadają klamki. Istnym wariactwem wydaje się posiadanie klucza do drzwi pozbawionych klamki, prawda?

Ostatnio zmieniony 14 maja 2018, 13:11 przez KHelbig, łącznie zmieniany 2 razy.

Żywię ogromną nadzieję, w kwestii interpunkcyjnego progresu

Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19640
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Post autor: Dany »

Opowiadanie przenoszę do Prozy, tam można czytać i komentować.
Pozdrawiam Autora. :)

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18138
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Post autor: elafel »

Szkoda, że tak mało czytane, może zniechęca długość części i zbita forma, ale przecież zaciekawia, tylko trzeba się wczytać.

Ela

ODPOWIEDZ