Ale, mamo!
Nie marudź, tylko idź do sklepu. Zabrakło mi mleka na drugą porcję naleśników. Tata wróci z pracy głodny i nie będzie miał nawet, co zjeść. No, idź.
A ty nie możesz?
Nie. Muszę pilnować patelni. Poza tym nic ci się nie stanie, jak na chwilę opuścisz mieszkanie i zaczerpniesz świeżego powietrza. To nawet zdrowe, wiesz?
Nie!
Już cię tu nie ma. No, już.
Tak się wkurzyła, że serce zaczęło jej bić szybciej i dostała rumieńców. Uczesała włosy i mocno związała w koński ogon, ale gdy spojrzała w lustro, zaraz się od niego odsunęła. Nawet ta fryzura nie była w stanie dobrze ukryć, że już dawno nie myła głowy. Poza tym nienawidziła patrzeć na siebie, siedzącą na wózku. Narzuciła bluzę, czapkę z daszkiem, kaptur. Uznała, że spodnie mogą być i założyła trampki z bolesną świadomością, że już w nich nie pobiega.
Zjechała windą i po chwili znalazła się na dworze. Słońce świeciło pogłębiając jej poczucie samotności i smutku. Przecież słońce... - wszyscy się cieszą... Tylko ona nie.
Wjechała do sklepu, unikając patrzenia na ludzi. Denerwowało ją, że wózek jest tak szeroki, a alejki wąskie i ciężko się minąć z wózkami sklepowymi. Ludzie też działali na nerwy, a nawet lecąca z głośników muzyka i zapach świeżo upieczonych bułek. Widziała tylko to, co na najniższych półkach, a to wprawiało ją w jeszcze większą irytację i pogłębiało uczucie bezradności. Nie unosząc głowy wyciągnęła rękę po mleko.Ola?
Butelka wypadła jej z ręki na podłogę.
Proszę.
Powoli zaczęła unosić wzrok na właściciela głosu. Najpierw zobaczyła wózek i nogi. Ostrożnie patrząc coraz wyżej, dostrzegła też butelkę mleka trzymaną w wyciągniętej w jej stronę ręce. Podniósł. Chciało mu się. Zerknęła wyżej. Z twarzy młodego mężczyzny w okularach przebijał uśmiech.
Dzięki - wyszeptała biorąc mleko.
Ola - w serdecznym głosie była radość. - Tak się cieszę, że cię widzę. Kupę czasu się nie widzieliśmy. Nie wiem, czy pamiętasz. Krzysiek jestem.
A no tak, Krzysiek. Leżał z nią w szpitalu, w sąsiedniej sali. Miał wypadek. Jechał w nocy samochodem, strasznie go morzyło, ale chciał dojechać do stacji benzynowej. Nie dojechał. Sto metrów przed stacją już spał i zjechał na przeciwległy pas. Pęknięta wątroba, liczne złamania, rany cięte i szarpane. Całkowity paraliż kończyn dolnych - on nawet na chwilę nie może wstać z wózka. A wcześniej pracował w budowlance na dachach.
Tak, coś sobie przypominam - mruknęła.
Co u ciebie?
Patrzył tak jakoś... dziwnie... jakby go to naprawdę interesowało... i jakby się martwił... jakby go obchodziła... taka na wózku, z przetłuszczoną głową, brudna i smutna.
Nic - uśmiechnęła się ledwo.
A wiesz, co u mnie?
Pokręciła głową.
Odkryłem, że mogę trenować kalistenikę. Może "wielkiej szóstki" nie zrobię, ale podciągać się mogę. Nawet jakąś pseudopompkę wypocę. I szukam pracy.
I jak ci idzie? - dopytała, ponieważ zrobił pauzę.
Na razie... fatalnie.
Wyczuła komiczny dramatyzm w jego głosie i się uśmiechnęła. Kontynuował już normalnie:
Ale to nic. To nic. Zapisałem się na kurs, na spedytora. Może ciężarówką nie pojeżdżę, ale mogę wysyłać ciężarówki w różne strony świata. Coraz bardziej fascynuje mnie ta wizja - mówił z zapałem.
Jesteś nienormalny - mruknęła, ale z uśmiechem.
Spoważniał i się zestresowała.
No coś ty?! Skąd wiedziałaś?! A ja tak bardzo staram się to ukryć - buchnął sympatycznym śmiechem, aż ludzie w całym sklepie na nich spojrzeli.
Gapią się na mnie przez ciebie - wycedziła przez zęby zła.
A niech się gapią. Ładna jesteś, to się gapią.
Naprawdę jesteś nienormalny - wciąż była zła.
Ola, poza tym, że jesteś ładna, masz coś, czego oni nie mają - teraz naprawdę patrzył na nią poważnie.
Wózek - prychnęła nie patrząc na niego.
Też na "w". Mamy wytrzymałość, Ola. Nic nas nie zmiecie.
Zaczęła się lepiej przyglądać jego twarzy. I teraz zobaczyła na niej ból i jakieś zacięcie.
Kupię ci czekoladę - znów emanował sympatycznością i uśmiechem.
Nie! Weź przestań! - zaprotestowała żywo i ze zdziwieniem.
Ależ ja się ciebie, moja droga, o zdanie nie pytam. Za mną! - zakomenderował i pojechał w kierunku działu ze słodyczami.
Uśmiechnęła się niedowierzająco, pokręciła głową i pojechała za nim. Czekał na nią tylko po to, żeby od razu, gdy go dogoni, wyciągnąć rękę na maksymalną długość w górę i wziąć czekoladę z całymi orzechami laskowymi.
Twoja ulubiona. Kupujesz coś oprócz mleka, czy jedziemy do kasy?
Tylko mleko. Skąd ta pewność, że moja ulubiona? - burknęła.
Tata ci zawsze taką przywoził do szpitala. A co? Nie?
Pokiwała głową i zawróciła do kasy.
Ola, dam ci swój numer telefonu - odezwał się, gdy opuścili sklep. - Jak coś będziesz chciała, dawaj znać.
Chyba nie będę nic chciała.
Trzymaj czekoladę - położył wymieniony przedmiot na kolanach Olki. - I pisz numer - zaczął dyktować.
To transakcja wiązana? - uniosła czekoladę i chciała oddać.
Zdziwiony wytrzeszczył oczy tak szczerze, że aż ją to lekko ubawiło i zakłopotało.
Nie! Czekolada jest dla ciebie i zupełnie bezinteresownie - zrobił dłuższą pauzę. - Ola, ty jeździsz wózkiem, ja jeżdżę wózkiem, leżeliśmy w tym samym czasie w szpitalu. Fajnie byłoby mieć jakiś kontakt. Jakby co. Pisz - podyktował numer, który zapisała w telefonie. - Super. Puść sygnał.
Spojrzała na niego przymrużonymi oczami.
Obiecuję, że nie będę cię nękał. Słowo wózkowego jeźdźca - z poważną miną i z przejęciem położył rękę na sercu.
Po co ci mój numer?
Jak zabiję się ćwicząc kalistenikę, to zadzwonię, żebyś mi pomogła.
Ha ha ha - była smutna i zła.
Serio.
Dobra. Tylko patrz, żebyś się nie zabił - puściła sygnał.
Przyłożył telefon do ucha.
Halo. Ola, super cię słyszeć. Co chcesz? - spojrzał na nią wyczekująco.
Lecz się - a jednak usta drgnęły jej w uśmiechu.
...na nogi, bo na głowę już za późno?
Naprawdę jesteś nienormalny. Wyjdź. Nie gadam z tobą - spojrzała na czekoladę - Ale za czekoladę dzięki - połamała i chciała poczęstować.
Cała jest dla ciebie.
Nie to nie. Cześć.
Olka, miło cię było spotkać. Cześć.
W windzie coś sobie uświadomiła: kupił tylko czekoladę dla niej. Co on więc robił w sklepie? Nie dawało jej to spokoju do tego stopnia, że gdy znalazła się w swoim pokoju, zadzwoniła i zapytała.
Widziałem, jak wjeżdżałaś do sklepu. Miło spotkać kogoś, kto ma twarz na podobnym poziomie i z kim można pogadać nie zadzierając głowy i to jeszcze znajomego, co nie? Więc nie mogłem przegapić okazji. A co?
Już pomyślałam, że mnie nękasz - odpowiedziała niezbyt poważnie, a nawet z cieniem uśmiechu.
Przecież obiecałem.
Aha. Cześć, Krzysiek.
Pa pa, Olu, trzymaj się.
Odłożyła telefon i po chwili skierowała się do łazienki. Myjąc głowę, myślała o tym, że to może niegłupi pomysł - może się tak nie bronić przed znajomością z Krzyśkiem: "...twarz na podobnym poziomie i z kim można pogadać nie zadzierając głowy...". Za wcześniejszymi znajomymi nie nadążała. Choć tak właściwie to chyba nigdy nie miała przyjaciół. Prawdziwa przyjaźń ponoć przetrwa wszystko... Nie zauważyła, kiedy łzy poleciały jej z oczu - poczuła je dopiero na twarzy. Nie żeby to była wina znajomych. Sama przecież też zawalała, i to chyba najbardziej.
Zasypiając pomyślała jeszcze, że szkoda, że Krzysiek nie jest Krzysią. Ale ostatecznie doszła do wniosku, że ważne, że człowiek.Kod: Zaznacz cały
***
Dzień dobry, Olu. Chcę ci tylko powiedzieć, że dostałem się na kurs na spedytora. Dobrego dnia i pa pa.
Odsłuchała wiadomość i się uśmiechnęła - nieco smutno, ale zawsze to coś. "Ten to przynajmniej wie, czego chce" - pomyślała i przewróciła się na drugi bok, znów chowając głowę pod kołdrę.