Lata mijały dość spokojnie, choć w kraju działo się bardzo wiele, bo strajki wybuchały co jakiś czas. Ludzie nie byli zadowoleni, przede wszystkim z wynagrodzenia za pracę.
Natomiast u mnie nastąpiła stagnacja. Praca pochłaniała mnie całkowicie. Wieczory spędzałam z ciocią, czasami odwiedzała mnie Iwona, a w niedzielę jechałam do brata. Basia urodziła piękną córeczkę, Zuzannę. Dziewczynka rosła jak na drożdżach, rozwija się prawidłowo, a ja pokochałam ją ogromnie. To osłoda za te poprzednie niemiłe zdarzenia, które dotykały mnie przez ostatnie lata. Trochę mi tylko smutno, bo mama Basi jest babcią, a ja nigdy nie będę.
Data, która utkwiła mi bardzo w pamięci to 16 październik 1978 roku. To w tym dniu powołano na stolicę Piotrową nowego papieża. Był nim nie Włoch, jak to zwykle bywało, lecz Polak, nasz metropolita krakowski Karol Wojtyła. Miałam okazję go spotkać i jako studentka, i już jako dorosła kobieta. Zawsze uśmiechnięty. Wszyscy na niego mówili „Wujek”. Pamiętam też, że mocno walczył o krzyż w Nowej Hucie i przyczynił się, wbrew władzom, do powstania tam kościoła. Przybrał imię Jan Paweł II.
Kraków wręcz oszalał. Wybór najpierw obwieściły dzwony w kościele Mariackim. Chwilę później krakowianie usłyszeli Zygmunta, ludzie wychodzili na ulice z zapalonymi świecami i kwiatami. Wszystko to widziałam, gdy wracałam z pracy do domu, potem razem z ciocią cały wieczór wspominałyśmy naszego metropolitę.
Rok później odwiedził Kraków. Na Błoniach oczekiwały go tłumy. Dowiedziałam się, że do późnych godzin nocnych stał w oknie, w swoim mieszkaniu przy Floriańskiej i rozmawiał z młodzieżą. Pomyślałam, że papież Polak będzie miał wielki wpływ na dalsze dzieje naszego narodu.
Ogłoszenie stanu wojennego, pokrzyżowały wszelkie plany. Zmieniło cały kraj. Nie wolno było telefonować, podróżować, wprowadzono godzinę policyjną. Cenzurą objęto prawie wszystko, nawet prywatne przesyłki i listy. Wiele osób internowano. Datę 13 grudnia 1981 roku zapamięta każdy Polak.
Ludzie wprawdzie wychodzili do pracy, na zakupy, ale byli przestraszeni sytuacją i dużą ilością uzbrojonych żołnierzy na ulicach. Starałam się szybko wracać do domu, żeby ciocia nie została zbyt długo sama.
Był piątek, tego dnia dostałam za zadanie poszukanie odpowiednich paragrafów określających wydawanie kar w trybie doraźnym do spraw związanych z naruszaniem bezpieczeństwa państwa. To był męczący dzień i dla poprawienia sobie humoru odwiedziłam Iwonę.
Ciocia była bardzo zdenerwowana, bo do domu wróciłam później niż zwykle. Zjadłyśmy kolację, przy której zdałam relację z wizyty u przyjaciółki. Ciocia poszła spać, a ja musiałam się czymś zająć, więc postanowiłam poczytać książkę. Nagle usłyszałam stukanie w okno. Początkowo myślałam, że mi się wydaje, bo to zapewne tylko gałąź, jednak stukanie się powtórzyło i usłyszałam ciche: - Zosiu, to ja, Jadzia.
Zgasiłam lampkę na biurku, odsunęłam firankę.
- Co tu robisz? Już idę otworzyć taras – powiedziałam, gestykulując przy tym ręką. Pobiegłam w stronę tarasu, by jak najszybciej otworzyć drzwi.
- Wchodź, zmarzniesz. Dlaczego nie frontem? Co się dzieje?– zasypywałam ją pytaniami.
- Czy mogę u ciebie zostać kilka dni? Szukają mnie. Ale jak się boisz, nie będę zła na ciebie. Zrozumiem… - urwała.
- Jasne, że możesz. Gdzie chcesz iść, zaraz godzina policyjna. Opowiadaj, co się dzieje - poprosiłam.
- Co to za hałasy? O, Jadzia! – powiedziała ciocia, którą weszła do pokoju.
- Dobry wieczór pani. Obudziłam! Przepraszam.
- Jadzia zostanie u nas kilka dni - poinformowałam szybko.
- To może lepiej byś poczęstowała gościa kolacją. Zaraz coś przygotuję, a wy idźcie do pokoju gościnnego, bo tu jest mało miejsca – zadecydowała ciocia.
- Nie jestem głodna, ale bardzo chętnie wypiję herbatę. Przyznaję, że trochę zmarzłam – powiedziała Jadzia.
Ciocia poszła do kuchni, a my kontynuowałyśmy rozmowę.
- Pamiętasz Zosiu, jak w sierpniu się cieszyłam, że zostało podpisane porozumienie, że powstał Związek Solidarność, pamiętasz? - spytała.
- Pamiętam. Byłaś bardzo podekscytowana - odparłam.
- Teraz wprowadzili stan wojenny, a ja muszę się ukrywać.
- Ukrywać? Co zrobiłaś?
- Sejm uznał, że nasz Związek Zawodowy jest nielegalny. Pod bramą Huty odbywały się demonstracje, ale zostaliśmy zaatakowani przez ZOMO. Kilku aresztowano, mnie udało się uciec. Podobno zastrzelili jakiegoś chłopaka...
- Straszne. Jesteś pewna, że cię szukają? - spytałam.
- Nie jestem pewna, ale przestraszyłam się. Byłam dwa dni u kolegi, ale tam straszna ciasnota, więc pomyślałam, że może zatrzymam się u ciebie. Pracujesz w prokuraturze, to chyba najlepiej wiesz, co robią z takimi jak ja. Przepraszam … - urwała, a po chwili dodała: – chyba nie powinnam tu przychodzić.
- Wiem, wiem. Prowadzą jakąś sprawę, ale mnie nie wtajemniczają, tylko mam za zadanie szukanie odpowiednich paragrafów. Nie przepraszaj, trzeba sobie pomagać. Spokojnie, jutro postaram się coś dowiedzieć – uspakajałam koleżankę.
Ciocia przyniosła herbatę i poinformowała nas, że przygotowała dla Jadzi miejsce do spania w pokoju gościnnym. Położyłyśmy się spać, a następnego dnia poszłam do pracy przede wszystkim po to, by dowiedzieć się, czy mamy powody do zmartwień. Okazało się, że Jadzi nikt nie szuka i może spokojnie wrócić do swojego domu w Nowej Hucie.
Żyjemy w bardzo burzliwym okresie, tak wiele dzieje się wokół nas, ale trzeba dostosować się i cieszyć z każdej miłej chwili. Mimo wszystko musimy szukać pozytywów - myślałam.
W miarę upływu czasu, niechętnie, jednak przyzwyczajałam się do takiego stanu. Usiłowałam normalnie żyć. Chodziłam do pracy, zajmowałam się domem i ogrodem. Wieczory spędzałyśmy z ciocią na długich rozmowach. Wspominałyśmy dawne czasy.
Cdn.