Zapraszamy do głosowania na Wiersz Miesiąca II/24
Rozpoczynamy anonimowo konkurs - opowiadanie w temacie: "Zasłyszane opowieści"
Rozpoczynamy anonimowo konkurs- DRABBLE - w temacie "Telefon"
O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
Moderator: Redakcja
- Gelsomina
- Autor/ka z pewnym stażem...
- Posty: 5844
- Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
- Lokalizacja: Łódź
- Złotych Pietruch: 2
- Srebrnych Pietruch: 4
- Brązowych Pietruch: 1
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 1
- Honorowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 9
- Najlepsza proza: 0
O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
***
Zygmunt czekał na mnie na podwórku. Walizki już stały na podjeździe.
– Przepraszam, ale wiesz, jak to jest w robocie. Ciągle coś.
– Wiem, wiem. Po prostu nie mogę się doczekać wyjazdu. Jestem tak podekscytowany, że serce wali mi jak młotem.
– To się uspokój. Chodź, wypijmy przed wyjazdem melisę – zaproponowałam. – Poza tym przede wszystkim muszę się przebrać.
– No tak. Zupełnie o tym nie pomyślałem.
– Wybaczam – rzuciłam wspaniałomyślnie i poszliśmy do domu.
Po chwili rozległ się dzwonek domofonu.
– Kogo diabli niosą? – mruknęłam pod nosem.
Pod furtką stała mama.
– A gdzie to się wybieracie? – spytała, odganiając psy, które wybiegły na spotkanie. Kaprysowi nie spodobały się jej ruchy i zaczął warczeć. – Zabierz go. Jeszcze nie widziałam tak wrednego psa. Dawno ci mówiłam, żebyś się go pozbyła. – Spojrzała na niego z odrazą, a on wyszczerzył kły.
– Kaprysku, chodź. – Przybiegł acz niechętnie, a wtedy wzięłam go na ręce. – Mogłaś wcześniej zadzwonić. Za chwilkę wyjeżdżamy do Inowłodza i naprawdę nie mamy czasu.
– Nie znajdziesz dla matki dziesięciu minut? Więcej ci nie zajmę.
– Dobrze. – Spojrzałam na Zygmunta, który był wyraźnie zawiedziony, że spotkanie z Hanną znów się opóźnia, ale nie rzekł nawet słówka sprzeciwu. – Ani minuty więcej – stwierdziłam kategorycznie, stawiając Kaprysa na ganku.
– Jutro wyjeżdżamy z Karolem do Sopotu. Nie będzie nas dwa albo trzy tygodnie – oznajmiła mama, gdy weszłyśmy do domu.
– Tak nagle? A twoja praca?
– Wzięłam bezpłatny urlop. Poza tym i tak niebawem złożę wymówienie.
– Chcesz być na utrzymaniu Karola? – zdziwiłam się. – Nie wierzę.
– To moja sprawa.
– Zapewne – stwierdziłam ironicznie. – Właśnie o poszanowaniu czyichś spraw muszę z tobą porozmawiać.
– Chcesz rozmawiać, a dajesz mi tylko dziesięć minut. Dziwne.
– Chcę, tyle że nie teraz. Myślałam o poniedziałku.
– W takim razie będziesz musiała przyjechać do Sopotu. – Zaśmiała się uroczo. – Zresztą po to tu jestem, żeby cię tam zaprosić. Kiedyś nam los pokrzyżował plany, ale teraz mam nadzieję, że nic nie stanie na przeszkodzie.
– I przychodzisz z tym w ostatniej chwili? Tuż przed wyjazdem. Świetnie.
– Przecież nie wiedziałam, że ty też się dokądś wybierasz. Nie mówisz mi o wszystkim.
– Ty mnie też nie – stwierdziłam z przekąsem.
– Co masz na myśli? Nie musimy się sobie spowiadać.
– Jasne, że nie, ale powinniśmy być wobec siebie lojalne, nieprawdaż?
– Widzę, że nie jesteś dziś w nastroju. Idę. Dobrej podróży i wypoczynku. – Cmoknęła mnie w policzek i dodała: – Przemyśl moją propozycję. Aha... Lolek z nami nie jedzie. Wiem, że za nim nie przepadasz, więc...
– Naprawdę sądzisz, że zdziwaczałam? – Nie wytrzymałam i wyrzuciłam to z siebie.
– Słucham?
– I musisz o tym rozmawiać z moim byłym mężem.
Mama zbladła, a po chwili oblała się krwistym rumieńcem.
– Spotkaliśmy się przypadkiem i... i....
– I co? – ryknęłam.
– Spokojnie. Zaraz ci wszystko wytłumaczę.
– Nie. Nie dzisiaj. Idź już.
– Przecież sama zaczęłaś, a teraz mnie wyganiasz.
– Tylko proszę, żebyś poszła.
– Chcę ci wyjaśnić. Jacek bardzo się o ciebie martwi. Gdybyś go wtedy nie wyrzuciła, nigdy by od ciebie nie odszedł. On cię cały czas kocha. Ja też chcę tylko twojego szczęścia – mówiła z zaangażowaniem.
– Przestań. Zapomniałaś, że mnie zdradził i ma dziecko z inną?
– Zdradę można wybaczyć, a dziecko... na dziecko by płacił i tyle.
– Co ty wygadujesz? Nie pamiętasz, jak sama zareagowałaś na zdradę taty? A teraz tłumaczysz Jacka? – Ręce mi opadły.
– To co innego. Jacek żyje i jeszcze możecie wszystko naprawić. Gdybyś nie znalazła tych bucików, sam by ci powiedział.
– Czyli to moja wina? Daj już spokój. Nie rozumiesz, że sprawiłaś mi ogromną przykrość? Bardzo się na tobie zawiodłam. A teraz naprawdę nie mam już czasu. Porozmawiamy, kiedy indziej.
– Przyjedziesz do Sopotu? – zapytała nieśmiało.
– Zadzwonię do ciebie.
Spojrzała na mnie niepewnie, a później poszła ze spuszczoną głową odprowadzana głośnym ujadaniem Kaprysa.
– Zaraz jedziemy – krzyknęłam wesoło do Zygmunta, powstrzymując łzy.
– Słyszałem wszystko.
– Podsłuchiwałeś?
– Głośno rozmawiałyście.
– Aha. No i co?
– Nie odwracaj się od niej, chociaż popełniła błąd.
– Idę zmienić ciuchy i ruszamy – ucięłam.
– Pewnie.
Byłam niemiła dla mamy, ale musiałam dać jej nauczkę, uzmysłowić, że nie powinna zdradzać szczegółów z mojego życia komukolwiek, a tym bardziej Jackowi. Miałam nadzieję, że to do niej dotarło. Przyprawianie rodzicielki o przygnębienie nie należało do przyjemności i odebrało mi sporo energii. Jak dobrze, że jadę z Zygmuntem do Inowłodza. Tam naładuję baterie.
***
Jechaliśmy w milczeniu, słuchając muzyki i popiskiwania psów. Widziałam, że są zdenerwowane. Też byłam, jednak, w przeciwieństwie do nich, z każdym pokonanym kilometrem coraz mniej. Przed nami spacery po lesie i nad rzeką, pokażę Zygmuntowi zamek i kościółek św. Idziego; pojedziemy do Fryszerki na pysznego pstrąga. Nareszcie odetchnę... Gdy dojeżdżaliśmy do Spały, zaproponowałam postój, aby coś przekąsić. Już od pewnego czasu czułam ssanie w żołądku.
– Pójdziemy do Olimpijskiej na pizzę. Co ty na to? Może spotkamy jakichś sławnych sportowców – powiedziałam, uśmiechając się do Zygmunta.
– Pewnie nic nie zjadłaś w pracy. A mówiłem, że zrobię ci kanapki.
– To co? Zatrzymujemy się? Przy okazji psy rozprostują łapy.
– A długo jeszcze do Inowłodza?
– Jakieś dziesięć minut.
– To wytrzymasz. Psy też.
– Zobacz jak tu ładnie. Przejdziemy się po parku – nie ustępowałam.
– Haneczka obiecała, że pojedzie ze mną do Spały. Zdążę wszystko zobaczyć.
– No tak.
Dałam sobie spokój z dalszym przekonywaniem. Natomiast dotarło do mnie, że pewnie na spacery będę chodziła jedynie w towarzystwie psów. Ech... Oby tylko Zygmunt był zadowolony. I pani Hanna, rzecz jasna. Dobrze, że w ostatniej chwili pomyślałam o wzięciu książki o bardzo zachęcającym tytule Gdzie śpiewają raki*. Oby treść była równie intrygująca. Przyda się na długie, samotne wieczory. Sama chciałam zeswatać Zygmunta z sympatyczną inowłodzanką i możliwe, że to niebawem się spełni.
***
Pani Hania wyglądała wspaniale. Nowa fryzura, błyszczące oczy i zarumienione policzki dodały jej urody i odjęły lat. Zygmunt nie mógł oderwać wzroku od uroczej gospodyni. Co rusz prawił komplementy, a ona śmiała się i dziękowała. Tym razem nie dostałam pokoju z ukwieconym balkonem. Ten przypadł Zygmuntowi. W końcu to on miał spędzić tu więcej czasu. Bez szemrania zatem zadowoliłam się miniaturowym pokoikiem z widokiem na sąsiedni dom. Kajtek i Kaprys wypuszczone nareszcie na wolność przeczesywały z energią podwórko. Do ogrodu, dumy pani Hani, bronił im wstępu drewniany, wysoki na półtora metra płotek, więc nie musieliśmy ich pilnować i martwić się, że narobią szkód. Pełny relaks.
– Pójdę się przejść – oznajmiłam, zapinając kurtkę.
– Tylko bądź ostrożna i weź latarkę – pouczył mnie jak zawsze troskliwy Zygmunt.
– Ależ tu nie ma się czego obawiać. To nie Łódź. – Gwizdnęłam na psy.
– Za pół godziny kolacja – krzyknęła za mną pani Hanna. – Przygotowałam skrzydełka w miodzie i upiekłam szarlotkę.
Znów poczułam ssanie w żołądku.
– Już mi ślinka cieknie. Na pewno będę na czas.
Przed otwarciem furtki zapięłam psom smycze i ruszyłam nad rzekę.
– Spodoba wam się. Zobaczycie.
Po drodze przyszło mi do głowy, aby wstąpić do synagogi i kupić coś na przekąskę, ale pożałowałam psów. Nie chciałam ich stresować, zostawiając, choćby na chwilę, w obcym miejscu. Pocieszywszy się myślą o skrzydełkach, przyspieszyłam kroku.
Minęłam ostatnią latarnię i zaczęła otulać mnie ciemność. Widziałam tylko zarys drzew, domy na drugim brzegu i piękne, usiane gwiazdami niebo. Pilica szemrała zachęcająco. Zbliżając się do niej, włączyłam latarkę.
– Co u diabła?! Nie po oczach.
Kilka metrów przede mną wyrosła nagle wysoka postać. Psy zaczęły szczekać.
– Prosiłem o coś – wybełkotał mężczyzna i zasłonił twarz dłońmi. – I jeszcze ten hałas... – Złapał się za głowę.
– Przepraszam. – Skierowałam latarkę do dołu. – Wystraszył mnie pan.
– Czyżby? I dlatego chciałaś mnie oślepić? – Spojrzał w moim kierunku, mrugając powiekami. – Cicho pieski – dodał łagodnie, lecz nadal bełkotliwie. – Cicho. Tu się myśli.
– Nie będziemy przeszkadzać. – Wolałam się ewakuować. – Idziemy – zwróciłam się do Kaprysa i Kajtka.
– A idźcie, idźcie. Też pójdę, bo zmarzłem – powiedział i chwiejnym krokiem ruszył za nami. – Gdzie wam tak spieszno? Poczekajcie. Razem zawsze raźniej – zarechotał, po czym czknął. – Znam tu każdy kąt – darł się.
Jest pijany – pomyślałam, ruszając z kopyta. Będąc już na oświetlonym chodniku prowadzącym do synagogi, poczułam się bezpiecznie. Poza tym miałam przecież broń – latarkę, którą można w razie czego wiele zdziałać, na przykład walnąć kogoś w łeb.
– Ej! Nic wam nie zrobię. Kocham zwierzęta. Kocham jak mi Bóg miły. A psy, koty i krowy, to już najbardziej.
Krowy? Odwróciłam głowę, żeby jeszcze raz spojrzeć na mężczyznę. Akurat oparł się o latarnię i patrzył w moim kierunku. No proszę, kogo my tu mamy.
*,,Gdzie śpiewają raki" powieść autorstwa Delii Owens.
Książka ta nie ma nic wspólnego z fabułą, oprócz tego, że Olga zabrała ją do Inowlodza, a ja podaję nazwisko autorki. Tylko to, nic więcej. Jakby ktoś był zainteresowany poniżej link:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5019183 ... ewaja-raki
Zygmunt czekał na mnie na podwórku. Walizki już stały na podjeździe.
– Przepraszam, ale wiesz, jak to jest w robocie. Ciągle coś.
– Wiem, wiem. Po prostu nie mogę się doczekać wyjazdu. Jestem tak podekscytowany, że serce wali mi jak młotem.
– To się uspokój. Chodź, wypijmy przed wyjazdem melisę – zaproponowałam. – Poza tym przede wszystkim muszę się przebrać.
– No tak. Zupełnie o tym nie pomyślałem.
– Wybaczam – rzuciłam wspaniałomyślnie i poszliśmy do domu.
Po chwili rozległ się dzwonek domofonu.
– Kogo diabli niosą? – mruknęłam pod nosem.
Pod furtką stała mama.
– A gdzie to się wybieracie? – spytała, odganiając psy, które wybiegły na spotkanie. Kaprysowi nie spodobały się jej ruchy i zaczął warczeć. – Zabierz go. Jeszcze nie widziałam tak wrednego psa. Dawno ci mówiłam, żebyś się go pozbyła. – Spojrzała na niego z odrazą, a on wyszczerzył kły.
– Kaprysku, chodź. – Przybiegł acz niechętnie, a wtedy wzięłam go na ręce. – Mogłaś wcześniej zadzwonić. Za chwilkę wyjeżdżamy do Inowłodza i naprawdę nie mamy czasu.
– Nie znajdziesz dla matki dziesięciu minut? Więcej ci nie zajmę.
– Dobrze. – Spojrzałam na Zygmunta, który był wyraźnie zawiedziony, że spotkanie z Hanną znów się opóźnia, ale nie rzekł nawet słówka sprzeciwu. – Ani minuty więcej – stwierdziłam kategorycznie, stawiając Kaprysa na ganku.
– Jutro wyjeżdżamy z Karolem do Sopotu. Nie będzie nas dwa albo trzy tygodnie – oznajmiła mama, gdy weszłyśmy do domu.
– Tak nagle? A twoja praca?
– Wzięłam bezpłatny urlop. Poza tym i tak niebawem złożę wymówienie.
– Chcesz być na utrzymaniu Karola? – zdziwiłam się. – Nie wierzę.
– To moja sprawa.
– Zapewne – stwierdziłam ironicznie. – Właśnie o poszanowaniu czyichś spraw muszę z tobą porozmawiać.
– Chcesz rozmawiać, a dajesz mi tylko dziesięć minut. Dziwne.
– Chcę, tyle że nie teraz. Myślałam o poniedziałku.
– W takim razie będziesz musiała przyjechać do Sopotu. – Zaśmiała się uroczo. – Zresztą po to tu jestem, żeby cię tam zaprosić. Kiedyś nam los pokrzyżował plany, ale teraz mam nadzieję, że nic nie stanie na przeszkodzie.
– I przychodzisz z tym w ostatniej chwili? Tuż przed wyjazdem. Świetnie.
– Przecież nie wiedziałam, że ty też się dokądś wybierasz. Nie mówisz mi o wszystkim.
– Ty mnie też nie – stwierdziłam z przekąsem.
– Co masz na myśli? Nie musimy się sobie spowiadać.
– Jasne, że nie, ale powinniśmy być wobec siebie lojalne, nieprawdaż?
– Widzę, że nie jesteś dziś w nastroju. Idę. Dobrej podróży i wypoczynku. – Cmoknęła mnie w policzek i dodała: – Przemyśl moją propozycję. Aha... Lolek z nami nie jedzie. Wiem, że za nim nie przepadasz, więc...
– Naprawdę sądzisz, że zdziwaczałam? – Nie wytrzymałam i wyrzuciłam to z siebie.
– Słucham?
– I musisz o tym rozmawiać z moim byłym mężem.
Mama zbladła, a po chwili oblała się krwistym rumieńcem.
– Spotkaliśmy się przypadkiem i... i....
– I co? – ryknęłam.
– Spokojnie. Zaraz ci wszystko wytłumaczę.
– Nie. Nie dzisiaj. Idź już.
– Przecież sama zaczęłaś, a teraz mnie wyganiasz.
– Tylko proszę, żebyś poszła.
– Chcę ci wyjaśnić. Jacek bardzo się o ciebie martwi. Gdybyś go wtedy nie wyrzuciła, nigdy by od ciebie nie odszedł. On cię cały czas kocha. Ja też chcę tylko twojego szczęścia – mówiła z zaangażowaniem.
– Przestań. Zapomniałaś, że mnie zdradził i ma dziecko z inną?
– Zdradę można wybaczyć, a dziecko... na dziecko by płacił i tyle.
– Co ty wygadujesz? Nie pamiętasz, jak sama zareagowałaś na zdradę taty? A teraz tłumaczysz Jacka? – Ręce mi opadły.
– To co innego. Jacek żyje i jeszcze możecie wszystko naprawić. Gdybyś nie znalazła tych bucików, sam by ci powiedział.
– Czyli to moja wina? Daj już spokój. Nie rozumiesz, że sprawiłaś mi ogromną przykrość? Bardzo się na tobie zawiodłam. A teraz naprawdę nie mam już czasu. Porozmawiamy, kiedy indziej.
– Przyjedziesz do Sopotu? – zapytała nieśmiało.
– Zadzwonię do ciebie.
Spojrzała na mnie niepewnie, a później poszła ze spuszczoną głową odprowadzana głośnym ujadaniem Kaprysa.
– Zaraz jedziemy – krzyknęłam wesoło do Zygmunta, powstrzymując łzy.
– Słyszałem wszystko.
– Podsłuchiwałeś?
– Głośno rozmawiałyście.
– Aha. No i co?
– Nie odwracaj się od niej, chociaż popełniła błąd.
– Idę zmienić ciuchy i ruszamy – ucięłam.
– Pewnie.
Byłam niemiła dla mamy, ale musiałam dać jej nauczkę, uzmysłowić, że nie powinna zdradzać szczegółów z mojego życia komukolwiek, a tym bardziej Jackowi. Miałam nadzieję, że to do niej dotarło. Przyprawianie rodzicielki o przygnębienie nie należało do przyjemności i odebrało mi sporo energii. Jak dobrze, że jadę z Zygmuntem do Inowłodza. Tam naładuję baterie.
***
Jechaliśmy w milczeniu, słuchając muzyki i popiskiwania psów. Widziałam, że są zdenerwowane. Też byłam, jednak, w przeciwieństwie do nich, z każdym pokonanym kilometrem coraz mniej. Przed nami spacery po lesie i nad rzeką, pokażę Zygmuntowi zamek i kościółek św. Idziego; pojedziemy do Fryszerki na pysznego pstrąga. Nareszcie odetchnę... Gdy dojeżdżaliśmy do Spały, zaproponowałam postój, aby coś przekąsić. Już od pewnego czasu czułam ssanie w żołądku.
– Pójdziemy do Olimpijskiej na pizzę. Co ty na to? Może spotkamy jakichś sławnych sportowców – powiedziałam, uśmiechając się do Zygmunta.
– Pewnie nic nie zjadłaś w pracy. A mówiłem, że zrobię ci kanapki.
– To co? Zatrzymujemy się? Przy okazji psy rozprostują łapy.
– A długo jeszcze do Inowłodza?
– Jakieś dziesięć minut.
– To wytrzymasz. Psy też.
– Zobacz jak tu ładnie. Przejdziemy się po parku – nie ustępowałam.
– Haneczka obiecała, że pojedzie ze mną do Spały. Zdążę wszystko zobaczyć.
– No tak.
Dałam sobie spokój z dalszym przekonywaniem. Natomiast dotarło do mnie, że pewnie na spacery będę chodziła jedynie w towarzystwie psów. Ech... Oby tylko Zygmunt był zadowolony. I pani Hanna, rzecz jasna. Dobrze, że w ostatniej chwili pomyślałam o wzięciu książki o bardzo zachęcającym tytule Gdzie śpiewają raki*. Oby treść była równie intrygująca. Przyda się na długie, samotne wieczory. Sama chciałam zeswatać Zygmunta z sympatyczną inowłodzanką i możliwe, że to niebawem się spełni.
***
Pani Hania wyglądała wspaniale. Nowa fryzura, błyszczące oczy i zarumienione policzki dodały jej urody i odjęły lat. Zygmunt nie mógł oderwać wzroku od uroczej gospodyni. Co rusz prawił komplementy, a ona śmiała się i dziękowała. Tym razem nie dostałam pokoju z ukwieconym balkonem. Ten przypadł Zygmuntowi. W końcu to on miał spędzić tu więcej czasu. Bez szemrania zatem zadowoliłam się miniaturowym pokoikiem z widokiem na sąsiedni dom. Kajtek i Kaprys wypuszczone nareszcie na wolność przeczesywały z energią podwórko. Do ogrodu, dumy pani Hani, bronił im wstępu drewniany, wysoki na półtora metra płotek, więc nie musieliśmy ich pilnować i martwić się, że narobią szkód. Pełny relaks.
– Pójdę się przejść – oznajmiłam, zapinając kurtkę.
– Tylko bądź ostrożna i weź latarkę – pouczył mnie jak zawsze troskliwy Zygmunt.
– Ależ tu nie ma się czego obawiać. To nie Łódź. – Gwizdnęłam na psy.
– Za pół godziny kolacja – krzyknęła za mną pani Hanna. – Przygotowałam skrzydełka w miodzie i upiekłam szarlotkę.
Znów poczułam ssanie w żołądku.
– Już mi ślinka cieknie. Na pewno będę na czas.
Przed otwarciem furtki zapięłam psom smycze i ruszyłam nad rzekę.
– Spodoba wam się. Zobaczycie.
Po drodze przyszło mi do głowy, aby wstąpić do synagogi i kupić coś na przekąskę, ale pożałowałam psów. Nie chciałam ich stresować, zostawiając, choćby na chwilę, w obcym miejscu. Pocieszywszy się myślą o skrzydełkach, przyspieszyłam kroku.
Minęłam ostatnią latarnię i zaczęła otulać mnie ciemność. Widziałam tylko zarys drzew, domy na drugim brzegu i piękne, usiane gwiazdami niebo. Pilica szemrała zachęcająco. Zbliżając się do niej, włączyłam latarkę.
– Co u diabła?! Nie po oczach.
Kilka metrów przede mną wyrosła nagle wysoka postać. Psy zaczęły szczekać.
– Prosiłem o coś – wybełkotał mężczyzna i zasłonił twarz dłońmi. – I jeszcze ten hałas... – Złapał się za głowę.
– Przepraszam. – Skierowałam latarkę do dołu. – Wystraszył mnie pan.
– Czyżby? I dlatego chciałaś mnie oślepić? – Spojrzał w moim kierunku, mrugając powiekami. – Cicho pieski – dodał łagodnie, lecz nadal bełkotliwie. – Cicho. Tu się myśli.
– Nie będziemy przeszkadzać. – Wolałam się ewakuować. – Idziemy – zwróciłam się do Kaprysa i Kajtka.
– A idźcie, idźcie. Też pójdę, bo zmarzłem – powiedział i chwiejnym krokiem ruszył za nami. – Gdzie wam tak spieszno? Poczekajcie. Razem zawsze raźniej – zarechotał, po czym czknął. – Znam tu każdy kąt – darł się.
Jest pijany – pomyślałam, ruszając z kopyta. Będąc już na oświetlonym chodniku prowadzącym do synagogi, poczułam się bezpiecznie. Poza tym miałam przecież broń – latarkę, którą można w razie czego wiele zdziałać, na przykład walnąć kogoś w łeb.
– Ej! Nic wam nie zrobię. Kocham zwierzęta. Kocham jak mi Bóg miły. A psy, koty i krowy, to już najbardziej.
Krowy? Odwróciłam głowę, żeby jeszcze raz spojrzeć na mężczyznę. Akurat oparł się o latarnię i patrzył w moim kierunku. No proszę, kogo my tu mamy.
*,,Gdzie śpiewają raki" powieść autorstwa Delii Owens.
Książka ta nie ma nic wspólnego z fabułą, oprócz tego, że Olga zabrała ją do Inowlodza, a ja podaję nazwisko autorki. Tylko to, nic więcej. Jakby ktoś był zainteresowany poniżej link:
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/5019183 ... ewaja-raki
Ostatnio zmieniony 02 grudnia 2022, 10:35 przez Gelsomina, łącznie zmieniany 4 razy.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.
Marek Aureliusz
Marek Aureliusz
- jaga
- Autor/ka zasłużony/a
- Posty: 2964
- Rejestracja: 19 października 2019, 10:36
- Lokalizacja: lubuskie
- Złotych Pietruch: 5
- Srebrnych Pietruch: 6
- Brązowych Pietruch: 10
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 7
Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
„Gdzie śpiewają raki” to wysmakowana oda do świata przyrody, wzruszająca fabuła o dojrzewaniu i zaskakująca relacja z procesu.
Nie wiem dlaczego zakończyłaś ten odcinek właśnie tytułem książki
Czyżby zobaczyła miłość z bagien czyli "Pana od Krów", który w rzeczy samej podświadomie
zaprzątał jej umysł.
A mama, no cóż ma wyczucie kobieta. Zawsze się zjawi w nieodpowiednim momencie
i namiesza w uczuciach.
Nie wiem dlaczego zakończyłaś ten odcinek właśnie tytułem książki
Czyżby zobaczyła miłość z bagien czyli "Pana od Krów", który w rzeczy samej podświadomie
zaprzątał jej umysł.
A mama, no cóż ma wyczucie kobieta. Zawsze się zjawi w nieodpowiednim momencie
i namiesza w uczuciach.
jaga
- Gelsomina
- Autor/ka z pewnym stażem...
- Posty: 5844
- Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
- Lokalizacja: Łódź
- Złotych Pietruch: 2
- Srebrnych Pietruch: 4
- Brązowych Pietruch: 1
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 1
- Honorowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 9
- Najlepsza proza: 0
Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
Hej Jago
Tytuł w treści oznaczyłam gwiazdką, a pozniej podałam autorkę powieści, również oznaczając gwiazdką. Taki odnośnik po prostu. Robiłam już tak wcześniej. Ten wpis nie ma nic wspólnego z treścią powieścidła.
Tytuł w treści oznaczyłam gwiazdką, a pozniej podałam autorkę powieści, również oznaczając gwiazdką. Taki odnośnik po prostu. Robiłam już tak wcześniej. Ten wpis nie ma nic wspólnego z treścią powieścidła.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.
Marek Aureliusz
Marek Aureliusz
- jaga
- Autor/ka zasłużony/a
- Posty: 2964
- Rejestracja: 19 października 2019, 10:36
- Lokalizacja: lubuskie
- Złotych Pietruch: 5
- Srebrnych Pietruch: 6
- Brązowych Pietruch: 10
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 7
Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
faktycznie - gwiazdka jest
ale tak jakoś powiązałam nieznajomego na chwiejących nogach
ale tak jakoś powiązałam nieznajomego na chwiejących nogach
jaga
- Z. Antolski
- Autor/ka wielce zasłużony/a
- Posty: 6489
- Rejestracja: 26 stycznia 2013, 10:13
- Lokalizacja: Kielce
- Złotych Pietruch: 1
- Srebrnych Pietruch: 2
- Brązowych Pietruch: 4
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1
- Kryształowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 9
- Najlepsza proza: 19
- Najciekawsza publicystyka: 6
Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
Chyba przeczytam te śpiewające raki, zaintrygowałyście mnie...
- grazyna
- Autor/ka z pewnym stażem...
- Posty: 1095
- Rejestracja: 26 sierpnia 2020, 23:42
- Lokalizacja: Gorzów wlkp
- Złotych Pietruch: 1
- Brązowych Pietruch: 4
Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
bardzo ładnie, zaczytałam się:) pozdrawiam serdecznie:)
Grażyna
- elafel
- Młodszy administrator
- Posty: 18138
- Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
- Lokalizacja: Poznań
- Złotych Pietruch: 15
- Srebrnych Pietruch: 17
- Brązowych Pietruch: 21
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 3
- Wierszy miesiąca: 15
- Najlepsza proza: 7
- Najciekawsza publicystyka: 1
Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
Oj, ta mamuska! Przyjdzie, namiesza i uważa, że dobrze robi.
Coś mi nie pasuje : Spojrzałam na Zygmunta, który był wyraźnie zawiedziony, że spotkanie z Marią znów się opóźnia, - z Marią?
Spacer w Inowłodziu zakończony dziwnym spotkaniem, chyba to znajomy od krów.
Ciekawe co będzie dalej.
Coś mi nie pasuje : Spojrzałam na Zygmunta, który był wyraźnie zawiedziony, że spotkanie z Marią znów się opóźnia, - z Marią?
Spacer w Inowłodziu zakończony dziwnym spotkaniem, chyba to znajomy od krów.
Ciekawe co będzie dalej.
Ostatnio zmieniony 22 listopada 2022, 23:18 przez elafel, łącznie zmieniany 1 raz.
Ela
- Gelsomina
- Autor/ka z pewnym stażem...
- Posty: 5844
- Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
- Lokalizacja: Łódź
- Złotych Pietruch: 2
- Srebrnych Pietruch: 4
- Brązowych Pietruch: 1
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 1
- Honorowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 9
- Najlepsza proza: 0
Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
Dziękuję, Elu
Co do Marii, wyjaśniłam pod pierwszą częścią. Zaraz naprawię.
Co do Marii, wyjaśniłam pod pierwszą częścią. Zaraz naprawię.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.
Marek Aureliusz
Marek Aureliusz
- Gelsomina
- Autor/ka z pewnym stażem...
- Posty: 5844
- Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
- Lokalizacja: Łódź
- Złotych Pietruch: 2
- Srebrnych Pietruch: 4
- Brązowych Pietruch: 1
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 1
- Honorowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 9
- Najlepsza proza: 0
Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
Mnie się podobały. Polecam.Z. Antolski pisze: ↑22 listopada 2022, 20:05 Chyba przeczytam te śpiewające raki, zaintrygowałyście mnie...
Powstał w tym roku film na podstawie książki, ale jeszcze nie widziałam.
Ostatnio zmieniony 02 grudnia 2022, 10:31 przez Gelsomina, łącznie zmieniany 1 raz.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.
Marek Aureliusz
Marek Aureliusz
- Gelsomina
- Autor/ka z pewnym stażem...
- Posty: 5844
- Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
- Lokalizacja: Łódź
- Złotych Pietruch: 2
- Srebrnych Pietruch: 4
- Brązowych Pietruch: 1
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 1
- Honorowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 9
- Najlepsza proza: 0
Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
Dziękuję
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.
Marek Aureliusz
Marek Aureliusz
- Dany
- Administrator
- Posty: 19638
- Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
- Lokalizacja: Poznań
- Złotych Pietruch: 4
- Srebrnych Pietruch: 9
- Brązowych Pietruch: 11
- Kryształowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 24
Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
Ten kasanowa od krów jest pijakiem, czy tylko tak sporadycznie, zalewał robaka ze smutku?
Jak przeczytałam, że Olga idzie na spacer nocą, że doszła nad rzekę, to już myślałam, że coś jej się złego przydarzy.
- "pokażę" małą literą
Jak przeczytałam, że Olga idzie na spacer nocą, że doszła nad rzekę, to już myślałam, że coś jej się złego przydarzy.
Przed nami spacery po lesie i nad rzeką, Pokażę Zygmuntowi zamek i kościółek św. Idziego; pojedziemy do Fryszerki na pysznego pstrąga.
- "pokażę" małą literą
- Czy przed "No" nie powinno być myślnika, a za "mamy" znaku zapytania.Krowy? Odwróciłam głowę, żeby jeszcze raz spojrzeć na mężczyznę. Akurat oparł się o latarnię i patrzył w moim kierunku. No proszę, kogo my tu mamy.
- Ja się wprawdzie domyśliłam, ale ten tytuł oznaczony gwiazdką, mogłabyś trochę bardziej odsunąć od opowiadania, wówczas by nie mylił.* Gdzie śpiewają raki powieść autorstwa Delii Owens
Oczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.
- Gelsomina
- Autor/ka z pewnym stażem...
- Posty: 5844
- Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
- Lokalizacja: Łódź
- Złotych Pietruch: 2
- Srebrnych Pietruch: 4
- Brązowych Pietruch: 1
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 1
- Honorowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 9
- Najlepsza proza: 0
Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
Dziękuję za czytanie, Dany
Szczerze mówiąc, zdziwiłam się i dziwię się bardzo, że to zdanie oznaczone gwiazdką ktokolwiek może uważać za treść powieścidła. Przecież Olga mówi, że wzięła tę powieść ze sobą do Inowlodza, a jej tytuł oznaczyłam gwiazdką. Robiłam tak już poprzednio. Czy tak ni z gruszki, ni z pietruszki wyskoczyłabym z takim zdaniem, w którym wymieniony jest tylko tytuł i autor? Jak to powiązać z treścią? Wybaczcie, ale dla mnie to bez sensu. Jednakże zmienię, odsunę i tak dalej.
Jest dobrze bez pytajnika. Olga nie pyta, tylko stwierdza.
Pozdrawiam
Szczerze mówiąc, zdziwiłam się i dziwię się bardzo, że to zdanie oznaczone gwiazdką ktokolwiek może uważać za treść powieścidła. Przecież Olga mówi, że wzięła tę powieść ze sobą do Inowlodza, a jej tytuł oznaczyłam gwiazdką. Robiłam tak już poprzednio. Czy tak ni z gruszki, ni z pietruszki wyskoczyłabym z takim zdaniem, w którym wymieniony jest tylko tytuł i autor? Jak to powiązać z treścią? Wybaczcie, ale dla mnie to bez sensu. Jednakże zmienię, odsunę i tak dalej.
Jest dobrze bez pytajnika. Olga nie pyta, tylko stwierdza.
Pozdrawiam
Ostatnio zmieniony 23 listopada 2022, 20:03 przez Gelsomina, łącznie zmieniany 2 razy.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.
Marek Aureliusz
Marek Aureliusz
- Dany
- Administrator
- Posty: 19638
- Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
- Lokalizacja: Poznań
- Złotych Pietruch: 4
- Srebrnych Pietruch: 9
- Brązowych Pietruch: 11
- Kryształowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 24
Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
Mnie nie zmylił, ale Jaga nie zauważyła, więc zaproponowałam odsunięcie, ale tylko o trochę.
W sumie to drobiazg i nie ma o czym mówić.
W sumie to drobiazg i nie ma o czym mówić.
Oczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.
- Autsajder1303
- Autor/ka zasłużony/a
- Posty: 4468
- Rejestracja: 12 października 2015, 12:05
- Złotych Pietruch: 2
- Srebrnych Pietruch: 2
- Brązowych Pietruch: 2
- Kryształowych Dyń: 2
- Wierszy miesiąca: 6
Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
W końcu udało mi się nadrobić Gel. Myślałem, podobnie jak Danusia, że już po Oldze
- Gelsomina
- Autor/ka z pewnym stażem...
- Posty: 5844
- Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
- Lokalizacja: Łódź
- Złotych Pietruch: 2
- Srebrnych Pietruch: 4
- Brązowych Pietruch: 1
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 1
- Honorowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 9
- Najlepsza proza: 0
Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
Hej, Aut
Dzięki za poświęcony powieścidłu czas.
Dzięki za poświęcony powieścidłu czas.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.
Marek Aureliusz
Marek Aureliusz
- Dany
- Administrator
- Posty: 19638
- Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
- Lokalizacja: Poznań
- Złotych Pietruch: 4
- Srebrnych Pietruch: 9
- Brązowych Pietruch: 11
- Kryształowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 24
Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
Gelsomina, a gdzie cd.? Czekam z utęsknieniem i zapewne nie ja jedna.
Przeczytałam jeszcze raz tę część i ciekawi mnie, co dalej.
Przeczytałam jeszcze raz tę część i ciekawi mnie, co dalej.
Oczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.
- elafel
- Młodszy administrator
- Posty: 18138
- Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
- Lokalizacja: Poznań
- Złotych Pietruch: 15
- Srebrnych Pietruch: 17
- Brązowych Pietruch: 21
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 3
- Wierszy miesiąca: 15
- Najlepsza proza: 7
- Najciekawsza publicystyka: 1
Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
Jasne, że czekamy na ciąg dalszy. Wypatruję już od kilku dni
Ela
- elafel
- Młodszy administrator
- Posty: 18138
- Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
- Lokalizacja: Poznań
- Złotych Pietruch: 15
- Srebrnych Pietruch: 17
- Brązowych Pietruch: 21
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 3
- Wierszy miesiąca: 15
- Najlepsza proza: 7
- Najciekawsza publicystyka: 1
Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXIII)
Koniec miesiąca, utwór przenoszę do odpowiedniego działu. Tam też można czytać, komentować i odpowiadać na komentarze.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Ela