Wierszem Miesiąca III/24 został utwór Baśń wyszeptana o Poezji - Autsajder1303

Najlepszym anonimowym opowiadaniem został utwór - "Pani Basia" - jaga

O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXV)

Moderator: Redakcja

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5992
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXV)

Post autor: Gelsomina »

Rozdział V


Tej nocy nie spałam tylko z Diogenesem. Tym razem zabrałam do łóżka również Madzię, co kotu bardzo, ale to bardzo nie było na łapę. Uciekł do jednego z tekturowych pudeł, które trzymałam w sypialni specjalnie dla niego, ponieważ uwielbiał w nich buszować. Nie nawoływałam go, a jedynie obserwowałam. Co rusz wystawiał łebek i zerkał w naszą stronę, a później, przekonawszy się, że Madzia nie zniknęła, przeskakiwał do następnego pudła. Miałam wyrzuty sumienia, że narażam go na stres. Ostatecznie śpiąc ze mną od wielu miesięcy, miał prawo stwierdzić, że będzie tak już zawsze, a tu nagle zdradziłam go, przynosząc głużący tobołek.

– To tylko na jedną noc, Diogenesku – złożyłam mu obietnicę i w tym momencie naprawdę wierzyłam we własne słowa. – Pańci łatwiej, bo ma głodomora pod ręką. No, nie bądź taki – przekonywałam.

Po chwili wpadłam na pomysł, aby przytaszczyć do sypialni łóżeczko. Wtedy może Diogenes wybaczy mi nowego lokatora naszej sypialni, będzie wilk syty i owca cała. Jednakże, po tym nadzwyczaj emocjonującym dniu, nie mogłam już na to wykrzesać siły. Zgasiłam lampkę i zwaliłam się na poduszkę, wtulając nos w jej miękkość. Nie minęła minuta, kiedy poczułam, że Diogenes wskoczył mi na plecy. Szczęśliwa wymamrotałam:

– Kofam cię, kofku.

Dawno nie spałam tak mocno i dobrze. Ech... Gdy w końcu otworzyłam oczy, spotkałam przenikliwe spojrzenie Księżniczki, która zamachała rączkami i powiedziała:

– Grrrrr.

Dziwne było, że nie ryczała, a przecież od ostatniego karmienia upłynęło już dobrych kilka godzin. Przeciągnęłam się, przymykając powieki. Ale było mi dobrze... Miałam ochotę mruczeć jak Diogenes. Właśnie... Gdzie jest mój ukochany koteczek? Może siedzi w pudle, przyczajony i gotowy do skoku, albo już dawno wyszedł z sypialni, mając dość wylegiwania się w łóżku z dwiema dziewczynami, z których jedna była dziką lokatorką. Madzia znów przyciągnęła moją uwagę głużeniem. Sięgnęłam po jedną z kolorowych grzechotek, które zapobiegliwie zabrałam wczoraj z dziecięcego pokoju, i zaczęłam machać nią nad głową córeczki. Pierwszy raz bawiłam się z Madzią przed karmieniem, a może w ogóle był to pierwszy raz, kiedy nie byłam przy niej spięta. Do tej pory uważałam, że jestem tylko pojemnikiem z mlekiem i maszyną do przewijania i usypiania, a teraz nareszcie poczułam się jak prawdziwa mama. Prawdziwa, czyli taka, której przebywanie z dzieckiem sprawia przyjemność. Mama...

– Dość wylegiwania. – W drzwiach stanął Lolek. Wyglądał świetnie; nikomu kto by go w tym momencie zobaczył, nie przyszłoby do głowy, że wczoraj zalał się w przysłowiowego trupa. – Śniadanie gotowe.
– Nie wiesz, co to jest prywatność? Nie wolno ci wchodzić tu bez pukania, rozumiesz? – Byłam wściekła, choć ze względu na Księżniczkę starałam się nie podnieść głosu.
– Drzwi były uchylone, więc...
– Co z tego? – syknęłam. – Zostawiam je tak zawsze dla Diogenesa.
– Dobra. O co ten krzyk? Nie złość się, bo mleko zwarzysz. – Parsknął śmiechem. – Cześć, mała. – Zagadał do Madzi.
– Khy, grrrrr.
– Boże, jaka ona słodka – stwierdził z zachwytem, po czym bez pardonu władował się do łózka i zaczął całować ją po rączkach, mówiąc: – Ti, ti, ti, wujek Loluś psisied, tak?
– Co ty robisz?
– Bawię się z dzieckiem. Nie widać? No cio, cio, malutka?
– Natychmiast wyjdź z mojego łóżka.
– Muszę przyznać, że jest bardzo wygodne. – Położył się na plecach i wsunął dłonie pod głowę. – Spanie na twojej sofie nie należy do przyjemności. Bolą mnie plecy.

Zerwałam się jak oparzona. Po pierwsze, nie chciałam leżeć w łóżku z Lolkiem, a po drugie, nie wiedziałam, czy Jan jest w domu, a nie byłoby dobrze, gdyby zastał nas w takiej sytuacji. Mógłby sobie pomyśleć, że to z powodu kociej niańki go wywaliłam, a to przecież nieprawda.

– Wyluzuj. Jesteśmy sami. Twój kochaś wyjechał bladym świtem i kazał ci przekazać, że wróci przed południem, bo chce ten dzień spędzić z wami, iść na spacer i takie tam... no wiesz...
– Wyjdź.
– Mówię ci, prawie płakał mi w mankiet, że was ostatnio zaniedbywał przez pracę, że to jego wina...
– Wyjdź – nieco podniosłam głos i wymierzyłam rękę z wyciągniętym palcem wskazującym w drzwi.

Lolek pocałował Madzię w czółko i z ociąganiem wstał z łóżka. Będąc już przy drzwiach, odwrócił się i powiedział:

– Uważam, że mieszkając pod jednym dachem z facetem, którego nie kochasz, powinnaś spać w czymś bardziej przyzwoitym.

Zawiesił wzrok na moich piersiach, które wyraźnie rysowały się pod cienkim materiałem koszulki nocnej; natychmiast wskoczyłam do łóżka i naciągnęłam kołdrę pod samą szyję, czym wyraźnie rozbawiłam Lolka.

– Kusicielka – stwierdził i pogroził mi palcem. – Nieładnie, oj nieładnie.
– Co za palant – powiedziałam, kiedy był już za drzwiami.
– Słyszałem – krzyknął. – Czekam w kuchni. Zrobiłem naleśniki, bo wieść niesie, że je lubisz. – Zarechotał.

Madzia nareszcie zaczęła płakać. Dzięki Bogu – pomyślałam, patrząc na jej coraz bardziej czerwoną, wykrzywioną złością twarz. Nareszcie zrobiło się normalnie. Wstałam, żeby zamknąć drzwi, a później spełniłam matczyną powinność. Po oporządzeniu Księżniczki zrobiłam kilka ćwiczeń rozciągających i spojrzałam niechętnym wzrokiem na rowerek tkwiący w rogu sypialni. Bardzo nie chciało mi się pedałować ani biegać. Może jutro... Teraz powinnam specjalnie dla Lolka dobrać odpowiednie ciuchy. Już ja mu pokażę kusicielkę – odgrażałam się w myślach. Do kuchni wkroczyłam w szarych, wypchanych na kolanach i tyłku, dresowych spodniach i w obszernym, spranym podkoszulku, który już dawno powinien wylądować w śmieciach. Włosy upięłam w kucyk na czubku głowy, choć wiedziałam, że nie do twarzy mi w tej fryzurze. Zdecydowanie lepiej wyglądam, kiedy lekko falujące pukle okalają twarz; dzięki temu sprawia wrażenie szczuplejszej. Po ciąży zostało mi jeszcze kilka kilogramów, które jak na złość zamiast rozejść się równomiernie po całym ciele, opanowały jego górne partie, czyli piersi, ramiona i policzki. O dziwo, nadwaga nie spędzała mi snu z powiek, bo wszystkie myśli skupiałam na użalaniu się nad sobą z powodu macierzyństwa. Poza tym nie było w pobliżu nikogo, na kim chciałabym zrobić wrażenie nienaganną sylwetką. Zresztą, jaki normalny facet poleci na babkę z dzieckiem przy piersi, chyba że tylko na szybki numerek, a tego na pewno nie chciałam. Ech... Powoli oswajałam się z myślą, że do końca życia będę singielką. Muszę odchować Madzię, zapewnić jej dobrą przyszłość, cokolwiek to znaczy, a później, zamiast zmagać się z syndromem pustego gniazda, nadrobię wszelkie zaległości książkowe i filmowe, a to na pewno zajmie sporo czasu. Może zacznę podróżować, zwiedzać najodleglejsze zakątki świata... Tylko co wtedy z kotem? Kota na pewno nie może zabraknąć w moim życiu, a nawet dwóch i rzecz jasna psów. Proste. Będę je wszędzie zabierać ze sobą. Przed oczami stanął mi obraz siebie za jakieś dwadzieścia lat – przedwcześnie zgarbiona, korpulentna niewiasta o pustym spojrzeniu...

– Hej, Olga. Co się tak zamyśliłaś? Siadaj i jedz.

Lolek postawił przede mną talerz wielkości koła młyńskiego z leżącym na nim co najmniej trzy centymetrowej grubości plackiem, na który patrzył z dumą i satysfakcją. Nałożył na niego kopiastą łyżkę konfitur malinowych. Dostałam je od Hanki; ich zapach sprawiał, że ślinianki od razu zaczynały pracować na wysokich obrotach, więc nie czekając na dalsze zachęty, przystąpiłam do konsumpcji. Po pierwszym kęsie musiałam przyznać, że kulinarne dzieło kociej niańki, choć za grosz nie przypominało wyglądem naleśników, które smażył Zygmunt, to smakowało tak samo dobrze.

– Pyszne – wymamrotałam z pełnymi ustami.
– A jakie ma być? Pewnie, że pyszne – odparł Lolek, nakładając sobie kolejnego naleśnika. – Wiesz co?
– Co? – zapytałam z pełną buzią, choć zdawałam sobie sprawę, że nie wygląda to dobrze.
– Patrzę na ciebie i próbuję sobie przypomnieć, kiedy jadłem śniadanie z kobietą, która nie chce zrobić na mnie wrażenia.
– I co?
– Nic. Jesteś pierwsza, którą widzę bez makijażu i ubraną – rzucił mi rozbawione spojrzenie – naprawdę bardzo, ale to bardzo przyzwoicie.
– Może dlatego, że mi na tobie nie zależy – stwierdziłam złośliwie.

Lolek parsknął śmiechem i powiedział:

– Żałuj. – Spojrzał mi głęboko w oczy. Poczułam ciepło na policzkach. Cholera, tylko tego brakowało, żebym się zarumieniła. – Ja trochę żałuję.
– Mogę o coś zapytać? – Po pierwsze chciałam szybko zmienić temat, a po drugie przyszło mi na myśl, że to wspólne śniadanie to wspaniała okazja, żeby wyciągnąć Lolka na zwierzenia..
– Jasne, wal.
– Wczoraj zacząłeś mówić o ojcu, że
– Wczoraj – przerwał mi podniesionym głosem – byłem pijany. Zapomnij o tym, co mówiłem, a raczej bredziłem w pijackim widzie. Okej?
– Aha. – Nie kryłam zawodu. – Gdzie Diogenes? – Rozejrzałam się.
– Gienek ogląda telewizję. Uwielbia tenis stołowy. – Uśmiechnął się i dodał: – Kota też ci zazdroszczę.
– Też?
– Dobra – uciął. – Jedzmy w końcu. Bądź, co bądź to moje pierwsze własnoręcznie zrobione naleśniki. Doceń to.
– Doceniam.

Wtrząchnęłam całego grubego placka i zaczęłam oblizywać palce, kiedy rozległ się dźwięk domofonu; oboje spojrzeliśmy w okno i jednocześnie zapytaliśmy:

– Dziadek?
– Zygmunt?

Serce podskoczyło mi z radości, błyskawicznie wstałam z krzesła i biegiem ruszyłam do furtki.

– Zygmunt! Nareszcie! – krzyczałam.

Jak wspaniale było wtulić się w przyjaciela.

– Dziecko, udusisz starego.

Nie zważając na słowa Zygmunta, ściskałam go coraz mocniej; kręciliśmy się przy tym w kółko i kołysaliśmy. Tylko na chwilę odpuściłam, żeby wycisnąć mu na policzkach siarczyste całusy. Ale byłam szczęśliwa... Ech. W końcu Zygmunt odsunął mnie delikatnie od siebie. Spojrzałam na jego uśmiechniętą twarz i zauważyłam ze zdziwieniem, iż jest umorusana jakąś czerwoną mazią. Po chwili dotarło do mnie, że to konfitura malinowa i wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem.

– Ona zaraz dostanie ataku – zwrócił się Zygmunt do kogoś za moimi plecami.

Natychmiast się odwróciłam i stanęłam oko w oko z... Wojciechem. Tylko nie to, nie teraz – myślałam gorączkowo, zdając sobie sprawę, że wyglądam jak siedem nieszczęść. Jak Zygmunt mógł go tu sprowadzić? Dlaczego nie uprzedził? Nie tylko śmiech zamarł mi na ustach, ale o mało co sama nie padłam trupem.

– Olguś, wybacz, że bez uprzedzenia, ale akurat Wojciech jechał do Łodzi, no to się z nim zabrałem. Przy okazji przywieźliśmy kilka rzeczy, które zrobiłem dla ciebie i Madzika. Olga? Słyszysz mnie?

A jakże, słyszałam każde słowo, ale docierało do mnie, jakby z głębokiej studni. Naprzeciwko stał inowłodzki Casanova, przystojny jak zawsze i nawet się uśmiechał... ironicznie? A to drań.

– To co? Możemy wejść?
– Oczywiście – wydukałam.
– Wniosę tylko rzeczy i już mnie nie ma – oznajmił Wojciech, otwierając bagażnik.
– Nie ma mowy – zwrócił się do niego Zygmunt. – Musisz zobaczyć Madzika. Właśnie... Nie obudziłem jej dzwonkiem? – zapytał mnie z troską w głosie.
– Chyba nie – powiedziałam niepewnie.
– To otwieraj bramę, a ty Wojciech wjeżdżaj na podwórko – zadysponował i dziarskim krokiem ruszył w stronę domu, a mnie nogi wrosły w ziemię.
– Widzę, że przerwaliśmy śniadanie – powiedział Wojciech, patrząc na moje usta. Natychmiast otarłam je dłonią. – Jeszcze zostało trochę na policzku – zbliżył się i wyciągnął rękę. – O tu – wskazał palcem – i tu. – Widać było, że się dobrze bawi.
– Pójdę po pilota. – W końcu odzyskałam władzę w nogach.
– Nie – powstrzymał mnie. – Nie będę wjeżdżał. Wniosę tylko rzeczy, żeby Zygmunt nie dźwigał. Chyba że zrobi to ktoś inny.

Podążyłam za wzrokiem Wojciecha i zobaczyłam stojącego na ganku Lolka, który trzymał Diogenesa na rękach.

– Ja je wezmę – stwierdziłam, zmierzając do samochodu.
– Są ciężkie.
– Dam radę.

Okazało się, że jednak nie dałam rady, choć próbowałam ze wszystkich sił, a efekt był taki, że zrobiłam z siebie idiotkę; umorusaną, w wyciągniętym dresie i na dokładkę sapiącą i czerwoną z wysiłku. Zerknęłam na kowboja, który nonszalancko oparty o bramę patrzył na mnie z wyraźnym rozbawieniem.

– Nic się nie zmieniłaś – powiedział. – Widzę, że laluś z kotem nie ruszy ci na ratunek, więc pozwól, że ja to zrobię.

W tym momencie tuż obok nas zatrzymała się taksówka, a po chwili wyskoczyły z niej dwa rude psy. Zaraz za nimi na chodniku stanęły niewiarygodnie długie i zgrabne nogi obute w szpilki na niebotycznych obcasach.

– Chwileczkę. Pomogę pani. – Z taksówki jak z procy wystrzelił kierowca, dopadł do drzwi, które usłużnie przytrzymał, a wtedy do nóg dołączyła reszta ciała i to jakiego! Babette! Jasny gwint. Zupełnie o niej zapomniałam.

– Witaj, Olgo. – Ruszyła w moją stronę, całkowicie ignorując wpatrzonego w nią taksówkarza. Zresztą po mnie też jedynie prześlizgnęła wzrokiem. Z całą pewnością gapiła się na Wojciecha. – Czyżbym przyjechała nie w porę? – zapytała z czarującym uśmiechem.

Bałam się spojrzeć na inowłodzkiego kowboja, żeby nie zobaczyć w jego ciemnych oczach zachwytu na widok zielonookiej Wenus. Byłam wściekła, że przyjechała w takiej chwili, że jej uroda stanowiła tak duży kontrast dla mojego wizerunku, że... Cholera. Miałam ochotę udusić tę blond piękność, ale właśnie przyjechał Jan. Nie powiem, że będę mu za to wdzięczna do końca życia.

– Coś się stało? – zapytał, podchodząc do mnie.
– Dwadzieścia pięć złotych się należy. – Nagle wyrósł między nami taksówkarz.
– Zapomniałam portfela – oznajmiła ze śmiechem Babette. – Olga, zapłacisz?

Jan i Wojciech w tym samym momencie sięgnęli do kieszeni, ale Jan był szybszy. Uregulował rachunek i w nagrodę został obdarzony wdzięcznym spojrzeniem. Bez dwóch zdań Babette potrafiła czarować mężczyzn. I pewnie stalibyśmy tak jeszcze długo, gapiąc się na siebie, gdyby nie Zygmunt, który zawołał z ganku:

– Olga, chodź. Madzik zrobił kupę i płacze.

Mechanicznie weszłam na podwórko i nie oglądając się za siebie, podążyłam na miękkich nogach do domu.

– Ej, mała. – Lolek zagrodził mi drogę. – Musisz się upodobnić do ludzi.
– Co? – Wytrzeszczyłam na niego oczy.
– Umyj się, umaluj, uczesz, wrzuć coś seksownego. No, już, już.
– Ale kupa...
– To ściema – uciął. – Poza tym potrafimy zmienić pampersa, no nie Zyga?

Zygmunt kiwnął głową na potwierdzenie słów Lolka. Patrzyłam na nich oszołomiona.

– Olguś, przepraszam, że tak wyszło. – Zygmunt zrobił smutna minę. – Skąd mogłem wiedzieć, że przywitasz nas w takim... – urwał i spojrzał na mnie... z litością?! – Leć. Zatrzymam Wojciecha. Nie martw się. – I popchnął mnie delikatnie, ale stanowczo w kierunku drzwi.
– O co wam chodzi?
– Zyga, idź ratuj sytuację, a ja tej tutaj wytłumaczę, o co chodzi – mówiąc to, złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć do wnętrza domu, a gdy próbowałam się oswobodzić, zacieśnił uścisk. – Wyluzuj, bo zdenerwujesz Gienka. I tak przeżył stres na widok tych rudzielców. – Spojrzałam na kota, a on wtedy miauknął, jakby na potwierdzenie słów swojej niańki. – A teraz zrób to, o co cię grzecznie proszą. Okej? Czy wolisz bez walki oddać wsioka plastikowej lalce? Stąd widać, że łasi się do niego jak kotka, a przecież to tobie na nim zależy. – Otworzyłam usta, aby zaprzeczyć, ale Lolek nie dał mi dojść do słowa. – Przede mną nie musisz udawać.

Popatrzyliśmy sobie przez dłuższą chwilę w oczy.

– To jak będzie? Poddasz się? – zapytał z powagą w głosie i puścił moją rękę.
– Nie – odpowiedziałam stanowczo. – Masz rację.

Na prysznic nie miałam czasu, więc tylko szybko zrzuciłam ciuchy i dokładnie umyłam umazaną konfiturami twarz, oprószyłam ją pudrem, aby ukryć rumieńce na policzkach. Następnie przeciągnęłam tuszem po rzęsach i rozpuściłam włosy, mierzwiąc je rękoma, aby nabrały lekkości. Jest okej – pomyślałam. Jeszcze tylko błyszczyk i kilka kropli perfum... Zaraz, zaraz... Przecież nie pójdziesz tam w samej bieliźnie. Co prawda Marylin Monroe ubierała się jedynie w zapach Channel nr 5, ale do łóżka, a ty masz iść przecież między ludzi, więc... – drażnił się ze mną wewnętrzny głos. Szybko podjęłam decyzję i założyłam zieloną, zwiewną, sięgającą do kostek sukienkę z dekoltem w łódeczkę. Niech Babette świeci cyckami i szczuje nogami do samej szyi, a mnie wystarczy skromna elegancja. Gotowe. Szłam, a raczej sunęłam do salonu, czując zdenerwowanie, od którego zaschło mi w ustach. Na sofie siedziała uśmiechnięta i rozgadana Babette, mając za towarzystwo Lolka i Jana. Widać było, że ten ostatni spija każde słowo z jej wydatnych ust. Natomiast Lolek na mój widok podniósł kciuk w górę, porozumiewawczo mrugnął i powiedział:

– Zygmunt i wsio... i Wojciech są w pokoju Księżniczki. Zajrzysz, czy wszystko u nich w porządku?
Już miałam przytaknąć, kiedy Babette odezwała się z pretensją w głosie:

– Miałyśmy porozmawiać, zapomniałaś?
– Nie, skąd. Pamiętam. Zaraz porozmawiamy – odpowiedziałam, choć zupełnie nie miałam ochoty na żadne konwersacje z zielonooką Wenus. – Daj mi chwilkę, dobrze?
– Dobrze, ale nie mam wiele czasu – zgodziła się niechętnie. – Gucio nie ma. – Zrobiła smutną minę. – Obiecałaś, że nam pomożesz.

Sprawiła, że poczułam wyrzuty sumienia. Mały Książę mnie potrzebował, a ja...

– Później pogadacie – wtrącił Lolek. – Idź do dziecka, a my dotrzymamy towarzystwa twojej znajomej – powiedział stanowczo. – Prawda, stary? – zwrócił się do Jana, a ten skwapliwie pokiwał głową.

Cóż było robić? Stłumiłam w sobie poczucie winy i, nie oglądając się za siebie, podreptałam do dziecięcego pokoju. Zygmunt przywitał mnie entuzjastycznie, po czym oznajmił, że musi pójść tam, gdzie król chodzi piechotą i błyskawicznie się ulotnił. Zaczęłam wodzić wzrokiem za Wojciechem, który chodził po pokoju, kołysząc Madzię w ramionach. Po chwili z niezwykłą delikatnością położył ją do łóżeczka. Zdziwiło mnie, że była spokojna jak aniołek. Spodziewałam się, że kiedy tylko zwietrzy moją obecność, natychmiast zażąda cyca. Na szczęście jednak nie czuła jeszcze głodu, więc miałam szansę, żeby nareszcie porozmawiać z Wojciechem.

– Słuchaj... – zaczęłam, a on równocześnie ze mną powiedział to samo.

Nasze spojrzenia się spotkały.

– Pięknie wyglądasz – zaczął, zbliżając się do mnie – choć w tamtym stroju też nie można było odmówić ci uroku. – Zatrzymał się krok ode mnie.

Boże... Czułam zarówno skrepowanie, jak i podniecenie, że nareszcie jesteśmy tak blisko siebie i sami, znaczy, nie licząc śpiącej Madzi. Bardzo pragnęłam, żeby mnie w końcu objął i pocałował. Bardzo... Leciutko przymknęłam powieki...

– Nim cię pocałuję, musimy sobie coś wyjaśnić – powiedział poważnym głosem, który sprawił, że natychmiast ocknęłam się z rozmarzenia.

Łatwo nie będzie – przemknęło mi przez głowę.

– Co?
– Laluś z kotem powiedział mi, że nie jesteście już z Janem parą.
– Sama mogłam ci to powiedzieć.

Dlaczego zawsze wszyscy włażą z butami w moje sprawy. Naburmuszyłam się.

– Ciekawe kiedy byś to zrobiła? Gdyby nie Lolek już by mnie tu nie było. Przyjechałabyś do mnie albo chociaż zadzwoniła?

Milczałam.

– Właśnie. Cała ty. Ciągle niezdecydowana, tchórzliwa, nieufna...
– Nieprawda – przerwałam ten niepochlebny dla mnie potok epitetów. – Myślałam, że to ty już mnie nie chcesz. Mam dziecko i ...
– I co? Dlaczego ty jesteś taka głupia?
– Głupia? Tego już za wiele. – Ruszyłam w stronę drzwi, ale złapał mnie za rękę. Bezskutecznie próbowałam się uwolnić.
– Tak, głupia. Mogłaś mnie wtedy zatrzymać, powiedzieć, że twój związek z Janem to pomyłka, że kochasz tylko mnie.
– Uwierzyłbyś kobiecie, która jest w ciąży z innym? Wątpię – wysyczałam.

Wojciech otworzył usta, ale po sekundzie je zamknął, a na jego twarzy pojawił się grymas. Niezadowolenia, bólu... A jednak mam rację – pomyślałam ze zrezygnowaniem.

– Powiedz to teraz – wykrztusił w końcu.
– Słucham? – Byłam naprawdę zaskoczona.
– Zaryzykuj. Co? Zbyt trudne dla ciebie? Chora duma ważniejsza? – pytał sarkastycznie.
– A ty niby taki święty? Ja podrywałam na mleko? Ja? I jak komuś takiemu zaufać?

Miałam ochotę wrzeszczeć, ale powstrzymywałam się ze względu na Madzię. Zauważyłam, że Wojciech zmarszczył brwi i zacisnął szczęki. Był wściekły. Pokój dziecięcy to nie było dobre miejsce na takie rozmowy. Nie mogliśmy dać upustu do tej pory tłumionym emocjom.

– Krótko, bo szkoda czasu. – Wojciech przyciągnął mnie do siebie, poczułam znajomy, świeży zapach skoszonej łąki. – Czy jesteś nareszcie pewna, że chcesz ze mną być? Czy jesteś gotowa zamieszkać w Inowłodzu? Oczekuję odpowiedzi teraz. Drugi raz nie zapytam

Otworzyłam usta, żeby mu nawtykać od chamów i prostaków, a wtedy mnie pocałował. I znów poczułam gorąco i zawrót głowy, jak za pierwszym razem, kiedy całowaliśmy się na leśnej ścieżce. Teraz jednak nie kładłam tego stanu na karb długiego celibatu. Byłam pewna, że to miłość.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
tcz
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 3340
Rejestracja: 30 maja 2018, 22:34
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Złotych Pietruch: 9
Srebrnych Pietruch: 3
Brązowych Pietruch: 6
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXV)

Post autor: tcz »

"... a wtedy mnie pocałował. I znów poczułam gorąco i zawrót głowy, jak za pierwszym razem, kiedy całowaliśmy się na leśnej ścieżce. Teraz jednak nie kładłam tego stanu na karb długiego celibatu. Byłam pewna, że to miłość."

Nie pomyśleli o Janie,
że mógłby wejść niespodzianie. :)
Ostatnio zmieniony 20 marca 2023, 13:15 przez tcz, łącznie zmieniany 1 raz.

Tadeusz

Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5992
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXV)

Post autor: Gelsomina »

Jan był zajęty dotrzymywaniem towarzystwa Babette. Poza tym już się rozmówili z Olgą, a jedynie nie chciała, by zobaczył w jej łóżku Lolka, i pomyślał, że to przez niego musi się wyprowadzić.

Dziękuję za czytanie. Podziwiam Twoją cierpliwość i wyrozumiałość dla mojej pisaniny. Ciągle nie mogę wyjść ze zdumienia, że ktoś to czyta.
Pozdrawiam :)
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
tcz
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 3340
Rejestracja: 30 maja 2018, 22:34
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Złotych Pietruch: 9
Srebrnych Pietruch: 3
Brązowych Pietruch: 6
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXV)

Post autor: tcz »

Gelsi,
Na podziw, to Ty zasługujesz, jako autorka tej powieści.
Pozdrawiam. :)

Tadeusz

Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19834
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXV)

Post autor: Dany »

Jak to wszystko się kręci, jak wiruje, że nie można nadążyć nad biegiem wypadków. Skąd Lolek wiedział, że Olga myśli o Wojciechu? Chyba mama mu powiedziała, ale czy Olga rozmawiała o tym z mamą?
Czy Olga przeprowadzi się do Inowłodzia? Teraz, jak Madzia malutka, może tak, ale na stałe wątpię.

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5992
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXV)

Post autor: Gelsomina »

Dany pisze: 20 marca 2023, 16:59 Jak to wszystko się kręci, jak wiruje, że nie można nadążyć nad biegiem wypadków. Skąd Lolek wiedział, że Olga myśli o Wojciechu? Chyba mama mu powiedziała, ale czy Olga rozmawiała o tym z mamą?
Czy Olga przeprowadzi się do Inowłodzia? Teraz, jak Madzia malutka, może tak, ale na stałe wątpię.
Tak, Dany, Wiki wspomniała po weselu Hani i Zygmunta, o Wojciechu Lolkowi, ale nie pamiętam, w którym to było rozdziale. Poza tym okazuje się, że Lolek jest bardziej wrażliwy, niż nam się zdawało. 😉
Dziękuję za wirowanie z moją pisaniną. 🤗
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18274
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXV)

Post autor: elafel »

No i wreszcie dopadła miłość. Jak długo w niej wytrwa?
I znowu zostawiasz mnie z pytaniami co dalej? Odważy się, czy jak zwykle stchórzy?
Ma w koło siebie wiele mężczyzn, wpatrzonych w nią jak w obrazek, a ona nie potrafi wybrać.
Trudna sytuacja dla nieufnej Olgi. Potrafisz to doskonale przekazać.
Czekam na ciąg dalszy, żeby znowu powstały pytania, które zmuszą do czekania na kolejne perypetie.

Ela

Awatar użytkownika
jaga
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 3048
Rejestracja: 19 października 2019, 10:36
Lokalizacja: lubuskie
Złotych Pietruch: 5
Srebrnych Pietruch: 6
Brązowych Pietruch: 10
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 7
Najlepsza proza: 1

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXV)

Post autor: jaga »

No cóż długo czekali oboje z tą urywaną miłością
musieli oboje do niej dojrzeć, a ona dojrzewała niczym kwiaty latem
aż w końcu wystrzeliła, szkoda, że tyle po drodze się wydarzyło
a może i nie szkoda, możne to wszystko wzmocni ich miłość
ciekawie opisujesz autorko ....
jaga
Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19834
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXV)

Post autor: Dany »

Tak, Dany, Wiki wspomniała po weselu Hani i Zygmunta, o Wojciechu Lolkowi, ale nie pamiętam, w którym to było rozdziale.
Poszukałam i wspominałaś o tym w poprzedniej części - XXXIV.
Przy okazji znalazłam tam "zagubioną kropkę."

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5992
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXV)

Post autor: Gelsomina »

Eli, Jago, Dany, bardzo dziękuję :)
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19834
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXV)

Post autor: Dany »

Koniec miesiąca, utwór przenoszę do odpowiedniego działu. Tam też można czytać, komentować i odpowiadać na komentarze.
Pozdrawiam :)

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

ODPOWIEDZ