Wierszem Miesiąca III/24 został utwór Baśń wyszeptana o Poezji - Autsajder1303

Najlepszym anonimowym opowiadaniem został utwór - "Pani Basia" - jaga

Rozpoczynamy nowy konkurs o Złotą Pietruchę w temacie - "psota"

O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXVIII)

Moderator: Redakcja

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 6003
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXVIII)

Post autor: Gelsomina »

Rozdział VIII


Byłam wdzięczna Zygmuntowi, że nie zapytał, dlaczego nie przywiozłam Diogenesa. Chyba domyślił się w czym rzecz i nie chciał dobijać leżącego. Po kolacji usiedliśmy na sofie w salonie, oparłam głowę na ramieniu Zygmunta, a on objął mnie ramieniem. Będąc blisko przyjaciela, czułam się bezpiecznie. Po raz nie wiadomo który podziękowałam w duchu pani Wiesławie, że nas ze sobą poznała.

– Może teraz opowiesz mi o Czubatce? – poprosiłam.
– Chętnie. Zapamiętaj, żeby przekazać Madzikowi, kiedy trochę podrośnie.
– Sam jej opowiesz.
– Mam nadzieję. A teraz słuchaj...

Janek z nudów zaczął zaczepiać przechodzących obok kamienicy chłopaków, rzucając w nich kamieniami. Wygrażali mu pięściami i obiecywali, że zrobią z niego przy najbliższej okazji miazgę. Nie mieli jednak odwagi wejść na prywatną posesję i zamienić słowa w czyny, toteż Janek, przynajmniej na razie, był bezkarny, ale nuda i tak nie przestawała mu doskwierać. Starsza siostra, Leonarda, nie miała ochoty na zabawy z nim, ponieważ wolała z sąsiadeczką z poddasza karmić i przewijać ohydne, szmaciane lalki. Na szczęście sąsiadka, pani Zajączkowska, wpadła na pomysł, aby wydzielić Jankowi niewielki kawałek ziemi ze swojego ogrodu i pokazała, jak ją oczyścić z chwastów, przekopać, nawieźć i zasadzić kwiaty. Chłopiec chętnie został ogrodnikiem, ale ponieważ efektów nie było natychmiast widać, poczuł zniechęcenie. Starsza pani, która miała słabość do ślicznego blondynka, pocieszała go i wspierała, wynajdując inne zajęcia, aż wyczerpały się jej pomysły i rozłożyła bezradnie ręce. Na domiar złego rodzice nie pozwalali mu wychodzić samemu z podwórka, bo był według nich jeszcze za mały. Pewnego dnia tata wrócił do domu, niosąc pod pachą młodą kurkę, która nie ustawała w wysiłkach, aby mu uciec. Dostał ją jako zapłatę za wykonaną robotę i choć nie był z tego zadowolony, nie wypadało odmówić. Poza tym, kiedy kurka podrośnie, to na niedzielny obiad będzie, jak znalazł, jeśli oczywiście ktokolwiek nabierze śmiałości, by pozbawić ją łebka... Hm...

Janek był nią zachwycony, bo miała śliczne pióra, bystre oczka i na dokładkę zadziorny charakter. Uciekały przed nią wszystkie podwórkowe koty, kiedy szarżowała na nie z rozłożonymi skrzydłami, gdacząc przeraźliwie. Taka wojownicza kura bardzo odpowiadała niesfornej naturze chłopca. I tak zaczęła się między nimi przyjaźń, a może nawet miłość. Czubatka, bo takie imię otrzymał sympatyczny ptak, nie odstępowała Jaśka na krok. Biegali po podwórku aż do utraty tchu, a kiedy Janek pierwszy padał na trawę, Czubatka kładła się przy nim, przytulając łebek do jego szyi. Odpoczywali, drzemiąc ukryci przed słońcem pod krzewami bzu. Pani Zajączkowska patrzyła na nich z czułością i odganiała Azora, swojego żółtego kundla, który na kurę miał niewątpliwą chrapkę. Starsza kobieta była czujna i co jakiś czas wygrażała psu laską. Azor wolał nie ryzykować gniewu pani, bo wiedział, co znaczy poczuć na grzbiecie jego moc.
Janek zabierał też kurkę do domu. Lubiła te wizyty, a najbardziej przeglądać się w lustrze toaletki. Kiedy pierwszy raz podfrunęła na mebel i zobaczyła swoje odbicie, wpadła w złość i zaatakowała stworzenie, które miało odwagę stanąć jej na drodze. Później było tak za każdym razem. Oczywiście Czubatka przegrywała nierówną walkę ze szklaną taflą. Nieczuli domownicy ryczeli ze śmiechu, patrząc na jej zmagania. Janek uspokajał przyjaciółkę, ale jego wysiłki nie przynosiły skutku. Musiał minąć jakiś czas, nim zaakceptowała kurę w lustrze. Później jedynie wpatrywała się w swoje odbicie, oglądała z zaciekawianiem i gdakała, a każdy kto to gdakanie słyszał, mógł przysiąc, że było przepełnione podziwem.

I kto teraz zakończy kurze życie? Kto będzie mógł bez wyrzutów sumienia zjeść rosół na jej truchełku? No na pewno nikt, kto widział, jaka jest cudowna, mądra i sympatyczna. Nikt, kto zdawał sobie sprawę z więzi, jaka łączyła ją i Janka. Nie ma mowy. Kurka ma dożywocie. Tata zaczął budować jej malutki kurniczek. Janek z zapałem mu pomagał, a wtedy zaniedbywana przez przyjaciela, niesforna Czubatka uciekała z podwórka. Sforsowanie dość niskiego płotu nie było dla niej trudne. Zwiedzała teren, dumnie maszerując i gdacząc z zapałem. Chłopiec, kiedy tylko zdawał sobie sprawę, że kurka uciekła, brał tatę za rękę i nie zwlekając, biegli na poszukiwania. Na szczęście zawsze ją znajdowali. Janek, niosąc niesforne stworzenie do domu, tłumaczył, że nie powinna uciekać, bo może ją spotkać coś złego. Kurka gdakała potakująco i wtulała się w przyjaciela.

Pewnego dnia sąsiad zza płotu wynajął robotników, aby wykopali mu fundamenty pod budynek gospodarczy. Świeża, pełna dżdżownic ziemia wabiła Czubatkę, która pod nieobecność Janka często tam chadzała. Pewnego dnia nie wróciła. Janek wraz z tatą długo szukali, ale niestety jej nie znaleźli. Chłopiec nie mógł się z tym pogodzić, płakał i niczym nie można go było pocieszyć. Za kilka dni jednego z robotników mama Janka poprosiła o wyremontowanie komina. Po skończonej pracy zaprosiła go na herbatę i obiad. Mężczyzna zażenowany tak miłym przyjęciem wyznał, że Czubatka zginęła od uderzenia łopatą. Kolega, który ją zabił i zabrał, opowiadał z satysfakcją, że żona ugotowała na niej smaczny rosół. Mięso – po prostu palce lizać. A przecież wiedział, że to była najlepsza przyjaciółka chłopca z sąsiedztwa. Wszyscy to wiedzieli. Mama poprosiła go, żeby, broń Boże, nie wyjawił prawdy Jankowi. Czubatka zaginęła, ale może się znajdzie... Niech tak zostanie.


– Jeśli mam to kiedyś opowiedzieć Madzi, na pewno zmienię zakończenie na – żyli długo i szczęśliwie. Co za wstrętny dziad! Jak mógł zabić Czubatkę? – Byłam oburzona.
– Cóż... A ty nie lubisz rosołu? Nie jesz wieprzowiny i wołowiny, ale z tego, co mi wiadomo, kurczaki nadal wcinasz. Czyż nie tak?
– No. Jestem hipokrytką – przyznałam zawstydzona. – Ale od dziś już nie będę.
– I po co ja ci to opowiedziałem? Wojciech nie będzie zadowolony.
– A co ma do tego Wojciech?
– On bardzo lubi rosół, choć nie przyrządza go ze swoich kur.
– Jeszcze większy hipokryta niż ja – mruknęłam pod nosem.
– I na pewno nieraz poprosi, żebyś mu go ugotowała, a żona musi być mężowi posłuszna. – Zachichotał.
– Tak jak Hania tobie? – zapytałam ironicznie.
– A żebyś wiedziała. – Zmarszczył brwi. – Powiedziałem, co mi na sercu leży, i Haneczka raz dwa załatwiła sprawę. Sylwia za kilka dni się wyprowadza – powiedział z triumfem w głosie.
– Nawet nie wiesz, jak się cieszę.
– Na pewno nie bardziej ode mnie. Teraz nareszcie będę miał żonę wyłącznie dla siebie. Pojedziemy w końcu nad morze. Zaopiekujesz się psami, Olguś?
– Wiadomo.

Zygmunt poszedł się położyć, a ja zadzwoniłam do Lolka, żeby spytać o zdrowie Diogenesa. Odpowiedział, że z minuty na minutę Gienek jest coraz silniejszy, a jutro pewnie już poustawia rudzielców po kątach. Na razie zajmują się nim jak najlepszy personel medyczny, szczególnie Beauty, która lizała go po zdrowym uchu tak zapamiętale, aż została przywołana do porządku pacnięciem sprawnej łapki. Suczka nie zrezygnowała jednak z pieszczot, ale teraz jest już zdecydowanie delikatniejsza.

– Jak się czujesz? – zapytał.
– A jak mam się czuć, jeżeli ukochany kot ode mnie uciekł? Skakałbyś z radości z tego powodu?
– Chodzi tylko o kota czy też o Wiki?
– Odwal się.

Przerwałam połączenie i z wściekłością odrzuciłam telefon. Cały spokój, który ogarnął mnie przy Zygmuncie, wyparował jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki; przez głowę zaczęły przewijać się wszystkie zdarzenia, które najchętniej wywaliłabym z pamięci, a do oczu nabiegły łzy. O, nie! Dosyć użalania! – powiedziałam głośno. Masz dobre życie, a nawet bardzo dobre. Niejedna osoba chciałaby się z tobą zamienić. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do kuchni, żeby zrobić herbatę. Ostatnio polubiłam owocowe, szczególnie z dzikiej róży. Po cichutku, z kubkiem aromatycznego naparu w ręce, zajrzałam do Madzi. Upewniwszy się, że śpi, poszłam z powrotem do salonu i z laptopem na kolanach usiadłam w fotelu. Jakaś komedia na pewno ukoi skołatane nerwy – pomyślałam. Najlepiej francuska. Uwielbiam je, mama też. Ostatnio oglądałyśmy... O, Boże! Kiedy to było... Poczułam ściśnięcie w gardle, z trudem przełknęłam ślinę, po czym z głośnym trzaskiem zamknęłam laptop. Niech to szlag. Nie zawsze między mną a mamą układało się dobrze, a czasem wręcz tragicznie; bywały momenty, że miałam serdecznie dosyć jej towarzystwa. Teraz jednak brakowało mi nawet naszych kłótni; tęskniłam za mamą tak, jak nigdy wcześniej. Może nadal pielęgnuje w sobie żal i złość, że ją zdradziłam, przyjmując spadek po kochance taty? A może chodzi tylko i wyłącznie o mój związek z Janem, którego od początku nie chciała zaakceptować? Nawet nie wie, że już dawno nie jesteśmy parą. Chyba że Lolek jej o tym powiedział. Jeśli tak, to zapewne chodzi o Madzię. Nie może znieść myśli, że jest wnuczką jej zmarłego przyjaciela i kochanka w jednym. Inne powody nie przychodziły mi do głowy. Cóż... Muszę przyzwyczaić się do życia bez mamy i już. Na pewno będzie łatwiej, gdy wyjadę z Łodzi, będę mieszkać blisko Zygmunta i dam sobie szansę na związek z Wojciechem. Tak. To najlepsze wyjście z sytuacji. Od jutra zacznę porządkowanie spraw, zadzwonię do pana od białego domu, a na ogłoszenie, że wynajmę swój, przyjdzie czas. Nie zamierzałam zamieszkać u państwa Biernacików ani u Wojciecha, chociaż spodziewałam się, że ten ostatni nie będzie z tego zadowolony. Musiałam mieć swój kąt i to nie stanowiło przedmiotu dyskusji.

Zmęczona rozmyślaniem i planowaniem przyszłości, wstałam z zamiarem skierowania się do sypialni, ale nagle przyszło mi do głowy, że porządkowanie spraw mogę zacząć już teraz od poszukania na strychu pudła z pamiątkami z dzieciństwa, o których przypomniała mi rozmowa z Babette. Jutro znów może na to zabraknąć czasu – z tą myślą ruszyłam na strych. W połowie drogi przypomniałam sobie o jego mieszkańcach, czyli o zyzusiach tłuściochach, i przebiegł mi dreszcz po plecach. Otrząsnęłam się zaraz, karcąc za tchórzostwo. Na pewno gdy zapalę światło wszystkie pająki uciekną, gdzie pieprz rośnie; przynajmniej ja bym tak zrobiła na ich miejscu.

Śmiało otworzyłam drzwi i wraz ze specyficznym zapachem staroci, jaki poczułam od progu, przyszło wspomnienie dnia, kiedy byłam tu ostatni raz. Stał się on początkiem końca mojego małżeństwa. Ciekawe, czy teraz znajdę coś równie wybuchowego? Energicznie zaczęłam grzebać w stosie pudeł, odkładając na bok te, które były opatrzone pismem Jacka. Sporo tego – pomyślałam i pewnie trzy czwarte nadaje się na śmietnik. W końcu wśród nich znalazłam jedno bez napisu, za to całe oklejone taśmą klejącą. Poczułam, że to może być to, którego szukałam i serce zaczęło mi walić jak młotem. Rozejrzałam się za nożykiem do folii albo czymś równie ostrym, ale niczego takiego w pobliżu nie było, więc wzięłam pudełko pod pachę i zbiegłam po schodach. Czując ogromne podekscytowanie na myśl, że za chwilę będę trzymała w rękach skarby z dzieciństwa, zaczęłam zapamiętale ciąć taśmę nożem kuchennym. Niestety Madzia zdecydowała, że to nie pora na sentymenty, co obwieściła głośnym płaczem. Zostawiłam częściowo rozbebeszone pudełko na stole i pobiegłam do sypialni. Przy uspokajaniu córeczki, zaczęły kleić mi się oczy; walczyłam z sennością, ale w końcu zmęczenie zrobiło swoje.

***
Zaraz po przebudzeniu poczułam aromat świeżo zaparzonej kawy. Wciągnęłam go z lubością w nozdrza i westchnęłam.

– Obudziły się już moje księżniczki? – zapytał Zygmunt, który stanął w drzwiach sypialni z tacą w rękach. – Śniadanie do łóżka – oznajmił radośnie.
– Naprawdę? Rozpieszczasz mnie. – Spojrzałam na niego z wdzięcznością.
– A kogo mam rozpieszczać, jak nie trzy najważniejsze kobiety w swoim życiu. – Podał mi tacę, z której zabrał filiżankę małej czarnej i przysiadł na łóżku. – Tobie zrobiłem zbożówkę z mlekiem. Chyba że wolisz bawarkę?
– Co?
– Herbatę z mlekiem.
– W życiu. Też wymyśliłeś – skrzywiłam się. – Widzę, że sprawia ci przyjemność dręczenie mnie – rzuciłam z wyrzutem, patrząc znacząco na filiżankę.
– Dzięki temu hartujesz sobie charakter. – Mrugnął, upijając łyk zapewne wybornego napoju. – A teraz jedz, bo jajecznica zaraz wystygnie. Olguś – zaczął, kiedy wzięłam pierwszy kęs – nie pogniewasz się na starego?
– A za co niby?
– Bo zajrzałem do pudła, które stało w kuchni. – Przestałam przeżuwać i spojrzałam na Zygmunta uważnie. – Było już otwarte – dodał pokornie.
– Nie szkodzi. – Przełknęłam głośno ślinę. – To tylko pamiątki z dzieciństwa – rzuciłam lekko, ale byłam rozczarowana, bo to ja pierwsza chciałam to zrobić.
– Wyjąłem je i ułożyłem na stole. Listów ani pamiętnika nie czytałem.
– Listów? – Odstawiłam tacę i zerwałam się z łóżka na równe nogi. – Od kogo? Gdzie są?
– Tam gdzie je znalazłem.

Natychmiast tam pobiegłam i zobaczyłam siedzącego na środku stołu Łatka – już zapomniałam, jaki jest ładny i duży – a obok niego różowy pamiętnik z baletnicą i egzemplarz Małego Księcia, na którym leżał ułożony równiutko plik kopert. Gdy wzięłam pierwszą z brzegu do ręki, zauważyłam, że po stronie adresata widnieje moje imię i nazwisko. Nadawcą był Gustaw Karwarciński... Ze zdenerwowania zaczęły drżeć mi kolana. Przejrzałam resztę kopert, z których tylko jedna była niezaadresowana i otwarta. Wyjęłam list, a kiedy go rozłożyłam, natychmiast poznałam pismo taty.

Cześć, córeczko.

Opadłam ciężko na krzesło i nim zaczęłam czytać, wzięłam kilka głębokich oddechów.

Jeśli masz w ręku ten list, to mnie już nie ma na świecie. Na pewno, gdy przeczytasz go do końca, będziesz na mnie wściekła i oczywiście to całkowicie zrozumiałe. Wiedz jednak, że chciałem cię chronić przed Twoją fascynacją Gustawem Karwarcińskim. Na początku wydawał mi się dobrym, sympatycznym człowiekiem, który spokojnie, z uśmiechem i godnością znosi wszelkie ciosy od życia, ale im bardziej się z nim zaprzyjaźniałaś, tym większą czułem do niego niechęć. Uznałem, że jestem po prostu zazdrosny o moją ukochaną córeczkę i starałem się pokonać uprzedzenia, ale później zaczęły dochodzić do mnie różne plotki na jego temat. Byłem coraz bardziej zaniepokojony, wypytywałem cię szczegółowo o przebieg każdego z nim spotkania, starałem się wymyślać różne preteksty, żebyś tylko nie szła do błękitnego domu, do domu Małego Księcia, jak go nazywałaś.

Jakby przez mgłę zaczęłam przypominać sobie nasze rozmowy o panu Gustawie. Teraz z perspektywy lat i tego, że wiedziałam, o co posądzano mojego przyjaciela, rozumiałam niepokój taty. Każdy rodzic na jego miejscu pewnie zachowałby się tak samo. Tylko ja wiedziałam, jak niezwykle dobrym i wrażliwym człowiekiem jest Mały Książę; nie skrzywdziłby nawet muchy. Poza tym zawsze, gdy u niego byłam, w pobliżu krzątała się pani Stasia, jego Anioł Stróż, jak zwykł o niej mówić.

Rozmawiałem o swoich obawach z mamą, ale ona zupełnie ich nie podzielała. Uważała, że jestem przewrażliwiony. Patrząc na ciebie, na Twoją rozjaśnioną szczęściem twarzyczkę, kiedy opowiadałaś o kolejnej różanej herbatce z panem Gustawem, o jego psach i kwiatach, zacząłem myśleć, że być może nie mam racji. Jednakże wolałem nie ryzykować. Któregoś dnia poszedłem do błękitnego domu i zażądałem, żeby przestał się z Tobą spotykać. Zobaczyłem ból w jego oczach, ale nie protestował, nie pytał dlaczego, a od razu na to przystał, po czym uprzejmie, jak to tylko on potrafił, poprosił, żebym wyszedł. Zgodnie z obietnicą zaczął Cię unikać, a wtedy wpadłaś w czarną rozpacz. Nie chciałaś się bawić, rozmawiać z nami, w szkole dostawałaś coraz gorsze stopnie, wpadałaś z byle powodu w złość. Myślałem, że to przetrwamy, że Ci przejdzie, a wtedy zaczęłaś odmawiać jedzenia.

Dziwne. Nie pamiętałam tego zupełnie. Odłożyłam list, żeby chwilę się zastanowić. Zaczęłam zaciekle pocierać skronie, jakbym w ten sposób mogła zmusić mózg do wysiłku wniknięcia w przeszłość. Nic, kompletnie nic. Już miałam wrócić do czytania, kiedy usłyszałam głos Zygmunta.

– Przepraszam, dziecko, ale Madzik chce jeść.

Mechanicznie wykonałam matczyne obowiązki i oddałam córeczkę w ramiona Zygmunta, dając tym samym do zrozumienia, że chcę zostać sama.

– Złe wieści? – zapytał z troską w głosie.
– Jeszcze nie wiem. Dasz mi chwilę? – rzuciłam niecierpliwie.

Skinął tylko głową i poszedł, a ja sięgnęłam po Łatka, mocno go przytuliłam, a po chwili zaczęłam czytać dalej.

Poszedłem ponownie do pana Gustawa, ale nie chciał mnie wpuścić. Nie odpuszczałem jednak i stałem pod bramą do nocy, co jakiś czas naciskając dzwonek przy furtce. Pamiętam, że akurat padał deszcz i przesiąkłem do suchej nitki. W końcu zobaczyłem, że zapaliło się światło nad drzwiami wejściowymi. Po chwili wyszedł pan Gustaw i wolnym krokiem ruszył w moim kierunku, trzymając nad głową ogromny parasol. Powiedziałem mu, że bardzo przeżywasz brak kontaktu z nim i że martwię się o Twoje zdrowie, bo nie chcesz nic jeść ani pić. Uchylił furtkę i zaprosił mnie gestem do środka. Wtedy pierwszy raz spróbowałem różanej herbatki, rzeczywiście była okropna w smaku.

Uśmiechnęłam się przez łzy.

Tym razem bez ogródek opowiedziałem mu o krążących o nim plotkach i o swoich obawach z nimi związanych. Nigdy – zaczął schrypniętym głosem – nie skrzywdziłbym żadnego dziecka. Po prostu je kocham i lubię patrzeć, jak się bawią, słuchać ich śmiechu. Niektórym, jak widać, to przeszkadza, więc próbują ze mnie zrobić zwyrodnialca i – spojrzał na mnie smutnym wzrokiem – to im się znakomicie udaje. Wie pan, że odkąd Olga mnie nie odwiedza, plotki przybrały na sile? – zapytał, a ja tylko spuściłem głowę i na kilka minut zapadło niezręczne milczenie. Co pan proponuje, panie Mariuszu? – przerwał je w końcu cichym głosem. Wtedy poprosiłem, żeby przyszedł Cię odwiedzić. Nie zgodził się. Zaproponował, żebyś przyszła do niego jutro, zaraz po szkole. Obiecał, że nie wyjawi Ci, że to przeze mnie unikał spotkań z Tobą. Słowa dotrzymał, choć długo bałem się, że poznasz prawdę i mnie znienawidzisz. Wystarczyło jedno spotkanie z Małym Księciem i znów byłaś tą samą uśmiechniętą od ucha do ucha dziewczynką, co świadczyło o tym, że on Cię nie krzywdzi. Poza tym przecież była pani Stasia, jego pomoc domowa… Gdyby zauważyła coś niepokojącego, na pewno by tego nie zostawiła bez odzewu. Mimo wszystko nie mogłem do końca pozbyć się ani obaw, ani zazdrości. Przyznam, że odetchnąłem z ulgą, kiedy pan Gustaw postanowił wyjechać. Akurat tak się złożyło, że byłaś wtedy na koloniach. Poprosił, żebym przekazał Ci książkę i list. Wziąłem je, ale z zamiarem wyrzucenia do śmietnika. Chciałem urwać ten kontakt raz na zawsze. W końcu jednak zdecydowałem się dać Ci tylko książkę, a wiadomość schować. Widziałem, że cierpisz i byłem gotowy na to, że w ostateczności będę musiał dać Ci także list i powiedzieć prawdę... Na szczęście poradziłaś sobie tym razem o wiele lepiej. Później przychodziły kolejne listy. W końcu jednak pan Gustaw się poddał.
Po wielu latach zwierzyłem się naszej sąsiadce, Wiesławie, z tego, co zrobiłem. Kategorycznie stwierdziła, że muszę Ci wszystko wyznać, ale nie dałem rady. Poza tym już wtedy zaczęła się moja choroba, którą przed Wami ukrywałem. Tego też pewnie nie jesteś mi w stanie wybaczyć.
Wiedz, córeczko, że Ciebie i Twoją mamę kocham nade wszystko. Popełniłem błędy, ale dlatego, że wydawało mi się, że tak będzie lepiej, że zaoszczędzę Wam cierpień. A co do pana Gustawa... Miał na Ciebie bardzo duży wpływ i bałem się, że jeśli będziesz utrzymywać z nim kontakt, to prędzej czy później do niego pojedziesz. Nie chciałem, żebyś nas zostawiła. Wiem, że dzieci nie chowa się dla siebie, że trzeba je puścić w świat, ale byłem zbyt wielkim egoistą, by do tego dopuścić. Wtedy myślałem, że będę żył wiecznie albo chociaż tyle, żeby doczekać wnuków i być dla nich najlepszym dziadkiem na świecie.

Umieram, córeczko, i nadal nie jestem zdolny wyznać Ci prawdy. Dziś schowam ten list do pudełka, w którym w chwili rozpaczy zamknęłaś pewien rozdział swojego życia, włożę tam również listy od pana Gustawa. Może kiedyś je znajdziesz, może kiedyś będziesz chciała wrócić do zapisków z pamiętnika. Nie gniewaj się, ale przeczytałem go od deski do deski tuż przed napisaniem tego listu. Nie żałuję, bo pisałaś o mnie z miłością i wiem, że znaczyłem dla Ciebie więcej niż pan Gustaw, o którego byłem niepotrzebnie zazdrosny.

Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa. Przekaż mamie, że była jedyną miłością mojego życia.

Kocham Cię, córeczko,
tata.


Złożyłam list i schowałam go do koperty. Na razie nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Jedno było pewne, że znów głos zza grobu wtargnął w moje życie i to tym razem głos osoby, której ufałam i kochałam bezwarunkowo. Najpierw dowiedziałam się, że tata zdradzał mamę, a teraz, że wobec mnie także nie był szczery; i nie chodzi o ukrywanie choroby, bo to wyszło na jaw już dawno. Chciał, bym całkowicie straciła kontakt z panem Gustawem i dopiął swego, dopiął mimo tego, że wiedział, jak to na mnie wpłynie. Na dokładkę jeszcze bez skrupułów przeczytał mój pamiętnik. Dziś już nie dam rady analizować powodów postępowania taty i nie przeczytam listów pana Gustawa – postanowiłam. Bałam się, że mój system nerwowy może nie wytrzymać więcej wrażeń. Zdeptałam pudło i wrzuciłam je do śmieci, a później wziąwszy wszystkie pamiątki, poszłam do sypialni.

– Właśnie przewinąłem Madzika i teraz się bawimy – powiedział wesoło Zygmunt, potrząsając grzechotką.
– Dziękuję i przepraszam, że cię tak zostawiłam.
– Nie przepraszaj, dziecko. Powiesz mi, co się stało.
– Wieczorem, dobrze? Sama najpierw muszę ułożyć sobie wszystko w głowie. – Rzuciłam rzeczy na łóżko.
– Oczywiście. – Popatrzył na rozrzucone listy i wziął do ręki książkę. – Czytałem to wieki temu. – Wyjął z kieszeni koszuli okulary i założywszy je, zaczął uważnie lustrować kartki. – Ależ to stare wydanie. Tysiąc dziewięćset czterdziesty... czterdziesty... Zobacz, Olguś, bo staremu wzrok coraz bardziej szwankuje. Muszę kupić mocniejsze szkła.
– Spółdzielnia Wydawnicza Płomienie. Warszawa. Tysiąc dziewięćset czterdziesty siódmy. Tłumaczenie Marta Malicka – przeczytałam.
– To może być pierwsze wydanie. Pewnie jest sporo warte – stwierdził podekscytowany.
– Może i tak.
– Trzeba to sprawdzić.
– Nie teraz. – Spojrzałam w okno. – Jest taka piękna pogoda, lepiej chodźmy na spacer – powiedziałam, starając się nadać głosowi radosny ton. – Co ty na to?
– A ja na to, jak na lato. – Zatarł ręce. – Niedługo będziemy spacerować po Inowłodzu. Tylko niepotrzebnie przywieźliśmy z Wojciechem te wszystkie rzeczy, bo teraz trzeba je z powrotem tachać.
– Martwisz się tym? – zapytałam.
– Czyli będziemy je tachać, tak? – zapytał, patrząc na mnie uważnie.
– Może. – W końcu uśmiechnęłam się szczerze. – Przecież niedawno mówiłeś, żebym robiła, co chcę.
– Przestań się w końcu ze mną droczyć. Pamiętasz, że mam słabe serce?
– Przecież już powiedziałam.
– Niech ten Wojciech już jak najszybciej przyjedzie. – Zygmunt przewrócił oczami. – A co z tą twoją znajomą? Dzwoniła?
– Z Babette?
– Co to za imię? Ona nie jest Polką?
– Sama nie wiem, kim ona jest. W każdym razie nie dzwoniła. Jan też miał wczoraj zabrać rzeczy, ale nawet się nie odezwał.
– Myślisz, że oni... – urwał.
– Są razem? Już mnie nic nie zdziwi – powiedziałam, nie przypuszczając nawet, jak bardzo się mylę.

Nim wyszliśmy, włożyłam listy, pamiętnik i książkę do drewnianej skrzyneczki, którą ofiarował mi Zygmunt na Gwiazdkę i wsunęłam ją pod łóżko.
Ostatnio zmieniony 04 kwietnia 2023, 21:04 przez Gelsomina, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
tcz
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 3358
Rejestracja: 30 maja 2018, 22:34
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Złotych Pietruch: 9
Srebrnych Pietruch: 3
Brązowych Pietruch: 6
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXXVIII)

Post autor: tcz »

Ciekawe co zawierają te listy od Gustawa, które ukrył przed Olgą jej tato. :?:
Ostatnio zmieniony 02 kwietnia 2023, 11:21 przez tcz, łącznie zmieniany 1 raz.

Tadeusz

Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 6003
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXXVIII)

Post autor: Gelsomina »

tcz pisze: 02 kwietnia 2023, 11:20 Ciekawe co zawierają te listy od Gustawa, które ukrył przed Olgą jej tato. :?:
Tak. Też jestem ciekawa. Zobaczymy, czy się dowiemy, a może pozostaną nam domysły?
Dziękuję, Tadeuszu za to, że jeszcze nie znudziło Cię powieścidło.
🙂
Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18291
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXXVIII)

Post autor: elafel »

Ta wredna Babette pewnie ostrzy sobie zęby na cenną książkę. Jak znam Ciebie, to nie bez powodu zaznaczyłaś jej wartość. Co do listów, to treści pewnie nie poznamy i chyba dobrze.
Dlaczego takie krótkie i co dalej. Wyjdzie za tego Wojciecha, czy może ... Znowu zostaje mi gdybanie.
Super historia, którą przeczytałam na wdechu.

Ela

Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19842
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXXVIII)

Post autor: Dany »

Wiedziałam, że Gustaw napisał do niej list. Ciekawe, co w nim jest. Ta Babette pytała się o jakieś pamiątki po Gustawie, więc pewnie o tę książkę jej chodziło.

– Myślisz, że oni... – urwał.
– Są razem? Już mnie nic nie zdziwi – powiedziałam, nie przypuszczając nawet, jak bardzo się mylę.


Ale mnie zaciekawiłaś.

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
jaga
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 3064
Rejestracja: 19 października 2019, 10:36
Lokalizacja: lubuskie
Złotych Pietruch: 5
Srebrnych Pietruch: 6
Brązowych Pietruch: 10
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 7
Najlepsza proza: 1

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXVIII)

Post autor: jaga »

Wydaje mi się że w tytule jest o jedną X za dużo

Przeczytałam - no cóż po raz kolejny zostawiasz czytelnika w zawieszeniu,
tyle niedopowiedzeń i tajemniczości.
Listy - myślę, ze są kwestią czasu, Olga zajrzy do nich jak ochłonie
a książka? - czyżby o tę pamiątkę chodziło Barbarze? - a może jest coś jeszcze
o czym nie wie sama Olga, musi raz jeszcze przeszukać strych.
Ojciec był zazdrosny o sąsiada, może coś tam ukrył, co podarował jej Mały książę.

czekam na cd
Ostatnio zmieniony 04 kwietnia 2023, 22:29 przez jaga, łącznie zmieniany 1 raz.
jaga
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 6003
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXXVIII)

Post autor: Gelsomina »

elafel pisze: 03 kwietnia 2023, 22:07 Ta wredna Babette pewnie ostrzy sobie zęby na cenną książkę. Jak znam Ciebie, to nie bez powodu zaznaczyłaś jej wartość. Co do listów, to treści pewnie nie poznamy i chyba dobrze.
Dlaczego takie krótkie i co dalej. Wyjdzie za tego Wojciecha, czy może ... Znowu zostaje mi gdybanie.
Super historia, którą przeczytałam na wdechu.
Dziękuję, Eli :)
Wydaje mi się, że książka nie jest aż tak cenna, żeby tylko o nią chodziło. Może coś tam jeszcze tejże pani chodzi po głowie.
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 6003
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXXVIII)

Post autor: Gelsomina »

Dany pisze: 04 kwietnia 2023, 13:27 Wiedziałam, że Gustaw napisał do niej list. Ciekawe, co w nim jest. Ta Babette pytała się o jakieś pamiątki po Gustawie, więc pewnie o tę książkę jej chodziło.

– Myślisz, że oni... – urwał.
– Są razem? Już mnie nic nie zdziwi – powiedziałam, nie przypuszczając nawet, jak bardzo się mylę.


Ale mnie zaciekawiłaś.
Cieszę się, że zaciekawiłam :) Napisałam wyżej, że raczej książka to za mały łup, ale już więcej nic nie powiem ;)
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 6003
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXXVIII)

Post autor: Gelsomina »

JAGO, DZIĘKUJĘ ZA ZWRÓCENIE UWAGI NA DODATKOWĄ DZIESIĄTKĘ. ROZPĘDZIŁAM SIĘ ;)

Dziękuję za komentarz i ciekawe rozważania, które zawsze czytam z uwagą.
Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19842
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: O jeden zwariowany dzień za mało (powieścidło cz. XXXVIII)

Post autor: Dany »

Koniec miesiąca, utwór przenoszę do odpowiedniego działu. Tam też można czytać, komentować i odpowiadać na komentarze.
Pozdrawiam :)

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

ODPOWIEDZ