Rozpoczynamy anonimowo konkurs - opowiadanie w temacie: "Zasłyszane opowieści"

W konkursie na najciekawsze drabble zwyciężył utwór "sierota" - Gelsomina

Zapraszamy do głosowania na Wiersz Miesiąca III/24

strażak parterowy

Moderator: Redakcja

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
bodek
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 3598
Rejestracja: 18 grudnia 2012, 15:42
Lokalizacja: Warszawa
Srebrnych Pietruch: 1
Wierszy miesiąca: 11

strażak parterowy

Post autor: bodek »

Powrót do domu był dziwny. Niby klucze pasowały. Tylko ta cisza. W pokoju mimo dnia, było ciemno. Zasłony szczelnie zasłonięte, światła wyłączone. Zapach przetrawionego alkoholu był znajomy. Dopiero ciche chrapanie go uspokoiło. Gdy zapalił światło w przedpokoju, zobaczył w na posłaniach matkę i Janka. Na stole stały puste butelki i popielniczka pełna petów. Bogdan wszedł do swojego pokoju. Wszystko było tak jak przed wyjazdem. Zdjął plecak i odstawił torbę. Wyjął zapasy, które dostał od leśnika. W lodówce znowu było tylko światło.
– O! Jesteś, to dobrze – wyszeptała Adela. – Idź do Stefanowej i weź butelkę na krechę.
– To nie lepiej coś dojedzenia, pusto w lodówce? – zapytał.
– Dopiero jutro emerytura do Janka przyjdzie – skwitowała matka.
Wiedział, że nie ma co strzępić języka. Założył kurtkę, buty i wyszedł. Miał jeszcze kasę. Kupił chleb i parówki w osiedlowym sklepie. Po namyśle wziął też flaszkę i popitkę. Pewnie przyda im się na kaca, a ducha puszczy było mu szkoda na taką sytuację. Zalakowany litr bimberku czekał w plecaku. Gdy wrócił, już czekali. W drżących dłoniach trzymali przypalone papierosy.
– Masz!? Dała? – zapytali.
– Mam! Kupiłem w sklepie – odpowiedział i postawił butelkę na ławie.
Wyjął też chleb, parówki i popitkę. Rozpieczętował jedzenie i polał do kieliszków wódkę.
– Odsłonię trochę okna, ciemno jak w grobie – powiedział Bogdan. – Atmosfera też nieciekawa, co się dzieje? – zapytał.
– Wpadli do „Krokodyla” na kontrolę i znaleźli w szatni papierosy bez banderoli – z bólem w głosie powiedział Janek – skonfiskowali cały towar i jeszcze grzywnę dali.
– No i Jachacy cię zwolnił – wtrąciła Adela – niby taki przyjaciel.
– A co na to Danusia? – Bogdan drążył temat.
– To dłuższa historia, może najpierw wypijemy – zaproponował ojczym.
– Córeczka też odwróciła się dupą, bo nie chciał zameldować jej synka, który przyjechał do polski – wyjaśniła matka i spojrzała na partnera – Janek powiedział, że to twoje miejsce.
– Dziękuję! Na pohybel wrogom – Bogdan wzniósł toast. – Jutro rozejrzę się za nową pracą, będzie dobrze.
– To już nie chcesz być strażakiem? – zapytała matka.
– Na razie nie dopuszczą mnie do podziału bojowego – odpowiedział chłopak.
Flaszka szybko się skończyła. Dobrze, że był duch puszczy. Trzeba było rozładować atmosferę.
Moc bimberku była nieoceniona. Starsi się rozmiękczyli, wylali żale i posnęli jak dzieci.
Bogdan długo jeszcze analizował informację o sytuacji w domu. Musiał zrewidować swój stosunek do córki Janka. Diana, a właściwie Danusia, wydawała się na początku wyluzowaną i spoko mamuśką z Kanady. Pierwsze jej trzy wizyty odbyły się z mężem Dinem. Był restauratorem, cypryjskim grekiem, którego rodzina uciekła z Cypru przed konfliktem turecko greckim. Diana, żeby nie nudzić się w domu, pracowała w salonie fryzjerskim. Lubili wystawne życie. Do polski przyjeżdżali poszpanować bogactwem i zabalować. Było spoko, w pracy brał na ten czas wolne. Jeździł z nimi wszędzie. Sporo na tym korzystał. Poznał nowych ludzi i miejsca. Zmieniło się, gdy Dino zaczął Dianę puszczać do polski samą. Pewnego razu odnalazła swoją pierwszą miłość. Trzy dni nie dawała znaku życia. Po powrocie wyglądała jakby tydzień szlajała się z marynarzami w porcie jakiejś bananowej republiki. Bez makijażu, w brudnym ubraniu, wyglądała na swoją matkę. Nie osądzał jej, to jej życie. Pikanterii dodawało to, że jej dawna miłość okazała się człowiekiem z miasta. Tylko czasy, kiedy był kiziorem z Mokotowa, to już była przeszłość. Teraz był tylko podstarzałym, schorowanym gościem. Potrzebującym wsparcia, nie tylko psychicznego, ale i finansowego. Danusia spadła mu z nieba. On i jedna z jej dawnych koleżanek przyssali się do niej. Wydrenowali jej zaskórniaki i walizki z ciuchów. Nie przeszkadzało jej to, więc Bogdan też się nie wypowiadał. Janek się trochę wkurwiał, bo to co miała zostawić jemu, dała kochasiowi. Ale nie wysypał się, kiedy Dino dzwonił. Bogdan miał we krwi kapusiowstręt, więc nie szepnął nawet słowa.
Nie było sensu w tej zagrywce Danusi z meldunkiem synka. Chyba że to była fikcja, żeby potem przejąć mieszkanie. Janek wybrał opcje B, zameldował Bogdana i zrezygnował z dofinansowania przez córkę. Chłopak nie mógł go zawieść, musiał szybko zacząć zarabiać na dom. Rano Bogdan rozpuścił wici, że szuka pracy. Musiał jeszcze załatwić rozwiązanie umowy z PSP. Poszli mu na rękę. Nie przyglądali się zbytnio lipnemu L-4, wypłacili trzymiesięczną pensje z mundurówką i rozstali się za porozumieniem stron.
Po tygodniu zadzwonił kumpel z Chłodnej, że ma wakat dla strażaka w obiekcie biurowo magazynowym.
– Wiesz Boguś, to taka obsługa Systemu Alarmowania Pożarów i obchody terenu zakładu. – Układał się z nim Dzwonek.
– Trochę mało kasy – pertraktował chłopak.
– Dochodzą jeszcze ekstra dyżury przy pracach pożarowo niebezpiecznych – kusił Jurek.
– Dobrze, od kiedy mam zacząć? – zapytał.
– Od jutra! Mundur masz? Jeśli nie, to podaj wymiary – podekscytowany kolega nie krył, że zależy mu na zblatowaniu sprawy.
Następnego dnia Bogdan został wprowadzony w meandry pożarowe zakładu. Z Ochoty do dworca wschodniego był spory kawałek, ale jednym tramwajem. Poza tym lubił tę stronę Wisły. Na terenie firmy stały cztery budynki. Dwa magazynowo techniczne i dwa biurowe. Stary piętrowy biurowiec pamiętał lepsze czasy. Najnowszy czteropiętrowy biurowiec spełniał europejskie standardy. Pokoje biurowe wyposażone w nowe meble, sale konferencyjne, stołówka, pomieszczenie ochrony. Całość naszpikowana elektroniką do podglądania i ochrony budynku przed intruzami. No i zabezpieczenia ppoż. Na najwyższym poziomie. Właśnie firma z Łodzi wdrażała system wizualizacji i alarmowania SHRACK. Wszystko cycuś glancuś. Stać ich, firma join-venture z kapitałem zagranicznym. Po dwóch tygodniach Bogdan dostał certyfikat operatora SAP SHRACK i wdrożył się w dyżury na Żupniczej. Szybko zapoznał się z resztą załogi ochrony obiektu. Część z nich pracowała jeszcze w Straży Przemysłowej dawnej firmy. Po 1991 r. jakiś oficer służb, niekoniecznie mundurowych, założył agencje ochrony i ich przejął. Chyba nie do końca rozumieli realia nowych czasów, a i świeży pracodawca nie za bardzo ich naciskał. Większość z nich była chłoporobotnikami. Po dwudziestoczterogodzinnych służbach wracali do swoich małych gospodarstw. Coś tam wyhodowali, zasiali i zebrali. Na zimę zabijali prosiaka. Koło się zamykało. Sianokosy, żniwa, wykopki, to dni, gdzie trudno było ułożyć grafiki dyżurów. Potem mogli siedzieć na okrągło w pracy. Do tłustego boczku i peklowanej słoniny przywozili owocowy bimber. W dzień były obchody, kontrole pracowników. Za to wieczorem, gdy tylko ostatni biurowy pracownik wyszedł za bramę, obiekt zamierał. Jeden siedział na recepcji i obserwował kamery. Jeden na bramie, gdyby komuś przyśniło się przyjechać. Reszta w szatni spanie albo degustacja. Kontrolni, którzy przyjeżdżali, też chcieli tylko odbębnić swoje. Wpis w książkę i już ich niema. Czasami nawet nie wchodzili na teren, tylko kazali sobie przynieść dziennik służby na bramę. I tak leciała służba za służbą. Z kasą u Bogdana było cienko, więc gdy odezwał się kumpel, że potrzeba do obsługi monitoringu na osiedlu chronionym też się załapał. Teraz jeździł z jednego obiektu na drugi i po czterdziestu ośmiu godzinach do domu. Osiedle chronione było na ul. Łuckiej, w dawnym jego rejonie operacyjnym. W miejscu wyburzonych starych domów postawiono betonowego molocha. Wyglądało to trochę groteskowo, jeden blok a wokoło stare podrapane budynki z drewnianymi garażami i szopami. Gdzieniegdzie były też klatki z hodowanymi gołębiami. Monitoring i pracownicy ochrony okazali się tu niezbędni. Tubylcy potraktowali postawienie bloku jako atak na swoje terytorium. Sporo z nich nigdy nie zhańbiła się stałą pracą, więc ustanowili haracze i myto za przemieszczanie się po dzielni. Lubili też zaglądać do podziemnych garaży, wystarczyło, że brama za wolno się zamykała za wjeżdżającym samochodem. Potem zabawa w chowanego z ochroną i brak lusterka lub radia w samochodzie. Na zewnętrznych parkingach to samo. Potem dużo papierologii i tłumaczenia przed administracją. Na wszystko trzeba było mieć dupokryjki i potwierdzenie wezwania Policji albo Straży Miejskiej.
Czas biegł szybko. Bogdan starał się przebywać jak najmniej w domu. Dlatego może nie zauważył, że Janek podupadł na zdrowiu. Po jednej z libacji dostał jakiejś zapaści i Adela wezwała karetkę. Pani doktor zlustrowała mieszkanie i obwąchała chorego i zaczęła wydzierać się na całą klatkę:
– To nie żaden zawał tylko delirium. Papierosy i alkohol zamiast jedzenia to niezła dieta na wykończenie – grzmiała.
Mimo wszystko przebadała gruntownie Janka i kazała mu się przygotować na pobyt w szpitalu. Ojczym, gdy to usłyszał jakby ozdrowiał. Chwycił się krzesła, na którym siedział i krzyczał, że nic mu nie jest. Dwóch ratowników wyniosło go razem z tym krzesłem do karetki. Po tygodniu wrócił jakiś przygaszony. Nie palił i nie pił, kurczowo trzymał się życia jak tego krzesła. Niestety, po pół roku, gdy Bogdan wychodził o szóstej, słyszał jeszcze jego chrapanie, a o jedenastej matka zadzwoniła, że Janek nie żyje. Pomógł matce przygotować pogrzeb. Zawiadomił też Danusię o śmierci ojca. Gdy przyjechała, myślał, że będzie pogrążona w żałobie. Ale cóż, pomylił się. Pierwsze słowa były o mieszkaniu, że jej się należy, bo ona też jest zameldowana. Nie wiedziała, że ojciec ją wymeldował, gdy przestała przysyłać kasę. Gdy tylko wróciła jak nie pyszna z wydziału meldunkowego, gdzie ją naprostowali, wyskoczyła z żądaniem zwrotu złotego łańcuszka z medalionem i zegarka. Że to dla wnuka miał jej ojciec zostawić. Bogdan dostał to od ojczyma na ostatnie urodziny, ale nie miał ochoty oglądać więcej tej żałosnej kreatury, więc wyjął ze skrytki precjoza i rzucił na stół.
– Masz i spadaj, bo mnie ręce świerzbią – powiedział.
– Nie podskakuj, bo przyślę Andrzeja – wycedziła przez zęby.
– Nie strasz mnie tym podstarzałym kiziorem, bo nie z takimi się znamy – zaśmiał się Bogdan.
To był ostatni raz, kiedy ją widział. O jej kochasiu dowiedział się od ludzi z miasta, że odszedł w niewyjaśnionych okolicznościach. Tak brzmiała oficjalna wersja. Nieoficjalnie zadarł z kimś ze starego Żoliborza. Ciała nie odnaleziono.
Nastąpiła stabilizacja. Matka mniej paliła, wódki za bardzo nie miała z kim pić. Starzy znajomi powymierali albo zapomnieli adres. Norma, nie ma darmowego chlania to „przyjaciół” brak. Okazało się, że mają jakieś długi. Adela bez konsultacji z synem wzięła pożyczkę w Providencie. Założyła mu tym samym pętlę na szyję. Mimo że stawał na głowie, dopiero przed samym Millenium udało mu się wszystko spłacić. Przyrzekł wtedy sobie, że już nigdy więcej żadnego kredytu i pożyczki nie weźmie. Czas pokazał, że się mylił.
Najpierw doszły do niego plotki. Potem szepty nabrały mocy. Aż wezwano go do administracji.
– Panie Bogdanie, ze względu na cięcia kosztów będziemy musieli zwolnić wszystkich pracowników ochrony fizycznej i ppoż – oznajmił chłodno dyrektor.– Oczywiście wszyscy będziecie mieli pierwszeństwo zatrudnienia w Agencji Ochrony, która przejmie wasze obowiązki.
– Ile mamy czasu? - zapytał strażak.
– Trzy miesiące. – Zapadł wyrok.
Bogdan zszedł do pomieszczenia BMS. Świeżo zamontowany system wizualizacji zabezpieczeń ochrony przeciwpożarowej szumiał cicho. Tylko pytanie, w jakiej formie będzie to zatrudnienie i za ile. Czy szukać czegoś na mieście jako strażak, czy nadszedł czas, żeby przeprogramować swoje życie. Wiedział, że do podziału bojowego PSP już nie wróci, nie te zdrowie, poza tym obiecał sobie, że już nie będzie narażał życia.
Pierwsza wizyta przedstawiciela agencji, która wygrała przetarg na ochronę nie wniosła nic dobrego. Gościu miał ich totalnie w dupie. To co zaproponował było poniżej krytyki. Żadnego etatu, tylko zlecenia. Stawki głodowe.
– Na miejsce każdego z was mamy dziesięciu – powiedział.
– Tak wyszkolonych jak my? – zapytał Bogdan.
– Bujajcie dalej w chmurach – zakpił przedstawiciel – albo bierzecie co dajemy, albo spadajcie.
Potem były próby indywidualne. Najpierw tych sprawnych i młodych ochroniarzy. Kiedy okazało się, że ci już mają nagrane inne prace na dobrych warunkach, zaczęli czarować „leśnych dziadków”. Bogdan próbował ostrzec weteranów, że wykorzystają ich doświadczenie, żeby wyszkolić nowych wartowników, a potem będą zbędni. Nie uwierzyli. Strażaków nie znaleźli. Próbowali obejść ten problem i przez nowego administratora chcieli wpłynąć na Bogdana z resztą pożarników. Znaleźli lukę w przepisach, wystarczyło zrobić szkolenie z systemu zwykłym ochroniarzom i już. Dlatego odgórnie przydzielili im dodatkowego człowieka, który miał za zadanie być ich cieniem. Nie docenili ich. Nie przekazali nic czego nie chcieli. Przedstawiciele firmy zaczynali się wkurzać. Mieli długie macki. Coraz częściej, gdy Bogdan szukał pracy na mieście, pracodawcy byli do niego uprzedzeni.
– Ostatnie słowo! Albo zgadzacie się przejść do naszej firmy, albo uczycie naszych ludzi – ton rozmowy przybrał formę groźby – innej opcji nie ma, nikt na mieście was nie zatrudni.
Następnego ranka Bogdan rozpoczął pracę u kumpla na zieleniaku. W dzień, gdy nie szedł na osiedle chronione, handlował warzywami i owocami, wieczorami remontował budki i stragany. Wolał to niż samemu się sprzedać za parę srebrników.
Zadzwonili za miesiąc. Mieli dla nich etaty i znośne stawki. Jakoś im nie wierzył, ale na osiedlu też zaczynały się zmiany i trzeba było się zahaczyć na jakiś czas.
Bogdan wiedział, że etatowi strażacy na obiektach chronionych, to już końcowy etap podróży. Trzeba było coś wykombinować, żeby nie zostać z ręką w nocniku. W nowej Agencji promowali kurs dla kwalifikowanych pracowników ochrony. Za darmoszkę, a właściwie za obietnicę pracy przez dwa lata, reszta w dogodnych ratach. Niby miał już się nie zadłużać, ale cóż, życie gna do przodu. Sam kurs był spoko, nic nowego. No może przepisy prawa. Ustawa o ochronie fizycznej, prawo użycia broni i innych środków przymusu. Prawo karne, administracyjne itp. No i egzamin na Policji. Tu już było trochę gorzej. Chciano ich jak najwięcej uwalić. Dlaczego? No bo emeryci i renciści ze służb dostawali licencję OFI z klucza po odejściu do cywila. Czyli zabieraliśmy im dodatkowe źródło dochodu. Ale udało się. Śmiał się, że dostał żółte papiery, z którymi wolno nosić broń. Akurat rozpoczęło się polowanie na czarownice. Potrzeba było sześćdziesięciu nowych kwalifikowanych na obiekt bankowo biurowy. Jak zwykle naobiecywali im złote góry i inne cuda wianki. To była owiana złą sławą Szklana Pułapka. Dziesięć pięter betonu i szkła na powierzchni, trzy poziomy podziemnych garaży, no i parter z oddziałem banku oraz punktami usługowymi. Dwa posterunki stałe na wjazdach do garaży, dwóch obchodowych zewnętrznych, ośmioosobowa ochrona garaży z osobnym monitoringiem oraz pełno posterunków na piętrach i parterze. Razem dwudziestu sześciu. Koordynatorem był były zomowiec, który biegał po całym obiekcie i wszystkich opierdalał. Dosłownie darł ryja, nie przebierając w słowach. Ale najgorsza była kierowniczka administracji. Potrafiła z rana przejrzeć wszystkie posterunki, a potem telefon do szefa. Ten jej się nie podoba, ten się poci, na tego garnitur nie pasuje. Wymagali bodygardów a płacili za cieci. Ale co tam, co nas nie zabije, to nas wzmocni. Bogdan wiedział, że musi przetrzymać i to, jak przystało na Rambociecia.
Ostatnio zmieniony 18 września 2023, 02:25 przez Dany, łącznie zmieniany 5 razy.
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5983
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: strażak parterowy

Post autor: Gelsomina »

Dziś tylko zaczęłam, a całość przeczytam wieczorkiem. Lubię Twoje opowieści :)
Na razie powiem tylko tyle, że brak przecinków daje po oczach.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18262
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Re: strażak parterowy

Post autor: elafel »

Opowiadanie fajne. Jak zwykle, ciekawie opisujesz kolejne perypetie Bogdana strażaka. Jednak opowiadanie wymaga duuuużej korekty. Nie tylko chroniczny brak przecinków, ale czasami w wyrazach brakuje liter, czasami są zbyteczne słowa.
kilka przykładów :
zobaczył (w) na posłaniach matkę
wyskoczyła z żądanie (m)
polowanie na czarownicy. (e)
Jest tego więcej, ale te miejsca zapamiętałam.
Proszę, poczytaj ze spokojem, jestem pewna, że dasz radę z korektą. Powstawiaj przecinki chociaż przed "a" i już będzie lepiej.

Ela

Awatar użytkownika
bodek
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 3598
Rejestracja: 18 grudnia 2012, 15:42
Lokalizacja: Warszawa
Srebrnych Pietruch: 1
Wierszy miesiąca: 11

Re: strażak parterowy

Post autor: bodek »

hejka Gelso, jestem na urlopie i wrzucałem w biegu. już poprawiam :)
Awatar użytkownika
bodek
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 3598
Rejestracja: 18 grudnia 2012, 15:42
Lokalizacja: Warszawa
Srebrnych Pietruch: 1
Wierszy miesiąca: 11

Re: strażak parterowy

Post autor: bodek »

hejka Eluniu, już zabieram się do pracy. pozdrawiam :)
Awatar użytkownika
tcz
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 3335
Rejestracja: 30 maja 2018, 22:34
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Złotych Pietruch: 9
Srebrnych Pietruch: 3
Brązowych Pietruch: 6
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1

Re: strażak parterowy

Post autor: tcz »

Polubiłem Bogdana - warrszawiaka z charakterem. :)

Tadeusz

Awatar użytkownika
bodek
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 3598
Rejestracja: 18 grudnia 2012, 15:42
Lokalizacja: Warszawa
Srebrnych Pietruch: 1
Wierszy miesiąca: 11

Re: strażak parterowy

Post autor: bodek »

miło mi tcz. pozdrawiam :)
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5983
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: strażak parterowy

Post autor: Gelsomina »

Dobrze się czyta. Potrafisz ciekawie opowiadać. :)
Zaczęłam korektę, ale błędów jest dość dużo, więc odpuściłam, bo zajęłoby mi to sporo czasu. Nadal brakuje przecinków, choćby przed a*, przed imiesłowami zakończonymi na -ąc i w innych miejscach ;)
Przyjrzyj się zapisom dialogu, bo też wymagają poprawy. https://www.jezykowedylematy.pl/2011/09 ... ne-porady/

Polska, Grek, nieoceniona, za dużo czasownika być*...
Wiem, że pisarz najpierw pisze, a korektę zostawia (profesjonalistom) na koniec, więc pisz. Jestem bardzo ciekawa całości. Powodzenia i pozdrawiam.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
bodek
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 3598
Rejestracja: 18 grudnia 2012, 15:42
Lokalizacja: Warszawa
Srebrnych Pietruch: 1
Wierszy miesiąca: 11

Re: strażak parterowy

Post autor: bodek »

hejka, jak tylko skończę audyty ISO to zacznę poprawiać. pozdrawiam :)
Awatar użytkownika
Z. Antolski
Autor/ka wielce zasłużony/a
Posty: 6489
Rejestracja: 26 stycznia 2013, 10:13
Lokalizacja: Kielce
Złotych Pietruch: 1
Srebrnych Pietruch: 2
Brązowych Pietruch: 4
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 19
Najciekawsza publicystyka: 6

Re: strażak parterowy

Post autor: Z. Antolski »

Czyta się, bo podoba się :)
Awatar użytkownika
Lotta
Autor/ka
Posty: 217
Rejestracja: 24 sierpnia 2023, 20:40

Re: strażak parterowy

Post autor: Lotta »

Tekst pomysłowy.
Ale dla mnie nieco chaotyczny
bo za dużo się tu dzieje.
Sądzę, że pewne fragmenty
możesz spokojnie rozwinąć,
a tekst według mnie
zyska na tym. Nie straci.
Monika
Awatar użytkownika
bodek
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 3598
Rejestracja: 18 grudnia 2012, 15:42
Lokalizacja: Warszawa
Srebrnych Pietruch: 1
Wierszy miesiąca: 11

Re: strażak parterowy

Post autor: bodek »

hejka Lotta, piszę szkice wspomnieniowe. spieszę się bo dziury w pamięci coraz większe. poprawie gdy już będzie komplet :)
Awatar użytkownika
Lotta
Autor/ka
Posty: 217
Rejestracja: 24 sierpnia 2023, 20:40

Re: strażak parterowy

Post autor: Lotta »

Borek,
no chyba że tak:)
Chętnie przeczytam poprawione:)
Monika
Awatar użytkownika
Autsajder1303
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 4517
Rejestracja: 12 października 2015, 12:05
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 2
Brązowych Pietruch: 2
Kryształowych Dyń: 2
Wierszy miesiąca: 7

Re: strażak parterowy

Post autor: Autsajder1303 »

Kiedyś chciałem być strażakiem, ale wiesz co mnie powstrzymało Bodek? Lenistwo.
Ludziom, którzy ryzykują swoje własne życie, żeby ratować innych, należy się najwyższy szacunek! Dobry tekst.
Lewicowość to rodzaj fantazji masturbacyjnej, dla której świat faktów nie ma najmniejszego znaczenia
-George Orwell-
Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19831
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: strażak parterowy

Post autor: Dany »

Jak zwykle ciekawie opowiadasz.
Koniec miesiąca, więc utwór przenoszę do odpowiedniego działu. Tam też można czytać, komentować i odpowiadać na komentarze.

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
bodek
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 3598
Rejestracja: 18 grudnia 2012, 15:42
Lokalizacja: Warszawa
Srebrnych Pietruch: 1
Wierszy miesiąca: 11

Re: strażak parterowy

Post autor: bodek »

dzięki Dany, pozdrawiam :)
ODPOWIEDZ