Wierszem Miesiąca III/24 został utwór Baśń wyszeptana o Poezji - Autsajder1303

Najlepszym anonimowym opowiadaniem został utwór - "Pani Basia" - jaga

Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. III)

Moderator: Redakcja

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5988
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. III)

Post autor: Gelsomina »

***
Otrząsnął się z zamyślenia, kiedy ciotka zaczęła wciskać mu do rąk fotografię oprawioną w ramkę koloru ciemnobrązowego. Za szkłem zobaczył całą swoją rodzinę. Powiódł palcem po twarzy Ignaca i rozpłakał się. Płakał długo, wciśnięty policzkiem w obfity ciotczyny biust. Zapomniał o wstydzie, nie słyszał szyderczego śmiechu Marianny.
Gdy przestał, ciotka najpierw ucałowała go w czoło, a później wytarła mu policzki i nos pachnącą lawendą śnieżnobiałą chusteczką. Nie zdając sobie z tego sprawy, nareszcie pozbył się nagromadzonych emocji. Lekki jak piórko pobiegł do swojego pokoju, przyciskając oburącz zdjęcie do piersi.

***
Doktor Klemens Kulczykowski był chudy i bardzo wysoki. Miał bladą pociągłą twarz, na której czarna linia wąsów wyglądała tak, jakby ktoś narysował ją węgielkiem. Poza wąsami uwagę przyciągały duże, lekko wyłupiaste brązowe oczy. Ich łagodny wyraz przypomniał Staśkowi spojrzenie Azora. Z miejsca poczuł zaufanie do doktora i bez oporów dał mu się zbadać. Natomiast Marianna, wrzeszcząc niemiłosiernie, uciekła do swojego pokoju, i weszła pod łóżko. Ciotki na różne sposoby próbowały ją stamtąd wywabić. Na nic jednak zdały się wszystkie prośby i groźby. Wtedy uśmiechnięty doktor bez wysiłku przesunął metalowy mebel. Marianna natychmiast skoczyła na równe nogi i ruszyła w stronę drzwi, ale drogę błyskawicznie zagrodziła jej ciotka Kamila. Schwyciwszy uciekinierkę, przycisnęła ją mocno do brzucha, ale ta nie przestawała się miotać i wrzeszczeć.
Stasiek patrzył z otwartą buzią na zmagania siostry. Zaimponowała mu upartością, wolą walki i siłą. Dziwił się, że mama uważała córkę za słabą i chorowitą. Gdyby zobaczyła ją teraz, na pewno zmieniłaby zdanie, a ojciec może nawet użyłby pasa. Na tę myśl chłopiec uśmiechnął się pod nosem.
Ciotka Kamila z wysiłku poczerwieniała jak burak. Widać było, że już ledwo dawała radę Mariannę utrzymać. I tu znów wkroczył doktor. Złapał dziewczynkę za ramiona i przyciągnął do siebie; następnie kazał wszystkim wyjść z pokoju i zamknąć drzwi, co też uczynili bez sprzeciwu, a ciotka Kamila nawet z westchnieniem ulgi. Po kilku minutach wrzaski ucichły, a po kolejnych, które Staśkowi zdały się wiecznością, doktor wyszedł, trzymając za rękę Mariannę.

– Drogie panie – zwrócił się do ciotek, skłaniając lekko głowę – z chęcią teraz skorzystam z zaproszenia na herbatę. A ty, młodzieńcze – spojrzał na Staśka – zabierz siostrę i idźcie się pobawić. Tylko bez szaleństw – dodał poważnym tonem i pogroził palcem. – Po czym uśmiechnąwszy się szeroko, ukazał rząd dużych, zadziwiająco białych i prostych zębów.

Stasiek na znak zgody pokiwał energicznie głową, czym jeszcze bardziej rozbawił doktora.

– Wspaniały chłopak. Będziecie panie miały z niego pociechę.

Potulność Marianny nie trwała długo. Gdy została z bratem sam na sam, od razu pokazała, kto tu rządzi.

– Zobaczysz, kiedy wrócimy do domu, wszystko powiem tacie – zagroziła.
– Co powiesz?
– Że mnie biłeś i byłeś dla mnie niedobry. I ciocie też.
– Nieprawda.
– I co z tego? Tatuś i tak mnie uwierzy. Zobacz. – Wyciągnęła do niego ręce. – Widzisz? Całe czerwone. Na pewno będę miała siniaki.

Stasiek już nie zaprotestował. Poczuł bezsilność i strach. A jeśli rzeczywiście wrócą do domu? Komu tata uwierzy? Chłopiec spojrzał na siostrę z nienawiścią.

– Jesteś podła – rzucił.
– To też powiem tatusiowi – stwierdziła z satysfakcją.

Siedzieli każde w innym kącie pokoju, spoglądając na siebie wrogo, aż do powrotu ciotek. Stasiek rozmyślał. Na wspomnienie bólu od ojcowskich razów zrobiło mu się słabo. Obiecał sobie, że gdyby rzeczywiście mieli wrócić do rodziców, ucieknie gdzieś po drodze. W nocy podejdzie pod ich zagrodę, zagwiżdże cichutko na Azora i razem pobiegną do lasu. Nigdy ich nie znajdą. Nigdy.

– I już po wszystkim – zawołała wesoło ciotka Jadwiga, uchyliwszy drzwi pokoju. – Chodźcie, Józia przygotowała dla was mleko i ciasto.

Gdy jedli, obie kobiety patrzyły na nich dobrotliwie. Stasiek dziwił się sobie w duchu, że wcześniej ich nie lubił. Były przecież dobre i miłe. Może nie będzie tak, jak groziła Marianna... Może ciotki też go lubią i nigdy nie oddadzą... Lekko pocieszony opróżnił kubek i zamaszystym ruchem wytarł rękawem mleczne wąsy.

– Zuch chłopak. Musisz brać przykład z brata, Marianno, i dużo jeść. Wtedy na pewno szybko wyzdrowiejesz – pocieszyła ją ciotka Jadwiga.
– Nie jestem głodna – stwierdziła dziewczynka, rozwarstwiając ciasto na kawałki.
– A ja jestem. Zjadłbym prażoki. Prażoki z kapustą – krzyknął Stasiek.
– Dobrze. Jutro będą prażoki – przytaknęły ciotki zgodnie i z uśmiechem.

Lubił, kiedy się śmiały, kiedy były zadowolone. Wtedy on też był szczęśliwy i zapominał na chwilę o kłótniach z siostrą.

– On to się z tym apetytem do naszej świętej pamięci babuni Poli wrodził, nie sądzisz, Kamciu?
– Z apetytem jak z apetytem, ale smaki to ma na pewno po niej. Uwielbiała prażoki, kapuśniak i...
– I zalewajkę – wtrąciła podekscytowana Jadwiga – i żelazne kluski. Stasiu, lubisz żelazne kluski?

Chłopiec miał pełną buzię ciasta, więc gdy ochoczo potwierdził, wypadły z niej okruszyny.

– Obrzydliwość – stwierdziła zdegustowana Marianna. – Czy ciocie to widzą?

Ale one tylko uśmiechały się do wspomnień o babuni Poli.

– Brakuje mi jej – westchnęła starsza z sióstr. – Ona jedna potrafiła przywołać ojca do porządku. Pamiętasz, jak jej wyrzucał, że zachowuje się i jada jak chłopka, a ona na to...
– Ciii – przerwała Jadzia, przykładając palec do ust – to nie dla uszu dzieci przeznaczone.

Obie zachichotały niczym niesforne dziewczynki.

– Gdzie jest babunia? – zapytał Stasiek, na którego talerzu nie został już nawet okruszek. – Odwiedzi nas? A może my pojedziemy do niej?
– Głupi jesteś – burknęła Marianna. – Nie słyszałeś? Ona umarła.
– Babcia Pola nie żyje – zwróciła się Jadwiga do bratanka, całkowicie ignorując bratanicę. – Umarła dawno temu. Jestem pewna, że byłaby dumna z takiego prawnuka jak ty, Stasiu. Później ci o niej więcej opowiem.
– Ze mnie bardziej. Jestem od niego o wiele mądrzejsza. – Marianna obrzuciła brata pogardliwym spojrzeniem. – Papa mówi, że ja...
– Ty – przerwała jej chłodnym tonem ciotka Kamila – od dziś będziesz brała lekarstwo. Trzy razy dziennie.
– Nie.
– Ależ tak.

Po czym wzięła niewielką butelkę i odmierzyła do kieliszka kilka kropli ciemnego płynu, który rozcieńczyła wodą, a następnie podała dziewczynce.

– Wstrętne – powiedziała Marianna, plując i otrząsając się z obrzydzeniem. – Nie będę tego piła.
– Cóż. Lekarstwo nie musi być smaczne, tylko skuteczne. Chcesz iść do szkoły tak jak brat? Chcesz bawić się z innymi dziećmi? Biegać i skakać? Jeśli tak, musisz robić wszystko, co zalecił doktor. Zrozumiano?!

Głos ciotki Kamili przyprawił Staśka o dreszcze. On na pewno by się nie odważył jej sprzeciwić.

– Nie będziesz słuchać, nie wyzdrowiejesz i umrzesz. Chcesz umrzeć, jak twój brat Ignacy? Jak twoje siostry? – dokończyła, ściągając brwi, aż pojawiła się między nimi pionowa bruzda.

Zapadła długa cisza. W końcu Marianna obiecała, że będzie zażywać lekarstwo, a później z płaczem pobiegła do swojego pokoju.

– Ty też idź, Stasiu. Przyjdę do ciebie za chwilę. Pan doktor coś dla ciebie zostawił. – Jadwidze wyraźnie drżał głos.
– Co? – spytał zaciekawiony chłopiec. – Przecież powiedział, że jestem zdrowy jak rydz.
– To prawda, ale masz poprzecinaną skórę na plecach i pupie – mówiąc to, ciotka Kamila spojrzała mu w oczy.
Zobaczył w jej wzroku współczucie, ale też złość, Nie chciał, żeby ciocia była na niego zła.

– Nie wiedziałyśmy, że ojciec cię bił. Nigdy byśmy na to nie pozwoliły – dodała.

Stasiek, czując piekące łzy pod powiekami, zerwał się z krzesła i pognał do swojego pokoju. Jadwiga chciała za nim iść, ale Kamila złapała ją za rękę.

– Daj mu chwilę. Niech, biedaczysko, dojdzie do siebie.
– Nie powinnaś go była zawstydzać.
– To nie on powinien się wstydzić, a jego ojciec – powiedziała twardo Kamila.

Młodsza z sióstr głęboko zaczerpnęła powietrza, po chwili bardzo powoli je wypuściła i spytała spokojnie, ale z wyrzutem:

– A musiałaś być taka okrutna dla Marianny?
– Musiałam. Na to dziecko nie ma innego sposobu. Rozpuścili ją jak dziadowski bicz. Nie zapominaj, co powiedział Klemens. Ona jest zdrowa. Przynajmniej na ciele – dodała i przewróciła oczami. – Po prostu jest niedożywiona i rozhisteryzowana. Na to pierwsze pomoże lekarstwo na apetyt i smaczne jedzenie, a z tego drugiego wyleczymy ją my.
– Nie jestem taka pewna, szczególnie co do ciebie. Nie możemy jej przecież jeszcze bardziej denerwować. Trzeba łagodnie...
– E tam! Za to ona może denerwować nas, tak? Wszystko wina Henryka i Janiny. Już ja im powiem do słuchu, a szczególnie naszemu bratu. Nie puszczę tego płazem, ale jeszcze poczekam. Teraz musimy ratować dzieci.
– Powinnaś zrozumieć Henia. Tyle złego przeszedł.
– Czy to usprawiedliwia przemoc wobec syna?!
– Nie krzycz. Bo dzieci usłyszą i zaczną się bać. To też nasza wina. Powinnyśmy częściej przyjeżdżać, wyjść naprzeciw, a nie czekać, żeby nas prosił.
– Cóż... – rzekła Kamila nieco ciszej. – Prosił o pomoc, kiedy było już za późno. Przez jego dumę i upartość nie żyje troje dzieci.
– Nie bądź niesprawiedliwa. One były poważnie chore. Nie wiem, czy udałoby im się pomóc.
– I się nie dowiesz. Przez Henryka. Dobrze, że nareszcie przyszedł po rozum do głowy i oddał nam najmłodsze dzieci.
– Może to śmierć Ignaca tak na niego podziałała.
– Nie gadaj głupot – obruszyła się Kamila. – Po prostu zależy mu na Mariannie i to strach o jej zdrowie zaważył na tej decyzji.
– W takim razie musimy mu... musimy im powiedzieć, że nic jej nie dolega.
– Ani mi się waż! I tak nie uwierzą, zabiorą ją i nie pozwolą normalnie żyć. Zobacz, do czego doprowadziła ich nadopiekuńczość. Jeszcze kilka miesięcy i Marianna dołączyłaby do swoich zmarłych sióstr i brata. Stasiek być może też. Tylko każde z innego powodu.

Jadwiga tylko załamała ręce.

***

Doktor Klemens Kulczykowski był częstym gościem w domu sióstr. Stasiek przy każdej jego wizycie okazywał niezadowolenie, cała sympatia do tego chudego mężczyzny z pięknymi zębami wyparowała z niego jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki; nie mógł wybaczyć doktorowi, że zdradził ciotkom tajemnicę. Nie zgodził się na smarowanie miejsc, które nadal były zaognione i opuchnięte od ojcowskich razów. Nie pozwolił nawet na nie zerknąć; sam się mył i ubierał, bo przecież był już dużym i zaradnym chłopcem. Jedynie, po wielu namowach ciotek, przystał na to, żeby Józia, chociaż od czasu do czasu, pomogła mu umyć włosy i plecy. Dziewczyna robiła to bardzo delikatnie i śpiewała przy tym cichutko:

U prząśniczki siedzą jak anioł dzieweczki,
Przędą sobie, przędą jedwabne niteczki.
Kręć się, kręć, wrzeciono, wić się tobie, wić!
Ta pamięta lepiej, czyja dłuższa nić!
Kręć się, kręć, wrzeciono, wić się tobie, wić!
Ta pamięta lepiej, czyja dłuższa nić!
Poszedł do Królewca młodzieniec z wiciną,
Łzami się zalewał, żegnając z dziewczyną.
Kręć się, kręć, wrzeciono, wić się tobie, wić!
Ta pamięta lepiej, czyja dłuższa nić!
Kręć się, kręć, wrzeciono, wić się tobie, wić!
Ta pamięta lepiej, czyja dłuższa nić! *


Miała piękny, wdzięczny głos, i Stasiek mógł słuchać jej śpiewu w nieskończoność. I była łagodna i dobra. Lubił Józię.

Podejrzewał, że doktor Kulczykowski też darzy dziewczynę sympatią, bo zdarzało się, że przychodził pod nieobecność ciotek i spędzał w jej pokoiku sporo czasu. Zawsze wychodził stamtąd uśmiechnięty i mocno zarumieniony.
Pewnego dnia ciotki wróciły dużo wcześniej niż zwykle. Kamila po przekroczeniu progu od razu ruszyła do pokoju służącej i z impetem otworzyła drzwi. Po chwili całe mieszkanie zagrzmiało od jej krzyku, który zaalarmował Staśka i Mariannę. Przybiegli w try miga.

– A więc to prawda – powiedziała Kamila, ciężko oddychając. – Nie wierzyłam, nie wierzyłam...

Stasiek nigdy nie widział ciotki w tak opłakanym stanie. Jej twarz błyszczała od potu i łez, a cała sylwetka jakby nagle się skurczyła i zwiotczała. Doktor Kulczykowski, bez spodni i w rozpiętej koszuli, gramolił się z posłania, na którym leżała Józia. Staśkowi przemknęło przez myśl, że musi być bardzo chora, bo była blada jak powleczenie kołdry, zakrywającej ją po szyję. Na dokładkę wygięła usta w podkówkę, po czym zaczęła głośno płakać, wręcz zawodzić. „Na pewno doktor ją badał. Oby tylko szybko wyzdrowiała” – pomyślał chłopczyk. Bał się i o nią, i też o ciocię Kamilę, która chwiała się na nogach i wyglądało na to, że zaraz upadnie.

– Dzieci, idźcie do swoich pokoi. No już. – Jadwiga złapała ich za ramiona i lekko popchnęła w głąb mieszkania.
– Ale co z ciocią Kamilą? Co z Józią? – pytał nie na żarty przejęty Stasiek.
– Nie martw się, wszystko z nimi dobrze. Idź i zamknij za sobą drzwi. Ty też, Marianno. Siedźcie w pokojach, póki do was nie przyjdę.

Długo wyglądał ciotki. Nie mógł usiedzieć na miejscu, korciło go, żeby choć odrobinę uchylić drzwi, ale jakimś cudem wytrzymał. Marianna cały ten czas przespała. W końcu ciotka przyszła i od razu zabrała ich do jadalni, gdzie czekała kolacja. Przy talerzu Marianny stał kryształowy kieliszek z lekarstwem, które wyjątkowo wypiła bez zwyczajowego marudzenia. I Stasiek, i ona czuli, że stało się coś niedobrego, więc woleli milczeć i być posłuszni.

– Jedzcie dzieci – powiedziała Jadwiga, nakładając im na talerze po gołąbku nadziewanym kaszą gryczaną. – Józia... – odchrząknęła – Józia musiała wyjechać, więc będziemy na razie radzić sobie sami. Nie martwcie się. – Wykrzywiła usta w czymś, co miało przypominać uśmiech.
– Józia jest chora? Ale wyzdrowieje, prawda? Nie umrze? – Nie wytrzymał Stasiek. – A ciocia Kamila? Też wyjechała?
– Spokojnie, Stasiu. Nie, nie wyjechała. Odpoczywa, bo trochę źle się poczuła. A Józia jest zdrowa, po prostu potrzebują jej w rodzinnym domu.
– Kiedy wróci? – nie ustępował Stasiek.
– Nie wiem. Wszystko się okaże. Jedzcie nareszcie, bo gołąbki całkiem wystygną.

***

Kamila nie zwykła kłaść się do łóżka w sukni, ale tym razem zrobiła wyjątek. Leżała na wznak i wpatrywała się w sufit. Po raz kolejny rozpamiętywała całe zdarzenie od początku, a tym samym sprawiała sobie ból, jakby co rusz wbijała ostrze noża w otwartą ranę. Powoli zapadał zmrok, ale do Kamili nie docierały żadne bodźce zewnętrzne. Nie zareagowała, nawet wtedy, gdy do pokoju weszła Jadzia i zapaliła lampkę gazową, stojącą na stole.
– Już nie mogę się doczekać, kiedy podłączą nam prąd – zaczęła sztucznie wesołym, podekscytowanym tonem, spoglądając niepewnie na starszą siostrę. – Pamiętasz, co się działo, gdy rozbłysło światło w witrynie American Diamant Palace? ** Tłum zablokował na kilka godzin ruch na Piotrkowskiej. Każdy chciał zobaczyć. Nam się udało, oczywiście dzięki tobie, bo parłaś jak taran. Jesteś taka silna i energiczna – paplała nieprzerwanie. – Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła,
Kamilko. Słyszysz mnie? Proszę, ocknij się. On nie jest wart takiego cierpienia. – Brak reakcji siostry wydobył z piersi Jadzi głośne westchnienie. – Zzuj chociaż trzewiki, bo nogi ci spuchną. Może koniaku nalać? Mam ten Szustowa, z ,,Dzwonem".***
– Ach, zamilcz wreszcie. – Kamila obróciła się gwałtownie na bok, aż zaskrzypiały sprężyny. – Pewnie, że nie jest wart, ale ja go kocham, zawsze go kochałam. Gdyby nie zakaz ojca, wyszłabym za Klemensa za mąż. Dlaczego byłam taka bezwolna? Dlaczego pozwoliłam ojcu zniszczyć sobie życie? Czasami myślę, że Henryk dobrze zrobił, uciekając z domu, uciekając od tego tyrana. Żałuję, że nie miałam odwagi zrobić tego samego.

Zaczęła łkać, a Jadwidze na ten odgłos krajało się serce. Siostra nigdy wcześniej nie płakała, zawsze była silna, przynajmniej silniejsza od niej, i od wielu osób, które pojawiały się w ich życiu.

– Ależ miałaś odwagę! Pamiętam jak dziś. Ojciec prawie dostał apopleksji, a matka bez soli trzeźwiących nie ruszała się na krok. Walczyłaś.
– Za mało, Jadziu, za mało.
– Nieprawda. Byłaś dzielna, a ja ani matka nie umiałyśmy ci pomóc. Bałyśmy się... – Młodsza siostra skuliła się w sobie. – Nawet nigdy cię za to nie przeprosiłam... – zadrżał jej głos.
– Daj spokój. Chyba nie zamierzasz się też rozpłakać?! Przypominam ci, że to ja zostałam zdradzona, a nie ty. Łajdak jeden. Koniec końców dobrze, że za niego nie wyszłam.
– Dobrze – potwierdziła nieco uspokojona reakcją siostry – bo byłabyś teraz zdradzoną żoną.
– A tak jestem zdradzoną kochanką – odpowiedziała sarkastycznie, a z jej gardła wydobyło się coś w rodzaju chichotu.
– Dobrze, że wracasz do siebie, Kamilciu.
– Nienawidzę go.
– A dopiero mówiłaś, że go kochasz.

Teraz obie zachichotały.

– I pomyśleć, że pomogłam mu założyć prywatną praktykę, pieniądze pożyczałam na wieczne oddanie, żeby jego żona i córki mogły jeździć do Karlsbadu****. A on mnie teraz ze służącą w moim domu zdradził, na dokładkę na oczach dzieci. Durna jestem, Jadziu, oj durna, a i jemu rozum odebrało. Co on sobie myślał? Że sąsiedzi ślepi są? Może i są, ale aptekarzowa na pewno nie. Ta to nie dość, że wścibska i złośliwa, to jeszcze ma sokoli wzrok i węch psa myśliwskiego. Ale dobrze mu tak, bo teraz bez skandalu się nie obejdzie.
– No już, już. Napijmy się koniaku. Nie zaszkodzi.
– Pomóc też nie pomoże, ale nalej – westchnęła głośno.
Ostatnio zmieniony 18 marca 2024, 08:01 przez Gelsomina, łącznie zmieniany 1 raz.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5988
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. III)

Post autor: Gelsomina »

* Prząśniczka – pieśń skomponowana przez Stanisława Moniuszkę na głos i fortepian do słów Jana Czeczota.  Od 29 lipca 1998 roku na trwałe została związana z Łodzią jako oficjalny hejnał miasta. Grany jest codziennie o godz. 12.00, powtarzany dwukrotnie – w kierunku Placu Wolności i Placu Niepodległości. Pierwotnie trębacz odgrywał go z balkonu dawnego Pałacu Heinzla przy ul. Piotrkowskiej 104, obecnie z okien Małej Sali Obrad UMŁ.
** Witrynę luksusowego sklepu „American Diamant Palace” przy Piotrkowskiej 37 po raz pierwszy w Łodzi wieczorem 7 maja 1906 roku rozświetliło światło elektryczne. Dostarczono je kablem niskiego napięcia (120 woltów) z tak zwanego „Prowizorium I” umieszczonego w podziemiach „Grand Hotelu”.
*** Odmiana koniaku produkowana w Odessie przez Nikołaja Szustowa, który w 1899 otworzył fabrykę koniaku i wódki.
**** Karlsbad – Karlowe Wary, uzdrowisko.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
jaga
Autor/ka zasłużony/a
Posty: 3048
Rejestracja: 19 października 2019, 10:36
Lokalizacja: lubuskie
Złotych Pietruch: 5
Srebrnych Pietruch: 6
Brązowych Pietruch: 10
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 7
Najlepsza proza: 1

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. III)

Post autor: jaga »

"A to feler" - Westchnął seler. - i co tu się zadziało
Cioteczka zakochana w żonatym mężczyźnie, który bez pardonu
uwodzi pokojówkę? - ciekawe co Cioteczka z nim zrobiła
chyba nie zabiła?
Dużo się tu dzieje - ciekawie piszesz czekam ncd
jaga
Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5988
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. III)

Post autor: Gelsomina »

Jago, dopiero zacznie się dziać 😉
Dziękuję za Twój czas i komentarz 🍀🌹🍀
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
tcz
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 3338
Rejestracja: 30 maja 2018, 22:34
Lokalizacja: Dolny Śląsk
Złotych Pietruch: 9
Srebrnych Pietruch: 3
Brązowych Pietruch: 6
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. III)

Post autor: tcz »

Na uwagę w tej części zasługuje "Prząśniczka”, najpopularniejsza pieśń Stanisława Moniuszki, którą śpiewa Józia. Dziewczyna ta, tak jak bohaterka tej pieśni, upodobala sobie przelotne milostki. :)

Tadeusz

Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5988
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. III)

Post autor: Gelsomina »

tcz pisze: 15 marca 2024, 17:30 Na uwagę w tej części zasługuje "Prząśniczka”, najpopularniejsza pieśń Stanisława Moniuszki, którą śpiewa Józia. Dziewczyna ta, tak jak bohaterka tej pieśni, upodobala sobie przelotne milostki. :)
Dobrze, że chociaż pieśń zasługuje na uwagę. Pewnie dlatego, że nie ja ją napisałam 😆 Ale.spoko, to całkowicie zrozumiałe.
Co do Józi, nie oceniałabym jej tak pochopnie. Służące, robotnice, dziewczyny ze wsi, które przyjeżdżały za pracą, nie miały zbyt wielu szans na dobre życie, niejednokrotnie były wykorzystywane przez pracodawców i inne osoby.
Dziękuję za czytanie.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19834
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. III)

Post autor: Dany »

No, nie! Twoje odcinki są stanowczo za krótkie!



Siedzieli każde w innym kącie pokoju, spoglądając na siebie wrogo aż do powrotu ciotek
.
- przecinek przed "aż"

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
Gelsomina
Autor/ka z pewnym stażem...
Posty: 5988
Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
Lokalizacja: Łódź
Złotych Pietruch: 2
Srebrnych Pietruch: 4
Brązowych Pietruch: 1
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 1
Honorowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 0

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. III)

Post autor: Gelsomina »

Dany pisze: 17 marca 2024, 22:40 No, nie! Twoje odcinki są stanowczo za krótkie!
O! Bałam się, że są zdecydowanie za długie. Tym razem nie podzieliłam powieści na rozdziały, a określiłam latami.
Siedzieli każde w innym kącie pokoju, spoglądając na siebie wrogo aż do powrotu ciotek
.
- przecinek przed "aż"
Dziękuję, Zaraz poprawię.
Jeżeli coś jest dla ciebie bardzo trudne, nie sądź, że to jest niemożliwe dla człowieka w ogóle. Owszem, miej to przekonanie, że co jest możliwe dla człowieka i zwykłe, to i dla ciebie jest możliwe do osiągnięcia.

Marek Aureliusz
Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19834
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Re: Gdy odleci sowa znad Odeonu (cz. III)

Post autor: Dany »

Koniec miesiąca, utwór przenoszę do odpowiedniego działu, tam też można czytać, komentować i odpowiadać na komentarze.
Pozdrawiam :)

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

ODPOWIEDZ