Sobótka to czas poświęcony pochwale życia i rozmnażania. Dawni Słowianie składali w tą noc z 23 na 24 czerwca, zwaną również świętem Kupały, dary Słońcu i bratali się między sobą. Wśród współczesnych ludzi krąży przekonanie, iż w noc przesilenia letniego ogień łączy się z wodą, żywi z duchami umarłych, a kobiety z mężczyznami. Wiele razy Oliwia i Iweta widziały jak młode dziewczyny z miasteczka przychodzą do ciotki Malwiny po zioła i kwiaty, z których plotły miłosne wianki. Miały one za zadanie przepowiedzieć im, jak potoczą się ich miłosne plany.
Dziewczęta plotły je z bylicy, liści paproci, białych kwiatów, którymi zazwyczaj były kwiaty jabłoni oraz z miłosnego ziela, jak na przykład lubczyku, bądź rozmarynu, a następnie wstawiały w wianek białe świece. Ciotka mówiła, iż biel jest bardzo ważnym elementem symbolizującym czystość i niewinność intencji młodych panien. Przygotowując wianki Malwa zawsze kazała dziewczynom myśleć o tym jaki powinien być wewnątrz ich przyszły ukochany, gdyż fantazjowanie na temat jego wyglądu mogłoby sprowadzić do ich serca człowieka o pięknym uśmiechu, lecz pustej głowie i bezwartościowym duchu.
Gdy dzień powoli chylił się ku końcowi, a Słońce ustępowało swego miejsca Księżycowi, Oliwia i Iweta obserwowały siedząc na dachu domu ciotki, jak pochód jasnych płomieni świec kieruję się w stronę rzeki na skraju lasu umilając sobie drogę śpiewaniem świętojańskich pieśni, których słodka melodia brzmiała w każdym zakamarku Lawendowej Doliny. Gdy dziewczęta docierały do rzeki rzucały swe wianki na wodę wymawiając na głos zaklęcie:
„Mój wianeczku, mój spleciony,
Płyńże sobie w świata strony.
Niech cię promień chroni od zguby,
Tak by znalazł mnie mój luby.”
A następnie wyobrażały sobie ukochanego i obserwowały zachowanie swych wianków.
Jeśli wianki tonęły, był to znak, iż ukochany nie przybędzie w tym roku. Jeżeli zaś woda zabierała je z prądem, oznaczało to, że w ciągu następnych dwunastu miesięcy pojawi się luby.
Cała ceremonia kończyła się równo ze schowaniem się ostatnich promieni słońca za horyzont. W drodze powrotnej dziewczęta śpiewały stare pieśni ludowe o miłości i znikały za wzgórzem kierując się do miasteczka.
Jednak odejście dziewczyn nie symbolizowało końca obchodów nocy świętojańskiej. Wraz z nadejściem zmroku od strony lasu przybywały postacie w długich pelerynach z narzuconymi na głowy kapturami i latarniami w dłoniach. Te tajemnicze osoby spowijał blask maleńkich, kryształowych elfów, które nuciły starożytne, sobótkowe pieśni.
Z pojawieniem się pierwszej gwiazdy na niebie we Wrzosowej Dolinie rozpoczynał się czas cudów. Na polanie zapalano olbrzymie ogniska, do który zmierzały zakapturzone postanie. Gdy przybywały na miejsce zrzucały swe długie peleryny i oczom rozgwieżdżonego nieba ukazywały się czarownice.
Siedemnastoletnie adeptki sztuki magicznej, dla których były to pierwsze obchody święta Kupały, były ubrane w jasne, zwiewne suknie, które mieniły się w blasku księżyca i roztańczonych płomieni ognia. Podczas każdego ruchu, dzięki prześwitującym tkaninom, można było zaobserwować ich idealne ciała, poruszające się delikatnie w takt muzyki granej przez leśne skrzaty, siedzące wokół ognisk. W rozpuszczonych włosach młode czarownice miały wplecione polne kwiaty: maki, chabry czy stokrotki, a na rękach srebrne bransolety formujące się w pnące rośliny z drobnymi kwiatami zrobionymi z górskich kryształów. Były to symbole czystości, które dziewczyny otrzymywały w dniu swego pierwszego udziału w Sobótce.
Starsze czarownice odziane były w długie, czerwono-czarne suknie, a we włosach upiętych wysoko można było dostrzec kwiaty niezapominajek, dzikich róż, liście bluszczu oraz pojedyncze pawie pióra.
Noc sobótkowa to także noc zbłąkanych w przestrzeni duchów szukających światła, które ogrzałoby je i oświetliło im drogę. Tak więc starsze adeptki oraz doświadczone czarownice siadały wokół ognisk, śpiewając przekazywane z pokolenia na pokolenie pieśni podczas plecenia wianków z liści paproci, bylicy i czerwonych kwiatów, wstawiając w nie kolejno cztery czarne świece. Czerwony kolor miał strzec ich rodziny przed urokami, a czarna barwa świec pochłaniała wszelkie zło i zatrzymywała je przy sobie.
Następnie udawały się one ku rzece i stoją nad jej brzegiem wypowiadały zaklęcie:
„Wszelkie zło, co przy mnie stało,
Już w tym wianku się ostało.
Niechaj woda to zło zmyje,
A ja w szczęściu niechaj pożyję.”
Poczym kładły wianki na wodzie i nie oglądając się za siebie, odchodziły stamtąd jak najdalej, powtarzając jeszcze raz zaklęcie.
Przed północą młode czarownice wyruszały w kierunku lasu. Iweta i Oliwia nigdy nie mogły się dowiedzieć, co tak naprawdę dzieje się za leśną gęstwiną, gdyż ich młody wiek nie pozwalał im ani na udział w nocy świętojańskiej, ani na jakiekolwiek zgłębienie wiedzy na temat święta Kupały. Siostry mogły jedynie obserwować z dachu jak młode dziewczęta podążają w stronę jasno oświetlonej przez kryształowe elfy i świetliki leśnej puszczy, poruszając się i wyglądając niczym, rzeczne nimfy.
Ciocia Malwa opowiadała im, iż jest to najważniejsze święto w życiu każdej młodej adeptki sztuki magicznej. W tą jedyną i niepowtarzalną noc w roku stają się one prawdziwymi czarownicami. Tracą swą dziewczęcą niewinność, a zyskują dary, którymi będą się odznaczać w dalszym życiu. Niektóre z nich mogą otrzymać dar jasnowidzenia, inne zaglądania w karty przeszłości, zatrzymywania czasu, rozumienia odgłosów natury. Umiejętności, którymi każda z nich zostanie obdarowana, jest tak wiele, jak wiele jest gwiazd na niebie. Jednak w jaki sposób odbywa się przekazanie daru i kto im go przekazuje młode czarownice dowiadują się dopiero po wejściu do lasu.
Tak, więc jedyne odgłosy, które dobiegały do sióstr, to muzyka leśnych skrzatów, pieśni dorosłych czarownic tańczących wokół ognisk i śmiechy, szepty oraz dziwne, egzotyczne, działające na zmysły rytmy dobiegające od strony oświetlonego światełkami elfów i świetlików lasu. Natomiast w powietrzu unosił się słodki zapach kwiatów oraz piżma, niesiony przez wiatr w kierunku miasteczka.
Cała ceremonia kończyła się o brzasku, gdy dziewczęta wychodziły z lasu i podążały wraz ze swoimi opiekunkami w stronę, z której wcześniej przybyły. Jednak Oliwia i Iweta, nigdy nie mogły doczekać momentu pożegnania, gdyż zmęczone obserwowaniem całej ceremonii szybko zapadały w słodki sen, który trzymał je w swych ramionach do późnego przedpołudnia.
Wierszem Miesiąca III/24 został utwór Baśń wyszeptana o Poezji - Autsajder1303
Najlepszym anonimowym opowiadaniem został utwór - "Pani Basia" - jaga
Rozpoczynamy nowy konkurs o Złotą Pietruchę w temacie - "psota"
"Opowieście z Lawendowej Doliny - Noc Świętojańska"
Moderator: Redakcja
"Opowieście z Lawendowej Doliny - Noc Świętojańska"
http://www.opowiadania.pl/sprint.php?item=24085
jesli Ty to Lizzy88 plagiatu nie popelniono ; )
Opowieści z Lawendowej Doliny - Noc Świętojańska
Dzięki utalentowanej Autorce bardzo piękna opowieść. Ta sama dbałość u kulturę słowa. Moje najwyższe uznanie dla tak młodej Autorki!
Waldemar Kubas
-
- Autor/ka
- Posty: 34
- Rejestracja: 18 lutego 2008, 23:33
- Lokalizacja: Pabianice