T A Ń C E
Niedzielka. Słoneczko tłusto buzię za las chowa... Pośród jołek i olszyny gniazdko sobie do spania szykuje. Na niebie krasna zorza się rozlewa. Piękność nad pięknościami! Słychać szczekanie burków we wsi. Od czasu do czasu krasula przy poidle zamuczy. Od patelni harmoszka zawodzi.
Kawalerka na tańce się sposobi. Czarne garniturki przyodzieła. Włosy namoczone przylizuje. Lakierki na nogach błyszczą. Wszystko eleganckie jak trzeba
Już wyszli. Całą drogę w poprzek zajmują. Krok ich równy, zamaszysty, ręce sprężyście chodzą. Głowy wysoko dzierżą. Zrazu widać, że nikt im pola nie dotrzyma. Na drogę po kielichu wypili.
O, już i patelnia. Harmoszka zawodzi. Bęben wtóruje. Jeszcze ruchu nie ma. Jeszcze rano. Niewiast mało. W kupkę zbili się, chichoczą.
Kawalerka pod jabłonką rozłożyła się. Zza pazuchy monopolkę wyciąga. Boczek z gazety odwija. Przepić przed tańcami musowo. Przyjemnie monopolka w gardłach bulgocze. Ciepło po członkach się rozchodzi. Siła niebywała piersi rozpiera. Komuś w ucho przyfastrygować ochota bierze. Na to jeszcze czas przyjdzie! Spieszyć nie trzeba. Jeszcze rano.
Zabawa się rozkręca. Niewiast przybywa. Aż przyjemnie na nie popatrzeć. Same krasawiczki jak łanie. Plecy u nich szerokie i mocne. Worek owsa na takie plecy zarzucisz, a ona nic, idzie sobie, jakby piórko taszczyła. Piosenkę jeszcze podśpiewuje. Piersi też u nich jak buforki. O mało pod ich naporem koszulka nie pęknie. Dolne części, a jakże, też akuratnie uformowane. Na ten przykład noga: gruba, solidna zaufanie wzbudzająca. Brzucho szerokie, miękkie. Zrazu widać, że matka z takiej będzie na sto dwa. Kudy miastowym paniusiom do naszych niewiast!
Już pierwsze przymówki słychać: - Ty, Jadwisia, rzuć tego czerepache! Ja tobie to mówię!.Toż żeniło jemu jeszcze nie urosło! - Nie twój interes, Józik!
Kawalerka spod jabłonki wstaje. Garniturki poprawia... Twarze czerwone, spocone. Oczy błyszczą. Czkają. Potańcować trzeba.
No i nareszcie zaczęła się ruchawka. Widać, ktoś kogoś potrącić musiał. Jeden nietutejszy z gazety metalową rurkę odwija. Rurką zaiwaniać ma ochotę. Oj, niehonorowo! Czy ty, sukinsynsynu kłonicy nie masz?! Albo to tobie w płocie kołków mało?! My ciebie zaraz kultury nauczymy!
Kawalerka fest tłucze. Lakierków nawet nie żałuje. Potem najwyżej śliną się je przetrze. Jak wprzódy będą nowe.
Sukinsyn kultury już nauczony. Juszka z nosa mu kapie. Szczerbaty od dzisiaj on będzie. Kawalerka ciężko dyszy. Krawaty zdejmuje. Koszule rozpina. Rozgląda się dookoła. Komu to jeszcze dołożyć wypada? Nie ma już odważnych. Na taka siłę nie poradzisz bratku!
Skończyły się tańce. Księżyc pyzaty zza wiatraka zerka. Na łące srebrzysta rosa się iskrzy. Wiśnie w sadkach pachą. Cud nad cudy!
Niewiasty do chat odprowadzić musowo. Kawalerka się rozchodzi. Każdy swoją niewiastę wiedzie. Słychać chichoty, przymówki. Pomału wszystko ścicha.
Na wschodnie stronie niebo blednie. Powolutku, okrakiem, nowy dzień wstaje...