PRZYJACIEL
Na skwerze przy ulicy Żelaznej miałem swoją ławkę. Spędzałem, tam zwykle wieczory. Po ulicy Żelaznej wieczorami spacerują dziewczyny, całe mnóstwa dziewczyn. Wybierałem dla siebie co lepsze. Takie podkasane, o apetycznych pupach. Miałbym już zupełnie pokaźny zbiór ładnych dziewcząt, gdyby nie lalusie w skórzanych kurtkach, którzy bezczelnie zabierali mi moje dziewczyny. Wozili je potem na motorach po wyboistej drodze do lasu, aby przed użyciem wstrząsnąć...Bo tak naprawdę, to żadna dziewczyna nie chciała mnie, nawet ta pryszczata o krzywych nogach. Nigdy nie dotknąłem dziewczyny, nie licząc przypadku; gdy w przepełnionym autobusie przytuliła się jedna do mnie. Była to bardzo chuda dziewczyna, tak chuda, że wyczuwałem kości jej miednicy, ale i tak było mi przyjemnie.
Siedziałem więc samotnie na ławce przy ulicy Żelaznej i ciągle wybierałem dziewczyny i ciągle lalusie w skórzanych kurtkach zabierali mi je
. Nie mam znajomych poza starym człowiekiem, który mnie rozpił i nauczał oszustw karcianych, Gdy mężczyźni piją na wysypisku śmieci, ten stary człowiek czatuje w pobliskich krzakach. Czasami w porzuconej butelce zostawało kilka kropel alkoholu. Stary człowiek sączył jest starannie na dłoń i oblizywał jeżykiem. Z takim jak ja, poza starym człowiekiem, nikt nie chce się zadawać. Miejscowi uważają mnie za przygłupa...Twierdzą, że brak mi czterech klepek w głowie. Uważam, że stanowczo przesadzają. Jeżeli nawet, to najwyżej dwóch.
Kiedyś miałem przyjaciela - kundla co wabił się Franio. Przyjaźń z nim zawarłem przed sklepem mięsnym. Kupiłem wtedy 20 dkg. czarnego salcesonu. Kundel Franio wygramolił się właśnie ze śmietnika i przykuśtykał do mnie. Pies spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem. Zrozumiałem.. Przeliczyłem plasterki czarnego salcesonu. Było ich osiem. Odliczyłem cztery i poczęstowałem psa. Po wdzięcznym wyrazie jego oczu poznałem, że znalazłem przyjaciela..
Nikt nigdy nie chciał mnie wysłuchać. Mówiłem do siebie, choć to ponoć nienormalny objaw. A przecież tak bardzo chciałbym wypowiedzieć swoją tęsknotę za lasami pachnącymi poziomkami, za dziewczyną, która najbardziej kocham w swoich nieporadnych wierszach. Teraz już miałem przyjaciela, który chętnie, ze zrozumieniem, nie kryjąc zainteresowania mnie słuchał., .
Chodziliśmy za rzekę, na łąkę i siedzieliśmy tam ukryci wśród liści łopianu i pokrzyw. Opowiedziałem mu historię, którą usłyszałem od pewnej baby, Krewny owej baby był robotnikiem w fabryce maszyn, Kochał z wzajemnością dziewczynę. Mieli się pobrać, Rodzina jej była jednak temu przeciwna, bo chłopak był biedny. Matka jej mówiła – „Wołałabym widzieć was w trumnie.” Kilka dni przed wyznaczoną data ślubu. pas transmisyjny zabił niedoszłego pana młodego. Dziewczyna strasznie rozpaczała i uderzyła nawet w twarz matkę, choć za to może podobno nawet ręka uschnąć, Postanowiła wziąć ślub z martwym chłopakiem.
W dzień ślubu, a był to dzień deszczowy. do kościoła zbiegli się ludzie z całej okolicy. Nieśli go przed ołtarz w otwartej trumnie, ubranego w czarny, ślubny garnitur. Głowę miał przewiązana białą chustka, aby ukryć jej obrażenia. Prawa jego ręka zwisała bezwładnie z trumny.. Stanieli przed ołtarzem, Dziewczyna odważnie wzięła w swa dłoń owa zwisająca z trumny bezwładną, zimną rękę. Ksiądz związał je stułą i powiedział. – „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza”, lub coś w tym rodzaju. Nietrzeźwy organista, tak przejmująco fałszował, że wielu miało łzy wzruszenia w oczach. Potem chłopaka jak każdego nieboszczyka zakopano do ziemi. Panna młoda także chciała skoczyć do dołu, ale w ostatniej chwili rozmyśliła się, choć prawdę mówiąc, zebrani na to liczyli.
Sadziła na grobie męża piękne niezapominajki. Takich niezapominajek nie miał żaden nieboszczyk na tym cmentarzu..
Pewnego dnia wyrwałem mego przyjaciela Frania z rąk hycla. Gdy słysząc jego skowyt, nadbiegłem, wlókł już go do budy...Uderzyłem hycla mocno kantem dłoni w kark, ale on nie upadł i wiedziałem, że to będzie nieprosta sprawa. Hycel walnął mnie pięścią w szczękę, aż się zatoczyłem. Wówczas uderzyłem go bykiem w brodę. Gdy upadł, porwałem kundla i uciekliśmy na łąki.. Kundel Franio łasił się i lizał moje ręce, choć były bardzo brudne
Nie mam już przyjaciela kundla Frania. W upalny dzień przejechał go ciężarówką ryży szofer. Pies leżał przy krawężniku i łaziły po nim muchy. Nie mogłem się z tym widokiem pogodzić i rozpłakałem się.
Ludzie, dlaczego jesteście tacy okrutni!?. I ty mamo moja opuściłaś mnie! Może teraz jesteś puszącym się obłoczkiem na niebie?
A czy wiecie, że memu sąsiadowi wyskoczył pryszcz na samum koniuszku nosa?
.. . .
..