Rozpoczynamy anonimowo konkurs - opowiadanie w temacie: "Zasłyszane opowieści"

W konkursie na najciekawsze drabble zwyciężył utwór "sierota" - Gelsomina

Zapraszamy do głosowania na Wiersz Miesiąca III/24

Czar komnaty. Epizod VII (cz..) Wezuwiusz krzywdy.

Moderator: Redakcja

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Alter
Emeryt/ka
Posty: 1297
Rejestracja: 22 maja 2011, 22:01
Lokalizacja: Polska czyli nigdzie
Złotych Pietruch: 3
Srebrnych Pietruch: 1
Brązowych Pietruch: 1
Wierszy miesiąca: 3

Czar komnaty. Epizod VII (cz..) Wezuwiusz krzywdy.

Post autor: Alter »

Minęło wiele czasu zanim na podwórcu gospody ozwały się barbarzyńsko zmieszane ze sobą męskie, chrapliwe głosy, a archaiczne, podobne skórze chorej na trąd i syfilis birmańskiej słonicy, odrzwia, zaskrzypiały otwierane i ukazali się w nich Mateusz z Felicjanem oraz owi chłopi, którzy pospieszyli obaczyć, któż jest nieszczęśnikiem spoczywającym przy jedenastym dołku na polu.

  • Dawajcie wody gorącej, gospodarzu! A żywo! – krzyknął od progu Felicjan – I szmatę jakąś!
  • Ale nie waszą, szanowną małżonkę, jeno taką lnianą – uzupełnił szybko Mateusz, widząc, że gościnny gospodarz chwyta już za mosiężny dzwonek, by przywołać Isztar.
  • I Hennessy Cognac Ellipse! Całą flaszkę! Ale to dla nas! – chłop zwany Antkiem, otarł ręką pot z czoła – I drugą dla nieszczęśnika! Ciężkie to chłopisko, jak współczesna poezja. Trza wypić coś, braciszkowie, co może i niewyszukanym jest trunkiem, ale na naszą biedniacką kieszeń w sam raz.
    Drugi chłop, imieniem Maciej, niósł na ramieniu podłużną skórzaną torbę, z której wystawały kije.
    Położyli nieboraka na stole. Cicho jęczał, ale oczy miał otwarte i przytomne, lśniły one niczym rubiny kolczyków kochanki szefa mafii z Władywostoku albo jak byczki w sosie pomidorowym, po niezbędnym otwarciu wieczka blaszanej konserwy. Ogień bił z nich, moc plemna i jurna, siłą znoju ludu pracującego miast i wsi, wzbogaconego bolesnymi trudami przepracowanych dni i nocy, wiejskich zabaw w stodołach, klubach dla transwestytów i na osiedlowych trzepakach oraz hucznych ludowych świętach, z pojedynkami na sztachety, widły oraz lekkie działa samobieżne z wyrzutniami rakiet typu ziemia - ziemia. W wieku był dojrzałym i zdolnym do wszystkiego. Konstrukcję ciała miał eklektyczną, mogącą budzić zachwyt i pożądanie niewiast spoglądających na świat łagodnym, aksamitnym spojrzeniem, tak szczególnym u białogłów z silną krótkowzrocznością i zaawansowanym niedowidzeniem. Fizjonomią odznaczał się gotycką, raczej wybujałego francuskiego gotyku okresu pełnego średniowiecza, pełną krost, wrzodów pokiłowych i narośli, nogi zaś miał romańskie, pałąkowate, niczym łuki, tworzące sklepienia kolebkowe zacnych świątyń i zamczysk środkowej Anglii. Jego korpus należał już do pysznego baroku, co mógłby potwierdzić każdy historyk sztuki, albo weterynarz z uprawnieniami masarskimi – rozbuchany i nieoczekiwany w swoich fałdach i wybrzuszeniach, zaskakiwał wszystkich i wszystkie, którym przyszło go oglądać. Tylko dłonie miał zwyczajne, jak u miejscowych, zaniedbane, z gdzie niegdzie zarysowaną lekko emalią paznokcia - znać było, że od długich dwudziestu czterech godzin nie miał zrobionego fachowego manicure.
    Jęknął raz jeszcze, ale dało się słyszeć niewyraźną prośbę o napój.
    Podano mu czym prędzej jajowatą butlę koniaku, a kiedy opróżnij już ją całą, otarł usta rękawem podartej koszuli, uniósł się na łokciu i rozejrzał dość bystro dookoła.
  • Bracia! – jęknął.
    Sióstr nie obaczywszy, jęknął ponownie – Bracia moi, najmilejsi! Azaliż, to wyście wydobyli mnie z owej przepaści? Z owej eschatologicznej bryndzy? Z owego niebytu, znaczonego płazami pańskich uderzeń? Jakem nisko upadł! Jakiż jest żałosny finał mej doczesnej egzystencji!
    • Na któremżeś padł dołku, swawolniku? – zapytał Mateusz.
      -- Na dziesiątym, jenom ledwo dotarł do jedenastego – nieszczęśnik zwlókł się z ławy i ciężko zasiadł za stołem – krwią własną i plwociną okupuję swoją lekkomyślność i grzeszną chuć posiadania. Niechaj będą przeklęte wszelkie ścieżki, które nie wiodą do Pana!
  • Amen – rzekli zgodnie wszyscy obecni.
  • A jak to się stało? – zapytał ślusarz Felicjan – Cóżeś uczynił, że zły pan, ciągał cię na golfa, a tyś nosił za nim kije jego?
  • A ku lepszemu serce się rwało – stęknął nieznajomy zdrowo pociągnąwszy z kolejnej, owalnej flaszy – w dupem wchodził jaśnie panu, coby mieć lepszą robotę. Nawet zastępcą pisarza, albo i stangretem osobistym mogłem zostać, jako mi obiecywał. Ale, jak powiadają zacni ludzie: kto z możnymi się kuma, temu w domu dżuma. Poniewczasie zrozumiałem ową mądrość naszych domniemanych dziadów i niepewnych ojców. Spotkania na golfie. Kijów noszenie. Podkładanie się jaśnie panu, by przypadkiem nie być górą - to moja, prawdziwa nędza moralna. I oto, co mnie spotkało. Hańba i potępienie wieczne. Rozpacz i zgryzota. Kawior, tartinki, szampan i sprośne dzieweczki, wodzące oczami po wypukłościach mego pugilaresu. Powiadam wam, Kusy czyha za każdym węgłem, w studni siedzi każdej i w każdej windzie hotelowej. Pałacowe życie nie dla biedaków.
    Tu, nieznajomy zamilkł i siadł na stole z pewnym trudem.
  • Dalibyście jeszcze co łyknąć, jakiego przaśnego naszego trunku, co go tylko nasze, wieśniacze, gardła zdolne przyjąć.
    Wnet podano mu dzban Chablis z 1958 roku.
    Pił dugo i chciwie, nieledwie krztusząc się ludowym, prostym napitkiem, a kiedy już się nasycił, otarł usta i zlazł ze stołu. Siadł pomiędzy Mateuszem a Antkiem i popatrzył z wdzięcznością na swoich wybawicieli.
  • Opowiem ja wam o sprawie, o której w moich stronach, za borem bukowym , gdzie żubr i żubrówka jeno ścieżki znają, za mokradłami pełnymi węży w kieszeni i komorników, za cementownią wyniosłą, i za rzeką szeroką na półtora łokcia – głośno teraz. Ale nikt pary, ani fula, z ust tam nie puszcza, bo to niebezpiecznie tak licho kusić, zapraszać Złego w gościnę swoją gębą niewyparzoną i nieopatrznym słowem.
  • Prawda – pokiwali głowami i potwierdzili nierównym chórem obecni w karczmie – Niech cię święty Pederastion pobłogosławi, za mądre słowa.
  • Oby cię nie bolało przy obrzezywaniu, zanadto – dodał od siebie Frycek, któremu niezręcznie było powoływać się na świętego, z którym nie miał dobrych relacji – Obyś dobrą macę wymacał, cny gościu.
  • Owóż – ciągnął dalej nieznajomy, pochyliwszy się lekko, a dzban trzymając za ucho, jak konia za uzdę, albo niewiastę prowadzoną na targ – Owóż powiadają, że dziwne rzeczy dziać się poczęły, odkąd nowy rynek powstał w miasteczku. Jakoż, że drugi rynek utworzono, w takiej małej mieścinie, co to ją w dwie pełne klepsydry aeroplanem oblecisz, nazwano go Rynkiem Równoległym. Ale od samego początku jakoweś fatum wisiało nad tym placem. A to gnojowicą czuć było, chociaż okoliczni się zaklinali a nawet bezokoliczniki przysięgały się, że to nie ich, że to nie oni.. A to o północnej godzinie głos puszczyków się rozlegał śpiewający piosenki Franka Sinatry a capella. A to znowu wyroiły się stada mszyc żarłocznych, lesbijek, liberałów, anarchistów i archiwistów, których nawet święte egzorcyzmy odprawiane przez jaśnie oświeconego margrabiego, w asyście kilku biskupów, nie przepędziły. Później pojawiła się plaga nowa. Kto na rynek poszedł i przypatrzywszy się straganom z bliska, zakupów nie czyniąc, obszedł go dwa razy, ten jadem pluł na władzę jaśnie pana margrabiego i jego biskupów, niepomny kary dybów, kolokwiów, cierpięgi, nałożnic, zausznic i innych katowskich wynalazków. Jakby sam Luciferus miał za siedzisko to miejsce. Najgorsze miało się jednak dopiero zdarzyć. Przyjechali w czas pożniwny igrce, sztuki wyprawiać, takie jak to w ich zwyczaju: defenestracje, łamanie kołem, na rurze i dyszlu taniec, zespołowe defloracje udatne, śpiewy cienkie, żarty grube, fikuśne interpelacje ze spaśnymi dziewkami, ku uciesze publiki oraz wiele innych sztuczek, które duszę radują, a do śmiechu pobudzają. Mieli też rzekomo, niedźwiedzia szkolonego, ale go nie pokazywali, bo ciągle był zajęty. Obóz swój rozbili na samym placu, mimo, że ostrzegało ich wielu. Pierwszego dnia, jakby urok został zdjęty. Nic. Na drugi dzień, cisza. Tylko igrce swoje występy i występki dawali, grosiwo brzęczące zbierali i do kiesy chowali. Na trzeci dzień, pod wieczór, niebo poczerniało, jak pan młody pobity przez teścia i zaczęło grzmieć gdzieś tam, w chmurzyskach, na samej górze. Z początku jęło tylko popierdywać i lekko błyskać, potem to już takie grzmoty szły, że strach padł na wszystkich przekupniów, emisariuszy i akcjonariuszy. Błyskawice darły niebiosa, niby jurny księgowy bieliznę na swej kochance w czasie przerwy obiadowej. Trzęsawka niepohamowana i dygotki poszły na miasto i okolicę. Błyskawice strzelały, kobiety mdlały i jęczały albo się modliły, w zależności od towarzystwa, w którym przebywały i z kim dzieliły łoże. Na zewnątrz lało, zacinało i spłukiwało ziemię, jakby była nie wiadomo jak brudna. Powiadają, że tej nocy, jaśnie oświecony margrabia spoglądał w niebo przez mosiężną lunetę z wielkiego okna swego wyniosłego zamczyska.
    Co tam ujrzał, tego nie wiem, ale odwrócił się ponoć nagle cały blady i rzekł do towarzyszących mu purpuratów – Oooo! Kuuuuurwa mać!!! Kurwa! Kurwa! Kurwa! Mać!
    Ich ekscelencje, także pono długo patrzyły w niebo przez silne szkła fortecznej lunety i zakrzyknęły z gregoriańskim zaśpiewem – O, holy shit!!! Madonna forever!
    Mówią też, że natychmiast zeszli krętymi schodami do Tajnej Kancelarii obok jadłodajni dla bezdomnych i tam długo radzili. Nad czym? Tego nie wiem i pewnie nikt, oprócz nich samych, też nie wie.
    A nazajutrz dzień wstał piękny po tej straszliwej burzy, jakby nic się nie wydarzyło. Trochę kałuż zostało, nieco złamanych gałęzi i serc, parę kop przechodniów porażonych przez pioruny albo przez alkohol metylowy, nieco dachówek zerwanych – tyle co nic. Tylko igrców już nie było, nawet ślady kół wozów deszcz zmył do czysta, wydawało się, że nigdy ich nie było. A może i nie było? Niektórzy nawet tak twierdzą. Ja nie wiem. Nic tam, nie koniec to ponurej opowieści.
    Kiedy już wszyscy prawie zapomnieli o burzowej nocy, bo przecie niemało takich w roku, zaczęło się na dobre. Najpierw, po bitym tygodniu, w samo południe na Równoległym Rynku pojawiła się gromada obszarpańców. Suknie na nich poszarpane, wzrok dziki, pantalony w strzępach, aż im indeksy spadały na kostki. Trudno było w nich rozpoznać statecznych kupców, którymi byli w istocie. Dobytek ich cały, to porwane odzienie, dziurawe sakwy ze śladami długich cięć i w poszarpań, sińce pod oczami malowane strachem i niewyspaniem, a w oczach - pustka, przerażenie i obłęd. Znać – postradali zmysły na amen. Litościwi mieszkańcy przybyli co rychlej, aby zobaczyć taki obraz recesji, nędzy i upadku. Dobrzy ludzie otoczyli kołem przybyszy, a ujrzawszy nieboraków niespełna rozumu – obrali ich z aktywów ledwo dychających, pasywów w pasach pochowanych, dublonów zdublowanych, a nawet i co luźniej przymocowanych odstających części ciała. Znaleziono takoż zapiski na kieszonkowej stelli, która gdzieś tam, we pludrach, czy w ineksprymablach, jednemu z nich się uchowała.
    Nieszczęśni zostali przewiezieni wozem straży ogniowej pod nadzorem stu zbrojnych ministrantów i trabantów do margrabiowskiego Szpitala imienia świętej Eutanazji, gdzie, jak gadają, władzy umysłowej nie odzyskawszy, żywotów swoich dokonują, odziani w worki pokutne i leczeni, bez skutku, muzyką Aborygenów oraz nalewkami z kauzyperdy.
    Widać było od razu, że jaśnie oświecony margrabia oraz jego biskupi wiedzą coś więcej, ale tego wyznać nie chcą, a więcej – zataić byliby radzi także i to, co było tego nieznanego czegoś konsekwencją.
    Dla niepoznaki konsekrowano jedenaście kaplic i dwie katedry oraz otworzono bufet dla koni karych oraz magistrów nauk społecznych. Nie bardzo się udało, bo wypadki przyspieszały, jak jeże w rui, a co więcej – tajemnica zapisków na stelli obłąkanego kupca wyszła na jaw, za sprawą procarza- alkoholika z margrabiowskiej gwardii, który wykradł przepisany tekst i uczciwie przepił w szynku na przedmieściach. Chcesz poznać wieści najświeższe – idź do gospody.
    Tak się też stało. Zapiski poszły w miasto przepisywane i rozczytywane powszechnie, mimo surowych zakazów, uniwersalnych uniwersałów uniwersyteckich, rzucanych klątw kościelnych na nieposłusznych oraz mięsem, rzucania konfetti i golonek po bawarsku z wieży zamku jaśnie oświeconego margrabiego na miasto – niepokój przerodził się szybko w przerażenie i panikę. Mam nawet chyba przy sobie odpis ręcznie zręczny.
    Tutaj nieznajomy odratowaniec sięgnął do pludrów i wyjął z nich wymiętolony zwitek dobrze wyprawionej skóry bandika świnionogiego. Rozwinął go na stole i ukazał się tekst zapisany gęstą, przysadzistą szwabachą. Wszyscy usiedli w bliskości, nawet Frycek zajęty nawijaniem słodkich glizd na patyki, porzucił swoją pracę i oparty łokciami o blat szynkwasu czekał, co będzie dalej. Odratowaniec popił ze dzbana, założył pince-nez w złotej oprawie z łowickim kutasem i zaczął czytać.

Ex auribus cognoscitur asinus

Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19815
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Post autor: Dany »

Alter pisze:

Dawajcie wody gorącej, gospodarzu! A żywo! – krzyknął od progu Felicjan – I szmatę jakąś!

  • Ale nie waszą, szanowną małżonkę, jeno taką lnianą – uzupełnił szybko Mateusz, widząc, że gościnny gospodarz chwyta już za mosiężny dzwonek, by przywołać Isztar.

  • parsknęłam śmiechem, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy.

    Alter pisze:

    Ciężkie to chłopisko, jak współczesna poezja.

    Alter pisze:

    lśniły one niczym rubiny kolczyków kochanki szefa mafii z Władywostoku albo jak byczki w sosie pomidorowym, po niezbędnym otwarciu wieczka blaszanej konserwy.

    dopiero rozpoczęłam czytanie, a tu smaczek za smaczkiem, nie sposób wszystkie wymieniać.

    Alter pisze:

    Ogień bił z nich, moc plemna i jurna, siłą znoju ludu pracującego miast i wsi, wzbogaconego bolesnymi trudami przepracowanych dni i nocy, wiejskich zabaw w stodołach, klubach dla transwestytów i na osiedlowych trzepakach oraz hucznych ludowych świętach, z pojedynkami na sztachety, widły oraz lekkie działa samobieżne z wyrzutniami rakiet typu ziemia - ziemia.

ubawiłam się :)))))))))) do łez, parskając w niektórych momentach, że ekran przez Ciebie oplułam.
Jedna uwaga, za długie budujesz zdania, można się pogubić, stracić wątek, zanim się dojdzie do sedna.

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Lailach
Emeryt/ka
Posty: 1333
Rejestracja: 20 kwietnia 2012, 17:14
Lokalizacja: Polska
Srebrnych Pietruch: 1
Wierszy miesiąca: 6

Post autor: Lailach »

Przeczytałam tę część, nie mniej komiczną od poprzedniej (a raczej następnej). Poszukałam i znalazłam IV ale ktoś mi przerwał czytanie. Wrócę w wolnej chwili bo tekst zabawnie napisany a takoż treść jego wylewająca się jak flaki z trzewiów wcale nie tak smrodliwa jedno zalatująca aromatem okowity :)

Awatar użytkownika
Alter
Emeryt/ka
Posty: 1297
Rejestracja: 22 maja 2011, 22:01
Lokalizacja: Polska czyli nigdzie
Złotych Pietruch: 3
Srebrnych Pietruch: 1
Brązowych Pietruch: 1
Wierszy miesiąca: 3

Post autor: Alter »

Dany :)

Tak, buduję zdania złożone. Można w nich zginąć, ale
czasami to zabieg zamierzony.
Cieszę się, że nie oszczędzasz ekranu :) :) ;D

Lailach :)

Jestem za IX. epizodem, ale dawkuję.
Na PISZEMY są wszystkie poprzednie,
Bo tutaj zacząłem publikować "Czar Komnaty" :) :) ;D

Ex auribus cognoscitur asinus

Lailach
Emeryt/ka
Posty: 1333
Rejestracja: 20 kwietnia 2012, 17:14
Lokalizacja: Polska
Srebrnych Pietruch: 1
Wierszy miesiąca: 6

Post autor: Lailach »

Dokopię się do poprzednich i przeczytam w całości. Powodzenia w pisaniu :)

wychodzę z sercem, wracam z kacem

Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19815
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Post autor: Dany »

Alter pisze:

w dupem wchodził jaśnie panu, coby mieć lepszą robotę. Nawet zastępcą pisarza, albo i stangretem osobistym mogłem zostać, jako mi obiecywał. Ale, jak powiadają zacni ludzie: kto z możnymi się kuma, temu w domu dżuma.

jakie to realne jakie teraźniejsze czasy!.
święty Pederastion, szpital imieniem świętej Eutanazji...hi hi, Ty masz pomysły! :)

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
Alter
Emeryt/ka
Posty: 1297
Rejestracja: 22 maja 2011, 22:01
Lokalizacja: Polska czyli nigdzie
Złotych Pietruch: 3
Srebrnych Pietruch: 1
Brązowych Pietruch: 1
Wierszy miesiąca: 3

Post autor: Alter »

Lailach :)

Kto się dokopuje - nie błądzi :) :) ;D

Dany :)

Nie da się całkiem uciec ze swojego czasu.
A co do świętego Pederastiona
i świętej Eutanazji, uważam,
że są w porządku :) :) ;D

Ex auribus cognoscitur asinus

Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18255
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Post autor: elafel »

Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Chłopaka

Ela

Awatar użytkownika
Alter
Emeryt/ka
Posty: 1297
Rejestracja: 22 maja 2011, 22:01
Lokalizacja: Polska czyli nigdzie
Złotych Pietruch: 3
Srebrnych Pietruch: 1
Brązowych Pietruch: 1
Wierszy miesiąca: 3

Post autor: Alter »

Chłopak ze mnie...Hmmm... Wyrośnięty.
Ale bardzo dziękuję, bo często czuję się,
jak mały chłopiec. Chyba już nie dorosnę :) :) ;D

Serdecznie pozdrawiam, Elafel :angel:

Ex auribus cognoscitur asinus

ODPOWIEDZ