Wierszem Miesiąca III/24 został utwór Baśń wyszeptana o Poezji - Autsajder1303

Najlepszym anonimowym opowiadaniem został utwór - "Pani Basia" - jaga

Rozpoczynamy nowy konkurs o Złotą Pietruchę w temacie - "psota"

Takie same oczy

Moderator: Redakcja

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Z. Antolski
Autor/ka wielce zasłużony/a
Posty: 6488
Rejestracja: 26 stycznia 2013, 10:13
Lokalizacja: Kielce
Złotych Pietruch: 1
Srebrnych Pietruch: 2
Brązowych Pietruch: 4
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 19
Najciekawsza publicystyka: 6

Takie same oczy

Post autor: Z. Antolski »

Redaktor Dżordż, jak go pieszczotliwie nazywano, pracował w telewizji, miał mieszkanie w Warszawie i czasem można go było zobaczyć w Teleexpresie albo w wieczornych Wiadomościach. Zazwyczaj były to krótkie kilkusekundowe migawki, komentarz do przedstawionego wcześniej materiału z Polski, ale i tak uważaliśmy, że zrobił karierę. Chodził ubrany w wojskową zieloną kurtkę, lubił kraciaste koszule i dżinsy. Nie miał swojego samochodu, przyjeżdżał do Kielc pociągiem albo służbową nyską ze stosownymi firmowymi napisami. Zawsze gdzieś się śpieszył, miał tylko kilka minut czasu, niemal w biegu wypytywał, co słychać, jakie nastąpiły roszady na wojewódzkich szczebelkach władzy, kto jaką książkę wydał, co napisał, kto się rozwiódł, a kto umarł. Dla towarzystwa przywoził piękną dziewczynę, za każdym razem inną, wszystkie one niewiele miały do powiedzenia, ale dawały nam do zrozumienia, jak nudzą się w tym prowincjonalnym grajdołku, nie wiedzieć po co przytargane tutaj przez Dżordża.
Ciągle przejazdem, ciągle w drodze, w poszukiwaniu tematu, błyskotliwy i na czasie, świetnie zorientowany w sytuacji politycznej i personalnej, Dżordż wpadał do Klubu Dziennikarza albo do kawiarni Sołtyków, wypijał kilka wódek i pędził gdzieś dalej, w nieznane, a my pozostawaliśmy sami, w poczuciu przegranej. Nasze życie nie było tak ciekawe, takie szybkie, zdobywcze, i takie błyskotliwe jak jego. Już wówczas zauważyłem, że Dżordż mimo swoich niewątpliwych walorów towarzyskich, ma pewną cechę niezbyt dobrze widzianą w kręgach warszawki, jest mianowicie sentymentalny i tęskni za prowincją, a wszyscy znani mi dziennikarze i pisarze ze stolicy byli zimni, wyrachowani i cyniczni.
Tym co zwracało szczególną uwagę w jego wyglądzie - były jednak oczy, intensywnie błękitne, szczere i przyjazne, z iskierkami dowcipu i ironii. Dżordż nie miał wrogów, chciał przyjaźnić się ze wszystkimi.
Wpadał jak po ogień. - No co słychać? - dyszał. - Opowiadaj szybko, opowiadaj! I już po chwili go nie było, zanim rozmówca na dobre się rozgadał. Był więc taki trochę nasz, a trochę obcy.

  • Jak się czujesz w telewizji, tej fabryce kłamstwa? - pytałem go czasem.
  • Wiesz, na prezesa Szczepańskiego nie dam złego słowa powiedzieć. Dba o firmę - odpowiadał, jakby nie rozumiał, o co go pytam.
    O byłych żonach Dżordża chodziły legendy, podobno całe swoje zarobki przeznaczał na alimenty. Ale nowych podbojów mu ciągle było mało. Pewnego dnia dosłownie porwał z księgarni wprost zza lady naszą koleżankę Zosię, poetessę, bywalczynię Klubu Dziennikarza. Po prostu podjechał z kierowcą pod księgarnię, wywołał Zosię na ulicę, wsiedli do samochodu i pojechali do stolicy. Zosia wróciła do Kielc po kilku miesiącach wspólnego pożycia, bo ona też miała swoje humory i z Dżordżem jakoś nie mogła się dogadać. Nie mogła mu wszędzie towarzyszyć, a siedzieć w domu i czekać na ukochanego - to już zupełnie nie leżało w jej charakterze i dotychczasowym trybie życia, do którego była przyzwyczajona.
    Po kilku takich przyjazdach, po spędzeniu kilku godzin w towarzystwie Dżordża zorientowałem się, że niestety, tym co go napędzało był alkohol. To on dawał mu tę szybkość reakcji, refleks, błyskotliwy i cięty dowcip, umiejętność szybkiej repliki. Ale kiedy brakło alkoholu Dżordż stawał się niecierpliwy, zdenerwowany, przykry i znudzony, a jego twarz szarzała jak posypana popiołem. Brałem to na karb przemęczenia, życia w ciągłym stresie, w biegu. Nie zdawałem sobie sprawy, że Dżordż już nie potrafi normalnie funkcjonować bez alkoholu. Tymczasem potrzebował coraz większych dawek i nie zawsze odnosiły one dotychczasowy pozytywny skutek. Częściej Dżordż stawał się apatyczny, mowę miał bełkotliwą, zapominał, co miał zrobić i było mu wszystko jedno. Poza tym dopadała go depresja, nic mu się nie chciało, otoczenie go drażniło i irytowało.
    Wszystko zmieniło się na gorsze z powstaniem Solidarności, a potem z wprowadzeniem stanu wojennego.
  • Solidarność rozwala firmę - mówił redaktor Dżordż. - Ja rozumiem wzniosłe cele, ale przecież to utopia. Nasz los jako kraju został przypieczętowany w Poczdamie i nic się nie da zrobić. Tylko utopimy kraj w morzu krwi, w jakimś bezrozumnym powstaniu. Po co to wszystko? Czy Polacy zawsze będą postępować jak szaleńcy? - pytał retorycznie.
    W stanie wojennym Dżordż zjawił się w Kielcach i już został na stałe. Z początku mówił, że jego redakcja została częściowo zawieszona, potem, że ma dłuższy urlop. A potem to już chyba nie przeszedł weryfikacji, urządzonej przez nową wojskową ekipę, chociaż nie chciał o tym mówić.
    Wałęsał się więc jak my wszyscy. Zwłaszcza w stanie wojennym żyliśmy jakoś stadnie, chyba tak było raźniej. Najpierw spotykaliśmy się na kawie w kawiarni u Sołtyków w Rynku, potem jakaś mała wódka czy wino, wieczorem zjawiał się zazwyczaj ktoś bogatszy, jakiś facio z prywatnej inicjatywy, szło się do kogoś z mieszkaniem i gadało, piło, słuchało muzyki.

Jeszcze po okrągłym stole, jego życie mogło ulec odmianie, ale redaktora Dżordża już nie chciano w warszawskiej telewizji. Załapał się więc najpierw w regionalnej rozgłośni, potem w jednej gazetce i w drugiej, i to już był koniec naszych prowincjonalnych możliwości. Nawet napisał jakiś błyskotliwy reportaż, pokazywał go wszystkim i zmuszał do czytania, ale potem znów pił przez kilka tygodni. Do urzędu iść nie chciał.

Dżordż zaczął chodzić z Katarzyną, dziewczyną, która nie miała zajęcia, nie miała domu, żyła z dnia na dzień. Kochała go, opiekowała się nim, żeby nie wylądował w izbie wytrzeźwień albo nie był pobity przez jakiś policyjny patrol. Mieszkali u rodziców Dżordża, a potem tylko u matki staruszki, bo ojciec zmarł. Mały domek na przedmieściu, z kwiatowym ogródkiem i obszernym podwórkiem, na którym stały klatki druciane z królikami, hodowanymi przez jego rodziców, przy trasie wylotowej z miasta, cichy i spokojny domek, który Dżordż przez swoje rozpaczliwe picie zamieniał w piekło. Króliki wynosił i sprzedawał za wódkę. Wyniósł też wszystkie książki i cześć sprzętów.

Codziennie wałęsał się pijany po ulicach. Jego ubranie stawało się brudne i niechlujne. Gdzieś ktoś go uderzył, gdzieś upadł, i cały był w ranach, i w siniakach. Już nie przypominał eleganckiego, błyskotliwego, rzutkiego redaktora z telewizji. Stał się zwyczajnym bełkotliwym pijakiem, jakich pełno kręciło się po naszym mieście.
Wkrótce Dżordżem zainteresował się Krzysiek z Solidarności, z wykształcenia i pasji historyk, któremu żal było, że młody jeszcze i niewątpliwie uzdolniony człowiek tak się stacza. Jednak nie pomagały żadne perswazje i namowy ze strony Krzyśka, żeby Dżordż udał się na odwyk do szpitala w pobliskiej Morawicy. A przecież nie było w tym nic hańbiącego. Pamiętam jak pewnego popołudnia w Klubie Dziennikarza zjawił się znany plastyk z podręczna walizeczką, w której miał troskliwie poukładane przez czułą żonę ubrania, piżamę, mydło, ręcznik i szczoteczkę do zębów i oznajmił, że właśnie jedzie na odwyk do szpitala psychiatrycznego w Morawicy, a ostatnie godziny postanowił spędzić przy winie w gronie przyjaciół.
Próbował Dżordżowi pomóc także Jerzy Stępień, przywódca kieleckiej Solidarności, który miał wręcz manię i obsesję antyalkoholową i chciał nas wszystkich, starych pijaków, przerobić na trzeźwe aniołki. Jerzy odbył z Dżordżem kilka męskich rozmów, ale pomagało to na dzień, dwa, potem były redaktor znów chodził po ulicach kompletnie zamroczony. Wyglądało to tak, jakby chciał w ten sposób popełnić samobójstwo. Towarzyszyła mu jak cień jego dziewczyna.
O jego śmierci dowiedziałem się po wyjściu ze szpitala, gdzie miałem operację na kamienie żółciowe. Świat już był inny, kapitalistyczny, pojawiły się hałaśliwe reklamy, na ulicach ludzie masowo handlowali na zaimprowizowanych stoiskach. Mój sąsiad na osiedlu przerobił garaż na sklepik spożywczy i pijalnię piwa.
Katarzyną, dziewczyną redaktora, zaopiekował się Krzysiek z Solidarności. Jakoś wyszła na ludzi, figuruje jako współautorka na okładkach książek historycznych, jakie Krzysiek pisze i wydaje.
Po wielu latach, kiedy jurorowałem podczas konkursu recytatorskiego dla młodzieży, zobaczyłem w tłumie oczekujących byłą dziewczynę Dżordża, z młodą panienką. Okazało się, że to była córka Dżordża. Piękna, dorodna, rosła pannica. Kiedy patrzyłem w jej oczy, intensywnie błękitne, zobaczyłem nagle szczere oczy jej ojca. Jakiś dreszcz przeszedł mi po plecach i serce zaczęło mocno walić... Jakbym sobie coś przypomniał, z innego życia, coś ważnego, o czym już dawno zapomniałem.

Ostatnio zmieniony 05 lutego 2013, 15:13 przez Z. Antolski, łącznie zmieniany 5 razy.
Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18291
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Post autor: elafel »

Potrafisz spokojnie opowiedzieć. To bardzo dobra cecha. Może ciut brakuje dynamiki - ale każdy woli co inne. Ciekawie opowiadasz.
pozdrawiam :)

Ela

Awatar użytkownika
Z. Antolski
Autor/ka wielce zasłużony/a
Posty: 6488
Rejestracja: 26 stycznia 2013, 10:13
Lokalizacja: Kielce
Złotych Pietruch: 1
Srebrnych Pietruch: 2
Brązowych Pietruch: 4
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 19
Najciekawsza publicystyka: 6

Post autor: Z. Antolski »

Dzięki, pozdrawiam :)

Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19840
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Post autor: Dany »

Kiedy patrzyłem w jej oczy, intensywnie błękitne, zobaczyłem nagle szczere oczy jej ojca. Jakiś dreszcz przeszedł mi po plecach i serce zaczęło mocno walić... Jakbym sobie coś przypomniał, z innego życia, coś ważnego, o czym już dawno zapomniałem.

Tak, alkoholizm, to choroba, ale nie tylko dla samego delikwenta, ale i dla domowników, i dla przyjaciół.

Spokojnie opowiadasz, z nutką żalu i ze zrozumieniem, i ze współczuciem.

Masz niewielki bałagan z przecinkami:

ale dawały nam do zrozumienia jak nudzą się w tym prowincjonalnym grajdołku,

przed "jak", dałabym przecinek.

Jeszcze po okrągłym stole jego życie mogło ulec odmianie, ale redaktora Dżordża już nie chciano w warszawskiej telewizji.

- po stole, przecinek.

Dżordż zaczął chodzić z Katarzyną, dziewczyną, która nie miała zajęcia, nie miała domu, żyła z dnia na dzień. Kochała go, opiekowała się nim, żeby nie wylądował w izbie wytrzeźwień, albo nie był pobity przez jakiś policyjny patrol.

- przed "albo" niepotrzebny przecinek.

Gdzieś ktoś go uderzył, gdzieś upadł i cały był w ranach i w siniakach.

- W zdaniu, przed drugim i następnym - "i", stawiamy przecinek.

Pozdrawiam :)

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
Z. Antolski
Autor/ka wielce zasłużony/a
Posty: 6488
Rejestracja: 26 stycznia 2013, 10:13
Lokalizacja: Kielce
Złotych Pietruch: 1
Srebrnych Pietruch: 2
Brązowych Pietruch: 4
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 19
Najciekawsza publicystyka: 6

Post autor: Z. Antolski »

Z przecinkami święta racja, dziękuję.
Pozdrawiam :)

Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19840
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Post autor: Dany »

ale dawały nam do zrozumienia jak nudzą się w tym prowincjonalnym grajdołku,

przed "jak", dałabym przecinek.

Jeszcze po okrągłym stole jego życie mogło ulec odmianie, ale redaktora Dżordża już nie chciano w warszawskiej telewizji.

- po stole, przecinek.

Dżordż zaczął chodzić z Katarzyną, dziewczyną, która nie miała zajęcia, nie miała domu, żyła z dnia na dzień. Kochała go, opiekowała się nim, żeby nie wylądował w izbie wytrzeźwień, albo nie był pobity przez jakiś policyjny patrol.

- przed "albo" niepotrzebny przecinek.

Gdzieś ktoś go uderzył, gdzieś upadł i cały był w ranach i w siniakach.

- W zdaniu, przed drugim i następnym - "i", stawiamy przecinek.

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
Z. Antolski
Autor/ka wielce zasłużony/a
Posty: 6488
Rejestracja: 26 stycznia 2013, 10:13
Lokalizacja: Kielce
Złotych Pietruch: 1
Srebrnych Pietruch: 2
Brązowych Pietruch: 4
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 19
Najciekawsza publicystyka: 6

Post autor: Z. Antolski »

zrobione

Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19840
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Post autor: Dany »

Super, następne fajne opowiadanie idzie na półkę prozy, gdzie można w każdej chwili poczytać.
Ja przeczytałam jeszcze raz. :)

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
Z. Antolski
Autor/ka wielce zasłużony/a
Posty: 6488
Rejestracja: 26 stycznia 2013, 10:13
Lokalizacja: Kielce
Złotych Pietruch: 1
Srebrnych Pietruch: 2
Brązowych Pietruch: 4
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 9
Najlepsza proza: 19
Najciekawsza publicystyka: 6

Post autor: Z. Antolski »

Fajnie :)

ODPOWIEDZ