Rozpoczynamy anonimowo konkurs - opowiadanie w temacie: "Zasłyszane opowieści"

W konkursie na najciekawsze drabble zwyciężył utwór "sierota" - Gelsomina

Zapraszamy do głosowania na Wiersz Miesiąca III/24

Margines życia (część czwarta)

Moderator: Redakcja

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Cristtimm
Autor/ka wielce zasłużony/a
Posty: 593
Rejestracja: 02 listopada 2011, 13:31
Lokalizacja: Boston - już nie ;)
Złotych Pietruch: 2
Brązowych Pietruch: 1
Najlepsza proza: 6
Najciekawsza publicystyka: 1

Margines życia (część czwarta)

Post autor: Cristtimm »

Nareszcie. Dostałam wolny od pracy wieczór, właściwie cały dzień, ale najbardziej cieszyłam się z wieczoru. Od dawna namawiałam Marie i Renee, aby poszły wraz ze mną do "Moulin Rouge" obejrzeć występ tancerek kankana i udało się, wszystkie trzy miałyśmy "wychodne" i mogłam podzielić się z przyjaciółkami marzeniami. Marie od razu chętnie przystała na propozycję, a Renee po chwili zastanowienia uznała, że i tak nie ma nic ciekawszego do roboty. Wyszykowane, ubrane w najlepsze swoje sukienki, z pięknymi fryzurami, z narzuconymi na ramiona futrzanymi boa i uśmiechami na ustach szybkim krokiem zmierzałyśmy na Boulevard de Clichy. Architektura "Moulin Rouge" już z daleka rzucała się w oczy. Był to budynek o kształcie młyna, wciśnięty pomiędzy klasyczne domostwa. Właśnie ten nietypowy wygląd przyciągał uwagę, a czerwony, jaskrawy kolor podkreślał wyjątkowy charakter i przyciągał tłumy spragnione rozrywki i niezwykłości. Duży napis z przodu i światło wypływające prawie z każdego zakamarka dziwacznego miejsca działało jak płomień świecy na nocne motyle. Marie wyszczerzyła zęby w uśmiechu:
- Ech... przecież ja tu kiedyś byłam z takim jednym przystojniaczkiem... tyle, że niewiele pamiętam prócz cudnych oczu tamtego... a właściwie, to nawet tych oczu za bardzo nie pamiętam... Wiecie, trochę wypiłam.
Znałam już "trochę" Marie. Piła jak smok, mało kto umiał jej dorównać w szybkości opróżniania kolejnych butelek wina i nie znam nikogo, kto mógłby pochwalić się tym, że ją upił.
Przekroczyłyśmy magiczny próg budynku. Muzyka i głosy znów, podobnie jak pierwszym moim razem, uderzyły w nas całą mocą. Rozmach z jakim została udekorowana sala i jaskrawe oświetlenie tego wieczoru działały na mnie mocniej niż poprzednim razem. Moje towarzyszki również przystanęły onieśmielone, pociągnęłam je w głąb sali w poszukiwaniu wolnego stolika. Znalazłyśmy taki z boku, wciśnięty za filar i pewnie dlatego jeszcze pusty. Kelner przyjął od nas zamówienie. Orkiestra grała. Wieczór zapowiadał się na udany. Rozmawiałyśmy przekrzykując muzykę, chichotałyśmy i obgadywałyśmy dziewczęta z burdelu, samą Madame i naszych klientów. Piłyśmy wino, delektując się jego smakiem i smakiem chwilowej wolności.
Wreszcie na scenę wyskoczyły tancerki. Wstałam zachwycona, nie reagując na sykania innych bywalców lokalu, którym zasłoniłam widok i dopiero stanowcze pociągnięcie przez Renee za mój rękaw zmusiło mnie do zajęcia miejsca. Siedziałam wpatrzona w niezwykły spektakl. Dziewczęta na scenie dawały popis żywiołowości, gracji, zmysłowości i rozbuchanej młodości, ale najbardziej w oczy rzucała się kobieta w czerwonej, trochę wulgarnej sukni i blond włosach zaczesanych w kok. To co wyczyniła ze swoimi nogami przechodziło ludzkie pojęcie. Unosiła je, podrzucała, wyrzucała, potrząsała nimi. Jej taniec przyprawiał mnie o dreszcze, sprawiał, że wręcz siłą musiałam się powstrzymywać, aby nie wybiec na scenę i nie stanąć obok niej.
Tak, tak właśnie chcę tańczyć, tak chcę się poruszać, tak zachwycać, tak przyciągać wzrok wszystkich osób obecnych na sali.
Blondynka zakończyła swój popis efektownych szpagatem. Publiczność nagrodziła występ burzliwymi oklaskami, gwizdami i głośnymi okrzykami na jej cześć.
- Widziałyście? - odwróciłam się do przyjaciółek.
- Tak, niezła ta mała w czerwonym, ale założę się, że gdyby miała wycinać takie hołubce w łóżku przez kilka nocy z rzędu w salonie Madame to szybko wróciłaby do porządnego życia poczciwej praczki - skwitowała Marie.
Renee uśmiechnęła się.
- Tak, ślicznie tańczyły, wszystkie pięć. A widziałyście te złocone kandelabry na ścianach? Policzyłam, jest ich dokładnie trzydzieści sześć, a ...
- Nie nudź Renee. - Marie wstała od stolika - Moje drogie panie idę się przejść, rozprostować nogi i rozejrzeć się. Idziecie ze mną?
- Ja nie - szybko odpowiedziałam.
Chciałam zbliżyć się do sceny. Może spotkam w jej pobliżu którąś z tancerek?
Błąkałam się tam dłuższą chwilę, ale prócz zaczepki podpitego starszego gościa nic ciekawego się nie wydarzyło. Żadna z chahuteuses nie pojawiła się. Znudzona skierowałam się w stronę tłumu przy barze. Może tam odnajdę przyjaciółki? Wygląd jednego z gości od razu rzucał się w oczy. To mój znajomy karzeł. Siedział przechylony lekko w bok, na wysokim krześle, jego stopy nie dotykały ziemi. Kapelusz leżał na bufecie obok kieliszka z zielonym napojem i butelki opróżnionej już w trzech czwartych części. Czarne włosy sterczały w nieładzie, jakby przed chwilą zmierzwił je ręką, wzrok za binoklami miał zmącony, mięsiste wargi wyginały się lekko ku górze. Nie byłam pewna czy w uśmiechu czy też w grymasie. Wpatrywał się w tłum, zamyślony, nieobecny. Palcami wybijał rytm na blacie bufetu, bujając w jego takt stopą. Podeszłam.
- Dobry wieczór monsieur - trąciłam go lekko w ramię. Odwrócił głowę i wpatrywał się chwilę bez słowa w moją twarz. Nie poznał mnie. Niby dlaczego miałby poznać jedną z kurewek od Madame? Poczułam się zawstydzona swoją śmiałością. Odsunęłam się i zamierzałam odejść.
- Witaj Colette. Colette prawda? - wyszeptał lekko zachrypniętym z przepicia głosem.
- Nie.
Odwróciłam się, by odejść, ale drogę zagradzał mi otyły jegomość w poplamionej winem kamizelce. Spróbowałam wyminąć go, jednak jego zwalista osoba skutecznie unieruchomiła mnie pomiędzy krzesłem z karłem, a ladą wyszynku. Stałam niezdecydowana i wciąż zawstydzona. Poczułam na karku muśnięcie, delikatne, przelotne, jakby czułe.
- Masz piękny kark... ramiona... Claudine.
Nazwał mnie moim imieniem. Przypomniał sobie, czy od początku drwił? Odwróciłam się w jego kierunku i spojrzałam mu prosto w oczy, zza mgły alkoholowej wyzierała drwina, ale też smutek, a może ból.
- Masz piękne ramiona - powtórzył.
- Nie tylko - dodałam prowokacyjnie wysuwając do przodu biodro.
Nie podjął gry. Opuścił głowę i powrócił do wybijania rytmu na blacie bufetu.
Uznałam, że nie spodobał się mu mój trochę wulgarny gest i czeka, abym zostawiła go samego. Grubas już sobie poszedł więc mogłam odejść. Zrobiłam krok w stronę sali, chwycił moją dłoń.
- Zostań proszę.
Jego palce były miękkie, delikatne. Może rzeczywiście był, tak jak twierdziła Marie, jakimś hrabią.
- Przyszłam z dziewczynami obejrzeć kankana - powiedziałam szybko, jakbym chciała zatrzeć poprzednie złe wrażenie i usprawiedliwić swoją obecność w tym miejscu.
- I jak? Podobał ci się?
- Bardzo... bardzo. Gdybym mogła kiedyś tak zatańczyć...
- Jak La Goulue?
- Jak kto?
- To ta tancerka w czerwonej sukni.
- Znasz ją?
Skinął potakująco głową. Oniemiałam z zaskoczenia i radości. Czasami niemożliwe, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z bajek babci, stawało się bliskie i proste do osiągnięcia.
- Czy...? Czy poznasz mnie z nią? - ośmieliłam się wreszcie poprosić.
- Przecież ja sam ledwo ciebie znam - uśmiechnął się przekornie.
- Claudine Benoit, lat osiemnaście, z Aix, kurtyzana i przyszła tancerka kankana - przedstawiłam się.
Karzeł niezgrabnie zeskoczył z krzesła i ukłonił mi się z przesadą, w zabawny sposób.
- Henri Marie Raymond de Toulouse-Lautrec-Montfa, lat dwadzieścia pięć, malarz, alkoholik i kurwiarz, w przyszłości raczej nadal malarz, alkoholik i kurwiarz.
Roześmiałam się głośno, choć byłam pod ogromnym wrażeniem długiego nazwiska.
- Które z tych trzech zajęć najbardziej cię wciąga? - spytałam.
- Wszystkie są z sobą ściśle związane, teraz jak widzisz oddaję się drugiemu, ale po głowie wciąż chodzi mi pierwsze i trzecie.
- Czyżbyś zamierzał mnie namówić w dniu wolnym od pracy na to trzecie? - Odparłam ze śmiechem.
- Raczej myślałem o tobie w kontekście pierwszego.
- Chcesz mnie namalować?
- Tak, chciałbym... Twoje ramiona, kark... Zawrzyjmy układ, ja cię przedstawię La Goulue, ty pozwolisz mi się namalować.
- No nie wiem. Marie mówiła, że twoje obrazy są okropne - wymknęło mi się.
- Miejmy w takim razie nadzieję, że twój taniec będzie na tyle dobry, że zyska aprobatę Marie- odparował.
Uśmiechaliśmy się do siebie promiennie, jego oczy pojaśniały i uwolniły się z mgły smutku. Z tłumu wyłoniła się na moment Renee i pomachała mi ręką przyzywając mnie.
- Napijesz się? - wskazał głową butelkę.
- Nie, dziękuję, nie jestem tu sama... zaraz zresztą muszę wracać do zakładu Madame.
- A tak... a co z poznaniem Louise?
- Kogo?
- Louise, ta tancerka kankana... La Goulue.
- Teraz już raczej nie zdążę, ale marzę o tym i zrobię wszystko by móc się z nią spotkać.
- Spokojnie Claudine, pakt między nami zawarty - opowiem jej o tobie, a ty odsłonisz dla mnie ramiona.
- Dziękuję... Henri.
Ucałowałam go w policzek, pachniał alkoholem i jakimś innym, zmysłowym zapachem. Odwróciłam się i szybko pomknęłam w stronę przyjaciółki. Miała niepewną minę. Uniosłam ręce w geście pytającym. Przyciągnęła mnie do siebie i prosto do ucha powiedziała:
- Claudine, jest problem... z Marie... Wypiła sześć szklanek brandy i cztery kieliszki wina, a jeden wylała sobie na sukienkę i uparła się na takiego jednego. Chce z nim wyjść.
- Jak to? Dokąd? Przecież musimy wracać do Madame i to właściwie natychmiast... Gdzie ona?
- Tam - wskazała ręką kierunek, ale samej Marie nie mogłam dostrzec w tym tłumie. Przecisnęłam się wraz z Renee przez kolorową, rozgadaną ciżbę ludzi i odnalazłam olbrzymkę w ramionach równie wysokiego i tęgiego bruneta w kolorowej koszuli. Nasza przyjaciółka wprost rozpływała się w uśmiechach pod spojrzeniem poznanego mężczyzny i co najdziwniejsze - szczebiotała jak mała dziewczynka i lekko podskakiwała. Podeszłam do niej, chwyciłam za ramie i potrząsnęłam:
- Marie! Marie! Wracamy do domu!
Popatrzyła na mnie półprzytomnie.
- Do jakiego domu? Szalona dziewucho, burdel nazywasz domem? Nigdzie nie idę.
- Marie... Proszę... Tak wiem, to żaden dom, ale tak czy inaczej musimy wracać.
- Może wy musicie, ja zostaję z moim Theo tutaj. Na zawsze - dodała rozmarzonym tonem.
Theo zagarnął ramionami Marie i przycisnął do siebie, szepcząc jej coś przy tym do ucha. Ta odchyliła do tyłu głowę w rżącym, głośnym śmiechu. Potem wlepiła w niego wzrok w pełnym uwielbieniu, do nas odezwała się nawet nie odwracając w naszym kierunku głowy.
- Wracajcie beze mnie, ja idę z moim cukiereczkiem.
- Nie, Marie - postawiłam się - nie wyjdziemy bez ciebie. Przyszłyśmy tu razem i wyjdziemy też razem. Zaproś przyjaciela do nas, a jeśli chcesz mu oddać się bezinteresownie, umów się na następne wychodne. A teraz grzecznie pożegnaj swojego cukiereczka, daj mu słodkie buzi i pomachaj na pożegnanie rączką.
Mogłam dalej mówić, a nawet krzyczeć, to nie miało sensu. Para olbrzymów wtulała się w siebie, całując się, obmacując, chichocząc do siebie i świata poza sobą nie widząc.
- To alfons, chce ją przygruchać i wystawić na ulicę - usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się. Stał tuż za mną, trzymając w jednej ręce kapelusz, w drugiej prawie opróżnioną już butelkę.
- Skąd wiesz? Znasz go.
- Oczywiście. Jednym z plusów bycia kurwiarzem jest znajomość wszystkich kurewek i ich opiekunów, a z bycia malarzem łatwość zapamiętywania ich twarzy - odparł drwiąco.
Zdenerwował mnie. Już cała ta sytuacja z Marie wyprowadziła mnie z równowagi, a jego drwiący ton jeszcze to spotęgował.
- A jaki jest plus z bycia szlachetnie urodzonym, panie de Toulouse-Lautrec-Montfa ?
Spoważniał. Spojrzał smutno na mnie.
- Żaden Claudine, uwierz - żaden.
- Marie! - wrzasnęłam próbując wyrwać dziewczynę z uścisku - Marie! Do cholery! Obudź się z tego miłosnego amoku!
Nie działało. Marie jakby wcale nie słyszała krzyków i nie czuła szarpania. Tylko olbrzym machnął ręką w moją stronę, jakby opędzając się od natrętnej muchy, dalej zatapiając się wargami w usta marchewkowowłosej dziewczyny. Poczułam bezsilność. Mogłabym plunąć na to wszystko i opuścić lokal wraz z Renee, ale coś mi mówiło, że byłoby to zwykłe świństwo, którego bym sobie nie wybaczyła. Renee stała obok nas jak grzeczna dziewczynka i chyba czekała na rezultaty mojego działania, czyli jak zwykle liczyła. Tym razem na mnie. Na kogo ja mogłam liczyć?
- Zrób coś - odwróciłam się do karła.
- Mam stłuc go na miejscu, czy wyprowadzić przed lokal? - spytał ze spokojem.
Spojrzałam na jednego i drugiego i parsknęłam śmiechem. Kolejny raz mnie rozbawił i zirytował zarazem.
- To może go przekupisz? Chyba jesteś bogaty, co?
- Nie bardzo... Alkohol i farby tak podrożały, że muszę oszczędzać na dziwkach... Sama widzisz, nie mam za co godnie żyć, a co dopiero czym go przekupić?
Sprawę rozwiązała Renee, która podeszła do olbrzyma, wspięła się na palce i wyszeptała mu coś prosto do ucha. Odsunął się od Marie, spojrzał na obie z niedowierzaniem. Renee skinęła potakująco głową.
- To prawda? - zapytał.
- Ale co cukiereczku? - Marie wyjąkała wystraszonym tonem.
- Twoja koleżanka właśnie mi powiedziała, że był u was w zakładzie przypadek rzęsistkowicy i macie stawić się wszystkie na badania.
- To nieprawda! - wykrzyknęła oburzona - Nic takiego nie było!
Podjęłam grę Renee.
- Marie nie ma sensu kręcić i oszukiwać, przecież u Babette stwierdzono go ostatnio i Madame wycofała ja na jakiś czas. Wszystkie przecież mamy wyznaczony termin na badanie. Lepiej dla ciebie i twojego cukiereczka mieć pewność, prawda?
- Cukiereczku...
- Daj spokój mała - przerwał jej "cukiereczek" bez pardonu - idź się przebadać, wylecz co trzeba... Wpadnę tam kiedyś do ciebie, to wrócimy do rozmowy.
- Theo, one to wymyśliły, uwierz - błagała Marie, próbując go objąć, ale olbrzym był nieugięty i odtrącił jej ręce.
- Uwierzę, jak zobaczę papier, że jesteś zdrowa - zakończył rozmowę i najzwyczajniej w świecie poszedł sobie.
Marie stała nie wierząc, że odchodzi i wpatrując się smutno w jego oddalającą się sylwetkę.
- Ale odnajdziesz mnie cukiereczku, co? - wykrzyknęła żałośnie, ale chyba jej nie usłyszał.
Odwróciła się do nas i wysyczała:
- Żmije.
Po chwili dodała
- Zabierajmy się stąd, Madame nas zabije.
Przez resztę drogi milczała, dopiero przed drzwiami zakładu chwyciła nas za ręce i powiedziała
- Żmije jesteście, ale dzięki...

Lailach
Emeryt/ka
Posty: 1333
Rejestracja: 20 kwietnia 2012, 17:14
Lokalizacja: Polska
Srebrnych Pietruch: 1
Wierszy miesiąca: 6

Post autor: Lailach »

Przeczytałam :) Pisz dalej, pisz...jestem bardzo ciekawa :)

wychodzę z sercem, wracam z kacem

Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19831
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Post autor: Dany »

Napisałam już dzisiaj komentarz, ale jakoś go nie ma.
To są niepokojące zjawiska.
:(

To jednak karzeł, to nie fikcyjna postać, ale znany malarz.

Tak długo czekałam na tę część, a tak szybko przeczytałam i znowu czekam na cdn.
Pozdrawiam :)

Ostatnio zmieniony 04 lutego 2013, 19:37 przez Dany, łącznie zmieniany 1 raz.

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
Alter
Emeryt/ka
Posty: 1297
Rejestracja: 22 maja 2011, 22:01
Lokalizacja: Polska czyli nigdzie
Złotych Pietruch: 3
Srebrnych Pietruch: 1
Brązowych Pietruch: 1
Wierszy miesiąca: 3

Post autor: Alter »

Cristtimm :)

Doskonałe :) :) :)
Trzymam kciuki za ciąg dalszy :)

Ex auribus cognoscitur asinus

Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18262
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Post autor: elafel »

A ja czułam, że karzeł będzie ważny w tej opowieści. :]
No przeczytałam i co - i znowu czekać :cry:
Jak zwykle super :thumbup:

Ela

Awatar użytkownika
Cristtimm
Autor/ka wielce zasłużony/a
Posty: 593
Rejestracja: 02 listopada 2011, 13:31
Lokalizacja: Boston - już nie ;)
Złotych Pietruch: 2
Brązowych Pietruch: 1
Najlepsza proza: 6
Najciekawsza publicystyka: 1

Post autor: Cristtimm »

Lailach, Jak miło widzieć, że przeczytałaś mój tekst. :)
Dany, i elafel, - przyznam, że głównie z myślą o Was tutaj wpadam :) :)
Dzięki Alter, Ty wiesz ile znaczą dla mnie Twoje pochwały :P ;)

Cały tekst powstał pod wpływem inspiracji obrazem (którym zachwycam się od wielu, wielu lat) Wielkiego Karła Henri Toulouse-Lautrec.
Pozdrawiam prawie wiosennie :) :)

Awatar użytkownika
Dany
Administrator
Posty: 19831
Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 4
Srebrnych Pietruch: 9
Brązowych Pietruch: 11
Kryształowych Dyń: 1
Wierszy miesiąca: 24

Post autor: Dany »

Jaki obraz Ciebie zachwyca? Ja mam kopię "toaleta", namalowaną przez moją córkę.
Mówisz, że dla nas tu wpadasz, to dobrze, że wiesz że my uwielbiamy Twoje opowiadania.
Czytam po kilka razy, by sobie utrwalić treść, by nic nie zapomnieć do następnej części.
Zatem przybywaj i wstawiaj! :)

ObrazekOczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.

Awatar użytkownika
elafel
Młodszy administrator
Posty: 18262
Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
Lokalizacja: Poznań
Złotych Pietruch: 15
Srebrnych Pietruch: 17
Brązowych Pietruch: 21
Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
Kryształowych Dyń: 3
Wierszy miesiąca: 15
Najlepsza proza: 7
Najciekawsza publicystyka: 1

Post autor: elafel »

Dzisiaj trochę o nim poczytałam, to bardzo ciekawa postać. Żył krótko ale jakże treściwie.
Nie wiedziałam, kim jest, owa postać z Twoje opowieści, ale czułam, że muszę o nim napisać chociaż wiersz. Dzięki Ci Cristtimm, to za Twoją przyczyną poznałam ciekawą postać.
pozdrawiam

Ela

ODPOWIEDZ