Wierszem Miesiąca III/24 został utwór Baśń wyszeptana o Poezji - Autsajder1303
Najlepszym anonimowym opowiadaniem został utwór - "Pani Basia" - jaga
Rozpoczynamy nowy konkurs o Złotą Pietruchę w temacie - "psota"
Międzybajki - Rozdział 4 - Hocki klocki
Moderator: Redakcja
- Autsajder1303
- Autor/ka zasłużony/a
- Posty: 4530
- Rejestracja: 12 października 2015, 12:05
- Złotych Pietruch: 2
- Srebrnych Pietruch: 2
- Brązowych Pietruch: 2
- Kryształowych Dyń: 2
- Wierszy miesiąca: 7
Międzybajki - Rozdział 4 - Hocki klocki
Chuda Eliza bujała się w starym, wiklinowym fotelu przed swoją chatą, kiedy zauważyła kłęby czarnego dymu, unoszące się znad linii drzew.
- To chyba u Marry - powiedziała szeptem do siebie, wstając z fotela, zarzuciła na grzbiet wypłowiałe palto.
- Leon! - krzyknęła, uchylając drzwi do domu.
- Leon niedojdo! Chodź prędko, coś się chyba stało w domu Marry!
Z ciemnego wnętrza chaty, dało się słyszeć donośne chrząknięcie, po którym zachrypnięty głos odpowiedział ironicznym tonem.
- Idę, idę babo. Psiakrew, żyć nie dają. Ta stara przechera nigdy się nie nauczy, że nie mieszka tutaj sama.
- Nie dziaduj, tylko leć zobaczyć, co się stało, może trzeba komuś pomocy.
Leon, z wielką niechęcią i kwaśną miną, wziął z chaty dubeltówkę i ruszył w stronę domu Krwawej Marry. Las wydawał się jakiś nienaturalnie cichy. Nie było słychać żadnych ptaków ani owadów, nawet wiatr nie szeleścił liśćmi, co sprawiło, że na skórze Leona wykwitła gęsia skórka. Zbliżając się do domu Marry, jego nozdrza wypełniał ostry, duszący zapach palonego drewna. Ciszę, która kilka sekund temu przyprawiła go o dreszcze, zakłócił syk i trzask płomieni, wysokich na kilka metrów. Jak w hipnotycznym tańcu, obracały w popiół wszystko, czego dosięgły. Na trawniku przed domem, ktoś postawił krzyż i dopiero, kiedy Leon podszedł bliżej, jego oczom ukazał się widok, którego nigdy nie zapomni.
- Przecież to Bezimienna. Jasny gwint, ciekawe czy Marry była w domu?
Leon podszedł bliżej, zakrywając twarz czapką. Chciał zobaczyć, czy da mu się dostrzec kogoś w środku, ale płomienie syczały coraz głośniej, nie pozwalając na kolejny krok do przodu. Był jednak na tyle blisko, żeby rozpoznać Woodiego, który nadal przybity do drzwi, płonął teraz jak zawieszona w powietrzu pochodnia. Leon poznał go po urżniętych palcach lewej dłoni.
- Co tu się stało?...
Bigbi nie był pewien, co myśleć o znalezionych śladach. Odkąd pan Ropuch wyjechał z synem na farmę, w Fable nie było żadnych dzieci, nie licząc Kapturka, która już dawno wyrosła ze swoich trzewików, no i Calineczki, ale ta była jeszcze mniejsza, nie mogła zostawić śladów dwa razy większych od siebie.
I jeszcze te paznokcie na poręczy. Wygląda na to, że Colin jednak próbował się w jakiś sposób bronić, a morderca miał problem z wciągnięciem go na tę belkę. Bigbi zebrał próbki krwi i jeszcze raz przyjrzał się znalezionej w kieszeni Colina fiolce. "Trzeba popytać co to za wynalazek", pomyślał i nawet wiedział, kto mu w tym pomoże. Ale najpierw, musiał doprowadzić się do stanu używalności. Przez kilka ostatnich dni nie trzeźwiał, smród jego ubrań powoli stawał się uciążliwy, w dodatku czuł ogromny głód, który musiał jak najszybciej zaspokoić. W mieście była łaźnia, prowadzona przez siostry Kopciuszka. Bigbi zamówił długą kąpiel, w towarzystwie dwóch Elfich wróżek, które po wszystkim wyszły czerwone na twarzach, szepcząc do siebie i chichocząc, ewidentnie czymś podekscytowane. Zostało jeszcze nakarmić wilka, więc ubrawszy się w świeżo wyprane i nakrochmalone łachy, Bigbi udał się do "Siedmiomilowego Bistro". Czytając menu, jego wzrok zatrzymał się na dziczyźnie, a przed jego oczami, jak żyw ukazał się Colin, z cygarem w ryju i zawadiackim uśmiechem.
- No co jest stary druhu, chyba nie zeżresz kumpla?
Bigbi otrząsnął się i zamówił ogromny talerz magicznych grzybów, które po zjedzeniu, przybierały smak wszystkiego, co sobie jedzący akurat wyobraził. To jeden ze sposobów utrzymywania bestii na smyczy, który Bigbiemu zaproponował kiedyś nikt inny, jak sam Ichabod Crane, jeszcze zanim zaczął mordować.
- Można się przysiąść? - Do stolika Bigbiego podeszła jakaś postać, miała na sobie płaszcz, a twarz zasłaniał głęboki spiczasty kaptur. Jednak po głosie Bigbi rozpoznał, że to kobieta.
- A z kim mam przyjemność, jeśli można wiedzieć. - Zapytał, nadal wpatrując się w talerz, którego zawartość znikała w dosyć szybkim tempie.
- Myślę, że to teraz nieistotne - odrzekła kobieta, zajmując puste krzesło naprzeciw Bigbiego.
- Przychodzę, bo wiem, że masz pewien problem. A ja, nie chwaląc się zbytnio, jestem w stanie twój problem rozwiązać.
- Bigbi parsknął śmiechem, opluwając się resztkami przeżuwanych właśnie grzybów.
- Bez urazy, kimkolwiek jesteś, ale należę do gatunku stworzeń, które nie proszą o niczyją pomoc.
- Ty nie prosisz, ale ja tę pomoc oferuję, bo wiem ile masz do stracenia, wiem też ile możesz zyskać.
- Co to za hocki klocki, przebieranki? Nie podoba mi się cała ta konspiracja. Gadaj kim jesteś i czego chcesz, bo nie mam czasu na pierdoły.
- Spokojnie wilku, nie przyszłam do ciebie marnować czas. Zaręczam, że mamy wspólny cel i możemy sobie wzajemnie pomóc.
- Wybacz, ale pracuję solo, poza tym nawet nie raczysz się przedstawić, pokazać twarzy. Jaką mam pewność, że nie zrobisz mnie w jajo.
- Żadnej wilku, ale czasami trzeba podejmować ryzyko. Nie będę nalegać, chociaż jeszcze wrócę, żeby ponowić swoją ofertę.
- Powodzenia - odrzekł sucho Bigbi.
Kobieta odeszła, a on zastanawiał się, czy za nią nie pójść. Ale w ostatnim chwili zrezygnował i zamówił kufel zaklinanego piwa...
- Leon niedorajdo, leć po jakąś pomoc! - Eliza wrzeszczała, nie mogąc ustać w miejscu, trzymając się za głowę, powtarzała co chwilę jak dziecko, w kompletnym szoku:
- To się nie dzieje naprawdę, to tylko sen, za chwilę się obudzisz we własnym łóżku. To się nie dzieje naprawdę... Leon!
Dach domu Marry, zapadł się nagle, rozpędzając iskry i dym we wszystkie strony. Eliza zdjęła z krzyża ciało Bezimiennej i okryła je swoim paltem.
- Zostań tutaj - powiedział Leon, kładąc obok niej dubeltówkę - pójdę po szeryfa, a ty czekaj, na wypadek, gdyby Marry wróciła. Miejmy nadzieję, że nie było jej w domu, kiedy wybuchł pożar.
Kiedy Leon dotarł do biura Bigbiego, nie zastał w nim żywej duszy. Spanikowany, pobiegł do pubu, ale tam też nie znalazł szeryfa. W końcu, załamując gorączkowo ręce, wpadł na Bigbiego przed bistrem.
- Szeryfie, - jął sapać jak pies po przebiegnięciu sporego dystansu.
- dom Krwawej Marry płonie. Są ofiary, Woody, Bezimienna, być może jeszcze ktoś.
- Spokojnie Leon, złap najpierw oddech.
Kiedy się uspokoił, opowiedział Bigbiemu, co zobaczył w lesie. Natychmiast tam ruszyli, nie odzywając się do siebie ani słowem. Eliza klęczała przy okrytym paltem ciele Bezimiennej, zanosząc się płaczem. Leon podszedł do niej i pomógł wstać.
- No już głupia, czego ryczysz? Przecież to nie tobie stała się krzywda.
Eliza spojrzała na niego z wielkim wyrzutem i pogardą w oczach.
- Jak możesz być taki nieczuły? Ona była moją przyjaciółką. Precz z łapami dziadu, nie dotykaj mnie!
Bigbi nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Jeszcze niedawno narzekał, że jest niepotrzebny. A teraz? Jak na złość giną kolejni mieszkańcy Fable i wyglądało na to, że tylko on mógł powstrzymać kolejną tragedię.
- To chyba u Marry - powiedziała szeptem do siebie, wstając z fotela, zarzuciła na grzbiet wypłowiałe palto.
- Leon! - krzyknęła, uchylając drzwi do domu.
- Leon niedojdo! Chodź prędko, coś się chyba stało w domu Marry!
Z ciemnego wnętrza chaty, dało się słyszeć donośne chrząknięcie, po którym zachrypnięty głos odpowiedział ironicznym tonem.
- Idę, idę babo. Psiakrew, żyć nie dają. Ta stara przechera nigdy się nie nauczy, że nie mieszka tutaj sama.
- Nie dziaduj, tylko leć zobaczyć, co się stało, może trzeba komuś pomocy.
Leon, z wielką niechęcią i kwaśną miną, wziął z chaty dubeltówkę i ruszył w stronę domu Krwawej Marry. Las wydawał się jakiś nienaturalnie cichy. Nie było słychać żadnych ptaków ani owadów, nawet wiatr nie szeleścił liśćmi, co sprawiło, że na skórze Leona wykwitła gęsia skórka. Zbliżając się do domu Marry, jego nozdrza wypełniał ostry, duszący zapach palonego drewna. Ciszę, która kilka sekund temu przyprawiła go o dreszcze, zakłócił syk i trzask płomieni, wysokich na kilka metrów. Jak w hipnotycznym tańcu, obracały w popiół wszystko, czego dosięgły. Na trawniku przed domem, ktoś postawił krzyż i dopiero, kiedy Leon podszedł bliżej, jego oczom ukazał się widok, którego nigdy nie zapomni.
- Przecież to Bezimienna. Jasny gwint, ciekawe czy Marry była w domu?
Leon podszedł bliżej, zakrywając twarz czapką. Chciał zobaczyć, czy da mu się dostrzec kogoś w środku, ale płomienie syczały coraz głośniej, nie pozwalając na kolejny krok do przodu. Był jednak na tyle blisko, żeby rozpoznać Woodiego, który nadal przybity do drzwi, płonął teraz jak zawieszona w powietrzu pochodnia. Leon poznał go po urżniętych palcach lewej dłoni.
- Co tu się stało?...
Bigbi nie był pewien, co myśleć o znalezionych śladach. Odkąd pan Ropuch wyjechał z synem na farmę, w Fable nie było żadnych dzieci, nie licząc Kapturka, która już dawno wyrosła ze swoich trzewików, no i Calineczki, ale ta była jeszcze mniejsza, nie mogła zostawić śladów dwa razy większych od siebie.
I jeszcze te paznokcie na poręczy. Wygląda na to, że Colin jednak próbował się w jakiś sposób bronić, a morderca miał problem z wciągnięciem go na tę belkę. Bigbi zebrał próbki krwi i jeszcze raz przyjrzał się znalezionej w kieszeni Colina fiolce. "Trzeba popytać co to za wynalazek", pomyślał i nawet wiedział, kto mu w tym pomoże. Ale najpierw, musiał doprowadzić się do stanu używalności. Przez kilka ostatnich dni nie trzeźwiał, smród jego ubrań powoli stawał się uciążliwy, w dodatku czuł ogromny głód, który musiał jak najszybciej zaspokoić. W mieście była łaźnia, prowadzona przez siostry Kopciuszka. Bigbi zamówił długą kąpiel, w towarzystwie dwóch Elfich wróżek, które po wszystkim wyszły czerwone na twarzach, szepcząc do siebie i chichocząc, ewidentnie czymś podekscytowane. Zostało jeszcze nakarmić wilka, więc ubrawszy się w świeżo wyprane i nakrochmalone łachy, Bigbi udał się do "Siedmiomilowego Bistro". Czytając menu, jego wzrok zatrzymał się na dziczyźnie, a przed jego oczami, jak żyw ukazał się Colin, z cygarem w ryju i zawadiackim uśmiechem.
- No co jest stary druhu, chyba nie zeżresz kumpla?
Bigbi otrząsnął się i zamówił ogromny talerz magicznych grzybów, które po zjedzeniu, przybierały smak wszystkiego, co sobie jedzący akurat wyobraził. To jeden ze sposobów utrzymywania bestii na smyczy, który Bigbiemu zaproponował kiedyś nikt inny, jak sam Ichabod Crane, jeszcze zanim zaczął mordować.
- Można się przysiąść? - Do stolika Bigbiego podeszła jakaś postać, miała na sobie płaszcz, a twarz zasłaniał głęboki spiczasty kaptur. Jednak po głosie Bigbi rozpoznał, że to kobieta.
- A z kim mam przyjemność, jeśli można wiedzieć. - Zapytał, nadal wpatrując się w talerz, którego zawartość znikała w dosyć szybkim tempie.
- Myślę, że to teraz nieistotne - odrzekła kobieta, zajmując puste krzesło naprzeciw Bigbiego.
- Przychodzę, bo wiem, że masz pewien problem. A ja, nie chwaląc się zbytnio, jestem w stanie twój problem rozwiązać.
- Bigbi parsknął śmiechem, opluwając się resztkami przeżuwanych właśnie grzybów.
- Bez urazy, kimkolwiek jesteś, ale należę do gatunku stworzeń, które nie proszą o niczyją pomoc.
- Ty nie prosisz, ale ja tę pomoc oferuję, bo wiem ile masz do stracenia, wiem też ile możesz zyskać.
- Co to za hocki klocki, przebieranki? Nie podoba mi się cała ta konspiracja. Gadaj kim jesteś i czego chcesz, bo nie mam czasu na pierdoły.
- Spokojnie wilku, nie przyszłam do ciebie marnować czas. Zaręczam, że mamy wspólny cel i możemy sobie wzajemnie pomóc.
- Wybacz, ale pracuję solo, poza tym nawet nie raczysz się przedstawić, pokazać twarzy. Jaką mam pewność, że nie zrobisz mnie w jajo.
- Żadnej wilku, ale czasami trzeba podejmować ryzyko. Nie będę nalegać, chociaż jeszcze wrócę, żeby ponowić swoją ofertę.
- Powodzenia - odrzekł sucho Bigbi.
Kobieta odeszła, a on zastanawiał się, czy za nią nie pójść. Ale w ostatnim chwili zrezygnował i zamówił kufel zaklinanego piwa...
- Leon niedorajdo, leć po jakąś pomoc! - Eliza wrzeszczała, nie mogąc ustać w miejscu, trzymając się za głowę, powtarzała co chwilę jak dziecko, w kompletnym szoku:
- To się nie dzieje naprawdę, to tylko sen, za chwilę się obudzisz we własnym łóżku. To się nie dzieje naprawdę... Leon!
Dach domu Marry, zapadł się nagle, rozpędzając iskry i dym we wszystkie strony. Eliza zdjęła z krzyża ciało Bezimiennej i okryła je swoim paltem.
- Zostań tutaj - powiedział Leon, kładąc obok niej dubeltówkę - pójdę po szeryfa, a ty czekaj, na wypadek, gdyby Marry wróciła. Miejmy nadzieję, że nie było jej w domu, kiedy wybuchł pożar.
Kiedy Leon dotarł do biura Bigbiego, nie zastał w nim żywej duszy. Spanikowany, pobiegł do pubu, ale tam też nie znalazł szeryfa. W końcu, załamując gorączkowo ręce, wpadł na Bigbiego przed bistrem.
- Szeryfie, - jął sapać jak pies po przebiegnięciu sporego dystansu.
- dom Krwawej Marry płonie. Są ofiary, Woody, Bezimienna, być może jeszcze ktoś.
- Spokojnie Leon, złap najpierw oddech.
Kiedy się uspokoił, opowiedział Bigbiemu, co zobaczył w lesie. Natychmiast tam ruszyli, nie odzywając się do siebie ani słowem. Eliza klęczała przy okrytym paltem ciele Bezimiennej, zanosząc się płaczem. Leon podszedł do niej i pomógł wstać.
- No już głupia, czego ryczysz? Przecież to nie tobie stała się krzywda.
Eliza spojrzała na niego z wielkim wyrzutem i pogardą w oczach.
- Jak możesz być taki nieczuły? Ona była moją przyjaciółką. Precz z łapami dziadu, nie dotykaj mnie!
Bigbi nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Jeszcze niedawno narzekał, że jest niepotrzebny. A teraz? Jak na złość giną kolejni mieszkańcy Fable i wyglądało na to, że tylko on mógł powstrzymać kolejną tragedię.
Ostatnio zmieniony 10 sierpnia 2022, 12:51 przez Autsajder1303, łącznie zmieniany 3 razy.
- bodek
- Autor/ka zasłużony/a
- Posty: 3602
- Rejestracja: 18 grudnia 2012, 15:42
- Lokalizacja: Warszawa
- Srebrnych Pietruch: 1
- Wierszy miesiąca: 11
Re: Międzybajki - Rozdział 4 - Hocki klocki
ciekawa i wartka akcja. podobaś
- Gelsomina
- Autor/ka z pewnym stażem...
- Posty: 6005
- Rejestracja: 17 lipca 2014, 01:15
- Złotych Pietruch: 2
- Srebrnych Pietruch: 4
- Brązowych Pietruch: 1
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 1
- Honorowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 9
- Najlepsza proza: 0
Re: Międzybajki - Rozdział 4 - Hocki klocki
Zgadzam się z Bodkiem.
- Dany
- Administrator
- Posty: 19842
- Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
- Lokalizacja: Poznań
- Złotych Pietruch: 4
- Srebrnych Pietruch: 9
- Brązowych Pietruch: 11
- Kryształowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 24
Re: Międzybajki - Rozdział 4 - Hocki klocki
Co za drastyczne sceny!?
Ciekawie piszesz
- za "drewna" kropka
- "Ciszę" dużą literą
- przecinek przed "która" (przed wyrazami: który, która, którzy, którym, którego itd., a także połączenia wyrazowe typu w którym, do którego, na którą, podczas którego, za pomocą której, na podstawie którego itp. - stawiamy przecinek.)
- po "Kopciuszka" kropka
- można zapisać to tak:
Przez kilka ostatnich dni nie trzeźwiał, smród jego ubrań powoli stawał się uciążliwy, w dodatku czuł ogromny głód, który musiał jak najszybciej zaspokoić. W mieście była łaźnia, prowadzona przez siostry Kopciuszka. Bigbi zamówił długą kąpiel, w towarzystwie dwóch Elfich wróżek, które po wszystkim wyszły czerwone na twarzach, szepcząc do siebie i chichocząc, ewidentnie czymś podekscytowane.
- druhu piszemy przez samo "h"
G
- lepiej jest pisać wpierw czasownik, a po nim dopiero rzeczownik.
- przed "nie mogąc" przecinek ( imiesłowy zakończone na "ąć", "wszy" i "łszy", oddzielamy przecinkiem wraz z określeniem)
- Zostań tutaj - powiedział Leon, kładąc obok niej dubeltówkę - pójdę po szeryfa, a ty czekaj, na wypadek, gdyby Marry wróciła. Miejmy nadzieję, że nie było jej w domu, kiedy wybuchł pożar.
Ciekawie piszesz
- przecinek po "psiakrew" (tego nie da się wykrzyczeć jednym tchem)Psiakrew żyć nie dają.
- przecinek przed "co" ( rozdzielenie czasowników)- Nie dziaduj, tylko leć zobaczyć co się stało, może trzeba komuś pomocy.
- przecinek przed "że"Nie było słychać żadnych ptaków ani owadów, nawet wiatr nie szeleścił liśćmi, co sprawiło że na skórze Leona wykwitła gęsia skórka.
Zbliżając się do domu Marry, jego nozdrza wypełniał ostry, duszący zapach palonego drewna, ciszę która kilka sekund temu przyprawiła go o dreszcze, zakłócił syk i trzask płomieni, wysokich na kilka metrów.
- za "drewna" kropka
- "Ciszę" dużą literą
- przecinek przed "która" (przed wyrazami: który, która, którzy, którym, którego itd., a także połączenia wyrazowe typu w którym, do którego, na którą, podczas którego, za pomocą której, na podstawie którego itp. - stawiamy przecinek.)
- przecinek przed "czego" (rozdzielamy czasowniki)Jak w hipnotycznym tańcu, obracały w popiół wszystko czego dosięgły.
- za "go" brakuje "po"Leon poznał go urżniętych palcach lewej dłoni.
- sposób* - literówka (brakuje "s")Wygląda na to, że Colin jednak próbował się w jakiś posób bronić, a morderca miał problem z wciągnięciem go na tę belkę.
- za dużo "których"Przez kilka ostatnich dni nie trzeźwiał, smród jego ubrań powoli stawał się uciążliwy, w dodatku czuł ogromny głód, który musiał jak najszybciej zaspokoić. W mieście była łaźnia, którą prowadziły siostry Kopciuszka, Bigbi zamówił długą kąpiel w towarzystwie dwóch Elfich wróżek, które po wszystkim wyszły czerwone na twarzach, szepcząc do siebie i chichocząc, ewidentnie czymś podekscytowane.
- po "Kopciuszka" kropka
- można zapisać to tak:
Przez kilka ostatnich dni nie trzeźwiał, smród jego ubrań powoli stawał się uciążliwy, w dodatku czuł ogromny głód, który musiał jak najszybciej zaspokoić. W mieście była łaźnia, prowadzona przez siostry Kopciuszka. Bigbi zamówił długą kąpiel, w towarzystwie dwóch Elfich wróżek, które po wszystkim wyszły czerwone na twarzach, szepcząc do siebie i chichocząc, ewidentnie czymś podekscytowane.
- przed "druhu" przecinek- No co jest stary druchu, chyba nie zeżresz kumpla?
- druhu piszemy przez samo "h"
- w didaskalia, gdy nie wiemy, kto i jak powiedział, stawiamy kropkę i po myślniku dużą literą.(- Do stolika itd.)- Można się przysiąść? - do stolika Bigbiego podeszła jakaś postać, miała na sobie płaszcz, a twarz zasłaniał głęboki spiczasty kaptur.
- tu wiemy, że powiedziała kobieta, więc niepotrzebna jest kropka za "nieistotne", a "odrzekła" małą literą- Myślę, że to teraz nieistotne. - Odrzekła kobieta, zajmując puste krzesło naprzeciw Bigbiego.
G
- przecinek przed "bo"adaj kim jesteś i czego chcesz bo nie mam czasu na pierdoły.
- niepotrzebna kropka po "powodzenia" i "odrzekł" małą literą- Powodzenia. - Odrzekł sucho Bigbi.
Leon niedorajdo, leć po jakąś pomoc! - wrzeszczała Eliza, nie mogąc ustać w miejscu.- Leon niedorajdo, leć po jakąś pomoc! - Eliza wrzeszczała nie mogąc ustać w miejscu.
- lepiej jest pisać wpierw czasownik, a po nim dopiero rzeczownik.
- przed "nie mogąc" przecinek ( imiesłowy zakończone na "ąć", "wszy" i "łszy", oddzielamy przecinkiem wraz z określeniem)
- przed "Trzymając" niepotrzebny myślnik, a za "szoku" postawiłabym dwukropek- Trzymając się za głowę, powtarzała co chwilę jak dziecko, w kompletnym szoku.
- To się nie dzieje naprawdę, to tylko sen, za chwilę się obudzisz we własnym łóżku. To się nie dzieje naprawdę... Leon!
- Jeśli didaskalia dzielą zdanie na 2 lub więcej części, to zapisujemy tak:- Zostań tutaj, - Powiedział Leon, kładąc obok niej dubeltówkę.
- Pójdę po szeryfa, a ty czekaj, na wypadek gdyby Marry wróciła. Miejmy nadzieję, że nie było jej w domu, kiedy wybuchł pożar.
- Zostań tutaj - powiedział Leon, kładąc obok niej dubeltówkę - pójdę po szeryfa, a ty czekaj, na wypadek, gdyby Marry wróciła. Miejmy nadzieję, że nie było jej w domu, kiedy wybuchł pożar.
- czy nie powinno być "przed bistrem"?. W końcu, załamując gorączkowo ręce, wpadł na Bigbiego przed bistro.
- Szeryfie - jął sapać jak pies po przebiegnięciu sporego dystansu - dom Krwawej Marry płonie. Są ofiary, Woody, Bezimienna, być może jeszcze ktoś.- Szeryfie, - jął sapać jak pies po przebiegnięciu sporego dystansu.
- dom Krwawej Marry płonie. Są ofiary, Woody, Bezimienna, być może jeszcze ktoś.
- przecinek przed "co" (rozdzielamy czasowniki)Bigbi nie wiedział co o tym wszystkim myśleć.
Oczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.
- Dany
- Administrator
- Posty: 19842
- Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
- Lokalizacja: Poznań
- Złotych Pietruch: 4
- Srebrnych Pietruch: 9
- Brązowych Pietruch: 11
- Kryształowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 24
Re: Międzybajki - Rozdział 4 - Hocki klocki
Koniec miesiąca, utwór przenoszę do Prozy. Tam też można czytać, komentować i odpowiadać na komentarze.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Oczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.