Mama ciągle była zajęta pracą, a to w domu, a to w ogródku albo przy kurach na podwórzu. Codziennie na stolnicy wyrabiała ciasto na domowy makaron, sypała mąkę, formowała ją na kształt góry wulkanicznej, do otworu wlewała trochę wody i wbijała jajka. Potem wyrabiała ciasto, wałkowała je cienko, a na koniec kroiła ostrym nożem na drobniutkie niteczki. Od tego krojenia miała kilka starych blizn na palcach.
Jej makaron był najdelikatniejszy w świecie, co do tego nie miałem wątpliwości. Również mizeria z ogórków była cienko pokrojona, z czego mama była dumna. Lubiłem jej asystować w kuchni podczas gotowania, oczywiście raczej symbolicznie, podając tylko produkty. Mogliśmy wtedy swobodnie porozmawiać, bo zazwyczaj nie miała na to czasu. Jeszcze wieczorami musiała się przygotowywać do lekcji i sprawdzać uczniowskie zeszyty. Zarówno te ładnie oprawione w papier, jak i te usmolone i wymięte, „jak z gardła wyjął”, czyli kajety chłopaków.
Nigdy nie lekceważyła tego zajęcia, wszystkie zeszyty były starannie sprawdzane na bieżąco, błędy podkreślone czerwoną kredką. Nigdy nie zaniedbywała tego pedagogicznego obowiązku. Teraz miała trochę więcej czasu, bo ojciec sprzedał krowę i już nie hodował świni. Ograniczał przed wyjazdem do miasta gospodarstwo, pozostało tylko stado kur karmazynów. Ale jeszcze było dużo pracy na szkolnym polu, gdzie rosły kartofle, buraki i tytoń. Zaraz po śniadaniu mama myślała o obiedzie.
Ciągle martwiła się, czy starczy chleba, wędlin, masła. Nasz wiejski sklepik był słabo zaopatrzony i ojciec jeździł pekaesem do pobliskiego miasta, Pińczowa, aby zaopatrzyć się w potrzebne wiktuały. Kiedy jeszcze mieliśmy krowę, to sam wyrabiał masło. Często wieczorami przy zachodzie słońca, kiedy niebo zabarwiało się na ciężką czerwień, piłem mleko prosto od krowy, jeszcze ciepłe i pieniste. Siedzieliśmy na progu ganku, często w towarzystwie dziadka, który przyjeżdżał w odwiedziny.
Najbardziej niepokoiła się o wodę. Najbliższa studnia, znajdowała się w obejściu księdza proboszcza po drugiej stronie drogi. Ale ojciec nie lubił tam zachodzić, bo proboszcz niezbyt chętnym okiem patrzył na intruza. A czasami po prostu furta w ogrodzeniu plebanii była zamknięta. Dlatego mama miała zawsze kilku starszych uczniów w pogotowiu, których prosiła o przyniesienie wody ze wsi. Chłopaki schodzili w dolinę, brali gruby mocny kij, który wkładali pod kabłąk wiadra z wodą i we dwóch drapali się pod górę.
Zapraszamy do głosowania na Wiersz Miesiąca II/24
Rozpoczynamy anonimowo konkurs - opowiadanie w temacie: "Zasłyszane opowieści"
Rozpoczynamy anonimowo konkurs- DRABBLE - w temacie "Telefon"
Brak wody
Moderator: Redakcja
- Z. Antolski
- Autor/ka wielce zasłużony/a
- Posty: 6489
- Rejestracja: 26 stycznia 2013, 10:13
- Lokalizacja: Kielce
- Złotych Pietruch: 1
- Srebrnych Pietruch: 2
- Brązowych Pietruch: 4
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1
- Kryształowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 9
- Najlepsza proza: 19
- Najciekawsza publicystyka: 6
Brak wody
- Z. Antolski
- Autor/ka wielce zasłużony/a
- Posty: 6489
- Rejestracja: 26 stycznia 2013, 10:13
- Lokalizacja: Kielce
- Złotych Pietruch: 1
- Srebrnych Pietruch: 2
- Brązowych Pietruch: 4
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1
- Kryształowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 9
- Najlepsza proza: 19
- Najciekawsza publicystyka: 6
Re: Mama
Tak, mama to dom.
Dzięki tcz za czytanie
- Dany
- Administrator
- Posty: 19640
- Rejestracja: 21 kwietnia 2011, 16:54
- Lokalizacja: Poznań
- Złotych Pietruch: 4
- Srebrnych Pietruch: 9
- Brązowych Pietruch: 11
- Kryształowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 24
Re: Mama
W szkole nie było wody? Trudne warunki mieliście. A jak z podlewaniem ogródka?
Mama miała tyle obowiązków, że nie miała czasu na rozmowy z Tobą. Ten czas zdobywałeś pomagając jej np. w przygotowaniu makaronu. Widać, że wiele godzin spędziłeś w kuchni, że tak dokładnie zapamiętałeś, jak robi się makaron.
Ciekawe wspomnienia. Jednak jest to tylko fragment wspomnień o mamie, a tytuł sugeruje, jakby to było wszystko, co masz do powiedzenia o mamie.
Oczekujesz komentarza do swojego utworu - inni także oczekują tego od Ciebie.
- Z. Antolski
- Autor/ka wielce zasłużony/a
- Posty: 6489
- Rejestracja: 26 stycznia 2013, 10:13
- Lokalizacja: Kielce
- Złotych Pietruch: 1
- Srebrnych Pietruch: 2
- Brązowych Pietruch: 4
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1
- Kryształowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 9
- Najlepsza proza: 19
- Najciekawsza publicystyka: 6
Re: Mama
no tak, nie znalazłem dobrego tytułu.
W ogródku liczyliśmy na deszcz
- elafel
- Młodszy administrator
- Posty: 18138
- Rejestracja: 16 listopada 2007, 20:56
- Lokalizacja: Poznań
- Złotych Pietruch: 15
- Srebrnych Pietruch: 17
- Brązowych Pietruch: 21
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 2
- Kryształowych Dyń: 3
- Wierszy miesiąca: 15
- Najlepsza proza: 7
- Najciekawsza publicystyka: 1
Re: Brak wody
Znam smak mleka prosto od krowy, to jest smak nieporównywalny do niczego. I mleko takie prosto od krowy, też inaczej pachnie.
Lubię czytać te twoje wspomnienia, są takie realistyczne, aż mnie wzięło na wspominki.
Pozdrawiam
Ela
- Z. Antolski
- Autor/ka wielce zasłużony/a
- Posty: 6489
- Rejestracja: 26 stycznia 2013, 10:13
- Lokalizacja: Kielce
- Złotych Pietruch: 1
- Srebrnych Pietruch: 2
- Brązowych Pietruch: 4
- Tematyczny Konkurs na Wiersz: 1
- Kryształowych Dyń: 1
- Wierszy miesiąca: 9
- Najlepsza proza: 19
- Najciekawsza publicystyka: 6
Re: Brak wody
Dzięki Ela...
I o to chodzi, żeby wspominać
- Tajfumerang
- Autor/ka z pewnym stażem...
- Posty: 429
- Rejestracja: 27 marca 2016, 10:38
- Najlepsza proza: 1
Re: Brak wody
Miło i wciągająco. Mleko prosto od krowy - mmmmmm... Jak ja tęsknię do tych krów prababci, koni, studni z żurawiem...
Myślę pozytywniej, działam efektywniej.
- Przemysław Piotrowicz
- Autor/ka wielce zasłużony/a
- Posty: 1377
- Rejestracja: 01 marca 2008, 22:01
- Lokalizacja: z południa
- Wierszy miesiąca: 2
Re: Brak wody
Bardzo barwna, wyraźna pocztówka z przeszłości. Wbrew pozorom nie tak bardzo odległej. Nie które opisane przez Ciebie drogi Z. rytuały, również siedzą w mojej pamięci.
Co do stylu i wprawnego pióra Autora, powtarzał się nie będę.