Nieraz dopada cię stan bezsilności,
gdy nieproszony pojawia się znikąd
ktoś, kto jest blisko i jakby się prosił
małej jałmużny, a wziąwszy ją – zniknął.
Nigdy nie powie wprost, o co mu chodzi,
tylko wciąż wskrzesza bojaźni obrazy;
niepostrzeżenie się skrada jak złodziej,
chcąc, by się zjawy śmiertelnie przerazić.
Czujesz na plecach złowrogie oddechy,
dreszcze na skórze pobudza fantazja,
strach na panikę się w oczach zamienił,
twarz przerażona jak płótno pobladła.
Ciało zdrętwiałe, zroszone od potu
spływającego strużkami po twarzy
zwilża kąciki ust, abyś mógł poczuć
przedsmak – co może się zaraz wydarzyć.
Lepiej by było maszkary nie drażnić,
spojrzeć z pokorą na postać z zaświatów.
Może to tylko jest twór wyobraźni,
efekt uboczny mrocznego klimatu?
Nie dziw się nadto, gdy patrząc za siebie,
dojrzysz sumienia lustrzany duplikat,
który jak echo powraca dręczeniem,
że choć istniejesz, umarłeś dla życia.